Udostępnij

Wiatraki na lądzie wciąż zamrożone. 99,7% terenu Polski wyłączone spod inwestycji

23.06.2022

Od kilku lat rząd obiecuje zmiany w przepisach, dzięki którym będzie można inwestować w wiatraki na lądzie. Głosowanie nad nowelą może odbyć się jeszcze przed przerwą wakacyjną. Czy to pomoże osiągnąć neutralność klimatyczną?

18,7 GW – taka jest moc zainstalowana odnawialnych źródeł energii w Polsce. Większość stanowi fotowoltaika, a wiatr to 38 proc. tej sumy. Największa farma wiatrowa na lądzie znajduje się w Potęgowie (woj. pomorskie) i ma 219 MW mocy. Na drugim miejscu znajduje się Margonin w woj. wielkopolskim – 120 MW, a na trzecim Banie (woj. zachodniopomorskie) z 53 turbinami o łącznej mocy 106 MW.

W sumie w Polsce mamy obecnie ok. 7,3 GW mocy zainstalowanej z wiatru.


Tekst jest częścią naszego nowego cyklu „Na lądzie”, w którym będziemy przyglądać się rozwojowi polskich farm wiatrowych, rozwiązaniom europejskim i potencjałowi energii z wiatru. Pokażemy miejsca, gdzie takie farmy już powstały. Porozmawiamy z samorządowcami, ekspertami i mieszkańcami. Wszystkie teksty będzie można znaleźć pod TYM LINKIEM.


Ta liczba może wzrosnąć jeszcze tylko do 10 GW i na tym się zatrzyma, jeśli rząd nie zliberalizuje tzw. ustawy odległościowej, która zamroziła rozwój energetyki wiatrowej na lądzie.

99,7 proc. obszaru Polski z zakazem budowy wiatraków

Cofnijmy się do 2016 roku. W czerwcu przyjęto ustawę, która wprowadziła zasadę 10H, mówiąca o tym, że wiatraki można budować w odległości równej 10-krotności ich wysokości od budynków mieszkalnych i terenów cennych przyrodniczo.

To w praktyce oznacza mniej więcej 1,5-2 km. Zasada działała również w drugą stronę: na terenie wokół elektrowni wiatrowych nie można budować domów. Te wiatraki, które powstały po 2016 roku, miały już wcześniej wydane pozwolenia.

Ustawą, która miała wtedy w rządzie ogromne poparcie, wyłączono 99,7 proc. obszaru Polski z inwestycji wiatrowych. Argumenty? Niska efektywność wiatraków, hałas, obniżenie wartości gruntów, protesty mieszkańców. Trzy lata później pojawiły się pierwsze zapowiedzi liberalizacji tych przepisów.

Wiatraki na lądzie na ścieżce do neutralności

„Chciałabym abyśmy zakończyli kompletny proces legislacyjny do końca tego roku” – mówiła w 2020 roku ówczesna minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. „Jeżeli skończymy proces rządowy w terminach konstytucyjnych, będziemy zachęcać parlament, aby pracował nad nią [ustawą] sprawnie. Natomiast chcielibyśmy, aby wszystkie głosy zostały wysłuchane” – dodała.

Emilewicz w rozmowie z PAP mówiła: „Jesteśmy jedynym państwem, w którym około 80 proc. energii jest wytwarzane z węgla. Przejście ścieżki do 2050 r. w stronę neutralności klimatycznej jest nie tylko finansowo niezwykle trudne, ale technologicznie niemal niemożliwe. Zatem musimy sobie stawiać cele, które są do osiągnięcia.”

Rekordowe wyniki

Dziś energii z węgla jest nieco mniej – ponad 70 proc. Wiatraki w wietrzne dni potrafią generować tyle energii, co elektrownie na węgiel brunatny. W styczniu turbiny wiatrowe wykręciły historyczny wynik: wytworzono ponad 2,5 TWh. Tak dobry wynik oznacza, że energetyka wiatrowa pracowała średnio z mocą ponad 3 400 MW, czyli z ok. 50-procentową produktywnością. W weekend 29-30 stycznia 2022 wiatraki zaspokajały nawet 35 proc. polskiego zapotrzebowania na energię.

W lutym kolejne rekordy: Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) podały 16 lutego, że o godz. 18:15 farmy wiatrowe pracowały mocą 6748,5 MW. Tego dnia z wiatru wyprodukowaliśmy 131,70 GWh, więcej niż z węgla brunatnego. Ogólnie przez cały luty z energetyki wiatrowej pochodziło aż 19,6 proc. wyprodukowanego w Polsce prądu. W kwietniu, podczas silnych wichur na początku miesiąca, generowaliśmy nawet ponad 140 GWh (4.04). Tego samego dnia produkcja energii z węgla brunatnego wyniosła 99,96 GWh. Z kamiennego – ponad 174.

10H kontra unijne cele

Mimo rekordów problem wiatraków pozostaje, nowela ustawy wiatrakowej wciąż nie została przyjęta, a czas na wypełnienie unijnych celów klimatycznych się kurczy. Komisja Europejska (KE) chce, żeby do 2030 roku emisje gazów cieplarnianych zmniejszyły się o 55 proc. Do 2050 roku cała wspólnota ma być neutralna klimatycznie. Wyliczyła w związku z tym, że UE musi zmniejszyć emisje z sektora energetycznego o 69-76 proc. w latach 2015-2030. 

Wkład Polski w ten wysiłek, niezależnie od zakładanego scenariusza, jest niższy niż średnia unijna.

 class=
Źródło: EMBER

„Wszystkie analizowane prognozy są zgodne, że moce wiatrowe na lądzie w Polsce muszą wzrosnąć do co najmniej 17 GW w 2030 r., przy czym bardziej ambitne ścieżki zakładają 22-27 GW. To dwa razy więcej niż jest to możliwe przy obowiązującej zasadzie 10H. To także dwa razy więcej niż to, co rząd zaproponował w Krajowym Planie na rzecz Energii i Klimatu – 9,6 GW wiatru na lądzie w 2030 roku” – pisze Paweł Czyżak w swojej analizie dla think-tanku Ember Climate.

Nawet 44 GW

Zdaniem analityków z Fundacji Instrat dobrze przeprowadzona liberalizacja 10H doprowadziłaby do zwiększenia dostępnego terenu pod wiatrowe inwestycje – z 0,28 proc. do ponad 7 proc. To teoretycznie mogłoby pozwolić na realizację 31-32 GW nowych elektrowni wiatrowych. Po modernizacji istniejących już turbin ta wartość może wzrosnąć nawet do 44 GW. Tyle z teorii.

W praktyce – według analityków Fundacja Instrat – nawet po liberalizacji zasady 10H, biurokracja wokół budowania nowych wiatraków będzie hamowała rozwój tej gałęzi OZE. Do 2030 roku będziemy mieli jedynie 12-13 GW mocy wiatrowej (choć rząd przekazuje optymistyczne prognozy, według których do 2030 będziemy mieć 20 GW z wiatru).

„Należy minimalizować narzut biurokratyczny i dążyć do skrócenia procesów inwestycyjnych, nie zaniedbując jednocześnie roli lokalnych społeczności” – sugeruje Instrat.

 class=
 class=

PEP2040 pomija wiatraki na lądzie

Wiatraki na lądzie zostały zmarginalizowane nie tylko w Krajowym Planie na rzecz energii i klimatu, o którym pisze Paweł Czyżak. Nie są również ważną częścią Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP2040) – to dokument, który wyznacza cele energetyczne dla kraju w perspektywie następnych kilkunastu lat. W wersji dokumentu opublikowanej w 2021 roku, czytamy, że „wzrost udziału tej technologii [energii wiatrowej na lądzie – od aut.] w bilansie energetycznym będzie mniej dynamiczny w porównaniu do poprzednich lat”. „Istotnym utrudnieniem w wykorzystywaniu energetyki wiatrowej jest brak zależności między ich pracą a zapotrzebowaniem na energię” – zapisano w dokumencie. Postawiono za to na wiatraki offshore, czyli te na morzu – do 2030 roku mamy osiągnąć 5,9 GW mocy zainstalowanej. Do 2040 – 11 GW.

PEP2040 w związku z wojną w Ukrainie, odcięciem dostaw gazu z Rosji i rekordowymi cenami surowców ma być zaktualizowany. Na razie opublikowano jednak tylko „założenia do aktualizacji”. „W perspektywie 2040 r. dążyć się będzie do tego, aby ok. połowa produkcji energii elektrycznej pochodziła z odnawialnych źródeł. Obok dalszego rozwoju mocy wiatrowych i słonecznych, zintensyfikowane będą działania mające na celu rozwój wykorzystania OZE niezależnych od warunków atmosferycznych, czyli wykorzystujących energię wody, biomasy, biogazu, czy ciepła ziemi” – czytamy.

Czy to oznacza odblokowanie energii wiatrowej?

KPO wymusi nowelę

Z samych „założeń do aktualizacji PEP2040” trudno to ocenić. Jednak minister klimatu i środowiska Anna Moskwa już kilka miesięcy temu mówiła: „Jestem zwolenniczką liberalizacji zasady 10H i umożliwienia rozwoju farm wiatrowych na lądzie, lecz w porozumieniu z lokalną społecznością”. Wtedy jeszcze nowelą zajmowało się Ministerstwo Rozwoju i Technologii. W kwietniu przeszła w ręce resortu klimatu i pełnomocnika rządu ds. OZE Ireneusza Zyski.

Z kolei w czerwcu poznaliśmy zaakceptowaną przez KE wersję Krajowego Planu Odbudowy. To dokument, w którym Polska zobowiązuje się do przeprowadzenia reform, dzięki którym uzyska unijne fundusze na odbicie gospodarki po pandemii COVID-19. Chodzi o 158,5 mld zł w formie dotacji i preferencyjnych pożyczek. Negocjacje nad ostateczną formą KPO trwały rok. Finalnie ustalono, że 42,7 proc. unijnego dofinansowania zostanie przeznaczone na zielone inwestycje. Na rozwój OZE – 5 mld euro. Na zrównoważony transport pójdzie 7,5 mld, a na poprawę jakości powietrza 3,5 mld.

Żeby jednak otrzymać pieniądze trzeba wprowadzić wpisane do KPO ustawy i nowelizacje. To tak zwane „kamienie milowe”. Jednym z nich jest odblokowanie inwestycji wiatrowych. Po akceptacji KPO przyjęcie nowelizacji jest więc już obowiązkiem.

Wiatraki 500 metrów od zabudowań

Nowe przepisy są gotowe już od roku, ale wciąż nie zostały przyjęte. Projekt nie zakłada likwidacji zasady 10H, tylko jej poluzowanie. Minimalna odległość od zabudowań zapisana w noweli do 500 metrów – żeby jednak wybudować wiatraki tak blisko od domów, samorządy będą musiały zawrzeć to w Miejscowych Planach Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Przed uchwaleniem planu będzie trzeba wykonać prognozę oddziaływań, uzgodnić ją z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska i przeprowadzić konsultacje społeczne w gminie oraz gminach sąsiednich.

Ireneusz Zyska poinformował w połowie czerwca, podczas konferencji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, że „Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, który został skierowany do dalszych prac Rady Ministrów i wkrótce zostanie skierowany do Parlamentu”.

Odległość od sieci, ochrona przyrody

W projekcie, który może być głosowany jeszcze przed przerwą wakacyjną, dodano ograniczenia związane z ochroną przyrody. „Modyfikacji uległo (…) brzmienie przepisu przejściowego dotyczącego przepisów stosowanych do wszczętych i niezakończonych postępowań o wydanie pozwolenia na budowę dla elektrowni wiatrowych – przesądzono mianowicie, że w takich przypadkach nie będą stosowane regulacje nakazujące uwzględniać odległość elektrowni wiatrowej od sieci” – wskazał Zyska.

W trakcie prac zaproponowano, żeby w przepisach uwzględnić normy określające odległość turbin od infrastruktury Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Mają znajdować się w odległości „równej lub większej od dwukrotności całkowitej wysokości turbiny wiatrowej lub trzykrotności średnicy wirnika, jeżeli odległość ta będzie większa”.

Polacy za wiatrakami

„Rozwój elektrowni wiatrowych jest kluczowy nie tylko z punktu widzenia celów klimatycznych, ale także bezpieczeństwa energetycznego. Jak pokazują wydarzenia z maja 2021 [wtedy nastąpiła poważna awaria elektrowni Bełchatów], duże jednostki konwencjonalne nie mogą być jego gwarantem – awaria w dużej elektrowni lub punkcie jej przyłączenia do sieci zagraża stabilności całego sytemu” – czytamy w opracowaniu Instratu.

„Jedynie rozproszone źródła odnawialne, w tym przede wszystkim elektrownie wiatrowe, mogą to bezpieczeństwo zapewnić. Problem staje się palący – Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) szacują, że po wygaśnięciu kontraktów rynku mocy w roku 2025, z Krajowego Systemu Elektroenergetycznego (KSE) zniknie 4,9 GW mocy, w latach 30-tych będzie to dalsze 13 GW”- czytamy. Jak wyjaśniają eksperci, poluzowanie zasady 10H jest kluczowe, a dalsze opóźnianie rozwoju wiatraków na lądzie wiązałoby się z kontynuacją wzrostu cen i importu energii.

Inwestycje w wiatraki mają również spore poparcie społeczne – tak wynika z sondażu Kantar dla Avaaz i ClientEarth. 79 proc. ankietowanych odpowiedziało, że chce zmiany prawa, które pozwoli jak najszybciej zacząć budować nowe moce wiatrowe. 11 proc. jest przeciw, a 10 nie ma zdania.

Wojna utrudni inwestycje w OZE?

Być może duże poparcie w sondażu jest efektem ubocznym wojny w Ukrainie. Rosyjski Gazprom w odpowiedzi na zachodnie sankcje, ogranicza dostawy gazu do Europy. Kurek dla Polski został zakręcony pod koniec kwietnia 2022. Plany rządu, żeby gaz stał się „paliwem pomostowym” w drodze do neutralności klimatycznej, zweryfikowała więc rzeczywistość. Najbliższe lata powinny być więc czasem inwestowania w elektrownię atomową i OZE.

Choć i to nie obejdzie się bez problemów – wiatraki, jak wszystko, drożeją. Również z powodu wojny. „Wojna to kolejny, negatywny czynnik, który sprawił, że ceny stali wzrosły o 40 proc. Rosja i Ukraina są dużymi dostawcami blachy walcowanej używanej przy konstrukcji wiatraków. Co prawda można pozyskać stal z innych kierunków, ale jest ona o połowę droższa” – pisze portal Wysokie Napięcie. Dodatkowym problemem jest brak pracowników na budowach. Przed wojną polskich budowach pracowało ok. 481 tys. obcokrajowców, w tym ok. 373 tys. obywateli Ukrainy. Około 30 proc. z nich wróciło do kraju po 24 lutego, po ataku Rosji na Ukrainę.

To nie zmienia jednak faktu, że energia wiatrowa jest wciąż tanim oraz dość łatwym do wybudowania źródłem energii. Gwarantuje Polsce także niezależność energetyczną. Która teraz, w obliczu katastrofy klimatycznej i wojny za wschodnią granicą, jest coraz istotniejsza.

Zdjęcie: K.H.Reichert/Flickr, logo: Tomasz Bartkowiak

Autor

Katarzyna Kojzar

Pisze o klimacie, środowisku, a czasami – dla odmiany – o kulturze. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Jej teksty ukazują się też m.in. w OKO.press i Wirtualnej Polsce.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partner portalu

Partner cyklu "Miasta Przyszłości"

Partner cyklu "Żyj wolniej"

Joanna Urbaniec

Dziennikarka, fotografik, działaczka społeczna. Od 2010 związana z grupą medialną Polska Press, publikuje m.in. w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim. Absolwentka Krakowskiej Szkoła Filmowej, laureatka nagród filmowych, dwukrotnie wyróżniona nagrodą Dziennikarz Małopolski.

Przemysław Błaszczyk

Dziennikarz i reporter z 15-letnim doświadczeniem. Obecnie reporter radia RMF MAXX specjalizujący się w tematach miejskich i lokalnych. Od kilku lat aktywnie angażujący się także w tematykę ochrony środowiska.

Hubert Bułgajewski

Ekspert ds. zmian klimatu, specjalizujący się dziedzinie problematyki regionu arktycznego. Współpracował z redakcjami „Ziemia na rozdrożu” i „Nauka o klimacie”. Autor wielu tekstów poświęconych problemom środowiskowym na świecie i globalnemu ociepleniu. Od 2013 roku prowadzi bloga pt. ” Arktyczny Lód”, na którym znajdują się raporty poświęcone zmianom zachodzącym w Arktyce.

Jacek Baraniak

Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Ochrony Środowiska jako specjalista ds. ekologii i ochrony szaty roślinnej. Członek Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i Klubu Przyrodników oraz administrator grupy facebookowej Antropogeniczne zmiany klimatu i środowiska naturalnego i prowadzący blog „Klimat Ziemi”.

Martyna Jabłońska

Koordynatorka projektu, specjalistka Google Ads. Zajmuje się administacyjną stroną organizacji, współpracą pomiędzy organizacjami, grantami, tłumaczeniami, reklamą.

Przemysław Ćwik

Dziennikarz, autor, redaktor. Pisze przede wszystkim o zdrowiu. Publikował m.in. w Onet.pl i Coolturze.

Karolina Gawlik

Dziennikarka i trenerka komunikacji, publikowała m.in. w Onecie i „Gazecie Krakowskiej”. W tekstach i filmach opowiada o Ziemi i jej mieszkańcach. Autorka krótkiego dokumentu „Świat do naprawy”, cyklu na YT „Można Inaczej” i Kręgów Pieśni „Cztery Żywioły”. Łączy naukowe i duchowe podejście do zagadnień kryzysu klimatycznego.

Jakub Jędrak

Członek Polskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. Z wykształcenia fizyk, zajmuje się przede wszystkim popularyzacją wiedzy na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie ludzkie.

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Od 2020 r. redaktor Odpowiedzialnego Inwestora, dla którego pisze głównie o energetyce, górnictwie, zielonych inwestycjach i gospodarce odpadami. Zainteresowania: szeroko pojęta ochrona przyrody; prywatnie wielbicielka Wrocławia, filmów wojennych, literatury i poezji.

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Sebastian Medoń

Z wykształcenia socjolog. Interesuje się klimatem, powietrzem i energetyką – widzianymi z różnych perspektyw. Dla SmogLabu śledzi bieżące wydarzenia, przede wszystkim ze świata nauki.

Tomasz Borejza

Zastępca redaktora naczelnego SmogLabu. Dziennikarz naukowy. Wcześniej/czasami także m.in. w: Onet.pl, Przekroju, Tygodniku Przegląd, Coolturze, prasie lokalnej oraz branżowej.