Opolno-Zdrój, wieś położona w gminie Bogatynia, na skraju odkrywki węgla brunatnego Turów, to prawdziwa kość niezgody między interesem koncernu węglowego a dobrem lokalnej społeczności i środowiska. „Są ludzie, którzy siedzą na walizkach i tylko czekają aż ich domy zostaną wykupione przez kopalnię. Żyją w tej niepewności od 40 lat” – mówi nam jedna z osób zaangażowanych w sprawę.
To dawne uzdrowisko o bogatej historii działalności leczniczej, zachowało swoją unikalną architektoniczną i urbanistyczną formę z przełomu XIX i XX wieku. Teraz jest poważnie zagrożone zniszczeniem ze względu na zapowiadaną rozbudowę odkrywki węgla brunatnego Turów.
Podupadła perła
Dzięki odkryciu wód o wysokiej zawartości związków żelaza i siarki, w połowie XIX w. miejscowość rozwinęła działalność uzdrowiskową. Powstawały tu kolejne zakłady kąpielowe, hotele i pensjonaty. Rocznie przybywało do nich około 1 tys. kuracjuszy, pochodzących głównie z Saksonii, Śląska i Czech.
Nie każdy zdaje sobie sprawę, że ta miejscowość po odpowiedniej rewitalizacji, sfinansowanej np. z pomocą środków na transformację regionów powęglowych, może stać się perłą architektury uzdrowiskowej. O ile Opolno nie zostanie wcześniej zniszczone przez rozbudowę odkrywki Turów.
To wyjątkowe miejsce łączy historię i współczesność, przemysł i naturę, nadzieję i niepokój.

Co dalej?
– Eksperci szacują, że wydobycie w Turowie skończy się po 2030 r. Ponieważ koncern wciąż nie wycofał się z deklaracji wydobycia węgla do 2044 r. istnieje ryzyko, że Opolno-Zdrój może czekać ten sam los, jak w przypadku pobliskich Wigancic Żytawskich. Miejscowość ta została zburzona na potrzeby kopalni Turów, ale jak się potem okazało, zupełnie niepotrzebnie – mówi dr Hanna Schudy ze Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA, które wspiera lokalną społeczność w walce o jej dziedzictwo.

Jak pisaliśmy na łamach SmogLabu, po czasie okazało się, że rozbiórka łużyckiej wsi nie była potrzebna. Zburzono tam bowiem domy w celu przeznaczenia terenu na hałdy. Te nigdy się tam nie znalazły, a miejscowości już nie ma. – Nowy rząd powtarza błędy swoich poprzedników. W sprawie Turowa wciąż nie wiadomo, jakie koncern PGE ma plany, jaka przyszłość czeka m.in. Opolno. Ta niewiedza działa paraliżująco m.in. na władze lokalne, co jestem w stanie zrozumieć. Natomiast zupełnie nie rozumiem bezczynności ministry kultury i dziedzictwa narodowego oraz konserwatorów zabytków – dlaczego nie chcą objąć ochroną zabytkowych budynków, dlaczego sprawiają wrażenie, jakby działali na polecenie koncernu energetycznego? – zastanawia się dr Schudy.
Z kolei dr hab. Grażyna Kodym-Kozaczko z Instytutu Architektury i Ochrony Dziedzictwa Politechniki Poznańskiej określa Opolno jako miejscowość o uśpionym potencjale rozwojowym. Wśród dziedzictwa przestrzennego i architektonicznego Opolna-Zdroju wylicza m.in.: strukturę uzdrowiska, charakterystyczne domy przysłupowo-zrębowe, czy zabudowę uzdrowiskową (hotele, pensjonaty, zakłady kąpielowe, kościół) reprezentującą różne style architektoniczne. Nie brakuje tam parków zdrojowych i alei. Natomiast przykładem budownictwa modernistycznego jest lokalna podstawówka.
– Szkoła podstawowa, której istnienie jest teraz zagrożone, co może się stać wielkim nieszczęściem dla życia społecznego tej miejscowości – dodaje naukowczyni. Jak tłumaczy, wszystkie te składniki są zagrożone w związku z ekspansją odkrywki. Niebezpieczeństwem jest również niekontrolowana zabudowa mieszkaniowo-usługowa, którą realizuje się niezgodnie z tradycyjnymi formami.

Uciśnieni odkrywką
– Wszystkie walory architektoniczne Opolna są zagrożone ekspansją odkrywki. Właściciele nie mają możliwości zdobywania środków na remont zabytkowych domów, w których żyją. Inwentaryzacja, którą przeprowadzili naukowcy, daje szansę aplikowania o fundusze, ale obecna sytuacja prawna związana z potencjalnym rozwojem kopalni to uniemożliwia – wyjaśnia dr hab. Kodym-Kozaczko.
Przykładem zaniedbań po stronie samorządu Bogatyni i dolnośląskiego konserwatora są zabytkowe łaźnie zdrojowe odkryte niedawno w centrum miejscowości. Lokalni działacze chcą je otoczyć szczególną opieką – planowali zrobić tam miejsce działań społecznych dla mieszkańców i turystów.
– Liczyliśmy, że będziemy mogli wyremontować łaźnie. Boli nas, że obiekt mimo naszego wniosku nie został wpisany do rejestru wojewódzkiego konserwatora. Takie odmowy dotyczą tylko obszaru Opolna, a to zamyka właścicielom drogę do ubiegania się o środki. Na dziś dostępnych jest kilka źródeł finansowania, które powinny służyć również mieszkańcom Opolna – mówi Elżbieta Lech-Gotthardt ze Stowarzyszenia Dom Kołodzieja.
Artyści walczą o dawne uzdrowisko. Robią to w nietypowy sposób
Artyści od lat interesują się Opolnem-Zdrój. Zainspirowani pierwszym w Polsce, a może nawet na świecie, plenerem artystycznym (twórczość na zewnątrz, w bezpośrednim kontakcie z naturą – red.) z lat 70., łączącym sztukę z nauką o klimacie oraz przyrodzie, postanowili kontynuować poszukiwanie zarówno punktów wspólnych, jak i granic: czeskiej, niemieckiej i polskiej. Wszystko zaczęło się cztery lata temu w 50. rocznicę wspomnianego pleneru, który odbył się w Opolnie w 1971 r.
W 2021 r. ASP Wrocław oraz Muzeum Współczesne Wrocław, z inicjatywy artystów związanych z Leonem Podsiadłym, zorganizowały cykl rezydencji artystycznych dla studentów ASP Wrocław. Od tego czasu, do Opolna przyjeżdżają artyści i badacze z Polski i nie tylko. W czasie wakacji twórcy spotykają się w Opolnie, żeby razem szukać możliwości najlepszych dla lokalnej społeczności a także przyrody i odpowiadać na stawiane przez siebie pytania. Artyści zgodnie przyznają, że ich zamysłem było znalezienie granic w miejscowości.
Efektami swojej pracy podzielili się podczas wystawy jesienią 2024 r. we wrocławskiej Galerii u Kosałki pod nazwą Szukamy granic w Opolnie-Zdroju.

Sposób na wyrażenie siebie i swoich obaw
Tego lata zrobili na przykład zapisy za pomocą lasera. Po zmroku wyznaczali możliwe granice przy użyciu zielonej wiązki światła. Dominik Podsiadły, artysta zainteresowany losami miejscowości, letnimi nocami kreślił linie możliwych kresów wyrobiska. Jego prace można było obejrzeć w trakcie wystawy. Na co dzień w Opolnie można zobaczyć także jego pracę „Ławka na Lipę, pod lipą”, którą Podsiadły wykonał razem z mieszkańcami Opolna przy użyciu m.in. drewna i kamieni ze zburzonych okolicznych kościołów.
Wyjątkowym rekwizytem podczas wystawy w Galerii u Kosałki był też ogromny kłębek, który odmierzał granice odkrywki w 1971 roku. Przed laty Konrad Jarodzki przeciągnął motek przez ogromne wyrobisko odkrywki Turów mierząc odległości. Swój oryginalny performance zakończył na granicy odkrywki.
W ubiegłym roku Paulina Zielona, artystka związana z Opolnem, w ślad za Jarodzkim zrobiła zapis znikania. Przeciągnęła kłębek już przez teren Opolna-Zdroju. Szukała możliwych zakresów, do których sięgnie odkrywka. – Mieszkańcy boją się transformacji i podzielenia losu innych miejscowości – powiedziała pytana przez SmogLab. – Boją się tych zmian, które mogą nastąpić w związku z zamknięciem kopalni. Apeluję o to, żeby tych ludzi łagodnie potraktować. Transformacja ich dotknie, a wiadomo, że oni wszyscy nie znajdą zatrudnienia w tym regionie – zauważa. O swoim filmie mówi krótko: – Chciałam zapisać to, co znika.
Granice eksploatacji czy przyzwoitości?
– Wystawa zawiera w tytule słowo „granica” i to nie są puste słowa. My rzeczywiście poszukujemy granic – mówi nam dr Schudy. – Performance artystów, który odbył się latem w Opolnie, miał i ma na celu poszukiwanie możliwych granic wyrobiska. Pierwotna praca Konrada Jarockiego z lat 70. dotyczyła rysowania białą wstęgą przestrzeni wyrobiska odkrywki Turów. W tym roku artyści pociągnęli jego watek i wyszli już na teren samej miejscowości. Chodzili po wsi z białą linką i szukali, dokąd sięgnie granica wyrobiska. Była to także interakcja z mieszkańcami, bo oni siłą rzeczy się tym interesowali. Reakcje były bardzo różne. Cały wachlarz – od zainteresowania i aprobaty po zdenerwowanie.
Podkreśla, że domy są tam w ruinie a mieszkańcy żyją w bardzo trudnych warunkach. Jest im ciężko także psychicznie. Chcieliby dowiedzieć się jak długo to jeszcze potrwa i czy mogą liczyć na lokale zastępcze od gminy.

Każde pokolenie postrzega to inaczej
Kamil Bembnista, berliński twórca filmowy, był jednym z badających granice. Pojęcie granicy kojarzy mu się z niepewnością, ale też negocjacjami. – W naszym filmie próbujemy pokazać wielowarstwowość. Są np. dzieci, które są od tego odcięte, żyją tu i teraz. W szkole mają zajęcia o transformacji, uczniowie piszą o niej wiersze. I tyle. Ale są też ludzie, którzy siedzą na walizkach i tylko czekają aż ich domy zostaną wykupione przez kopalnię. Ci żyją w tej niepewności od 40 lat – mówi SmogLabowi.
Lokalna społeczność nie wie, które domy zostaną wyburzone. Niepewność dotyczy też harmonogramu odejścia od węgla i daty całkowitego zamknięcia kompleksu.
– Ludzie po tej stronie granicy myślą, że czas dekarbonizacji jest inny, niż po drugiej. Mieszkańcy pogranicza nie wiedzą czym mają się kierować – dodaje Bembnista współtworzący filmy z Joanną Piechottą.
Przyszłość mieszkańców oraz dalsze losy zabytków są dziś w rękach rządu. Turystyka i dziedzictwo kulturowe regionu zgorzeleckiego będą stanowić istotną rolę w transformacji energetycznej. Uzgodniony ze społeczeństwem, rządowy plan sprawiedliwej transformacji powinien, zdaniem części mieszkańców i organizacji pozarządowych, ale także artystów, włączyć również inne walory kulturowe. Na przykład takie, jak słynne domy przysłupowe, z których słynie Trójziemie, nazywane z tego powodu krainą domów przysłupowych.
–
Zdjęcie tytułowe: Joanna Piechotta