Żółwie czerwonolice uważane są z jeden z największych inwazyjnych gatunków na świecie. To, że takimi się stały, jest tylko i wyłącznie winą nieodpowiedniego zachowania człowieka. Dodatkowo gadom tym sprzyja globalne ocieplenie. Jednak czy na pewno należy uważać żółwia czerwonolicego za zagrożenie?
Żółtw, który zawładnął światem
Żółw czerwonolicy (Trachemys scripta elegans) jest podgatunkiem żółwia ozdobnego, którego pierwotnym siedliskiem jest wschodnia część USA. Zamieszkuje on głównie dolinę rzeki Missisipi. Ze względu na swój ciekawy, charakterystyczny wygląd stał się gatunkiem hodowlanym. Z tego powodu bardzo szybko znalazł się na innych kontynentach. Pierw masowo hodowano i rozpowszechniano go w USA, następnie był eksportowany do wielu krajów. Szacuje się, że w latach 1989-1997 USA wyeksportowały w świat ponad 52 mln osobników. Tak więc dziś występuje już praktycznie na całym świecie z wyjątkiem Antarktydy.
Zwierzę to było masowo kupowane także w Polsce w latach 90. XX wieku. To była istna moda na żółwia w tamtych czasach. Sprowadzono nawet 450 tys. osobników do naszego kraju. Wielu ludzi chciało je mieć u siebie w domu, by były traktowane tak samo jak psy czy koty. Nie byłoby w tym nic złego, gdy by nie fakt, że tego rodzaju fanaberia szybko się nudziła oraz to, że gatunek ten jest inwazyjny. – Młode żółwie wyglądają wyjątkowo sympatycznie, są wielkości monety pięciozłotowej, dlatego też często pod wpływem impulsu były kupowane jako zwierzątka domowe. Niestety gatunek ten osiąga znaczne rozmiary, a jego hodowla jest dość uciążliwa. W źle pojmowanej chęci humanitarnego pozbycia się kłopotu żółwiom zwracano wolność, wpuszczając do pobliskiego zbiornika wodnego, powiedziała Aleksandra Kolanek z Towarzystwa Herpetologicznego NATRIX.
Dziś żółwia ozdobnego, do którego głównie należy żółw czerwonolicy, nie można importować na teren Polski, ani nim handlować. Stanowi on poważny problem dla dzikiej przyrody. Przykładowo we Wrocławiu w latach 2008-2012 w Fosie Miejskiej naliczono kilkadziesiąt porzuconych przez swych właścicieli osobników.
Zagrożenie ze strony żółwia czerwonolicego
Żółw czerwonolicy został uznany przez grupę Specjalistów ds. Gatunków Obcych (ISSG) Światowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN), jako jeden ze 100 najniebezpieczniejszych obcych gatunków inwazyjnych na świecie. Chodzi tu o przewagę nad rodzimymi gatunkami żółwia, do którego siedliska został on wpuszczony. U nas, jak i w dużej części Europy zagrożony jest z tego powodu byt żółwia błotnego (Emys orbicularis). Tak uważa wielu biologów, i jest w tym sporo prawdy.
Przewaga konkurencyjna żółwia czerwonolicego dotyczy niższego wieku, w jakim osiąga on dojrzałość, a także wyższą rozrodczość. Żółw czerwonolicy składa do 23 jaj, podczas gdy błotny jedynie do 16. W grę wchodzą także większe rozmiary. Dla porównania długość skorupy żółwia błotnego to z reguły 19-20 cm, podczas gdy u czerwonolicego jest to nawet 30 cm. W przypadku jego inwazyjności szczególną uwagę zwraca się na żarłoczność zwierzęcia. Żółwie te w środowisku wodnym zjadają zarówno rośliny jak zwierzęta, głównie stawonogi. Z tego powodu intensywnie eksploatują ekosystem, w którym występują, doprowadzając w ten sposób do zaniku populacji chronionych gatunków, zwłaszcza płazów. Są więc silną konkurencję dla zagrożonego wyginięciem żółwia błotnego.
Zwierzęta te są także źródłem wielu patogenów czy wirusów, które mogą nie tylko zostać przeniesione na lokalną faunę np. ryby, ale także na człowieka. Szczególnie tam, gdzie ludzie korzystają ze zbiorników wodnych w celach rekreacyjnych. Do bakterii, jakie mogą te żółwie przenosić należą chociażby pałeczki salmonelli. Ponadto produkują duże ilości odchodów, co też stanowi problem natury epidemicznej.
Globalne ocieplenie sprzyja tym żółwiom
Żółwiom czerwonolicym sprzyjać może globalne ocieplenie. Większość sprzedanych żółwi w sklepach zoologicznych to samice, a hodowcy w celu osiągnięcia większej rozrodczości, hodowali zwierzęta w ogrzewanych pomieszczeniach. Początkowo więc można było dojść do wniosku, że nie ma się czym przejmować, gdyż zwierzęta te wymagają do rozrodu wysokich temperatur. W niskich temperaturach rodzą się wyłącznie samce, a samice zaś w temperaturze przynajmniej 28oC. Tak więc, kiedy do środowiska trafia więcej samic niż samców, może doprowadzić do dużego wzrostu populacji. To z kolei w połączeniu z rosnącymi temperaturami sprawi, że populacja żółwia czerwonolicego będzie rosnąć. Gatunek ten w ostatnich kilkunastu latach z powodzeniem rozmnaża się w krajach Basenu Morza Śródziemnego.
Na regionie śródziemnomorskim się jednak nie skończyło. Już w pierwszych latach XXI wieku zaobserwowano wzrost populacji tego gatunku we Francji, co negatywnie odbiło na populacji ptaków wodnych. Gady bowiem zjadały płazy, ryby i poprzez swoją aktywność zakłócały życie gniazdującego nad wodą ptactwa. W 2019 roku, kiedy Niemcy doświadczyły fali upałów biolodzy na zachodzie Badenii-Wirtembergii odnotowali zwiększoną liczbę lęgów sami żółwia czerwonolicego. Badacze doszli do wniosku, że w niedalekiej przyszłości żółw ten w stanie dzikim opanuje znaczne obszary w dolinie Górnego Renu. Wkrótce też populacja tego gatunku zacznie się na dobre rozprzestrzeniać w Polsce.
Na pewno jest aż tak groźny?
Już w 1958 roku angielski ekolog Charles Elton stwierdził: „Żyjemy w takim okresie historii świata, w którym mieszanie się tysięcy rodzajów organizmów z różnych części świata powoduje straszliwe dyslokacje w przyrodzie”. Dziś ekolodzy mają jeszcze większą świadomość zagrożenia niż Elton. A przecież w grę wchodzi szkodliwe dla wielu gatunków globalne ocieplenie.
Czy faktycznie należy przejmować się inwazyjnością tego żółwia? Są opinie mówiące o tym, że nie należy demonizować aż tak bardzo sytuacji. W swojej pracy badawczej z 2022 roku Marc Dupuis-Desormeaux biolog z kanadyjskiego Uniwersytetu York zwraca uwagę na jasne strony obecności tego gatunku. Jak czytamy w pracy Dupuis-Desormeauxa żółw ten może odgrywać pewne pozytywne role w nieswoim środowisku. Oczywiście biolog zwraca uwagę na to, że żółwia tego nie należy wypuszczać na wolność i pozwalać, by przejmował naturalne ekosystemy.
Chodzi tu o zdegradowane przez człowieka obszary, głównie tereny miejskie, w których wiele gatunków zwierząt zostało wypartych. Do nich właśnie należą żółwie. Zwierzęta te pełnią wiele pożytecznych funkcji w ekosystemie. Należy do nich m.in. utrzymanie w dobrej kondycji całego łańcuchu pokarmowego czy też rozsiewanie roślin. W ten sposób, jak uważa Desormeaux żółw czerwonolicy mógłby pozwolić w utrzymaniu dobrego stanu zielonych obszarów miejskich. Taka sytuacja byłaby przecież korzystna dla człowieka, w szczególności, że wiele dzisiejszych miast to mało przyjazne człowiekowi betonowe dżungle.
Gatunek zastępczy, o którym wszystkiego nie wiemy
Biolog zwraca też uwagę na to, że w niektórych przypadkach tam, gdzie wcześniej nie mógł z różnych względów bytować żółw błotny, to czerwonolicy może go skutecznie zastąpić. I nie musi się to odbywać kosztem innych gatunków. Wniosek jak wysuwa Desormeaux jest taki, że zachowanie rodzimych gatunków i siedlisk powinno być głównym celem w ochronie przyrody. Jednocześnie też na terenach podmiejskich żółwie czerwonolice mogą być traktowane jako gatunek zastępczy dla rodzimych żółwi nieradzących sobie z powodu presji, jaką wywiera środowisko miejskie.
- Czytaj również: Ptaki wymierają. Wśród winnych domowy pupil i pestycydy