Ponad 200 tys. dzików, 100 tys. jeleni, niemal 200 tys. saren, 10 tys. danieli i prawie pół tysiąca muflonów. Tak wyglądają statystyki dot. dzikich zwierząt zabitych w ciągu roku, które przedstawił wiceminister klimatu i środowiska i Główny Konserwator Przyrody – Mikołaj Dorożała. Wpis wywołał niemałe poruszenie. Ci bardziej wrażliwi pytają wprost – kiedy skończy się to barbarzyństwo, a myśliwi oraz ich zwolennicy nie widzą problemu, zasłaniając się „regulacją populacji” oraz… narodową tradycją. – Polski Związek Łowiecki powinien być rozwiązany – mówi jedna z naszych rozmówczyń.
Co te dane mówią o dobrostanie (a raczej jego braku) dzikich zwierząt żyjących w naszym kraju?
Polska fabryką mięsa
– Liczba zabijanych w Polsce dzikich zwierząt poraża, las jest traktowany przez myśliwych jako fabryka mięsa. Problemem jest nie tylko odstrzał, ale także celowe dokarmianie dzikich zwierząt, często odpadkami z marketów – mówi Sylwia Szczutkowska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. – Chcę podkreślić, że w Polsce gospodarka łowiecka nie jest poddawana ocenie oddziaływania na środowisko, pomimo że polowania mają negatywny wpływ na przyrodę, zwłaszcza na obszary Natura 2000, choćby poprzez ilość ołowiu, która trafia do środowiska.
SmogLab zadał to pytanie także Izabeli Kadłuckiej, prezesce Fundacji Niech Żyją!, biolożce i psycholożce zwierząt. – Bardzo ważne w wypowiedzi ministra jest to, że bardzo trafnie użył słowa „zabijanie”, jako jedyny z dotychczasowych ministrów bez uprzedmiotowienia zwierząt. Dotychczasowi ministrowie używali słowa „pozyskanie”, a przecież zwierzęta to są żyjące, czujące istoty i pozbawianie ich życia jest właśnie zabijaniem, a nie pozyskaniem.
Czas najwyższy, jak podkreśla, żeby nie uprzedmiotawiać zwierząt w języku. Jej zdaniem na uwagę zasługuje także fakt, że Polski Związek Łowiecki jawnie podaje informacje odnośnie do wykonanego i planowanego odstrzału. Dotychczas konsekwentnie odmawiał udzielania tych informacji organizacjom pozarządowym, dziennikarzom, a nawet parlamentarzystom.
– Musimy pamiętać, że PZŁ zarządza populacjami dzikich zwierząt, które są dobrem ogólnonarodowym i własnością Skarbu Państwa. Dlatego zatajanie przez PZŁ wielu danych, np. odnośnie do zabijanych zwierząt w sprawozdaniach łowieckich, czy sprawozdań finansowych jest w mojej ocenie niezgodne z prawem – mówi nam Kadłucka.
Zabili prawie dwa razy więcej dzików niż planowali
Liczba zabitych dzików jest ogromna: dwukrotnie większe niż planowana w pierwotnym planie (189 proc. planu red.). Od lat w Polsce podtrzymywana jest strategia masowego zabijania dzików jako głównej metody walki z epidemią ASF. Od 2015 r. zabitych zostało już blisko 2,5 mln dzików, wbrew apelom naukowców. Prezeska Niech Żyją! Ocenia to jako błąd. Podkreśla, że dziki pełnią kluczową rolę w ekosystemach leśnych i są wielkimi sprzymierzeńcami lasów. – Dlatego masowe zabijanie tego gatunku może mieć bardzo dotkliwe, jeszcze nieznane nam skutki. Wszyscy znamy historię masowego tępienia wróbli w Chinach, które spowodowało klęskę głodu i śmierć kilkudziesięciu milionów ludzi.
– Mamy do czynienia z masową, ogólnopolską rzezią dzików pod pretekstem walki z ASF. Te odstrzały to bezsensowne i pozorowane działania, które wręcz przyczyniają się do rozprzestrzeniania wirusa i powodują cierpienie zwierząt. Walkę z ASF należy prowadzić przez wynajdywanie padłych dzików oraz w gospodarstwach i zakładach przemysłowych przez zwiększenie bioasekuracji – mówi SmogLabowi Sylwia Szczutkowska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
– Normalnie w naturze jest tak, co nam się wydaje straszne, że wilk nie zaatakuje lochy, tylko będzie się starał porwać prosię. A tak naprawdę, jeżeli myśliwy zastrzeli lochę, skazuje młode na straszne cierpienie – śmierć z głodu i rozpaczy. One bardziej umierają z rozpaczy po stracie matki niż z samego głodu. Nie powinniśmy być aż tak okrutni, bo zło rodzi zło – mówił nam w ubiegłym roku Marcin Kostrzyński, znany jako „Marcin z lasu”.
Pół tysiąca saren i 300 jeleni dziennie
Zabicie 106 518 jeleni w ciągu roku daje średnią prawie 300 jeleni dziennie. To pokazuje ogrom skali zabijania jeleni w Polsce.
– Trzeba dodać, że polowania na jelenie odbywają się głównie dla trofeów, na wielu cennych przyrodniczo terenach Polski. Ofiarami takich polowań są najsilniejsze osobniki z najlepszymi genami. Fundacja Niech Żyją! od lat postuluje odwrócenie tego trendu zabijania, uzasadnionego głównie trofeistyką i zaprzestanie zabijania jeleni w okresie rykowiska, czyli w czasie, kiedy jelenie mają gody, a myśliwi korzystają z tego, że zwierzęta są otumanione hormonami i przez to mniej uważne – wyjaśnia Kadłucka.
Zabijanie 192 449 saren daje średnią pół tysiąca saren dziennie. Już 11 maja zaczyna się sezon polowań na samce saren. – Obserwujemy wówczas bardzo widoczną zmianę zachowania zarówno u samców, jak i u samic saren. Mimo że myśliwi polują na samce saren, dla samic także jest to sytuacja zagrożenia życia. Maj to miesiąc wyprowadzania młodych wielu gatunków ssaków, w tym prawnie chronionych. Każda ingerencja w przyrodę w tym czasie, szczególnie tak inwazyjna, jak polowanie, (huk, płoszenie, rozjeżdżanie, deptanie itd.) odbywa się ze szczególną szkodą dla środowiska – mówi psycholożka zwierząt.
„Hodują daniele, by później móc je zabijać w ramach oferty łowieckiej”
Co ważne, sami myśliwi, w różnych okolicznościach, donoszą o regresie populacji saren, uzasadniając często tym argumentem przywrócenie odstrzału wilków. – Nie widzą jednak problemu w corocznym zabijaniu prawie 200 tys. saren – zwraca uwagę biolożka.
Zabicie 10 425 danieli i 456 muflonów to kolejne porażające dane. Zarówno daniele, jak i muflony są gatunkami obcymi. – Myśliwi – tłumaczy Kadłucka – sami sprowadzili te zwierzęta do Polski jedynie w celach łowieckich. Daniele są regularnie, od lat, hodowane i wsiedlane przez myśliwych do środowiska, chociaż nie jest to zgodne z ustawowym celem łowiectwa, jakim jest ochrona przyrody. Myśliwi hodują daniele po to, by później móc je zabijać w ramach „oferty łowieckiej” – jest to dość dobry biznes, bo za zabicie daniela trzeba zapłacić ok. 6 tys. złotych.
– Gospodarka łowiecka wymaga głębokiej reformy. Polski Związek Łowiecki jako grupa hobbystyczna powinien zostać rozwiązany i w jego miejscu powinna powstać profesjonalna, państwowa służba zajmująca się ochroną i zarządzaniem dziko żyjących zwierząt i rozwiązywaniem a nie generowaniem konfliktów na linii – człowiek i dzikie zwierzęta – podsumowuje Szczutkowska.
–
Zdjęcie tytułowe: grusgrus444/Shutterstock