Dyrekcji rzeszowskich Wód Polskich nie spodobał się wydźwięk naszego artykułu o budowie zbiornika Kąty-Myscowa. Frustracja urzędników jest zrozumiała, szczególnie w obliczu rozmów wokół zbiornika, które trwają już ponad sto lat. Tymczasem, przez trwające od ponad wieku dywagacje, mieszkańcy muszą korzystać z przepustu poprowadzonego dnem rzeki. Przez to w 2020 roku samochód z dziećmi został porwany przez jej nurt. Kilka lat wcześniej spaliło się gospodarstwo, bo Straż Pożarna nie miała jak dojechać.
Frustrację rozumiem tym bardziej, że kolejne merytoryczne głosy podważają sens wydawania, bagatela, miliarda złotych (szacunki sprzed rekordowej inflacji) na tę inwestycję. Szczególnie, gdy na świecie zapory się demontuje ze względów środowiskowych. Europejska Strategia Bioróżnorodności przewiduje, że do 2030 roku udrożnionych ma zostać w ten sposób 25 tyś. kilometrów europejskich rzek. Zresztą działania kolegów rzeszowskich urzędników z krakowskiego oddziału Wód Polskich pn. Wisłoka bez barier są jednym z flagowych projektów tego europejskiego programu. Nie chce mi się wierzyć, że dyrekcja rzeszowskich Wód Polskich chce robić coś wprost przeciwnego do europejskiej strategii, oraz do działań jej kolegów po fachu. Ale czasem tak bywa, że Polska staje w awangardzie.
Czytaj także nasz reportaż: Zbiornik Kąty-Myscowa. Projekt za miliard sprzed stu lat
Frustracja jest jeszcze bardziej zrozumiała, ponieważ, gdy okaże się, że zbiornik wcale nie jest potrzebny, a polski podatnik oszczędzi gigantyczną sumę, rzeszowscy urzędnicy mogą zostać bez pracy. Wszak wydaje się, że w budowie zbiornika Kąty-Myscowa, nie chodzi o to, aby go wybudować. Chodzi o to, aby go po prostu budować.
Państwowym urzędnikom szczególnie nie spodobały się wypowiedzi naszego rozmówcy, Jacka Engla z Fundacji Greenmind oraz wybór cytowań mieszkańców. Dyrektor rzeszowskich Wód Polskich, pani Małgorzata Wajda, protestuje także przeciwko stanowisku urzędników z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Ci wytknęli Wodom Polskim cały szereg braków w dokumentacji. Dokładnie było ich 179. Lecz tu należy podkreślić, że część z nich została rozpisana w podpunktach, więc w rzeczywistości braków jest o wiele więcej. RDOŚ ewidentnie oszczędził kolegów z Wód Polskich. Tym bardziej dziwi mnie, że ci mają do nich pretensje, a to co RDOŚ nazywa „brakami”, Wody Polskie nazywają „dodatkowymi wyjaśnieniami”.
Co się dzieje za plecami mieszkańców?
Według dyrekcji, nie jest prawdą, że 600 letnia wieś nie chce nowego zbiornika. Aby swoją tezę potwierdzić Wody Polskie wykonują wyśmienity fikołek logiczny, podpierając się ankietami, które przygotowały dla mieszkańców. W tych ankietach próżno szukać jednak prostego pytania: Czy jest Pan/Pani za budową zbiornika? Ankieterzy pytali o „ogólne nastawienie”, a następnie odręcznie wpisywali notatki w miejscu na „uwagi ogólne ankietera”. Są to subiektywne opinie pracowników wykonujących zlecenie na rzecz Wód Polskich, nie potwierdzone w żaden sposób podpisem mieszkańca.
Ale nawet przyjmując „ankiety” przygotowane przez WP za rzetelne, wynika z nich, że jedynie 42 respondentów w pozytywny sposób wyraża się o budowie zbiornika. Tymczasem mieszkańcy stworzyli własną petycję z jednoznacznym protestem przeciwko inwestycji. Jej tytuł brzmi NIE zgadzamy się na wysiedlenia pod budowę zbiornika Kąty-Myscowa. Podpisało ją 119 osób z 50 domów z terenów zagrożonych zalaniem. Nie zgadzamy się na ponowne zniszczenie naszych dobrych, odbudowanych wspólnym wysiłkiem, sąsiedzkich relacji. Nie zgadzamy się na zmuszanie do opuszczenia miejsc, w których mieszkamy od pokoleń, ani na pozbawianie nas podstaw egzystencji. – pisali. Z kolei w marcu 2022 roku, jedna z mieszkanek mówiła o badaniach Wód Polskich tak: W tych ankietach nie pojawiło się pytanie, czy jesteśmy „za” czy „przeciw”. Ci ludzie przyszli do naszych domów i pytali jakie mamy powierzchnie domów, jakie mamy powierzchnie areałów, ale nikt nas nie zapytał, czy my chcemy tego zalewu, czy nie.
Co jeszcze nie podoba się dyrekcji rzeszowskich Wód Polskich? Na przykład to, że postanowiliśmy zacytować wypowiedź pani Małgorzaty, sołtyski Myscowej, wybranej demokratyczną większością w lokalnych wyborach. Osoby, która ma prawo reprezentować mieszkańców „na zewnątrz”. Małgorzata Mroczka mówiła na sejmowej komisji tak: Jest to wieś, która ma 600-letnią tradycję. (…) Nasze konsultacje z Wodami Polskimi czy z ministerstwem są praktycznie żadne, ponieważ jak coś się dzieje to za naszymi plecami. Nie mamy dostępu do wielu rzeczy, które już się praktycznie stały. Gdyby nie uprzejmość ludzi, to na pewno nie wiedziałabym nawet o dzisiejszym spotkaniu. Wrażenia Wód Polskich są zgoła odmienne. Ich zdaniem nic za plecami mieszkańców się nie dzieje.
Kąty-Myscowa: niebezpieczne przejście przez rzekę
Według Wód Polskich nie trzeba wysiedlać całej wioski, aby zalać cenne tereny. Te zresztą, zdaniem państwowej jednostki, nie są aż tak cenne, jak napisaliśmy. Być może do urzędników nie dotarły informacje o tym, jaką rolę, dla żerujących zwierząt, odgrywają łąki i pastwiska, które chcą zalać. Na przykład dla gnieżdżących się na obszarach Magurskiego Parku Narodowego i terenu Natura 2000 Beskid Niski gatunków, takich jak: orlik krzykliwy, czy orzeł przedni, który jest skrajnie zagrożony wyginięciem, a cała polska populacja jest szacowana na 20-34 par.
Urzędników nie przekonują także obszary związane z ochroną rzecznych siedlisk – rzadkie, chronione polskim i europejskim prawem ryby, płazy czy nadrzeczne łęgi, Spokojnie można poświęcić, aby zrealizować wizję sprzed stu lat. Wracając do zagrożonych wysiedleniem mieszkańców – nie dotyczy to jedynie tych, którzy znajdą się w obrębie zbiornika. Według ekspertów z którymi rozmawialiśmy chodzi także o zadomowione obszary powyżej planowanego lustra wody. Znajdują się w rejonie silnie osuwiskowym. Budowa zbiornika stanowi zagrożenie również dla tych budynków.
Wreszcie Wody Polskie twierdzą, że aby dostać się do Myscowej, wcale nie trzeba przejechać przez niebezpieczne przejście dnem rzeki. Przypomnijmy, że w tym miejscu od lat mieszkańcy domagają się mostu. Nikt nie chce go wybudować, bo od stu lat rozmawia się o zbiorniku. Jeżeli stan rzeki jest zbyt wysoki, to trzeba jeździć naokoło nadkładając 35 kilometrów w jedną stronę, górską drogą z serpentynami. I tym posiłkuje się dyrekcja Wód Polskich. Szanowna Pani Dyrektor – proszę to powiedzieć kierowcy karetki, który jedzie do pilnego przypadku. Ewentualnie Straży Pożarnej, która próbuje uratować palące się gospodarstwo. Zresztą takie przypadki w Myscowej już były. Tak samo, jak przypadki śmiertelne. Jeżeli Pani dyrektor ich nie zna, to służę pomocą:
1. W Myscowej samochód z dziećmi zjechał do rzeki. Przez brak mostu mogło dojść do tragedii
2. Kolejny samochód wpadł do rzeki na granicy Kątów i Myscowej. Tym razem cysterna z mlekiem
3. Podczas przekraczania rzeki po płytach, zginął teść pani Stanisławy, który wracał do domu z jej ojcem
4. Dowożenie dzieci do szkoły, czy wyjazd na zwykłe zakupy, to prawdziwa wyprawa. Mieszkańcy błagają o most
Istniejący zbiornik nie pomógł
Sprawę dostępu do wody w powiecie jasielskim obala chociażby ekspertyza Celiny Rataj i Aleksandra Kruszewskiego z 2019 roku. „Bieżące i prognozowane zapotrzebowanie na wodę Jasła i okolic w kontekście celów planowanego zbiornika Kąty-Myscowa” – tak brzmi jej tytuł. Nie chce mi się wierzyć, że dyrekcja WP nie zna takiego opracowania planując wydatek rzędu miliarda złotych. Według tego dokumentu w dziesięcioleciu 2009-2018 zużycie w powiecie jasielskim zmniejszyło się o 15 proc. Największy spadek, bo aż 32 proc. zanotowano w przemyśle.
Prognozy z 2002 r. uzasadniające budowę zbiornika nie sprawdziły się. Nawet w okresie suszy w powiecie jasielskim nie odnotowano braków, czy nawet ograniczeń w zaspokojeniu potrzeb wodnych – czytamy. Gdyby takie wystąpiły to autorzy wskazują niewykorzystane źródła wód podziemnych, jako alternatywny punkt czerpania wody. Wody Polskie znów zgrabnie żonglują tutaj danymi. Prezentują statystyki jedynie dla gminy wiejskiej Jasło, nie patrząc na szerszy obrazek dla całego powiatu. Ten wypada bowiem druzgocąco dla pomysłu budowy zbiornika.
Powoli zmierzamy do końca przydługawej listy rzeczy, które nie spodobały się władzom rzeszowskich Wód Polskich. Co z powodzią w 2010 roku? Odpowiedź znajdujemy w kolejnej ekspertyzie. Tytuł dokumentu brzmi: „Wpływ planowanego zbiornika Kąty-Myscowa na Wisłoce na redukcję fali powodziowej”.
Według fachowców, autorów ekspertyzy oraz naszych rozmówców modelowanie trzech fal powodziowych, jakie wystąpiły na Wisłoce w roku 2010, wykazało, że zbiornik Kąty-Myscowa nie mógłby uratować Jasła przed tymi wezbraniami. W Jaśle do Wisłoki wpadają 2 duże dopływy – Jasiołka i Ropa. Zatem planowany zbiornik Katy-Myscowa nie ma możliwości takiej redukcji fali powodziowej, która zabezpieczyłaby miasto przed zalaniem. Obliczenia dla trzech fal powodziowych z roku 2010 udowodniły, że planowany zbiornik mógłby obniżyć wysokość fali powodziowej w Jaśle o zaledwie 2-3%. Co więcej, głównym „sprawcą” dwóch fal powodziowych w Jaśle w maju 2010 był dopływ Wisłoki – Ropa, na której już zbudowano zbiornik przeciwpowodziowy – Klimkówka. Klimkówka nie uratowała Jasła, bo deszcz lał w całej zlewni Ropy, również pomiędzy zaporą zbiornika Klimkówka a Jasłem. Ten przypadek wyraźnie obnaża iluzoryczność zbiornikowej ochrony przeciwpowodziowej.
Post Scriptum
Najbardziej zaskakuje mnie brak przepływu informacji między urzędnikami Wód Polskich. W sprostowaniu, które wysłała do redakcji dyrekcja WP z Rzeszowa czytamy: Mieszkańcy nie mogli widzieć planu przesiedleń, ponieważ nie został jeszcze opracowany. Tymczasem Krzysztof Woś, zastępca prezesa jednego z departamentów Wód Polskich opowiadając o postępach w pracach przed sejmową komisją mówił tak: Opracowano bardzo ważne koncepcje. Jedna z nich to koncepcja przesiedleń z czaszy zbiornika. Jeżeli koncepcja nie jest wstępnym planem to w jakim celu wydawać na nią pieniądze podatników?
Sprawę zbiornika Kąty-Myscowa nadal będziemy śledzić na łamach SmogLabu.
Skontaktuj się z autorem: maciej.fijak@smoglab.pl