Rada Minstrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy popularnie nazywanej 10H. Chodzi o inwestycje w zakresie elektrowni wiatrowych. „Przepisy te stanowią kompromis pomiędzy możliwością rozwoju energetyki wiatrowej a potrzebami lokalnych społeczności” – twierdzi ministerstwo. Sprawdziliśmy szczegóły.
Ma być prościej, ale jednocześnie pod kontrolą. Duża odpowiedzialność za nowe inwestycje będzie przekazana na najniższy szczebel władzy – do samorządów. Minister Klimatu Anna Moskwa zaprezentowała 5 lipca 2022 r. rządowy projekt długo oczekiwanych zmian przepisów. Według ministerstwa przyjęcie tych zasad umożliwi powstanie nowych instalacji wiatrowych o łącznej mocy 6-10 GW.
– Dziś odblokowana została ustawa 10H. Tym samym otwieramy się na dialog z lokalnymi społecznościami, które będą mogły decydować o lokalizacji lądowych farm wiatrowych w swoim sąsiedztwie – podkreślała Anna Moskwa. Według minister klimatu, ustawa jest pierwszym elementem procesu podejmowania decyzji o lokalizacji i sposobie realizacji inwestycji w energetykę wiatrową na lądzie.
O tym, że wciąż 99,7% terenu Polski jest wyłączone spod inwestycji w ramach energetyki wiatrowej piszemy w naszym najnowszym cyklu – „Na lądzie”. Ustawa z 2016 r. zablokowała rozwój tego sektora. Jakie były argumenty rządzących? Niska efektywność wiatraków, hałas, obniżenie wartości gruntów oraz protesty mieszkańców. Trzy lata później pojawiły się pierwsze zapowiedzi liberalizacji tych przepisów. Jednak konkrety poznaliśmy dopiero dziś.
Ustawa 10H – najważniejsze propozycje zmian
- Decyzyjność przekazana do lokalnej władzy samorządowej. Nowe lokalizacje elektrowni wiatrowych będą ustalane poprzez miejscowe plany zagospodarowania przestrzeni (MPZP).
- Obowiązek uchwalenia MPZP wyłącznie dla obszaru oddziaływania inwestycji na otoczenie. Do tej pory taki obowiązek nakładano na cały obszar „10H”, czyli dziesięciokrotności odległości liczonej na podstawie wysokości całkowitej turbiny wiatraka. Ta sama zasada ma dotyczyć aktualizacji obowiązujących już planów miejscowych. To oznacza, że można będzie stosować mniej rygorystyczne ograniczenia, co ma uwolnić tereny pod inwestycje.
- Minimalna, bezwzględna odległość od budynku mieszkalnego ma wynosić 500 metrów. Szczegóły muszą być jednak zdefiniowane w ramach MPZP. Podstawą dla określania odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych będą m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko.
- Utrzymany zostanie zakaz lokalizacji elektrowni wiatrowych na obszarach parków narodowych, rezerwatów przyrody, parków krajobrazowych i obszarów Natura 2000. Obowiązek zachowania odległości pozostawiono w przypadku parków narodowych (10H) i rezerwatów przyrody (500 metrów).
Ustawa 10H czeka na zmiany: dobry kierunek
Bartłomiej Kupiec prawnik i ekspert stowarzyszenia „Z energią o prawie”, aprobuje zaproponowane zmiany. – Każda próba liberalizacji ustawy antywiatrakowej jest bardzo dobrym krokiem. Jak wiemy, niesławna ustawa i zawarta w niej zasada 10H zahamowała rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w Polsce w 2016 r. To m.in. przez to mamy obecnie tak wysokie ceny energii. Według analiz, gdyby energetyka wiatrowa nadal się rozwijała, to ceny oczywiście byłyby wyższe, ale nie tak drastycznie. Ta ustawa nigdy nie powinna była wejść w życie. Pewne ograniczenia były konieczne, aby nie było wolnej amerykanki. Jednak kształt przepisów po 2016 r. całkowicie zablokował energetykę wiatrową na lądzie – podkreśla Kupiec w rozmowie ze SmogLabem.
Zdaniem Kupca liberalizacja przepisów idzie w dobrym kierunku, jednak wskazuje na pewne mankamenty. – Niestety w mocy pozostaje „zasada 10H”, wiatraki nadal nie mogą powstawać w odległości od zabudowań mniejszej niż 10-krotność ich całkowitej wysokości. W praktyce dystans musi wynosić co najmniej dwa kilometry. Zasada 10 H nie będzie jednak już bezwzględna. W przygotowanym przez rząd przepisom wprowadzony zostaje wyjątek od tej zasady: turbiny wiatrowe będą mogły być lokalizowane w mniejszej odległości od zabudowań, jeżeli miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego (MZP) na to zezwoli. Warunek jest taki, że minimalna odległość od zabudowań nie może być mniejsza niż 500 metrów. Oprócz odległości minimalnej, czyli 500 metrów, podstawą do możliwości lokalizacji elektrowni będą inne dokumenty – wskazuje Kupiec.
Dodatkowe zadanie dla samorządów
Jeżeli chodzi o wspomniane dokumenty to mogą być to na przykład o wyniki decyzji oddziaływania na środowisko czy analizy wpływu hałasu podczas uchwalania planów miejscowych. Takie plany będą musiały obowiązywać na terenie oddziaływania inwestycji. – Jednak inwestor w porozumieniu z gminą będzie mógł sfinansować zmianę planu. To jest pewne uelastycznienie obowiązujących zasad, jednakże wymogi lokalizacyjne mogłyby być mniej surowe. Należy rozważyć, czy efektywniejszym rozwiązaniem nie byłoby zmniejszenie ww. ustawowej zasady odległościowej i oddanie większego władztwa w zakresie wyznaczania lokalizacji elektrowni wiatrowych gminom w ramach procedury planistycznej zmiany MPZP opracowywanej dla nowej elektrowni wiatrowej – wskazuje ekspert z którym rozmawiamy.
Zdaniem przedstawiciela stowarzyszenia należy minimalizować obciążenia biurokratyczne i dążyć do skrócenia procesów administracyjnych, nie zaniedbując jednocześnie interesów lokalnych społeczności.
Nowa procedura wymagać będzie zmian obowiązujących planów miejscowych lub stworzenia nowych. To z kolei generuje kolejną biurokrację, która w Polsce zahamowała wiele potrzebnych zmian. Trzeba zauważyć, że przerzucenie całkowitej odpowiedzialności za nowe elektrownie na władze lokalne może wywołać większą dyskusję. Jest to kolejny obowiązek dla samorządów.
Zielone miejsca pracy na horyzoncie
Jak te obawy ocenia Bartłomiej Kupiec ze Stowarzyszenia „Z energią o prawie”? – Moim zdaniem zrzucenie odpowiedzialności na samorządy to dobre rozwiązanie. Gminy i ich mieszkańcy powinny móc decydować o tym, czy farma wiatrowa powinna powstać czy nie. Ważnym jest także to, aby rozwijały się społeczności energetyczne np. spółdzielnie energetyczne czy klastry energii, które mogą stać się platformą współpracy między biznesem, obywatelami a samorządami gminnymi. To one umożliwią obywatelom inwestycje w energetykę wiatrową, która, jak wiemy jest wciąż droga do zrealizowania. Nowe inwestycje w energetykę wiatrową zwiększą bezpieczeństwo energetyczne gmin i stworzą „zielone” miejsca pracy- wskazuje nasz rozmówca.
– Oczywiście obawiam się zjawiska, które socjologicznie opisuje się, jako Not In My Backyard (z ang. nie na moim podwórku – red.). Wiem, że na przykład rolnicy i ludność na terenach wiejskich wciąż nie przekonali się do OZE. Pojawiają się tezy niepoparte badaniami. Dlatego rząd musi również zadbać o kwestię edukacji – podkreśla Kupiec.
Teraz nowelizacją ustawy zaproponowaną przez Radę Ministrów zajmie się Sejm. Prawdopodobnie odbędzie się to w trakcie okresu wakacyjnego.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/iSam iSmile