W maju tego roku Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna (NOAA) przewidywała, że tegoroczny sezon huraganów będzie ponadprzeciętny. Tymczasem przez cały lipiec i sierpień na Oceanie Atlantyckim panował zupełny spokój. Czy taki spokój potrwa do końca sezonu?
Zapowiadało się groźnie
24 maja NOAA (odpowiednik naszego IMiGW) obwieściła, że tegoroczny sezon huraganów na Oceanie Atlantyckim będzie ponadprzeciętny. W praktyce będzie to oznaczać, że pojawi się większa niż zwykle liczba huraganów. Do tego możliwość uderzenia huraganu czwartej lub nawet piątej kategorii. Instytucja oszacowała, że istnieje 65 proc. szans na to, iż sezon 2022 będzie mocniejszy niż zwykle. Jednocześnie oszacowano jedyne 10 proc. prawdopodobieństwo, że sezon będzie słaby.
Jak można zauważyć na powyższej grafice, NOAA oceniła, że 6 do 10 sztormów tropikalnych stanie się w tym roku huraganami pierwszej lub drugiej kategorii. Co najmniej trzy sztormy urosną do siły huraganu przynajmniej trzeciej kategorii w skali Saffira-Simpsona. Skala ta liczy pięć stopni, których miarą jest prędkość wiatru, jaką generuje cyklon tropikalny. Od 119 km/h (pierwsza kategoria) do prędkości wyższych niż 250 km/h (huragan piątej kategorii). Te przewidywania mogą być omylne, ale są bardzo ważne dla bezpieczeństwa kraju. „Wczesne przygotowanie i zrozumienie ryzyka jest kluczem do bycia odpornym na huragany i gotowym na zmiany klimatyczne”, powiedziała sekretarz handlu Gina M. Dondra.
Prognozy te były jak najbardziej uzasadnione, jak i komunikaty poszczególnych osób. Wystarczy przypomnieć sztorm tropikalny Alex, który powstał u wybrzeży Jukatanu. I choć nie stał się huraganem, to mieszkańcy Kuby i Florydy odczuli uderzenie tego żywiołu, o czym więcej można przeczytać tutaj.
Skąd takie prognozy?
Najważniejszą przesłanką jest oczywiście globalne ocieplenie. Choć naukowcy nie prognozują, że ogólna liczba huraganów wzrośnie, to wzrośnie udział silnych cyklonów. Ponadto padać będą rekordy prędkości wiatru i ilości opadów. W 2016 roku w czasopiśmie Science napisano: „Oczekujemy, że intensywność cyklonów tropikalnych będzie wzrastać wraz z ociepleniem, dotyczy to średniej ich siły, jak i przypadków ekstremalnych, tak, że najsilniejsze przyszłe cyklony będą przekraczać swoją siłą te z przeszłości.”
Powodem będą coraz cieplejsze wody środkowego Atlantyku. Aby powstał huragan, woda do głębokości przynajmniej 50 metrów musi mieć 27oC i więcej. Skoro klimat się ociepla, to coraz większe powierzchnie wód będą taką temperaturę miały. Dłuższe będą też okresy, kiedy takie temperatury będą występować. Sytuacja te zresztą wpłynie nie tylko na tropikalne cyklony, ale też na te pozatropikalne, zwane u nas orkanami. Zima 2021/22 był tego świetnym przykładem.
Innym ważnym czynnikiem jest pacyficzny cykl ENSO, który wpływa na rozkład temperatur, a tym samym na siłę sezonu huraganów. Jednak istotną rolę odgrywają tutaj wiatry. Na Atlantyku La Niña sprawia, że wiatry w górnej warstwie atmosfery są słabsze. To powoduje usunięcie bariery dla formowania się huraganów. Inaczej jest w przypadku El Niño, kiedy wiatry te stają się silniejsze i zakłócają pionowy ruch powietrza. Mówiąc prościej, huragany lubią powstawać w spokojnej atmosferze. Dzięki temu łatwiej formuje się konwekcyjny układ chmur w całej kolumnie troposfery tworzący spiralny, cykloniczny ruch powietrza. Ten ruch jest oczywiście zasilany energią cieplną oceanu.
Słaby przebieg sezonu
Po uderzeniu sztormu Alex zapanowała cisza. Sezon był niezwykle słaby, ale to w żadnym razie nie uspokoiło czujności służb. Na początku sierpnia NOAA zakomunikowała, że choć sezon jest słaby, to nie należy bagatelizować sytuacji. „Właśnie wchodzimy w szczytowe dla rozwoju huraganów miesiące od sierpnia do października, i przewidujemy, że kolejne burze są w drodze”, powiedział administrator NOAA Rick Spinrad. „NOAA jest gotowa dostarczyć terminowe i dokładne prognozy oraz ostrzeżenia, aby pomóc społecznościom przygotować się przed zbliżającymi się burzami”, dodał Spinrad.
Na początku sierpnia NOAA nieznacznie zmieniła prognozy dotyczące tegorocznego sezonu, zmniejszając prawdopodobieństwo ponadprzeciętności sezonu z 65 na 60 proc. Do końca sierpnia powstały trzy burze tropikalne: wspomniany wyżej Alex, a następnie na początku lipca Bonnie i Colin. Na uwagę zasługuje burza tropikalna Bonnie, gdyż jest to pierwsze od 2016 roku zjawisko, które przemieściło się nad Mezoameryką, i kontynuowało swoją drogę przez północny Pacyfik. Tam jako jedyny jak na razie układ, stał się huraganem. W szczytowym momencie Bonnie uzyskał poziom trzeciej kategorii, po czym szybko osłabł, i się rozproszył.
Co jest przyczyną tak spokojnego sezonu?
Badacze ocenili, że jak na razie ten sezon jest najspokojniejszy od 30 lat, gdyż od 3 lipca do końca sierpnia nie powstała żadna burza tropikalna, żaden huragan. Jednak historia pokazuje, że tegoroczny sezon wcale słaby może nie być. Według Kima Wooda, profesora z Uniwersytetu Stanowego Mississippi, indeks ACE sezonu huraganowego 2022 jest najniższy od 1992 roku. Skrót ACE oznacza Accumulated Cyclone Energy (skumulowana energia cyklonu), czyli indeks ACE podsumowuje jak długo trwają burze i jak intensywne się stają. Nie chodzi tu o tylko liczbę burz.
Dlaczego ten indeks jest taki słaby, skoro z jednej strony są wysokie temperatury oceanu i ujemna faza ENSO. Jak się okazuje, to nie wystarczy, aby bezproblemowo mogły formować się huragany. Problemem są wiatry wiejące znad Sahary, które transportują pustynny pył nad środkowy Atlantyk. Kiedy taki pył dociera nad Ocean Atlantycki w miejsce, gdzie tworzą się huragany, spada wilgotność powietrza. Atmosfera staje się zbyt sucha, by mógł uformować się cykloniczny układ. Do tego w grę wchodzi oddziaływanie na temperatury wód środkowego Atlantyku. Pył po prostu ogranicza ilość promieni słonecznych docierających po powierzchni Ziemi. To skutkuje albo zatrzymaniem wzrostu temperatury powierzchni oceanu, albo spadkiem temperatur, jeśli ilość pyłu jest duża.
Może być groźnie
Zdjęcia satelitarne NASA i NOAA pokazują, że w lipcu i sierpniu nadzwyczaj silne wiatry ze wschodu dostarczały nad wody Atlantyku ogromne ilości pyłów. Teraz jednak nastąpiła zmiana, i nad Atlantyk nie docierają już pyły znad Sahary. NOAA w tej chwili prognozuje uformowanie się co najmniej jednego huraganu. Ten sezon może więc zaskoczyć, bo przykłady z przeszłości pokazują, że nie należy tego bagatelizować. Rok 1992 także był bardzo spokojny, aż do 16 sierpnia, kiedy powstał Andrew – jeden z najsilniejszych huraganów w historii. Żywioł ten uderzając we Florydę miał piątą kategorię, z prędkością wiatru sięgającą 268 km/h. Zniszczył 25 tys. domów w południowo-wschodniej Florydzie, a całościowe straty w USA (jak na tamte czasy ogromne) wyniosły 26,5 mld dolarów. Dziś mamy inny świat niż w 1992 roku, świat z dwukrotnie wyższymi temperaturami. Tak więc alarmizm NOAA jest jak najbardziej zasadny.