W listopadzie 2020 Stany Zjednoczone oficjalnie wycofały się z Porozumienia Paryskiego, czyli międzynarodowego porozumienia, które ma doprowadzić do zahamowania zmiany klimatu. Wykreślenie USA z listy sygnatariuszy było decyzją byłego już prezydenta Donalda Trumpa.
Joe Biden pierwszego dnia kadencji podpisał dokumenty, które przywróciły USA do Porozumienia. Była to jedna z obietnic wyborczych Bidena.
Oficjalnie Stany Zjednoczone stały się częścią międzynarodowej umowy w piątek, 19 lutego.
„Porozumienie Paryskie to bezprecedensowa umowa, wyznaczająca ramy dla globalnych działań. Wiemy, ponieważ pomogliśmy je zaprojektować i urzeczywistnić” – napisał w oświadczeniu sekretarz stanu Antony Blinken. „Cel Porozumienia jest zarówno prosty, jak i ekspansywny: ma pomóc nam wszystkim uniknąć katastrofy klimatycznej, nadmiernego ocieplenia planety i uodpornić świat na skutki zmian klimatycznych, które już widzimy” – dodał. Podkreślił także, że klimat nie jest już „dodatkiem” do polityki, a priorytetem. „Jest to niezbędne w naszych dyskusjach na temat bezpieczeństwa narodowego, migracji, międzynarodowych wysiłków na rzecz zdrowia oraz w naszej dyplomacji gospodarczej i rozmowach handlowych” – napisał.
„Żaden kraj nie może walczyć ze zmianą klimatu sam” – skomentował na Twitterze John Kerry, specjalny wysłannik USA ds. klimatu.
Były szef dyplomacji USA mówił o walce z kryzysem podczas wirtualnej edycji Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. „Trzy lata temu naukowcy powiedzieli nam, że by uniknąć najgorszych skutków zmiany klimatu, nie możemy dopuścić do globalnego wzrostu temperatury o 1,5 stopni Celsjusza” – mówił Kerry i dodał: „Ci sami naukowcy powiedzieli nam, że mamy na to 12 lat. Więc teraz jesteśmy trzy lata później – to były trzy zmarnowane lata, głównie za sprawą naszego prezydenta.”
Zdjęcie: Benny Marty/Shutterstock