„Z dokumentu wynika, że Polsce nadal brakuje ambicji”. Tak Politykę energetyczną Polski do 2040 roku (PEP2040) ocenia Małgorzata Kasprzak, analityczka z organizacji Ember. Jak przewiduje autorka analizy, założenia rządu nie ułatwią ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 roku.
Na pełny dokument Polityki energetycznej Polski do 2040 roku musieliśmy czekać kilka tygodni po przegłosowaniu jej przez rządzących (pisaliśmy o tym TUTAJ i TUTAJ). W połowie marca doczekaliśmy się publikacji oficjalnej treści PEP2040. Wynika z niej, że Polska zacznie budowę elektrowni jądrowej, postawi farmy wiatrowe na morzu, ale jednocześnie jeszcze przez długi czas będzie produkować energię z węgla.
Czytaj także: Rząd opublikował PEP2040. Źródła odnawialne i atom zastąpią węgiel, ale nie całkowicie
„Najnowszy plan energetyczny Polski nadal nie jest wystarczająco ambitny, aby dokonać szybkiej i skutecznej transformacji. Sama Polska może sprawić, że UE nie osiągnie swoich celów w zakresie redukcji emisji” – komentuje Małgorzata Kasprzak, autorka analizy PEP2040 opublikowanej przez organizację Ember. „Polska do roku 2040 zamierza trzymać się węgla i budować nowe elektrownie wykorzystujące gaz kopalny. Z PEP2040 jako jedynym planem, Polska ryzykuje bolesne, pozbawione planu wycofanie się z węgla, które może pogorszyć sytuację branż energochłonnych, a w dłuższej perspektywie także całej gospodarki” – dodaje.
Węgla tak szybko nie pożegnamy
W PEP2040 wzięto pod uwagę dwa scenariusze, oba uzależnione od cen uprawnień do emisji CO2 (EU-ETS). W scenariuszu mniej ambitnym przewidziano produkcję 113 TWh energii z węgla w 2030 roku. To niewielki spadek w porównaniu z rokiem 2019, kiedy z „czarnego złota” wyprodukowaliśmy 120 TWh energii.
W bardziej ambitnym scenariuszu przewiduje się, że 75 TWh energii elektrycznej będzie pochodzić z węgla. Wciąż – zauważa Ember – za dużo, jeśli popatrzymy na unijne cele redukcji emisji gazów cieplarnianych.
Z wyliczeń wynika, że aby osiągnąć cele klimatyczne, czyli spadek emisji całej UE o 55 proc. do 2030 roku (w porównaniu do 1990 roku), należy ograniczyć wytwarzanie energii elektrycznej z węgla do około 55 TWh. Ember podkreśla, że trwanie przy węglu będzie dla Polski coraz droższe i może pozbawić nas środków na transformację energetyczną. Odczuwają to także mieszkańcy. „W ubiegłym roku hurtowe ceny energii elektrycznej w Polsce osiągnęły najwyższy w Europie poziom, głównie z powodu uzależnienia od drogiego węgla krajowego i wzrostu cen EU-ETS” – czytamy w analizie.
Polska stawia na gaz
„Gaz kopalny staje się w Polsce nowym węglem. Ogromne pieniądze zostaną utopione w infrastrukturze, która ze względu na ochronę klimatu będzie musiała zostać wycofana w kolejnej dekadzie” – komentuje Diana Maciąga z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot.
Ten „nowy węgiel” ma w Polsce, według PEP2040, rosnąć w siłę. Do 2030 roku mamy stać się trzecim co do wielkości producentem energii elektrycznej z gazu w Europie. Jego wykorzystanie ma wzrosnąć z 14TWh (dane za 2019 rok) do 54 TWh w za dziesięć lat. To największy planowany wzrost wykorzystania gazu ziemnego w całej UE. Jednocześnie jest to duża zmiana w porównaniu z poprzednimi planami, według których w 2030 roku mieliśmy produkować 21 TWh z gazu.
„40 TWh, o które ma wzrosnąć produkcja z gazu, to ok. 1/4 całej obecnej produkcji energii w Polsce. Pomijając klimatyczną nieodpowiedzialność tych planów, tak ogromny wzrost zależności od kopalnego gazu można planować wyłącznie, jeżeli nie widzi się albo nie bierze pod uwagę spodziewanego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2” – komentuje Izabela Zygmunt z Polskiej Zielonej Sieci. „W PEP2040 założono, że w 2030 r. będą one kosztować 30 euro za tonę, podczas gdy już przekroczyliśmy pułap 40 euro” – dodaje. Jej zdaniem, jeśli plany z PEP2040 się urzeczywistnią, za 10 lat nowe bloki gazowe będą zbyt dużym elementem systemu energetycznego, by je po prostu wyłączyć. „Ale za produkowaną w nich energię będziemy bardzo drogo płacić. Tak wielka zależność od gazu będzie dla gospodarki kulą u nogi” – zaznacza.
Za mało OZE w PEP2040
Według najnowszych założeń, do 2030 roku udział OZE w całkowitym zużyciu energii brutto wynosić ma przynajmniej 23 proc. W elektroenergetyce ma to być nie mniej niż 32 proc. (głównie za sprawą rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej), 28 proc. w ciepłownictwie, a w transporcie – 14 proc.
PEP2040 przedstawia duże ambicje dotyczące budowy farm wiatrowych offshore, czyli na morzu: do 2030 roku mają mieć 5,9 GW mocy zainstalowanej, a do 2040 – 11 GW. Jednocześnie w dokumencie możemy przeczytać, że farmy wiatrowe na lądzie (onshore) nie będą się dynamicznie rozwijać. Tak naprawdę problem z ich rozwojem trwa już od 2016 roku. Wtedy wprowadzono tzw. ustawę odległościową, według której odległość wiatraków od zabudowań musi wynosić dziesięciokrotność ich wysokości. To spowodowało, że w Polsce zabrakło terenów pod takie inwestycje. Wszystkie elektrownie wiatrowe, otwarte po 2016 roku, dostały pozwolenia jeszcze przed wprowadzeniem tych ograniczeń.
„W PEP2040 odnotowano, że ustawa odległościowa może ulec zmianie. Nie jest jasne, czy wspomnianą zmianę uwzględnia scenariusz wysokich cen EU-ETS. Najnowsza strategia pokazuje, że w latach 2019-2030 oczekuje się wzrostu generacji na lądzie wyłącznie z 15 TWh do 23 TWh” – czytamy w analizie.
Ember zwraca także uwagę na pozytywny element: duży wzrost mocy z mikroinstalacji fotowoltaicznych. Pod koniec 2020 mieliśmy już 4 GW energii słonecznej. PEP2040 przewiduje, że programy dofinansowań, takie jak „Mój prąd”, pomogą rozwijać sieć małych indywidualnych instalacji.
Co, jeśli energii z atomu nie będzie?
Ważnym elementem PEP2040 jest uruchomienie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Do 2033 roku ma powstać pierwszy blok o mocy 1-1,6 GW. Później, co 2-3 lata, będą otwierane kolejne, a cały program jądrowy to sześć bloków.
Czytaj także: Niemcy obawiają się polskiej elektrowni atomowej. Choć wciąż nie jest pewne, gdzie powstanie
Ember zwraca uwagę na to, że PEP nie przewiduje żadnej alternatywy na wypadek, gdyby elektrownia atomowa nie powstała. „Historia polskiej energetyki jądrowej raczej nie napawa optymizmem, a dla projektu nie wybrano jak dotąd nawet lokalizacji” – pisze autorka analizy.
Jak zapowiada ministerstwo klimatu i środowiska, jeszcze w tym roku ma zostać wybrana technologia, w jakiej powstanie pierwszy blok jądrowy. W przyszłym roku mamy znać lokalizację elektrowni. W styczniu minister Michał Kurtyka zapowiedział, że będzie to „najprawdopodobniej na północy, na Pomorzu”.
_
Analizę Ember można znaleźć TUTAJ.
Zdjęcie: Jan Miko/Shutterstock