-Prezes Izby nie zapomniał też użyć rutynowego oręża wszystkich lobbystów węgla: „kto naprawdę na tym zyska? Producenci niemieckich czy włoskich kotłów gazowych? „Ekologiczne” organizacje społeczne?” Odpowiadam. Zyskają Polacy na swoim zdrowiu – profesor Piotr Kleczkowski pisze dla SmogLabu o ataku Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla na działania antysmogowe w Krakowie.
Na stronie Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla pojawił się zdumiewający tekst, podpisany przez jej prezesa. Prezes usiłuje wykazać, że krakowska uchwała antysmogowa i wynikła z niej powszechna likwidacja kotłów na paliwa stałe nie przyniosła spodziewanych efektów, a wydatki zostały zmarnowane. Przestrzega też inne miasta przed pójściem w ślad Krakowa, strasząc je „gigantycznymi wydatkami finansowymi oraz zubożeniem znacznej części społeczeństwa”
Swoje tezy prezes opiera na analizie opracowanej przez jednego z pracowników naukowych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, co stwierdzam z przykrością.
Czytaj także: Fake news Izby Sprzedawców Węgla. Krytykując walkę ze smogiem, powołuje się na raport z błędami
W analizie tej stwierdzono, że stężenia pyłów PM10 i PM2,5 w ostatnich latach spadają, ale dynamika spadku w Krakowie nie była wyższa niż w pozostałych miastach. Ocena ta oparta jest na wizualnej analizie przedstawionych wykresów, inaczej mówiąc została przeprowadzona „na oko”, np. jak pisze Autor analizy: „zanotowano (…) sięgający średnio 30-40% spadek”. Nie znam powodów, dla których Autor tego spadku po prostu nie obliczył, i w tym stanie rzeczy muszę to zrobić za niego. Oprę się na nieco innym, lepiej dobranym zestawie danych, jednak pochodzących z tego samego źródła, czyli bazy danych GIOŚ.
Zarówno w przypadku województwa małopolskiego jak i Krakowa, ująłem wyniki ze wszystkich działających w badanym okresie stacji pomiarowych tła. Dziękuję dyrektorowi Piotrowi Łyczko z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, który obliczył potrzebne średnie, które nieco tylko zmodyfikowałem. Analizowaliśmy sezony grzewcze (październik-marzec) od 2014/15 do 2019/20. Jest więc sześć kolejnych średnich, osobno dla Krakowa i Małopolski (bez Krakowa). W obliczeniu posłużyłem się najprostszą możliwą metodą, jaką jest regresja liniowa. Wyniki są następujące: w ciągu sześciu lat spadek stężenia PM10 w Krakowie wyniósł -39,0%, zaś w Małopolsce -22,5%. Z intuicyjnego choć niepoprawnego porównania średnich w sezonach 2014/15 i 2019/20 otrzymalibyśmy jeszcze większą różnicę (-42,4% i -23,1%).
Z powodu chwilowej niedostępności danych GIOŚ nie jestem w stanie przeprowadzić analogicznego obliczenia dla benzo(a)pirenu. Z pośrednich źródeł wynika, że trend spadkowy w Krakowie jest bardzo wyraźny, a na pozostałym obszarze Małopolski (jak i kraju) spadek nie występuje. To właśnie ten związek chemiczny pochodzi w ponad 85% ze spalania paliw stałych w domach. Wynik ten pokazuje, jak skuteczny okazał się krakowski model.
Warto przypomnieć, że stężenia PM10, które wciąż występują w Krakowie pochodzą nie tylko z pozostałych jeszcze kilku tysięcy kotłów. Pochodzą one również z transportu, którego natężenie zimą jest nie mniejsze niż latem, z sąsiednich gmin (tak zwanego „wianuszka”), z przemysłu i elektrociepłowni oraz z innych źródeł. Nie mamy solidnych danych mówiących o proporcjach, ale przed rozpoczęciem programu wymiany kotłów w Krakowie łączny średnioroczny udział trzech pierwszych grup źródeł w zanieczyszczeniu powietrza szacowano na 57%. Mamy więc w Krakowie „twardy sufit” ograniczania emisji – nawet po całkowitym wyeliminowaniu węgla z krakowskich domów powietrze nadal nie może być czyste. Z tego też powodu lepiej skupić się na porównaniu stężeń w sezonach grzewczych. Porównując średnie roczne otrzymalibyśmy mniejszą różnicę, ale byłaby ona spowodowana wyeksponowaniem innych źródeł pyłu niż ogrzewanie indywidualne.
Wracając do „analizy” na którą powołuje się prezes IGSPW, z przykrością stwierdzam, że nie może ona być użyta do wyciągania żadnych wniosków. Jest to proste zestawienie powszechnie znanych danych, przedstawionych w postaci wykresów. Mamy tu wykresy stężeń średniorocznych oraz średniomiesięcznych trzech składników smogu: PM10, PM2,5 oraz benzo(a)pirenu. Prezes IGSPW twierdzi, że w pracy tej przeprowadzono „pełną i pozwalającą na wnioskowanie analizę statystyczną”. Cóż, analiza jest, ale „na oko”. Proste obliczenie średnich nie jest analizą statystyczną. Rozumiem, że prezes musi znać się na promowaniu sprzedaży węgla, więc nie musi wiedzieć, co to jest statystyka.
Wykresom towarzyszą wnioski, nazwane przez Autora analizy „bardzo ciekawymi”. Szczególne wrażenie zrobił na mnie „najważniejszy” wniosek w części dotyczącej pyłu PM2,5. Otóż według Autora, obserwacje dotyczące PM10 „w zakresie jakościowego układania się poszczególnych wyników i trendów” potwierdzają się dla pyłu PM2,5. W pełni zgadzam się z Autorem, tyle tylko, że w podobnych zestawieniach jest to reguła nie warta wzmianki. Inne wnioski są albo podobnie oczywiste, albo nieuprawnione, ponieważ nie dowodzi ich przedstawiony materiał.
Nie będę Czytelnika nużył odnosząc się do poszczególnych wniosków w tej „analizie”. Nie ma to sensu, ponieważ w jednej części, dotyczącej benzo(a)pirenu (BaP), przedstawione wyniki są całkowicie błędne. Zapewne zaszła jakaś pomyłka w zestawie danych. W zestawieniach rocznych, wykresy dla Krakowa i Tarnowa są identyczne. Podane przez Autora stężenia BaP w roku 2019 są we wszystkich miastach kilkakrotnie niższe niż w poprzednich latach, co w ogóle nie miało miejsca. Co gorsza, Autor traktuje te całkowicie błędne dane zupełnie poważnie i opiera na nich jeden ze swoich wniosków: „najwyższe ze spadków… dotknęły okresu 2018-2019”. Podobna anomalia występuje zresztą w danych dla PM10 za rok 2006. Również zestawienia miesięczne dla BaP są wysoce niewiarygodne. Na pionowych osiach wykresów widzimy opis „Suma z Wartość” bez podania jednostki. Nie wiadomo więc, jakie liczby one przedstawiają. W dodatku wartości te są w miesiącach zimowych tylko kilkakrotnie wyższe niż w letnich. W rzeczywistości stosunek ten jest z reguły kilkudziesięciokrotny – w miesiącach letnich stężenia zazwyczaj spadają do ułamków ng/m3, czyli mieszczą się w normie UE (choć nie w zaleceniach WHO). Skoro w części dotyczącej BaP występują tak grube błędy, nie możemy ufać częściom poświęconym pyłom.
„Analiza” jest też niewiarygodna z powodu zastosowanej metody porównania. Do elementarza badań naukowych należy zasada, że nie można porównywać gruszek z jabłkami. Niestety to właśnie czyni Autor, podając jako wartości dla Krakowa wyniki ze stacji komunikacyjnej na Al. Krasińskiego. Aby oceniać wpływ ogrzewania indywidualnego należy posługiwać się pomiarami z tak zwanych stacji tła miejskiego, bowiem na wynik na stacji komunikacyjnej duży wpływ ma bieżąca emisja z transportu drogowego.
Są też inne mankamenty „analizy”, jak mieszanie porównywanych zakresów lat.
Prezes IGSPW buduje na tym nie wnoszącym niczego dokumencie całą ideologię, sprytnie grając na obecnych emocjach: w Krakowie bezpowrotnie przepadło 300 mln zł, a teraz krakowski szpital desperacko potrzebuje pomocy finansowej. Chciałbym Panu Prezesowi zwrócić uwagę, że przyjmując średnie szacunki rocznych dopłat do wydobycia węgla w Polsce można dojść do wniosku, że Kraków (w sensie proporcji wkładu do budżetu państwa od wszystkich podatników) w latach 2015-2019 dopłacił do węgla kwotę rzędu 1 mld zł. Wystarczyłoby na bogate wyposażenie w respiratory i środki ochrony oraz dobrze płatne i liczne etaty w służbie zdrowia. A skoro już mówimy o smogu w czasie pandemii, to z Włoch płyną pierwsze dowody, że zanieczyszczone powietrze wzmaga epidemię i jej skutki. To było do przewidzenia i oczekuję dalszych takich doniesień.
Co proponuje innym miastom prezes? Oczywiście to, co sam oferuje, czyli węgiel, spalany w nowoczesnych kotłach, ewentualnie biomasę. Brak tu miejsca na wyjaśnianie prezesowi, dlaczego spalanie wszelkich paliw stałych w kotłach domowych jest dziś całkowitym anachronizmem i należy od niego jak najszybciej odchodzić. Najkrócej: 90% redukcji zanieczyszczeń dzięki nowoczesnym kotłom to za mało. W dodatku z różnych powodów realna redukcja może być znacznie mniejsza.
Prezes lansuje oryginalną tezę: „gaz ziemny (…) ma większy udział w emisji CO2 niż (…) węgiel kamienny (jeśli wziąć pod uwagę przepływ gazu od otworu wiertniczego do kurka gazowego)”. Większość źródeł wskazuje, że biorąc pod uwagę cykl życia produktu, całkowite emisje gazów cieplarnianych z użycia gazu wynoszą około połowy tych z użycia węgla.
Prezes wikła się też w spekulacje na temat zależności powietrza w Krakowie i obwarzanku, próbując dowodzić, że zanieczyszczenia nie napływają z obwarzanka do Krakowa. Powołuje się na pomiary „w peryferyjnych częściach Krakowa”. Żadnych takich wyników źródłowa „analiza” nie zawiera, więc twierdzenia Prezesa są pozbawione podstaw.
Nie zapomniał też użyć rutynowego oręża wszystkich lobbystów węgla: „kto naprawdę na tym zyska? Producenci niemieckich czy włoskich kotłów gazowych? „Ekologiczne” organizacje społeczne?” Odpowiadam. Zyskają Polacy na swoim zdrowiu, które przekłada się na wspólną kieszeń. Ostrożny szacunek rocznych strat z powodu smogu w Polsce to 200 mld zł, a z samego ogrzewania indywidualnego ponad 100 mld. Prezes kończy swój tekst zaproszeniem do myślenia: „Resztę wniosków wyciągnijcie Państwo sami”. Przyłączam się do prośby prezesa. Szczególnie warto pomyśleć kto zyska, jeżeli samorządy posłuchają prezesa i nie będą chciały odchodzić od węgla.
Autor: prof. Piotr Kleczkowski – profesor w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, specjalista w zakresie inżynierii dźwięku, percepcji dźwięku i ochrony środowiska, autor książki „Smog w Polsce”.
Zdjęcie: Parliov/Shutterstock