Po zamknięciu kopalni rud cynku i ołowiu Pomorzany w olkuskich lasach zaczęła zapadać się ziemia. Z powodu zapadlisk do części z nich obowiązuje zakaz wstępu. Ale to nie koniec: za jakiś czas nawet 400 hektarów może się znaleźć pod wodą. Jedni mówią, że zyska na tym przyroda. Inni obawiają się katastrofy ekologicznej.
Hutki to oddalona o ponad siedem kilometrów od Olkusza mała wioska w gminie Bolesław, która liczy niespełna trzystu mieszkańców. Część z nich żyje blisko przyrody. Z okien domów roztacza się widok na lasy, w których można się natknąć na będące w opłakanym stanie schrony przeciwlotnicze. Od jakiegoś czasu w okolicy straszą żółte tabliczki z wykrzyknikiem i ostrzeżeniem: „Wstęp wzbroniony, możliwość wystąpienia zapadliska”.
Grzybiarze i rowerzyści zniknęli
– Dawniej dużo było tutaj grzybiarzy. Teraz nie chodzą po naszych lasach, bo boją się zapadlisk – mówi pan Andrzej, mieszkaniec Hutek. Do samego końca pracował jako elektryk w likwidowanej obecnie Kopalni Pomorzany. Mężczyzna wspomina, że gdy jeszcze działała, nieraz pękały ściany okolicznych domów. Rozmawiamy na żwirowej drodze obok jego posesji. – Kiedyś w kierunku Pomorzan jeździło nią bardzo dużo rowerzystów. Od kiedy kopalnia przestała pracować, już ich tutaj nie widzę – opowiada mężczyzna, trzymając na rękach swojego czarno–brązowego jamnika.
Sam również jest zaniepokojony tworzącymi się co chwilę zapadliskami. – Myślę, że ten teren jest już bezwartościowy – mówi, wskazując palcem w kierunku swojej posesji. Obecnie nie myśli o sprzedaży, bo dobrze mieszka mu się w Hutkach. – Jest cisza i spokój. Samochody jeżdżą rzadko. Poza tym, kto kupi działkę z domem, w pobliżu których zapada się ziemia? A wiadomo, co jest pod moją posesją? – pyta mężczyzna, wzruszając ramionami.
Raz jeszcze wspomina o pracy. – Sam robiłem na dole. Tam, gdzie pracowałem, stoi teraz woda. Miałem takie buty do pracy w kopalni, to i one już się pewnie utopiły – śmieje się pan Andrzej. – Robiłem do samego końca. Nawet jako emeryt. Młodych trzeba by przyuczać, a poza tym oni nie chcieli, bo czuli, że to koniec kopalni – wspomina.
Decyzja o likwidacji została podjęta pod koniec kwietnia 2020 roku. To wtedy wyczerpały się złoża rudy cynku. – Chociaż nie są to dla nas łatwe momenty, bo z górnictwem związane jest często całe nasze życie, możemy być dumni z tego, że w ZGH udało się nam wydobyć całość złóż. Od 1953 roku w ramach działania kopalń „Bolesław”, „Olkusz”, a następnie „Olkusz-Pomorzany”, wydobyliśmy ponad 130 milionów ton rudy cynku i ołowiu – mówił w marcu 2021 roku „Gazecie Krakowskiej” Bogusław Ochab, prezes Zakładów Górniczo–Hutniczych „Bolesław”.
Zamknięte lasy
Po zakończeniu eksploatacji rud cynku i ołowiu w Kopalni Pomorzany w Hutkach oraz w okolicznych miejscowościach zaczęły tworzyć się zapadliska. W ZGH tłumaczą, że woda wypłukuje z komór piasek posadzkowy. W efekcie tworzą się puste przestrzenie, a następnie ziemia się zapada. Dawniej woda była wypompowywana z podziemnych wyrobisk, ale od kiedy kopalnia przestała działać, nie ma już takiej potrzeby. Zapadliska zaczęły tworzyć się również w lasach, do których tymczasowo zakazano wstępu.
– Ziemia w lesie po raz pierwszy zapadła się w styczniu ubiegłego roku, czyli zaledwie kilka tygodni po zakończeniu działalności przez kopalnię – przypomina sobie Maria Gronicz, rzecznik prasowa Nadleśnictwa Olkusz. – Byliśmy zaskoczeni, że stało się to tak szybko, ponieważ pojawienia się zapadlisk oraz wody na powierzchni, na podstawie przekazywanych przez ZGH informacji, spodziewaliśmy się w perspektywie kilku i kilkunastu lat. Proces, który jest dla nas czymś zupełnie nowym, rozpoczął się jednak znacznie szybciej – dodaje.
Zapadliska najbardziej dotknęły leśnictwo Pomorzany, które zajmuje ponad 2,4 tysiąca hektarów. Od momentu, kiedy kopalnia przestała działać, powstało ich tam blisko 130. Prawdopodobnie będą tworzyć się kolejne, choć leśnicy przewidują, że już nie tak często jak dotychczas. Najmniejsze mają średnicę do kilku metrów, z kolei największe miało kilkadziesiąt. Łącznie zapadliska zajmują ponad 5 hektarów, czyli 0,2 proc. powierzchni leśnictwa Pomorzany.
Początkowo leśnicy umieszczali wokół nich tablice z zakazem wstępu, a także rozwieszali biało–czerwone taśmy. Ich plusem było to, że rzucały się w oczy i ludzie mogli je dostrzec z dużej odległości. Minusem okazał się fakt, że wzbudzały ciekawość okolicznych mieszkańców. Podchodzili oni na skraj powstałych w ziemi dziur, żeby na własne oczy przekonać się, co jest w środku. Dlatego od niedawna leśnicy zaczęli zabezpieczać zapadliska wysokimi na dwa metry siatkami, które nie przykuwają już tak bardzo uwagi ludzi. Ponadto chronią dziką zwierzynę przed wpadnięciem do środka.
Woda wypełnia zapadliska
– Większość zapadlisk jest niewielka i płytka, ale to nie znaczy, że bezpiecznie jest się do nich zbliżać. Dlatego w części lasów pod Olkuszem, głównie na terenie leśnictwa Pomorzany, nasze nadleśnictwo wprowadziło zakaz wstępu, który będzie obowiązywał do końca roku – mówi Maria Gronicz. Możliwe, że zostanie przedłużony. Jeśli nie wszędzie, to w części lasów.
Niektórzy ludzie nie przejmują się zakazami i pojawiają się w rejonie zapadlisk. Czy nie boją się, że ziemia zapadnie im się pod nogami? Mieszkańcy, którzy przestali spacerować po lasach, po ich ponownym otwarciu mogą być zaskoczeni widokiem, jaki tam zastaną. Możliwe bowiem, że za jakiś czas nawet 400 hektarów na obszarze leśnictwa Pomorzany znajdzie się pod wodą.
Wszystko dlatego, że gdy zakłady górnicze przestały odwadniać kopalnię, poziom wód podziemnych w lasach pod Olkuszem zaczął się podnosić. To sprawiło, że w wielu miejscach już zaczęła pojawiać się woda, wypełniając również zapadliska.
– Prowadzona przez wiele lat eksploatacja rud cynku i ołowiu w kopalni „Pomorzany” sprawiła, że tereny leśne zostały radykalnie osuszone. W rejonie Szczakowej, Bukowna, Olkusza i sąsiednich miejscowości spowodowała odwodnienie około 10 tysięcy hektarów powierzchni na obszarze nie tylko naszego nadleśnictwa, ale również na terenie Nadleśnictwa Chrzanów – zaznacza Jurand Irlik, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Olkusz. – W efekcie doszło do obniżenia się poziomu wód podziemnych nawet o 50 metrów. Teraz, gdy po kilkudziesięciu latach eksploatacji dość szybko wraca on do normy, woda pojawia się na powierzchni, w tym na terenie zapadlisk, a także, w pierwszej kolejności, na obszarze byłych piaskowni. Ma to swoje plusy – dodaje Irlik.
Drzewa zaczną usychać?
– Tam gdzie woda, tam i życie. Można się spodziewać, że na podnoszeniu się poziomu wód podziemnych w naszych lasach przyroda, patrząc długofalowo, zyska – dopowiada Maria Gronicz. Efekty już zaczynają być widoczne gołym okiem. Na terenie byłej piaskowni, gdzie utworzyło się zalewisko, ornitolodzy odnotowali obecność kilkunastu gatunków ptaków. Wśród nich są m.in. czaple białe i siwe, kormorany, jerzyki, oknówki, dymówki, mewa białogłowa, a także sieweczka rzeczna i brodziec piskliwy. – Jeszcze się tu zapewne nie zagnieździły, ale myślę, że w przyszłości powstające zbiorniki staną się dla nich nowym domem – kwituje Gronicz.
Naukowcy zastanawiają się, jak do nowych warunków przystosuje się sosna, która w większości porasta olkuskie lasy. Dotychczas rosła na terenie, gdzie był niedobór wody. Gdy zacznie pojawiać się w dużej ilości na powierzchni, paradoksalnie drzewa mogą tego nie wytrzymać. – Sosna w młodym wieku jest gatunkiem dość plastycznym, jednak tu może się okazać, że zacznie usychać i w kolejnych latach konieczna będzie przebudowa drzewostanów – twierdzi dr inż. Marcin Polak z Katedry Zarządzania Zasobami Leśnymi Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Zauważa, że część lasów w Nadleśnictwie Olkusz, zwłaszcza w leśnictwach Pomorzany i Żurada, przez ostatnie kilkadziesiąt lat wzrastała na siedliskach przesuszonych, pozbawionych podziemnej wody, a w dodatku pozostających pod wpływem działalności przemysłowej. – To również lasy, których ponad 1000 hektarów uległo spaleniu w 1992 roku i które, w tych niesprzyjających warunkach siedliskowych, zostały odnowione głównie sosną – dodaje Polak.
Zostawić przyrodę w spokoju
Eksperci od ochrony przyrody podkreślają, że niestety olkuskie lasy zostały bardzo mocno dotknięte ludzką działalnością. – Zarówno wydobywczą, jak i leśną. Zapadliska są konsekwencją nieodpowiedzialnego gospodarowania zasobami przyrodniczymi, które to nieodpowiedzialne gospodarowanie, mimo że zmienia formy, dalej jest głównym rysem ludzkiej działalności – podkreśla w rozmowie ze SmogLabem Piotr Klub, specjalista ds. ochrony przyrody z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. – Kiedyś to było tępienie gatunków, wycinanie lasów i trujący przemysł, a teraz rozbuchana konsumpcja, brak chęci powstrzymania efektu cieplarnianego i góry odpadów – dodaje nasz rozmówca.
Zwraca jednak uwagę, że paradoksalnie zapadliska mogą urozmaicić lasy o ekosystemy, związane z wodą. – Dla przyrody to dobrze. Niemniej będą to dalej ekosystemy antropogenicznego pochodzenia, czyli powstałe w wyniku działalności gospodarczej człowieka – zauważa Piotr Klub.
W tworzeniu się zapadlisk upatruje zagrożeń dla gospodarki leśnej, ale nie dla przyrody. – Utonie tam sporo „drewna”, a 400–hektarowy teren, jeśli zostanie zalany wodą, przestanie być zdatny do produkcji leśnej. Natomiast dla szeroko pojętej przyrody takie obszary zalane tworzą dodatkowe nisze ekologiczne, wzbogacające ekosystem – podkreśla Klub.
Oczywiście wiele zależy jeszcze od tego, z jaką wodą będziemy mieli do czynienia. – Jeśli okaże się pełna cynku i ołowiu, to będzie to niekorzystne dla środowiska. Można powiedzieć wprost: dojdzie do katastrofy ekologicznej. Jeśli jednak będą to zwykłe wody gruntowe bez zanieczyszczeń, to będzie to w miarę korzystne dla przyrody, o ile można uznać, że zmiana jednego sztucznego ekosystemu na inny jest dla przyrody jakąś korzyścią – dodaje. Podkreśla, że największą jest pozostawienie jej w spokoju i zaprzestanie szkodliwej ludzkiej działalności.
***
Wyjeżdżamy z Hutek. Po drodze spotykamy pana Wojciecha. Wspomina, że zapadliska w lasach tworzyły się już w latach 70. ubiegłego wieku. – Za łebka bawiliśmy się w tych dziurach. Z czasem zostały poddane rekultywacji, powstała piaskownia. Teraz tworzą się na nowo. Trochę obawiam się o dom. Czas pokaże, co będzie dalej – mówi mieszkaniec.
Po wizycie w Hutkach przeglądamy stronę internetową Zakładów Górniczo–Hutniczych Bolesław. Czytamy, że działalność górnicza od wieków przekształcała teren. Najczęściej powodowała łagodne obniżenia, lokalne ugięcia, rozległe niecki, a czasami leje i zapadliska znacznych rozmiarów. „Te deformacje były i są nieodłącznym widokiem krajobrazu ziemi olkusko-bolesławskiej” – informują w ZGH. Zakłady twierdzą, że mogą powstawać kolejne zapadliska.
–
Zdjęcie: Kopalnia rudy i cynku Pomorzany, Shutterstock/Marcin Kadziołka