Powszechnie stosowane pestycydy zawierają wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i arsen – związki groźniejsze od osławionego glifosatu. Preparaty, w których wykryto „skrajnie rakotwórcze” substancje, sprzedawane są m.in. na polskim rynku.
28 listopada zeszłego roku Komisja Europejska przedłużyła pozwolenie na stosowanie glifosatu na terenie UE do 2033 r. Decyzja została podjęta po drugim głosowaniu nad projektem regulacji, w którym ponownie nie udało się osiągnąć większości kwalifikowanej (55 proc. państw członkowskich, reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE).
Co ciekawe 18 z 27 krajów było za (m.in. Polska). Tylko 3 były przeciw (Austria, Chorwacja i Luksemburg), a 6 wstrzymało się od głosu (m.in. Francja i Niemcy). Decyzję z zadowoleniem przyjęła branża agrotechniczna i rolnicy – w tym polscy, którzy zabiegali o przedłużenie pozwolenia na stosowanie tego herbicydu. Z mniejszym entuzjazmem zareagowali „świadomi” konsumenci i część organizacji ekologicznych.
13 miliardów dolarów na odszkodowania
W 2015 r. Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC) uznała glifosat za prawdopodobnie rakotwórczy dla ludzi. Zwiększone ryzyko zachorowania wynikające z narażenia na tę substancję potwierdziły m.in. badania prowadzone w Szwecji, USA i Kanadzie. Oryginalny producent herbicydu, firma Monsnato (przejęta w 2016 r. przez niemiecki Bayer), wciąż spiera się w sądach z poszkodowanymi.
- W USA pozwy zbiorowe złożyło już ponad 130 tys. osób. Większość ofiar cierpi na chłoniaka nieziarniczego. Na uregulowanie sporów koncern przeznaczył już rekordowe 13 miliardów dolarów.
Mimo to współczesne rolnictwo nie może się obejść bez glifosatu, jeśli ma pozostać wydajne. Dlatego szanse, że w przewidywalnej przeszłości substancja zniknie z obrotu, są nikłe. Być może jednak to nie glifosat jest najgroźniejszą toksyną znajdującą się w środkach ochrony roślin.
Groźne składniki smogu: benzoapiren i arsen także obecne w pestycydach
Glifosat został wprowadzony na rynek w 1974 r. w USA jako substancja czynna Roundupu. To tzw. herbicyd totalny, czyli preparat zabójczy dla roślin, który zwalcza praktycznie wszystkie chwasty. Z wyjątkiem tych, które zdołały się na niego uodpornić (tzw. superchwasty).
W Stanach Zjednoczonych Roundup wykorzystywany jest szczególnie obficie w uprawach GMO odpornych na działanie glifosatu (tzw. Roundup Ready). Są to głównie kukurydza, soja i rzepak. Roundup i inne preparaty z glifosatem (patent na tę substancję wygasł w 2000 r.) stosowane są również poza uprawami GMO. Rolnicy używają ich m.in. jako tzw. desykantów, czyli środków wysuszających glebę, które przyspieszają dojrzewanie roślin. Roundup „sprawdza się” również jako herbicyd w ogródkach, parkach, na torach kolejowych itp.
Glifosat, główny chwastobójca, stanowi jednak „tylko” 40 proc. preparatu. Tymczasem istnieją badania wskazujące, że Roundup jest znacznie bardziej toksyczny niż jego główna substancja czynna. Jakie są zatem pozostałe składniki herbicydu? Jedną z nich jest polietoksylowany łój – surfaktant ułatwiający glifosatowi przenikanie przez błony komórkowe. Na temat innych producent milczy. Sprawie postanowił przyjrzeć się prof. Gilles-Eric Séralini – francuski biolog molekularny i ekspert UE w zakresie etyki środowiskowej oraz zagrożeń chemicznych i biotechnologicznych. Człowiek, który od ponad trzydziestu lat bada wpływ substancji toksycznych na ludzkie zdrowie.
Badania prowadzone pod jego kierownictwem wykazały, że Roundup i inne herbicydy z glifosatem zawierają również pochodne ropy naftowej o wysokiej toksyczności. W szczególności benzoapiren – rakotwórczy związek z grupy wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA) – a także arsen, toksyczny metaloid.
Obie te substancje stanowią również jedne z najgroźniejszych składników smogu. Ich stężenie w poddanych analizie pestycydach nie przekraczało 2 proc.. Jednak zdaniem uczonego to wystarczy, by preparaty były znacznie bardziej toksyczne niż sam glifosat. Co ciekawe, producenci nie muszą deklarować obecności tych substancji. Dlaczego? Zgodnie z obowiązującym prawem większość składu środków ochrony roślin może być objęta… tajemnicą handlową.
„Skrajnie rakotwórcze” substancje na polskim rynku
W wywiadzie udzielonym pod koniec 2022 r. „Tygodnikowi Spraw Obywatelskich” (TSO) Séralini stwierdził, że jego zespół jako jedyny testował glifosat w zalecanej ilości i nie był w stanie zabić krzaku pomidora. Zabieg okazał się jednak skuteczny przy użyciu Roudupu w identycznym stężeniu.
Naukowiec podkreśla, że glifosat w ilości występującej w środowisku czy ludzkim organizmie nie ma działania toksycznego. Dopiero 10-procentowy roztwór glifosatu staje się toksyczny dla roślin. Problem w tym, że jesteśmy narażeni na mieszanki trucizn pochodzących z różnych źródeł. Ich składniki mogą wzajemnie wzmacniać swoje działanie. Poza tymi, o których wiemy, jest też wiele takich, o których mamy skąpe informacje.
Zespół Séraliniego przetestował łącznie dwadzieścia cztery najpopularniejsze pestycydy na świecie. We wszystkich przypadkach – w tym w nowej wersji Roudupu pozbawionej glifosatu – eksperci wykryli pozostałości ropy naftowej. Teoretycznie nie ma w tym niczego dziwnego. Ropa od dziesięcioleci wykorzystywana jest do produkcji środków ochrony roślin. Badanie wykazało jednak, że zawartość związków z grupy wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA lub PAH) w analizowanych próbkach przekraczała próg toksyczności od 2,16 do 8288 razy. Naukowcy podkreślają, że ze względu na obecność PAH pestycydy mogą mieć działanie rakotwórcze lub w inny sposób toksyczne dla organizmu w przypadku długoterminowego narażenia – nawet w większym stopniu niż zadeklarowane przez producentów substancje czynne.
W wywiadzie dla TSO Séralini ujawnił, że jego zespół w ostatnim czasie testował nowe pestycydy bez glifosatu. W produktach obecnych m.in. na polskim rynku wykrył substancje „skrajnie rakotwórcze”. Zaznaczył też, że ani polskie organizacje pozarządowe, ani polscy europosłowie nie poddali tematu analizie, a tym bardziej nie podjęli interwencji w tej sprawie.
Konieczne są dalsze badania na temat szkodliwości pestycydów
Jak dotąd badania prowadzone przez Séraliniego i powiązanych z nim naukowców to prawdopodobnie jedyne naukowe źródło informacji na temat nadmiernych stężeń ropopochodnych toksyn w pestycydach. Dlatego warto podchodzić do nich z ostrożnością. Wypada też zaznaczyć, że prof. Séralini uchodzi za postać „kontrowersyjną” m.in. ze względu na jego badania dotyczące szkodliwości GMO prowadzone na gryzoniach.
Séraliniemu zarzucano m.in., że testy prowadził na szczurach Sprague-Dawley, które cechują się spontanicznym powstawaniem nowotworów. Dodatkowo miał wykorzystać zbyt małą grupę kontrolną.
Sam naukowiec odpiera krytykę, stwierdzając, że użył szczurów tego samego szczepu, co Monsanto prowadząc badania w latach 90., a podatność tych gryzoni na nowotwory jest podobna do tej, która cechuje ludzi.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/wellphoto