Według badań naukowców ze Stanów Zjednoczonych śnieg znajdujący się na Antarktydzie nadal promieniuje chlorem-36, pochodzącym z testów jądrowych prowadzonych na Pacyfiku.
Próbki, w których odkryto niespodziewanie wysoki poziom radioaktywnego pierwiastka, pobrano w pobliżu stacji badawczej Wostok, znajdującej się we wschodniej części Antarktydy.
Rezultaty badań są o tyle zadziwiające, że – według wcześniejszych oczekiwań – po jądrowych próbach z lat 50-tych i 60-tych nie powinno być już śladu, a poziom chloru-36 powinien być porównywalny do stanu sprzed testów prowadzonych m.in. przez USA i Francję. Tak stało się w przypadku innych radioaktywnych izotopów, związanych z próbami jądrowymi, jednak nie w odniesieniu do chloru.
Radioaktywny chlor
Chlor-36 jest radioaktywnym izotopem, który występuje naturalnie w ziemskiej atmosferze, będąc efektem rozpadu innych pierwiastków. Jak tłumaczą naukowcy, może on być również efektem morskich prób jądrowych, powstającym w wyniku reakcji neutronów z cząsteczkami znajdującego się w wodzie chloru. Tak było w tym przypadku, a wyniesiony do atmosfery radioaktywny chlor został następnie wchłonięty m.in. przez antarktyczny lód.
Czytaj również: Skażenie atolu Bikini nawet dziesięciokrotnie większe niż w Czarnobylu. Radioaktywny spadek po armii USA
Naukowcy podkreślają, że mimo niespodziewanie wysokich stężeń izotopu nie stanowi on zagrożenia środowiskowego. Badanie rzuca natomiast nowe światło na właściwości chloru, który w formie radioaktywnego izotopu okazuje się zachowywać inaczej niż sądzono. Badacze przypuszczają, że wyjątkowo wysoki poziom pierwiastka może wynikać z lokalnej specyfiki miejsca pobrania próbek: obejmującej sposób cyrkulacji powietrza oraz względnie niskich opadów śniegu (w porównaniu z innymi regionami Antarktydy).
Źródło: American Geophysical Union
Zdjęcie: Shutterstock/Everett Historical