Udostępnij

Kolejne pomiary pokazują, że powietrze na przedmieściach Warszawy jest znacznie gorsze niż w centrum

01.03.2019

Łukasz Gmurczyk, na co dzień prowadzący profil „Smog Wawerski”, postanowił zbadać powietrze tak w bliższej, jak i w nieco dalszej okolicy miejsca w którym mieszka. Byłem bardzo ciekaw wyników. Zapytałem więc Łukasza o szczegóły.

Prowadziłeś pomiary fachowo nazywane „transektowymi”, prawda?

ŁG: Tak. Mówiąc po ludzku, woziłem pyłomierz w samochodzie i mierzyłem stężenia zanieczyszczeń w miejscach, przez które przejeżdżałem.

O jakiej porze?

ŁG: Oczywiście wieczorem. Wtedy stężenia są znacznie wyższe niż w dzień, a w dodatku dość stabilne – nie zmieniają się za bardzo z czasem. Dzięki temu unikam zarzutu, że nie można porównywać pomiaru w punkcie A z pomiarem robionym np. 40 minut później w jakimś odległym punkcie B.

Wiem, wiem, tak żeby to nie było trochę jak w starym wojskowym kawale: „Co to jest czasoprzestrzeń? Najlepiej wyjaśnić na przykładzie – szeregowy, będziecie kopać od tego miejsca do siedemnastej trzydzieści!”. No dobra, a ciut poważniej: zanim powiesz, gdzie pojechałeś, powiedz proszę coś o pyłomierzu, którego używałeś.

ŁG: To nie był pierwszy lepszy tani czujnik (choć taki też mam), ale profesjonalny sprzęt, pożyczony od Krakowskiego Alarmu Smogowego. Jak wiesz, takiego samego urządzenia używają naukowcy z AGH.

Tak, również do prowadzenia podobnych pomiarów transektowych w Małopolsce i na Śląsku.

ŁG: Właśnie. Chyba możemy uznać, że dokładność tego urządzenia jest porównywalna z dokładnością sprzętu na stacjach WIOŚ.

Zgoda. No to gdzie byłeś?

ŁG: Jeździłem w Wawrze, Józefowie i Otwocku

I co? Złapałeś jakieś porządne stężenia?

ŁG: W Wawrze było 100-200 mikrogramów PM 10 w metrze sześciennym. Ale w Otwocku i Józefowie było jeszcze lepiej – średnio 200-350 mikrogramów. Wystarczająco dużo, by po półtorej godziny jeżdżenia w takim „świeżym” powietrzu rozbolała mnie od tego dymu głowa.

 width=

 

Współczuję. Swoją drogą, konkretny wynik! Dobry małopolski standard, że tak powiem. Nie na darmo niektórzy nazywają Otwock „Rabką Mazowsza”. Zabawne, bo przecież to chyba właśnie w Otwocku mieszka obecnie Janusz Korwin-Mikke, który twierdzi, że smog to tylko wymysł ekolewaków…

A co władze tych dwu miast robią, by się uporać z problemem smogu?

ŁG: Przez ostatnie lata niewiele. Zgodnie z wymogami Programu Ochrony Powietrza i uchwałą antysmogową do wymiany jest kilka tysięcy kotłów. Natomiast rocznie udzielanych jest kilkadziesiąt dotacji. Na szczęście nowe władze Józefowa i Otwocka jak na razie deklarują chęć działania w kierunku ograniczenia smogu.

Warto natomiast wspomnieć, że w zeszłym roku w Otwocku zlikwidowano Straż Miejską, przez co jeszcze trudniej będzie kontrolować czy mieszkańcy nie palą przypadkiem opałem zakazanym przez mazowiecką uchwałę antysmogową (zbyt wilgotne drewno lub zbyt niskiej jakości węgiel – przyp. JJ).

… i przede wszystkim, czy nie palą odpadów.

ŁG: Owszem, ale nie wiem, czy „przede wszystkim”. Jak wiesz palenie śmieci to nie jest główne źródło problemu smogu. Walczę z tym szkodliwym mitem nie od dziś.

Tak, masz rację. Smog to jednak przede wszystkim kwestia spalania legalnego opału – węgla i drewna w pozaklasowych kotłach. Ale spalanie śmieci dodatkowo zwiększa, czasem bardzo znacznie, zarówno toksyczność dymu, i jego uciążliwość dla otoczenia.

Jakbyś mógł jakoś podsumować swoje pomiary, jakie z nich płyną wnioski?

ŁG: W sumie nic bardzo odkrywczego, choć może dla wielu ludzi to ciągle jest zaskoczenie. Po raz kolejny potwierdza się, że w sezonie grzewczym jakość powietrza na przedmieściach Warszawy, a tym bardziej w okalających stolicę miejscowościach jest zwykle dużo, dużo gorsza niż w centrum miasta.

Tak jest zresztą pewnie nie tylko w przypadku Warszawy, ale i innych miast, z tego co wiem przynajmniej w przypadku Krakowa.

O tak, i dlatego miejscowości otaczające Kraków, tzw. „obwarzanek” nazywamy pieszczotliwie „Ring of Death”, albo jak u Zappy: „Ring of Fire”…

ŁG: W obu aglomeracjach powód jest taki sam – dziś zarówno w centrum Krakowa, jak i w centrum stolicy mamy już bardzo niewiele pieców i kotłów na paliwa stałe.

Tak, teraz jest też tak w Krakowie, ale to tylko dzięki likwidacji tysięcy palenisk w ciągu kilku ostatnich lat.

ŁG: Właśnie. A W Warszawie taka sytuacja ma miejsce już od bardzo dawna.

Natomiast na przedmieściach stolicy i w miejscowościach takich jak Otwock, Legionowo czy Józefów mamy znacznie więcej dymiących kominów. Jakbyś nie liczył – czy to w przeliczeniu na 1000 mieszkańców, czy na kilometr kwadratowy. Dlatego te miejscowości mają obiektywnie trudniejszą sytuację – więcej kotłów do wymiany, mniej pieniędzy, a czasu tyle samo – cztery lata.

Czyli, raz jeszcze: również w przypadku Warszawy centrum miasta a przedmieścia lub „obwarzanek” to dwa różne światy?

ŁG: Zdecydowanie tak!

Co nie znaczy jednak, że powietrze w centrum Warszawy jest dobrej jakości …

ŁG: Pewnie że nie, choćby dlatego że zanieczyszczenia napływają z przedmieść i spoza miasta.

I dlatego niektórzy złośliwcy śmieją się, że to dobrze, że zabudowano kliny napowietrzające, bo zaciągały by do centrum brudne powietrze z przedmieść…

ŁG: Ono i tak napływa, choćby doliną Wisły. No i swoje dokładają samochody. Ale i tak u mnie w Wawrze powietrze jest o wiele, wiele gorsze niż w centrum Warszawy.

Bardzo Ci dziękuję za rozmowę

Postscriptum

Łukasz prowadził swoje pomiary 14 i 16 lutego 2019 roku.

Fot. New-reporter/Shutterstock

Autor

Jakub Jędrak

Fizyk, publicysta, działacz społeczny.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partnerzy portalu

Partner cyklu "Miasta Przyszłości"

Partner cyklu "Żyj wolniej"

Partner naukowy