W Krakowie dzieją się ostatnio rzeczy fascynujące.
Otóż najpierw Przemysław Błaszczyk (RMF MAXXX) i Joanna Urbaniec (Gazeta Krakowska) opisali, jak badania prowadzone przez naukowców AGH i UJ wykazały, że na składowisku w Pleszowie – to część krakowskiej Nowej Huty, do której trafiają m. in. odpady z kombinatu – znaleziono wysokie zawartości metali ciężkich, np. ołowiu i arsenu. Tych, to w tej sprawie istotne, nie powinno tam być. I nie tylko nie powinno, ale też – przynajmniej na papierze – nie było.
W związku z tym w mieście zrodziło się pewne oburzenie, którego skutkiem była między innymi rezolucja rady miasta, która wzywała do przeprowadzenia kontroli w małopolskim WIOŚ. Taka rezolucja w oczywisty sposób zagroziła kierownictwu urzędu, które zdecydowało się działać i podjęło szereg kroków, które opiszę możliwie najkrócej, bo komentują się same..
Po pierwsze WIOŚ wystosował sprostowanie do tekstu Joanny Urbaniec, w którym napisał, że badania opisane w artykule są niezgodne z rozporządzeniem. W związku z czym „ich wyniki nie mogą służyć do oceny wpływu składowanych odpadów na środowisko.”
Po drugie WIOŚ uznał, że nie chce kontroli w WIOŚ. I napisał do tak zwanych wszystkich świętych z wnioskiem o wycofanie się z rezolucji, w której domagano się kontroli w WIOŚ.
Po trzecie – cytuję Gazetę Krakowską – „Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Krakowie poskarżył się władzom Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej na naukowców, którzy wykryli toksyczne substancje na składowiskach odpadów nowohuckiego kombinatu.”
Nie wiem, jaki będzie czwarty głupi krok, który małopolski WIOŚ zrobi w tej sprawie, ale oczekuję na niego z dużą niecierpliwością. Na ogół bowiem martwi mnie to, że inspekcja ochrony środowiska ma problemy z tym, by zapewnić w Polsce ochronę środowiska.
Pewne pocieszenie znajduję więc w tym, że zamiast tego potrafi przynajmniej rozbawić.
Fot. Joanna Urbaniec/Gazeta Krakowska.