Liberalizacja ustawy odległościowej „10h” wciąż nie została przegłosowana przez Sejm. Tymczasem nowe przepisy muszą wejść w życie, aby Polska mogła myśleć o odblokowaniu funduszy na Krajowy Plan Odbudowy. Sprawdzamy, co dzieje się na polu walki z wiatrakami.
„Robię to z troski o ludzi, również o siebie. Mieszkam w Świebodzicach i nie chcę, by któregoś dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę” – mówiła w 2009 r. Anna Zalewska, polonistka, ówczesna posłanka PiS, protestując przeciwko turbinom wiatrowym.
To właśnie Zalewska jest jedną z osób odpowiedzialnych z antywiatrakowe przepisy. W efekcie m.in. jej działań w 2016 r. rząd zablokował rozwój energetyki wiatrowej w Polsce. Sprawę przypominaliśmy w naszym przekrojowym cyklu „Na lądzie”. Politycy większościowej koalicji od kilku lat obiecują nowelizację własnej ustawy. Przez ich decyzję 99,7 proc. kraju jest wyłączonych z inwestycji wiatrowych, to efekt zasady odległościowej „10h”. Jej założenie jest takie, aby w odległości 10-krotności wysokości turbiny wiatrowej nie mogły znajdować się żadne zabudowania. Taki przepis nie tylko zablokował rozwój samych wiatraków, ale także zablokował grunty budowlane tysięcy obywateli. Jest to efektem tego, że prawo działa także w drugą stronę. Budować nie można w takiej samej odległości od już istniejących wiatraków. Tymczasem od lipca w sejmie leży rządowy projekt liberalizacji tych przepisów.
Tę propozycję szczegółowo opisywaliśmy tuż po jej publikacji. Najważniejsze założenie jest takie, że bezwzględna minimalna odległość od zabudowań ma wynosić 500 metrów. Aby w takim oddaleniu można było budować turbiny wiatrowe musi się najpierw zgodzić gmina. Takie założenie musi się znaleźć w Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego. Wszystko ma być więc pod kontrolą lokalnej społeczności. Tyle w teorii. A praktyka? Od pięciu miesięcy projekt leży w „sejmowej zamrażarce”.
Domański: „Gdyby nie 10H potrzebowalibyśmy 12 mln ton węgla mniej”
Dlaczego tak się dzieje? Zapytaliśmy o to w Centrum Informacyjnym Rządu i Centrum Informacyjnym Sejmu. Odpowiedź jest zdawkowa. Sejmowa kancelaria informuje jedynie, że wskazany projekt figuruje na liście wniesionych projektów ustaw, którym jeszcze nie został nadany numer druku. „Na tym etapie projekty m.in. kierowane są do zaopiniowania i konsultacji. Skierowanie go do pierwszego czytania będzie możliwe po formalnym zakończeniu tego etapu proceduralnego. Zgodnie z art. 123 Konstytucji projekt ustawy za pilny może uznać wyłącznie Rada Ministrów”.
Problem w tym, że do konsultacji druk skierowano już w lipcu. Z odpowiedzi widać też, że gdyby była polityczna wola to dawno nowelizacja trafiłaby pod głosowanie. Autorem projektu zmian w ustawie jest właśnie Rada Ministrów.
Andrzej Domański z Instytutu Obywatelskiego, think-tanku PO, uważa, że blokada nowelizacji przepisów to wewnętrzne rozgrywki w obozie PiS. – Gdyby nie zamrożono tych przepisów w 2016 r. moglibyśmy importować 12 mln ton węgla mniej. Proszę sobie wyobrazić, jak duża byłaby to różnica jeśli chodzi o emisyjność polskiego systemu energetycznego – podkreśla Domański. – Jako PO uważamy, że ustawa odległościowa to największy hamulcowy rozwoju energetyki w Polsce. Dzisiejsza sytuacja to rozgrywka między Morawieckim a Ziobrą, któremu zależy na ciągłym konflikcie z Unią Europejską i blokowaniu środków z KPO. To uderza w Morawieckiego i o to chodzi w całej rozgrywce – wyjaśnia Andrzej Domański.
Sowińska: ” Wiatraki blokuje skuteczny lobbing firm dużych firm energetycznych”
Posłanka Anita Sowińska z parlamentarnego klubu poselskiego Lewicy już we wrześniu dopytywała, co się dzieje z ustawą złożoną przez Radę Ministrów. Zdaniem Sowińskiej powodem zamrożenia ustawy odblokowującej powstawanie elektrowni wiatrowych jest chęć utrzymania status quo dużych firm energetycznych i ich skuteczny lobbing polityczny. – Jeśli zasada 10h zostanie zniesiona, wówczas inwestorami w elektrownie wiatrowe będą samorządy, spółdzielnie rolnicze, małe i średnie przedsiębiorstwa, a udziałowcami także mieszkańcy i mieszkanki gmin. Firmy energetyczne blokują nie tylko rozwój samych wiatraków, ale – w szerszym kontekście – także rozwój energetyki społecznej – komentuje posłanka Anita Sowińska w rozmowie z redakcją SmogLabu.
Parlamentarzystka uważa, że dzieje się to ze szkodą dla Polek i Polaków. – Energia z wiatru na lądzie jest najtańsza. Efekty w rachunkach za prąd byłyby dostrzegalne szybko, w przeciągu najbliższych 2-4 lat – podkreśla.
Za natychmiastową liberalizacją jest także klub poselski Koalicja Polska (PSL, UED, Konserwatyści). – PiS zablokowało możliwość stawiania wiatraków już kilka tygodni po przejęciu władzy. To negatywnie odbiło się na bezpieczeństwie energetycznym Polski – słyszymy od Miłosza Motyki, rzecznika Koalicji Polskiej.
PiS jest zakładnikiem swoich fobii, bo nie ma żadnych merytorycznych argumentów za blokadą rozwoju OZE
Miłosz Motyka, klub parlamentarny Koalicja Polska
Zdaniem Motyki, nawet bez wsparcia Zbigniewa Ziobry nowelizacja zdobędzie odpowiednie poparcie. – Powodem nie jest brak większości – przy sprzeciwie Solidarnej Polski, jestem o tym przekonany, liberalizację przepisów poprą partie opozycyjne – komentuje Motyka.
Chmiel: „Projekt w zamrażarce Marszałek Witek, bo nie popiera go Solidarna Polska”
W 2016 r. posłanka Małgorzata Chmiel (PO) była jedną z osób, które walczyły z pomysłem przepisów odległościowych. Dziś pytamy ją dlaczego wciąż nie ma zapowiadanej nowelizacji. – 14 lipca 2022 projekt trafił do Sejmu. Tego samego dnia Marszałek Sejmu wystąpiła o opinię Biura Legislacyjnego i do Krajowej Rady Radców Prawnych oraz Naczelnej Rady Adwokackiej. Stanowisk tych instytucji nie opublikowano do dzisiaj – przypomina Chmiel. Jej zdaniem projektu nie popiera Solidarna Polska. – Z tego powodu nie zostaje wpuszczony pod obrady – dodaje posłanka PO.
Pytania w tej sprawie wysłaliśmy także do klubu poselskiego Zjednoczonej Prawicy. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Pod koniec listopada obóz rządzący kolejny raz zaczął wysyłać sygnały wskazujące, że nowelizacja ustawy odległościowej wróci na sejmową agendę. „Po ustawie o wsparciu odbiorców gazu w Sejmie 10 h. Pojawiły się pomysły partycypacji inwestora w rozwoju sieci lokalnej” – napisała na Twitterze minister Anna Moskwa. Chwilę wcześniej podobnie wypowiedział się Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii. Jego zdaniem projekt trafi pod obrady sejmu na najbliższej lub kolejnej sesji. Te odbędą się kolejno 30 listopada i 15 grudnia 2022 r.
Ustawa 10h: „Tylko 500 metrów gwarantuje rozwój wiatraków”
Odblokowanie lądowej energetyki wiatrowej jest jednym z kamieni milowych, które przed Polską postawiła Komisja Europejska. To od ich realizacji zależy wypłata niemal 36 mld euro w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Aż 24 mld z tej puli to bezzwrotne dotacje.
- Wniosek o płatność z Krajowego Planu Odbudowy jest przygotowywany, wiąże się on z doprecyzowaniem zmian we wskaźnikach, o których mówiliśmy z Komisją Europejską. Wśród nich jest ustawa o 10h. Chcemy zachować spokój ludzi, którym często te wiatraki budowano za płotem – Mateusz Morawiecki, 28.11.2022
Jednak już dzisiaj pojawiają się przecieki, że nowelizacja ustawy 10h ma być odchudzana, na rzecz przeciwników energetyki wiatrowej. Słychać to także w wypowiedziach premiera Morawieckiego, który mówi, że „nie ma znaczenia, czy będzie to 500, czy 700 metrów”. Na taki przekaz odpowiada środowisko związane z branżą energetyczną, przypominając, że tylko zasada 500 metrów da realną zmianę w zakresie nowych inwestycji.
„Ingerencja w 500m to dalsze blokowanie wiatraków”
W odpowiedzi na próbę osłabiania planowanej nowelizacji głos zabrało Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW). – Każda ingerencja w szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 metrów w ustawie odległościowej oznacza de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. Tylko 500 m zagwarantuje nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat. W kolejnych latach potencjał energetyki wiatrowej na lądzie wynosi nawet do 22 GW – mówią przedstawiciele stowarzyszenia. Różnice między dopuszczalnymi odległościami, a możliwością budowy nowych turbin wiatrowych przedstawili na inforgrafice:
– Odejście od zasady 500 m oznacza istotne zmniejszenie możliwości inwestycyjnych w nowe źródła wiatrowe. Każdy metr zwiększenia tej odległości to nieproporcjonalnie większe ograniczenie potencjalnych lokalizacji – mówi Janusz Gajowiecki, prezes PSEW. Zdaniem Gajowieckiego oznacza to brak możliwości budowy silnego polskiego przemysłu oraz nowych, innowacyjnych miejsc pracy. Do tego oznacza też dalsze uzależnienie polskiej energetyki od importu paliw.
Również wójt gminy Kobylica, która jest liderem wiatrakowych inwestycji, apeluje do rządzących o szybkie przyjęcie nowych przepisów. – To samorządy są od tego, aby decydować o przyszłości lokalnych społeczności i razem z mieszkańcami powinny mieć głos decydujący. Dziś gminy czekają na zasadę 500 metrów i nowe inwestycje wiatrowe w swojej okolicy, bo to wsparcie finansowe jest nam po prostu potrzebne – mówi wójt Leszek Kuliński.
Do momentu publikacji tego artykułu nowelizacja ustawy 10h nie znalazła się w planie obrad Sejmu.
Sprawdź także: Kobylnica przetarła szlaki. Tu inwestuje się w energię wiatrową od dwóch dekad
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/r.classen