Wielu pracowników największych polskich elektrowni za kilkanaście lat może pozostać bez pracy. To jeden z wniosków z najnowszego raportu Fundacji Instrat. Okazuje się, że w momencie zamknięcia elektrowni „Bełchatów” i bloków węglowych w Wielkopolsce wielu zatrudnionych nie osiągnie jeszcze wieku emerytalnego.
Jak piszą analitycy Instratu, trzy czwarte pracowników spółki PGE GiEK, do której należy elektrownia „Bełchatów”, nabędzie uprawnienia emerytalne przed planowanym jego zamknięciem. Zarządzający państwową firmą planują wyłączać kolejne węglowe bloki od 2030 roku. Do tego momentu, według specjalistów fundacji, zatrudnienie spadnie tam o 43 proc. Ostatni blok instalacji ma przestać działać w 2038 roku.
Do tego czasu bez prawa do emerytury pozostanie 1,8 tys. osób zatrudnionych przez PGE GiEK i 3,8 tys. pracowników zależnych spółek – czyli ok. 67 proc. pracujących tam osób. Instrat przekonuje, że władze regionu nie powinny o nich zapominać przy wydawaniu środków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST) – unijnego mechanizmu przeznaczonego dla regionów odchodzących od węgla.
– Najbliższe 10 lat będzie kluczowe ze względu na to, jak przygotujemy pracowników na transformację kompleksu oraz spółek zależnych. Po analizie danych widzimy, że wiek pracowników w spółkach zależnych jest niższy niż w samym kompleksie. To z jednej strony wyzwanie, ale też szansa, jeśli przeanalizujemy, jakie alternatywne specjalizacje mogą być dla nich odpowiednie – twierdzi dr Daniel Kiewra, ekspert ds. sprawiedliwej transformacji. Pracownicy uzależnieni od działania bełchatowskiego kompleksu mogą znaleźć zajęcie między innymi w sektorze odnawialnych źródeł energii.
ZE PAK z większym problemem
O wiele szybciej swoją pracę mają zakończyć elektrownie prywatnego kompleksu ZE PAK. Spółka kontrolowana przez Zygmunta Solorza-Żaka zapowiada, że wszystkie węglowe bloki w Koninie i Pątnowie staną do 2030 roku. Zatrudniona w wielkopolskich elektrowniach załoga jest wyraźnie młodsza niż ta pracująca w Bełchatowie. W ZE PAK-u 36 proc. pracowników przekroczyło 50-tkę. W przypadku Bełchatowa wartość ta przekracza 60 proc.
Czytaj również: Polacy jadą protestować do Niemiec. “Przyroda nie może być zakładnikiem fobii”
– Jeśli nałożymy na to harmonogram wyłączeń obu kompleksów, to widzimy, że wyzwanie przed jakim stoi zamykany za 10-15 lat Bełchatów może być mniejsze od tego, z jakim musi się zmierzyć Konin, którego węglowy koniec może nadejść za 5-10 lat – mówi Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat.
O tym, czy wschodnia Wielkopolska i region bełchatowski dostaną pieniądze z unijnego funduszu będzie decydować Komisja Europejska. To ona będzie opiniować Terytorialne Plany Sprawiedliwej Transformacji przygotowane przez lokalne władze.
Zamknięcie „Bełchatowa” to szansa na unijne pieniądze
Władze PGE GiEK liczą na to, że plany dotyczące inwestycji w zieloną energię zapewnią regionowi dostęp do wspólnotowych środków. Zamknięcie „Bełchatowa” oznacza też, że działalność zakończy pobliska odkrywka węgla brunatnego, dostarczająca surowiec do produkcji energii. Wiadomo też, że nie powstanie nowa, planowana od dawna kopalnia tego surowca w Złoczewie.
Nie oznacza to, że region pożegna się z energetyką. PGE planuje tam inwestycje w farmy wiatrowe i fotowoltaikę o mocy 700 megawatów (MW), a także magazyny mieszczące 300 MW energii. To jednak niewiele biorąc pod uwagę obecne możliwości elektrowni “Bełchatów”. Jej moc to około 5 gigawatów.
Źródło zdjęcia: Jan Miko / Shutterstock