Udostępnij

Bartłomiej Derski: dotowanie wszystkiego i wszystkim jest nierozsądne

10.08.2022

– Dopłacanie wszystkim mija się z celem. Co więcej zapłacimy nie tylko za ten odwleczony dług, ale to będzie także stymulować inflację. W efekcie Rada Polityki Pieniężnej znów będzie podnosić oprocentowanie kredytów. Więc dodatkowo za wzrost inflacji zapłacimy w towarach i w wyższych kredytach hipotecznych. Za każde 3 tysiące dopłaty zafundowanej przez rząd, ostatecznie zapłacimy 4, czy 5 tys. złotych w końcowym rozrachunku – mówi w rozmowie ze SmogLabem Bartłomiej Derski, redaktor naczelny portalu WysokieNapiecie.pl.

Maciej Fijak, SmogLab.pl: Czy czeka nas trudna zima?

Bartłomiej Derski*, WysokieNapiecie.pl: Patrząc z perspektywy chęci odcięcia się od dostaw paliwa z Rosji – na pewno. Zwłaszcza jeśli sankcje będą skuteczne i doprowadzą do przynajmniej częściowego ograniczenia eksportu paliw z tego kierunku. Nie mamy czym zastąpić tych paliw z dnia na dzień. Już dzisiaj zdolności wydobywcze w kopalniach węgla, gazu i ropy są wykorzystywane w maksymalny sposób. Powiększenie tych zdolności będzie trwać miesiące i lata, a nie tygodnie. Musimy się nastawić na oszczędzanie energii. Pamiętajmy – im więcej paliw oszczędzimy, tym szybciej ich ceny spadną i tym skuteczniejsze będą sankcje wobec Rosji.

„Zabrakło radykalnych kroków po stronie popytu”

W swoim ostatnim artykule stawia Pan tezę, że o ile sankcje na technologie przynoszą skutek, to te na surowce są po prostu omijane. To wydłuża łańcuch dostaw, co podbija ceny. Przy zwiększonym popycie wysokie ceny rekompensują Rosji utratę części eksportu. W efekcie te sankcje nie działają. Jak to powinno wyglądać?

Pamiętajmy, że mówimy o pojedynczych sankcjach. Te pełne, nakładane przez Unię Europejską, jeszcze nie weszły w życie. Mamy sytuację, gdy paradoksalnie kupujemy dużo więcej surowców energetycznych z Rosji. W ten sposób chcemy zrobić zapas na miesiące, kiedy nie będziemy ich kupować. Ryzyko odcięcia dostaw z Rosji i aktualny wzrost popytu na tyle podbiły ceny surowców, że na dziś, Rosja jest największym wygranym tych sankcji. Ma największy przypływ gotówki na swoje konta. Działają dopiero te sankcje, które uniemożliwiają zakup technologii, towarów i rozwiązań z Europy. One dopiero będą miały realny wpływ na produkcję paliw w Rosji i powoli ten wpływ widać. Przy wprowadzaniu sankcji zabrakło radykalnych kroków po stronie popytu. To są podstawy ekonomii. Jeżeli spada nam podaż jakiegoś towaru, to przy niezmienionym popycie rośnie jego cena. Dopiero wysoka cena wywołuje spadek popytu, bo niektórych na to paliwo nie będzie stać. Część odbiorców albo zmniejszy zapotrzebowanie, albo wręcz zbankrutuje.

„Od roku 1979 wydobycie węgla w Polsce spada”

Polska, jako jeden z pierwszych krajów, zdecydowała o wstrzymaniu importu węgla z Rosji. To zostało dobrze przyjęte przez opinię publiczną. Było trochę czasu od lutego, aby się przygotować. Tymczasem na horyzoncie pojawia się perspektywa, że węgla na zimę zabraknie. Politycy mówią inaczej – pani minister Moskwa przekonuje, że ani węgla, ani gazu nie zabraknie. W 2018 r. prezydent Andrzej Duda przekonywał, że węgla mamy na 200 lat. Co się z nim stało?

To zależy w jakiej perspektywie patrzymy na sprawę. Od 1979 r. wydobycie węgla w Polsce spada. Jest to po prostu nierentowne. Wydobywamy go drogo i coraz drożej. Mimo tego, że na świecie węgiel można pozyskiwać znacznie taniej. W Stanach Zjednoczonych, w takich samych kopalniach głębinowych, jak nasze, na jednego pracownika wydobywa się kilkukrotnie więcej. Nawet, jeżeli ten górnik w Stanach zarobi dwa lub trzy razy więcej od polskiego górnika, to wciąż węgiel z Polski jest niekonkurencyjny. To oznacza, że w latach, kiedy mamy nadprodukcję węgla, Polska ma gigantyczny problem, bo kopalnie są dramatycznie nierentowane. Energetyka importuje dużo tańszy surowiec zza granicy. Zwały naszego węgla w tym czasie rosną. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia jeszcze przed pandemią. Podczas pandemii mieliśmy załamanie cen surowców i zapotrzebowania na nie. Urosły gigantyczne zwały niesprzedanego węgla.

Sytuacja zaczęła się odwracać po zakończeniu covidowych restrykcji. Globalna gospodarka wróciła na stare tory dużego wzrostu zapotrzebowania na paliwa kopalne. Podczas załamania gospodarczego spowodowanego pandemią nie inwestowano w nowe wydobycie paliw. Gdy zapotrzebowanie drastycznie wzrosło to doszliśmy do ściany. Tam, gdzie się dało, wydobycie zostało zwiększone, a to wciąż za mało. Wtedy wybuchła wojna Rosji przeciwko Ukrainie. To dodatkowe ryzyko i obawa rynków finansowych o odcięcie dostaw stamtąd. Spowodowało to wzrost cen, także spekulacyjny. Nikt nas nie zachęca do obniżenia popytu.

Gdy podobny kryzys paliwowy mieliśmy w latach 70, to wówczas Europa odpowiedziała drastyczną redukcją w popycie. Były to choćby dni bez samochodów, czy ograniczenia prędkości na autostradach. Działo się to po to, aby spadek podaży paliwa rekompensować spadkiem popytu. My, jako cały Zachód, tego teraz nie zrobiliśmy. Płacimy za to wysoką cenę.

Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl

Braknie węgla? Bartłomiej Derski: Nie wiadomo

W takim razie czy braknie nam tego węgla na zimę, czy nie braknie?

To będzie zależało od kilku czynników. Po pierwsze pogoda. Ona będzie miała kluczowe znaczenie, nie tylko ta w Polsce, ale w całej Europie. Pamiętajmy, że jesteśmy połączeni z resztą kontynentu poprzez handel surowcami i handel energią elektryczną. Drugi czynnik to kwestia eksportu energii. Ten eksport spada. Polskie elektrownie coraz częściej zgłaszają niedyspozycyjność do produkcji. W lipcu znów byliśmy importerem energii elektrycznej. Pytanie brzmi czy zimą nie braknie tej energii także na zachodzie.

Czyli odpowiedź brzmi: nie wiadomo.

Nie wiadomo. Nikt nie wie, jaka będzie pogoda. Jednak wiadomo, że ten bilans będzie napięty. Dzisiaj, jeżeli sytuacja by się nie zmieniła, to według naszych szacunków deficyt węgla wynosi ok. 4 mln ton. 2 mln ton w energetyce zawodowej i kolejne 2 mln ton w gospodarstwach domowych. Bilans ostatecznie musi wyjść na zero. To oznacza, że będziemy mieli nieco niższe temperatury w domach. Jeżeli to będzie sensowne obniżenie temperatur – to dobrze. Gorzej, jeżeli to będzie kryzysowe niedogrzewanie budynku. To może oznaczać problemy zdrowotne, zwłaszcza osób starszych.

Chwilę po wybuchu wojny Międzynarodowa Agencja Energetyczna wydała szereg zaleceń. Był to spis działań, które pozwolą ograniczyć zużycie surowców. Tymczasem nasi politycy mówią, że nie trzeba tego wszystkiego robić. My wam dorzucimy 3 tysiące na węgiel dla wszystkich. Więcej! Przy udziale opozycji, w Senacie zmieniło się to na dopłaty do wszystkiego i dla wszystkich.

Stanowisko Senatu już zostało odrzucone przez Sejm. Ostateczna ustawa, która czeka na podpis prezydenta dotyczy dopłat tylko do węgla, choć wciąż bez progu dochodowego.

Ma być drogo, aby Polacy zużywali mniej gazu?

Pan mówi jednak jeszcze co innego niż politycy. W sytuacji w której jesteśmy musi być drogo, żeby ludzi rzeczywiście zmusić do oszczędzania energii. PAS proponował wprowadzenie progów dochodowych do dopłat. Przy zapowiedzi kolejnych dopłat do pelletu, drewna i gazu – całkowite koszty wszystkich form pomocowych mogą sięgać 50 miliardów złotych. To olbrzymia kwota.

Czy musi być drogo? Niekoniecznie. Mamy trzy możliwości w sytuacji spadku podaży paliw z Rosji. Popyt może się dostosować za pomocą apeli, aby energię oszczędzać. Mogą to być przepisy nakładane np. na galerie handlowe i biurowce, mówiące o tym, że temperatura latem może być niższa niż dana wartość, aby oszczędzać latem, a zimą nie może być wyższa niż wskazana wartość, aby oszczędzać na klimatyzacji. Takie działania wyprzedzające są w stanie zdusić popyt i jednocześnie ceny energii. Takie solidarne działania wszystkich z nas mogą się do tego przyczynić.

Drugi sposób to mówienie, że nic się nie dzieje, a do tego dosypywanie pieniędzy do rynka paliw. Wówczas ceny na rynku paliw same wyeliminują część popytu. Przemysł nie będzie na przykład w stanie pokryć wysokich rachunków i ograniczy swoją produkcję. Trzecia możliwość, jaką mamy, to ograniczenia. Jeżeli sami nie zredukujemy popytu i nie zachęci nas do tego ekonomia, to wówczas paliwo nam się skończy. Wtedy będziemy musieli reglamentować popyt. W każdym scenariuszu czeka nas ograniczenie zużycia paliw, jeżeli sankcje będą skuteczne. Pytanie, jaką drogę wybierzemy. Mam obawę, że aktualnie idziemy w kierunku tej trzeciej drogi, czyli administracyjnej konieczności ograniczania dostaw energii czy paliw. Zwłaszcza w przypadku mocnej zimy.

Klima w biurowcach do skręcenia, tak samo prędkość na drogach

Czy nie byłoby rozsądnym ze strony polityków wyłożyć kawę na ławę? Powiedzieć, że czeka nas trudna zima, że mamy problemy z zapatrzeniem i musimy oszczędzać energię? Słyszymy zapewnienia, że wszystko jest pod kontrolą, my wam dopłacimy i niczego nie zabraknie.

Oczywiście, że to politycy powinni wyjść i powiedzieć, że nakładamy sankcje na Rosje, których skutkiem ma być ograniczenie dostaw paliw z tego kraju. Wobec tego musimy solidarnie zimniejszych konsumpcję tych paliw. Rząd mógłby zadziałać też legislacyjnie na przykład ograniczeniami prędkości na drogach, aby oszczędzać ropę. Administracyjnymi przepisami można wskazać też temperatury w biurowcach i sklepach wielkopowierzchniowych. W ten sposób można oszczędzać energię elektryczną, a w konsekwencji także węgiel i gaz. Ale niestety rząd tego nie robi i wydaje mi się, że polityka i pijar biorą górę. Zamiast tych działań uspokajają wyborców.

Pełne magazyny z gazem? „Zakłamywanie rzeczywistości”

Przecież to zimą wróci do polityków rykoszetem. Naprawdę są tak bardzo krótkowzroczni?

Może liczą na to, że zima będzie wyjątkowo ciepła i reszcie Europy uda się zgromadzić zapasy. Nie wiem na co liczą politycy. Być może w ogóle się nad tym nie zastanawiają, tylko działają reaktywnie. Wyłącznie w odpowiedzi na wybuchające afery medialne. Bo tak można nazwać kolejne propozycje. Najpierw obniżenie ceny węgla w składach, co było totalnie absurdalne. Ustawę uchwalono, teraz uchyli ją podpis prezydenta pod ustawą o dopłacie 3 tys. do węgla. To już lepsza droga, bo wciąż drogi węgiel zmusi gospodarstwa domowe do oszczędzania. Jednak mówienie, że nic się nie dzieje jest okłamywaniem społeczeństwa. To także brak spojrzenia z perspektywy globalnej. Polscy politycy często myślą, że możemy sami zaspokoić swoje potrzeby. Na przykład mówienie, że przygotowaliśmy się do wojny gazowej z Rosją, bo mamy pełne zapasy gazu. To jest prawdą, że one są pełne, ale to zakłamywanie rzeczywistości, bo nasze zbiorniki są małe. One nie wystarczą.

Mamy do tego handel międzynarodowy tym gazem, który też sprawia, że eksportujemy część tego paliwa lub energii elektrycznej. Możemy próbować ograniczać ten eksport, ale co w sytuacji, gdy kiedyś my będziemy chcieli importować te paliwa i energię? Pamiętajmy, że unijne rozporządzenie SOS, które mówi o wzajemnym wsparciu państw w przypadku niedoboru gazu, zostało przyjęte na podstawie prośby Polski. Obawialiśmy się, że nam tego gazu nie starczy. A teraz powiemy, że to wy się nie zabezpieczyliście, więc martwcie się o to sami? Nie jest to do końca fair.

Co z mieszkańcami bloków?

W piątek rząd przedstawił założenia do kolejnej ustawy. Dopłaty mają objąć drewno, pellet, olej opałowy i LPG. To, razem z wszystkimi innymi dopłatami jest szacowane na kilkadziesiąt miliardów złotych. Jednocześnie premier Mateusz Morawiecki zapewnia, że nie będzie podwyżek dla odbiorców ciepła z ciepłowni, czyli np. mieszkańców niektórych bloków. Gdy premier mówi te słowa, nowe taryfy z podwyżkami już są zatwierdzone.

Jeśli chodzi o ciepło sieciowe, to zapowiedź dotyczy limitowania tego wzrostu cen. Dokładniej chodzi o 60 proc. tegorocznej ceny samego paliwa. Do tego jeszcze jest opłata dystrybucyjna, wzrost końcowego rachunku nie powinien przekroczyć 42 proc. Tak wylicza to rząd. Pieniądze będą dopłacane bezpośrednio ciepłowniom. Te, które już podwyższyły ceny, będą miały weryfikowane cenniki, a pieniądze wrócą do gospodarstw domowych, jeśli już zaczęły one płacić wyższe ceny. Nie ma natomiast koncepcji, co zrobić z taryfami dla gazu. Tam dopłaty się na dziś nie pojawiają. To jest trzeci, największy sposób ogrzewania gospodarstw domowych – ponad 20 proc. jest ogrzewana właśnie gazem. W dopłatach nie ma uwzględnionych tych, którzy ogrzewają się pompami ciepła, energią elektryczną. Przy „mrożeniu” cen prądu rząd musi być uważny. Jeśli będą one zbyt niskie, to Polacy zaczną się dogrzewać prądem. Tego nasz bilans energetyczny i sieci elektroenergetyczne nie przewidują. To może być duże wyzwanie, zwłaszcza w miastach.

Bartłomiej Derski: „Dotowanie wszystkiego i wszystkim jest nierozsądne”

W takim razie czy dotowanie pozostałych źródeł ciepła, bez kryterium dochodowego ma sens?

Dotowanie wszystkiego i wszystkim jest nierozsądne. Pamiętajmy, że to są pieniądze wypłacane z naszych podatków. Jaki sens ma to, że sami sobie sfinansujemy zatrzymanie wzrostów? Poza tym pokryjemy w przyszłości koszty obsługi tego zadłużenia. Będziemy płacić odsetki od obligacji skarbu państwa. To jest kredyt, który zaciągamy, a odsetki sami spłacimy. Trzeba też obsłużyć sam system wypłat, on nie jest przecież darmowy. Redystrybucja dochodów od bogatszych do biednych – ma sens i jest niezbędna w każdym cywilizowanym kraju o nieco bardziej socjalistycznym podejściu. Takim krajem jest Polska. Troszczymy się o najbiedniejszych, często o rencistów i emerytów. Takie socjalne podejście jest ważne.

Natomiast dopłacanie wszystkim mija się z celem. Co więcej zapłacimy nie tylko za ten odwleczony dług, ale to będzie także stymulować inflację. W efekcie Rada Polityki Pieniężnej znów będzie podnosić oprocentowanie kredytów. Więc dodatkowo za wzrost inflacji zapłacimy w towarach i w wyższych kredytach hipotecznych. Za każde 3 tysiące dopłaty zafundowanej przez rząd, ostatecznie zapłacimy 4, czy 5 tys. złotych w końcowym rozrachunku. A być może dużo więcej.

Bartłomiej Derski – dziennikarz, redaktor naczelny portalu WysokieNapiecie.pl, prawnik, ekonomista i dziennikarz. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Kształcił się także na Uniwersytecie Warszawskim, Polskiej Akademii Nauk i Politechnice Warszawskiej.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Gosia1982

Autor

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partnerzy portalu

Partner cyklu "Miasta Przyszłości"

Partner cyklu "Żyj wolniej"

Partner naukowy

Bartosz Kwiatkowski

Dyrektor Frank Bold, absolwent prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprezes Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu, ekspert prawny polskich i międzynarodowych organizacji pozarządowych.

Patrycja Satora

Menedżerka organizacji pozarządowych z ponad 15 letnim stażem – doświadczona koordynatorka projektów, specjalistka ds. kontaktów z kluczowymi klientami, menadżerka ds. rozwoju oraz PR i Public Affairs.

Joanna Urbaniec

Dziennikarka, fotografik, działaczka społeczna. Od 2010 związana z grupą medialną Polska Press, publikuje m.in. w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim. Absolwentka Krakowskiej Szkoła Filmowej, laureatka nagród filmowych, dwukrotnie wyróżniona nagrodą Dziennikarz Małopolski.

Przemysław Błaszczyk

Dziennikarz i reporter z 15-letnim doświadczeniem. Obecnie reporter radia RMF MAXX specjalizujący się w tematach miejskich i lokalnych. Od kilku lat aktywnie angażujący się także w tematykę ochrony środowiska.

Hubert Bułgajewski

Ekspert ds. zmian klimatu, specjalizujący się dziedzinie problematyki regionu arktycznego. Współpracował z redakcjami „Ziemia na rozdrożu” i „Nauka o klimacie”. Autor wielu tekstów poświęconych problemom środowiskowym na świecie i globalnemu ociepleniu. Od 2013 roku prowadzi bloga pt. ” Arktyczny Lód”, na którym znajdują się raporty poświęcone zmianom zachodzącym w Arktyce.

Jacek Baraniak

Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Ochrony Środowiska jako specjalista ds. ekologii i ochrony szaty roślinnej. Członek Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i Klubu Przyrodników oraz administrator grupy facebookowej Antropogeniczne zmiany klimatu i środowiska naturalnego i prowadzący blog „Klimat Ziemi”.

Martyna Jabłońska

Koordynatorka projektu, specjalistka Google Ads. Zajmuje się administacyjną stroną organizacji, współpracą pomiędzy organizacjami, grantami, tłumaczeniami, reklamą.

Przemysław Ćwik

Dziennikarz, autor, redaktor. Pisze przede wszystkim o zdrowiu. Publikował m.in. w Onet.pl i Coolturze.

Karolina Gawlik

Dziennikarka i trenerka komunikacji, publikowała m.in. w Onecie i „Gazecie Krakowskiej”. W tekstach i filmach opowiada o Ziemi i jej mieszkańcach. Autorka krótkiego dokumentu „Świat do naprawy”, cyklu na YT „Można Inaczej” i Kręgów Pieśni „Cztery Żywioły”. Łączy naukowe i duchowe podejście do zagadnień kryzysu klimatycznego.

Jakub Jędrak

Członek Polskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. Z wykształcenia fizyk, zajmuje się przede wszystkim popularyzacją wiedzy na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie ludzkie.

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Od 2020 r. redaktor Odpowiedzialnego Inwestora, dla którego pisze głównie o energetyce, górnictwie, zielonych inwestycjach i gospodarce odpadami. Zainteresowania: szeroko pojęta ochrona przyrody; prywatnie wielbicielka Wrocławia, filmów wojennych, literatury i poezji.

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Sebastian Medoń

Z wykształcenia socjolog. Interesuje się klimatem, powietrzem i energetyką – widzianymi z różnych perspektyw. Dla SmogLabu śledzi bieżące wydarzenia, przede wszystkim ze świata nauki.

Tomasz Borejza

Zastępca redaktora naczelnego SmogLabu. Dziennikarz naukowy. Wcześniej/czasami także m.in. w: Onet.pl, Przekroju, Tygodniku Przegląd, Coolturze, prasie lokalnej oraz branżowej.