W latach 80. XIX wieku każdego roku zabijano około 160 tys. słoni tylko po to, by zaspokoić zapotrzebowanie Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii na kość słoniową. Tysiącami zabijano też żółwie szylkretowe, z których skorup robiono m. in. oprawki do okularów oraz grzebienie. Popyt rósł tak szybko, że zanosiło się na wyginięcie jednych i drugich. Co je uratowało? Tworzywa sztuczne.
Dziś plastik kojarzy się głównie z problemami. Produkujemy go bardzo dużo – ok. 400 milionów ton rocznie. Tak dużo, że powstały z niego już ogromne oceaniczne wyspy. I tak dużo, że stał się istotnym elementem diety wielu zwierząt, które przez to giną. Chodzi między innymi o morskie ptaki, których populacje w ciągu kilku zaledwie dekad zmniejszyły się o około 70 procent i zmierzają do wyginięcia.
Słuchaj podcastu:
Grzebień z żółwia
Żółw szylkretowy jest dziś gatunkiem krytycznie zagrożonym wyginięciem. Nie można się temu dziwić, kiedy wie się, że między 1844 i 1992 rokiem ludzie zabili około 9 milionów tych zwierząt. – Doprowadziło to do tak drastycznej redukcji liczebności gatunku – pisze Michael Schellenberger w książce „Apokalipsy nie będzie. Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim?” – że zmianie uległy całe ekosystemy – rafy koralowe i trawa morska. Dlaczego ludzie tak mocno zawzięli się na te żółwie? Częściowo dla mięsa. Ale przede wszystkim ze względu na ich pancerz, z którego można było uzyskać cenny materiał.
Dokładnie szylkret, który miał niezwykłą właściwość. Po podgrzaniu staje się niezwykle plastyczny i daje się formować w dowolne kształty – od grzebieni, przez oprawki do okularów, po ozdoby. Dziś może się wydawać, że to nic niezwykłego, ale w świecie, w którym nie wynaleziono jeszcze tworzyw sztucznych, było to coś niezwykłego i bardzo cennego. Żółwie pancerze były więc drogie, a myśliwi chętni, by zabijać zwierzęta dla czegoś tak wartościowego. Zabijano je więc co najmniej od piątego wieku przed naszą erą, ale prawdziwe problemy dla nich przyszły dopiero w wieku XIX, kiedy ruszyła epoka przemysłowa.
Wraz z nią zaczęło szybko przybywać ludzi, wśród których nie brakowało klientów wystarczająco bogatych, by płacić za cenny towar importowany z Azji. Wraz z tym w kosmos wystrzelił popyt na cenny materiał i polowania na żółwie przybrały masową skalę. W drugiej połowie XIX wieku mordowano około 60 tysięcy tych zwierząt rocznie. Tak wiele, że rzemieślnicy zaczęli się obawiać, że zabraknie szylkretu.
I zapewne wytrzebiono by żółwie szylkretowe do ostatka, gdyby nie pewien Amerykanin, który postanowił wygrać nagrodę ufundowaną przez jednego z producentów kul bilardowych i wynalazł w tym celu celuloid. Przy okazji rozpoczynając epokę tworzyw sztucznych, które z czasem wyparły szylkret.
Ratując przy okazji przed całkowitym wyginięciem żółwie szylkretowe oraz… słonie.
Klawisz i bila ze słonia
Dlaczego słonie? Ponieważ wynalazek Johna Wesleya Hyatta, bo tak nazywał się ten Amerykanin, doskonale nadawał się nie tylko do zastąpienia szylkretu, ale też produktów z kości słoniowej. A z tą było w XIX wieku już tak krucho, że wieszczono – przytacza Schellenberger – iż zacznie się z niej robić pierścionki zaręczynowe dostępne tylko dla nielicznych. Powód była taki sam jak w przypadku szylkretu. Z tego materiału robiło się bardzo wiele rzeczy i nie miał on zbyt wielu dobrych zamienników. W przypadku rzeczy takich jak klawisze fortepianowe i… bilardowe bile nie miał praktycznie żadnych.
Ludzi szybko przybywało, a więcej ludzi oznaczało coraz większe zapotrzebowanie na instrumenty muzyczne oraz kule do popularnej gry barowej. By zaspokoić popyt trzeba było więc zabijać coraz więcej słoni. W latach 70. XIX wieku popyt tylko w dwóch krajach – Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych – był tak duży, że dla jego zaspokojenia trzeba było zabijać 100 tys. zwierząt rocznie. 10 lat później był jeszcze większy i szacowano, że potrzebne są kły ze 160 tys. zabitych słoni. To tak dużo, że gdyby dziś zabijać te zwierzęta w takim tempie, to trzeba byłoby około trzech lat, by wybić wszystkie.
Wtedy słoni było więcej, ale gdyby popyt ciągle rósł w takim tempie, szybko uwinęlibyśmy się z wykończeniem tego majestatycznego gatunku. Ratunkiem dla którego okazały się tworzywa sztuczne. Wynalezione w odpowiedzi na konkurs, który rozpisano przede wszystkim ze względu na rosnące ceny materiałów. Które z kolei rosły tak szybko dlatego, że nie byliśmy w stanie słoni zabijać tak szybko, by zaspokoić potrzeby rosnącej populacji. Trudno więc uznać, że motywacja była tu szlachetna, a mimo to wynalazek, który przyniósł ten konkurs, pozwolił uratować te zwierzęta i dotrwać im do czasów, w których przyrodę próbujemy chronić nie tylko ze względu na jej użyteczność, ale też jej znaczenie.
Dobro przez przypadek
Jaki z tego wniosek? Albo raczej wnioski, bo te są tutaj co najmniej trzy.
Pierwszy taki, że nawet wątpliwe moralnie motywacje, za które płaci się krwawymi pieniędzmi, mogą prowadzić do dobrych rezultatów. Tak było tutaj. Celuloid wynaleziono, ponieważ firma zarabiająca pieniądze na kości słoniowej, postanowiła ufundować za nie nagrodę w konkursie na zamiennik dla swojego kluczowego materiału. Zrobiła to nie dlatego, że troszczyła się o słonie, a jej właściciel miał wyrzuty sumienia z powodu tego, że odpowiada za śmierć tysięcy tych zwierząt, ale dlatego, że nie byliśmy w stanie słoni zabijać tak szybko, by zaspokoić rosnący popyt, więc jej ceny bardzo szybko rosły.
Trudno więc uznać, że motywacja była tu szlachetna, ale i tak pozwoliła uratować te majestatyczne zwierzęta i dotrwać im do czasów, w których przyrodę próbujemy chronić nie tylko ze względu na jej użyteczność, ale też jej znaczenie oraz wrodzoną wartość. Choć słoni jest już o wiele mniej niż wtedy.
Drugi taki, że nie zawsze to co jest naturalne, jest też ekologiczne. Szylkret i kość słoniowa to naturalne materiały, ale ich wykorzystanie prowadziło do hekatomby wśród zwierząt. Plastik to tworzywo sztuczne, którego wynalezienie i wykorzystanie pozwoliło uratować dwa piękne gatunki zwierząt. Co jest więc bardziej ekologiczne? Naturalna kość słoniowa czy sztuczny plastik? A przykładów jest więcej.
Trzeci wniosek jest natomiast taki, że nie ma złych materiałów. Wszystko zależy od kontekstu i sposobów użytkowania. Plastik kojarzy się dziś głównie ze śmieciami, bo używamy go za dużo, ale w innym kontekście pozwolił uratować przed zagładą całe gatunki. To ważne, by o tym pamiętać, bo dziś zdecydowanie za często granicę między tym, co ekologiczne lub nie, stawiamy, patrząc na pochodzenie materiałów i przedmiotów. Tymczasem często ważniejsze od tego z czego są, jest to, co z nimi robimy.
- Dlaczego produkujemy tak dużo śmieci? Czy samochody elektryczne uratują świat? Grozi nam wielkie wymieranie? Czytaj w książce „Odwołać katastrofę”.
Fot. Żółw szylkretowy. Andrei Armiagov/Shutterstock.