’- Zmiana klimatu to coś bardziej odległego od codzienności niż smog, ale postępuje ona bardzo szybko i konsekwencje mogą być katastrofalne, niepomiernie gorsze niż smogowe – mówi fizyk Marcin Popkiewicz, autor książek “Rewolucja energetyczna. Ale po co”, czy “Nauka o klimacie”. O wyzwaniach stojących przed ludzkością opowiadał podczas Weekendu dla Klimatu, organizowanego przez Fundację Aeris Futuro w Ambasadzie Krakowian.
To, że klimat się zmienia wie lub czuje już prawie każdy, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że emisje gazów cieplarnianych i emisje odpowiedzialne za smog to dwie różne rzeczy. Nic dziwnego: pojęcie “smogu” (bo tak zwykliśmy je wygodnie nazywać) i zmiany klimatu mylą lub mieszają sami urzędnicy, politycy, czy dziennikarze.
Dwie różne grupy związków, podobne źródła
Mówiąc o smogu, mamy na myśli przede wszystkim pył zawieszony PM10 i PM2,5, wraz ze wszystkimi substancjami, które w pyle znajdziemy, na przykład benzo[a]pirenem. Toksyczne powietrze zawiera też inne związki chemiczne: dwutlenek azotu (NO2), dwutlenek siarki (SO2), ozon (O3) czy tlenek węgla (CO).
Najbardziej znaną przyczyną zmiany klimatu jest z kolei emisja tak zwanych gazów cieplarnianych, czyli głównie dwutlenku węgla (CO2), metanu (CH4) oraz podtlenku azotu (N2O).
-To są różne grupy związków, ale zarówno emisje gazów cieplarnianych jak i zanieczyszczeń powietrza odpowiedzialnych za smog mają w lwiej części wspólną przyczynę: spalanie. Dwutlenek węgla pochodzi głównie ze spalania paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu. Smog bierze się z kopciuchów, rur wydechowych, czyli także powstaje w wyniku spalania – wyjaśnia Marcin Popkiewicz. – Jeśli podejmujemy działania, żeby ograniczyć smog, czyli emisję zanieczyszczeń z paliw konwencjonalnych, to dążymy do mniejszego spalania, większej efektywności energetycznej, stosowania czystych źródeł energii, a zatem ograniczamy też emisję dwutlenku węgla i metanu.
Działa to też w drugą stronę: jeśli rozwiązalibyśmy problem zmiany klimatu przez wyeliminowanie emisji dwutlenku węgla ze spalania paliw kopalnych, to oznaczałoby to, że zaprzestalibyśmy spalania węgla i produktów ropopochodnych. A ile wówczas mielibyśmy emisji z “kopciuchów” i rur wydechowych? Poza emisjami ze spalania drewna nie mielibyśmy jej w ogóle (traktując palenie śmieciami jako zupełnie nieakceptowalne ze względów zdrowotnych). O ile smog i gazy cieplarniane to dwie różne rzeczy, o tyle mają wspólne korzenie w spalaniu i działanie na rzecz eliminowania jednego problemu pozwalają w znaczącym stopniu wyeliminować drugi.
Czy to oznacza, że zanieczyszczenie powietrza samo w sobie w żaden sposób nie wpływa na zmianę klimatu? Nie do końca, bo można znaleźć wspólne elementy – na przykład węgiel (black carbon), stanowiący jeden ze składników drobnego pyłu zawieszonego, pochłania promieniowanie słoneczne i podczerwone w atmosferze, tym samym wpływając na ocieplenie klimatu.
Z drugiej strony, emitowane do atmosfery tlenki siarki i azotu w wyniku różnych reakcji chemicznych tworzą aerozole siarczanowe i azotanowe, których obecność w atmosferze działa na klimat chłodząco. Po pierwsze, bezpośrednio – zawieszone w powietrzu cząstki odbijają część padającego na Ziemię promieniowania, czyli zwiększają albedo planety (tzw. bezpośredni efekt aerozolowy). Po drugie, pośrednio: im więcej cząstek aerozolu mogących służyć jako niezbędne do powstawania kropelek chmurowych jądra kondensacji, tym zarówno czas życia, jak i albedo chmur są większe, co przekłada się na silniejszy efekt chłodzący (tzw. pośredni efekt aerozolowy). W sumie chłodzący wpływ aerozoli jest szacowany nawet na 0,7°C (z dużym stopniem niepewności w obydwie strony).
Zagrożona sprawność intelektualna
Dlaczego tyle słyszymy o obecności smogu, a dwutlenku węgla niekoniecznie? Po pierwsze, smog w polskich miejscowościach jest tak intensywny, że do jego wykrycia nie potrzeba specjalnych detektorów, lecz wystarczą własne oczy i węch. Gazy cieplarniane są zaś dla naszych oczu niewidoczne i bezwonne – a jakoś tak mamy, że jak czegoś nie widzimy, to wydaje nam się, że tego nie ma, a w każdym razie trudniej jest się tym przejąć.
– Problemy docierają do nas wtedy, kiedy przekładają się na nasze życie, na przykład na stan zdrowia. Smog nas przejmuje, bo uświadamiamy sobie, co filtrujemy własnymi płucami i jak to wpływa na organizm nasz i naszych dzieci. Zmiana klimatu to coś bardziej odległego od codzienności, rozproszonego, przesuniętego w czasie, chociaż w praktyce postępuje bardzo szybko i konsekwencje mogą być katastrofalne, dużo gorsze niż smogowe – zaznacza współautor portalu Nauka o Klimacie. – Ale smog czujesz i widzisz, gazów cieplarnianych – nie.
Fakt: efekty smogu można odczuć na swoim zdrowiu już po krótkim narażeniu, podczas gdy dwutlenek węgla w obecnym stężeniu w powietrzu nie wpływa na nie bezpośrednio. Negatywny wpływ na nasze samopoczucie, na przykład sprawność intelektualną, ma stężenie CO2 dopiero przekraczające 600 ppm (cząsteczek na milion cząsteczek powietrza). Kto siedział w ciasnej, zatłoczonej i dusznej sali, a powieki same mu opadały wie, o co chodzi.
Stężenie CO2 przed rewolucją przemysłową wynosiło około 280 ppm, obecnie wzrosło do średnio ok. 410 ppm, co jest poziomem najwyższym od wielu milionów lat i szybko rośnie dalej. Spalając dalej paliwa kopalne do końca stulecia w scenariuszu Biznes-jak-zwykle osiągniemy stężenie CO2 rzędu 1000 ppm, a w kolejnym stuleciu nawet 2000 ppm – na „świeżym powietrzu”. W miastach i budynkach będzie ono jeszcze wyższe.
Niektórzy znajdują pocieszenie w fakcie, że w warunkach wyższych stężeń CO2 roślinom będzie żyło się lepiej. – Cóż, my nie jesteśmy roślinami, choć trzeba przyznać, że przy tak wysokich koncentracjach CO2, jakie osiągniemy, jeśli osoby głoszące dalsze nieograniczone spalanie kopalnych postawią na swoim, intelektualnie zdecydowanie do roślinek się zbliżymy – nie kryje ekspert.
– Warto zauważyć, że gdy mówimy o gazach cieplarnianych, nie liczą się emisje chwilowe, tak jak w przypadku smogu. Mierzymy i informujemy, że dzisiaj jest smog, jutro nie. Dwutlenek węgla ma inaczej: liczy się to, ile w sumie go wpompujemy do atmosfery. Na koniec dnia zmiana klimatu będzie taka sama, niezależnie od tempa emisji – podkreśla fizyk. Zmiana klimatu będzie praktycznie taka sama, niezależnie czy utrzymamy emisje na obecnym poziomie przez ileś lat, czy spalimy taką samą ilość paliw kopalnych dwukrotnie szybciej w o połowę krótszym czasie, czy też zetniemy emisje o połowę, ale utrzymamy je dwukrotnie dłużej.
To nie jest kwestia wiary
Spalanie konwencjonalnych paliw jest źródłem zarówno smogu, jak i zmiany klimatu, tymczasem świat zużywa dziennie tyle ropy, że mogłaby wypełnić beczkę wielkości wieża Eiffla i tyle węgla, że można by z niego codziennie usypać mniej więcej piramidę Cheopsa. Jeśli chodzi o węgiel, druzgocący jest też bilans ekonomiczny: Polska dokłada 10 miliardów złotych rocznie do jego wydobycia – wyliczał Popkiewicz podczas Weekendu dla Klimatu.
– Bawi mnie, gdy słyszę pytanie: czy wierzysz w globalne ocieplenie? To trochę tak, jakby pytać, czy wierzę w elektrony. To nie kwestia wiary lecz badań naukowych! Nauka jest dyktaturą dowodów, faktów i obserwacji. Nie ma liczącej się organizacji naukowej, która neguje globalne ocieplenie – mówi. – Oceany w ostatnich dekadach ogrzewają się do tego stopnia, że gdyby to przeliczyć na grzałki w postaci bomby atomowej w Hiroshimie, musiałyby wybuchać cztery na sekundę – zauważa.
Widzimy coraz większą mobilizację społeczeństwa w walce ze smogiem i taka sama musi mieć miejsce w ochronie klimatu. Fizyk podsumowuje: – Nasi dziadkowie walczyli w wojnie, rodzice z komunizmem, a my co powiemy naszym dzieciom i wnukom? “Sorry, nie daliśmy rady…”. „To było dla nas za trudne…”? Potrzebujemy systemowych rozwiązań i zmian legislacyjnych, a żeby one nastąpiły, musimy pokazać, że tego właśnie chcemy. Wtedy politycy też zaczną chcieć.
FOT. Shutterstock/Rawpixel.com