Przez południowo-wschodnią Azję przechodzi właśnie bardzo ostra fala upałów. Rekordowe temperatury są rejestrowane niemal każdego dnia. Na Filipinach i w Bangladeszu zrobiło się tak gorąco, że zamknięto szkoły. Nie mogło być inaczej, bo w Manili nawet w nocy było prawie 30 stopni Celsjusza. Fale upałów stają się w tym rejonie świata nową normą. A eksperci zapowiadają, że jeżeli sytuacja będzie się pogarszać, odczujemy to i my.
Zaczęło się w kwietniu. W Bangladeszu nie tylko zarejestrowano najcieplejszy kwiecień w historii pomiarów, ale także dzienne maksima przekraczające o od 2 do 8 stopni Celsjusza średnie maksima dla tego miesiąca. W Mjanmie temperatura przekroczyła 48 stopni, także ustanawiając nowy rekord. W Wietnamie rekordy odnotowano aż na 102 stacjach pogodowych. Kalkuta ogłosiła z powodu upału czerwony alarm. Temperatury niemal wszędzie solidnie przekraczały 40 stopni. Maj rozpoczął się podobnie. W Indiach… I tutaj można się zatrzymać. Nie ma sensu wymieniać kolejnych rekordów. Tę „pękały” dzień po dniu. I dzieje się to pomimo, że w ubiegłym roku przez Azję też przeszła dość ostra fala upałów, więc poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko.
Mimo to coś co w ubiegłym roku było klęską, w tym wydaje się już być całkiem miłym wspomnieniem.
Zamknięte szkoły
Są ludzie, dla których wszystkie te rekordy są ciekawe i wiele mówiące, ale większość do nich nie należy. Reszcie, zwłaszcza kiedy patrzy się na to z Polski, wystarczy wiedza, że jest tam piekielnie gorąco i coraz goręcej. W praktyce oznacza to, że ludzie umierają na udary cieplne. Doniesienia mówią o co najmniej kilkuset takich osobach. Ofiar jest jednak zapewne dużo więcej, bo nie jest to region świata, który słynąłby ze szczególnie rozwiniętej statystyki, gdy chodzi o zgony obywateli.
Oznacza to także, że dzieciaki zostają w domach, w których mają chować się przed słońcem. Szkoły trzeba było bowiem zamknąć aż w dwóch krajach. Na Filipinach, gdzie nawet w nocy bywało po prawie 30 stopni Celsjusza. I w Bangladeszu. Przy czym z tym chowaniem się też nie jest łatwo, bo nie każdy ma tam klimatyzację. Wszystko na co ludzie mogą sobie pozwolić to wiatraki, a te w takiej temperaturze działają raczej jak termoobieg w piekarniku, niż coś co zapewnia chłód.
– Nie mamy klimatyzacji, ponieważ nie jesteśmy zamożni. Lekcje odrabiam w nocy, ponieważ wtedy jest mniej gorąco. Rano czujesz już tylko żar. Powietrze, które leci z elektrycznych wiatraków jest takie gorące. Jak gorąc wewnątrz piekarnika. Tak to właśnie czuć – mówił 15-letni uczeń z Manili reporterom agencji AFP.
Drożyzna i choroby
Upał odczuwają uczniowie. Ale jeszcze bardziej odczuwają go rolnicy. „The Guardian” przynosi historię jednego z tajlandzkich hodowców, który opowiada o tym, że musiał sprzedać ponad 5000 swoich kaczek. Dla tych zrobiło się bowiem zbyt gorąco, by znosić jaja. A dokładnie znosiły ich dużo mniej i dużo mniejszych. Wszystko przez upał, bo nie chciały, opowiadał rolnik, wchodzić nawet do przygotowanego dla nich stawu, w którym zwykle mogły się schłodzić. Woda w nim także stała się zbyt gorąca. Jajka drożeją więc bardzo szybko. Do tego kurczaki padają na fermach z gorąca tysiącami. Inne doniesienia zwracają uwagę na hodowców świń, którzy opowiadają, że zwierzęta szaleją z upału, stają się agresywne i nie chcą jeść. To generuje dodatkowe koszty dla rolników, którzy muszą poprawić im warunki.
A nie zawsze mają za co.
Problemy nie ograniczają się do zwierząt. Skwar, który w wielu miejscach łączy się z suszą, wpływa też na uprawy. Rośliny usychają i pełna skala zniszczeń pokaże się zapewne dopiero za kilka tygodni w cenach, które za jedzenie będą musieli płacić mieszkańcy tej części globu. Dziś najgłośniej mówi się o owocach durian, które są jednym z towarów eksportowych Tajlandii i których zbiory w tym (a jak mówią rolnicy także w przyszłym) roku będą bardzo złe. Widać to już ponoć dobrze, ponieważ drzewa nie wytrzymują upałów i owoce mają problemy z dojrzewaniem. Zwykle w takich sytuacjach cierpią też zboża, które są podstawą diety.
Nie wygląda to dobrze? Owszem. Tylko, że to nie wszystko. Są jeszcze choroby. Zaczęto rejestrować większą liczbę zachorowań na malarię i dengę. Malezja przygotowuje się już nawet na epidemię tej ostatniej. Wszystko za sprawą komarów, które reagują na upalną pogodę. – Cieplejsze warunki pozwalają komarom szybciej osiągać dorosłość – tłumaczył prof. Yanti Rosli z Uniwersytetu Kebangsaan, dodając, że służy im też to, jak generalnie zmienia się klimat.
Źródło
Fala upałów dała się we znaki Azji już w ubiegłym roku. Też czytaliśmy co chwilę doniesienia o kolejnych rekordach i wysychających uprawach. Mimo wszystko było lepiej. Dlaczego zatem w tym roku sytuacja jest tak dramatyczna. Padają dwie odpowiedzi. Jedna mówi, że powodem jest po prostu zmiana klimatu, która przybiera na sile. Druga zwraca uwagę, że w tym roku zmiana klimatu łączy się El Nino. Cyklicznym zjawiskiem, które powoduje, że powierzchnia oceanu jest w tym rejonie Pacyfiku cieplejsza. Zwolenników obu wytłumaczeń łączy jednak wspólne zwracanie uwagi na przyszłość.
– Częstość, intensywność, czas trwania i obszar tych fal upałów są coraz większe. Kiedy chodzi o temperaturę to jesteśmy na rollercoasterze, który w najbliższym czasie nie będzie zjeżdżał w dół. Będzie gorzej, co oznacza, że musimy być przygotowani – tłumaczył dziennikarzom dr Roxy Matthew Koll z Indyjskiego Instytutu Meteorologii Tropikalnej.
Miliony na granicach?
Koll mówił o przygotowaniu się Azjatów na to, że będą mieli coraz większe i dłuższe upały. Jednak specjaliści przekonują, że nie tylko Azjaci powinni być gotowi na skutki możliwego pogorszenia sytuacji w Azji i na całym tzw. globalnym Południu, o którym w mniej poprawnych politycznie czasach mówiło się używając zwrotu Kraje Trzeciego Świata. Eksperci przede wszystkim zwracają uwagę na możliwe migracje, których celem będzie Europa. – Kiedy weźmiesz do ręki mapę prezentującą, jak wyglądają i jak zmieniają się susze na świecie – mówił mi Marcin Popkiewicz w wywiadzie do książki „Odwołać katastrofę” – to zobaczysz, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu susze trwające dłużej niż miesiąc doskwierały zwykle mniej więcej dziesięciu procentom Afryki. Teraz aż dwie trzecie jej powierzchni mierzy się z suszami trwającymi miesiąc lub dłużej. Dotyczy to nie tylko Afryki – jest widoczne także w Azji Południowo-Wschodniej czy Ameryce.
– Lądujemy w świecie, w którym rejony między zwrotnikami stają się zabójcze dla ludzi. Stają się za gorące, by tam żyć. W tamtym rejonie świata pada rolnictwo, pada hodowla zwierząt. Nie da się pracować na zewnątrz. To oznacza migracje liczone w miliardach ludzi – tak wiele osób będzie chciało gdzieś żyć i będzie musiało znaleźć nowy dom. Migracja od zawsze jest metodą adaptacji do zmian klimatu. Co więcej, w rejonach międzyzwrotnikowych wahania temperatur w ciągu roku są niewielkie. Cały czas będzie tam za ciepło. I chodzi nie tylko o Afrykę, lecz także na przykład o Indie. To spowoduje konsekwencje dla systemu żywnościowego i dla sytuacji geopolitycznej. Gdzieś posypie się gospodarka. Będzie głód. Ruszą wielkie migracje ludzi uciekających przed biedą, przemocą, głodem i chaosem. I to tutaj świat dostanie najbardziej po tyłku. Polski to zresztą także dotyczy. U nas będzie się dało żyć. Upały będą w lipcu i w sierpniu – włączymy sobie klimatyzację i jakoś je przetrwamy. Może wstrzymamy na moment pracę, ale czasami będzie cieplej, a czasami zimniej – dodawał Marcin w tej samej rozmowie.
I pytał, nie tylko retorycznie: „Ale co się wydarzy, kiedy miliardy ludzi staną na granicach Unii Europejskiej?”
To jest bardzo dobre pytanie. Dobre, ponieważ nie mamy na nie odpowiedzi. A powinniśmy mieć. Tymczasem nie przemyśleliśmy sytuacji i nie mamy ustalonych metod zachowania w takich sytuacjach. Nie będziemy po prostu wiedzieć, co robić, jeżeli dziesiątki milionów ludzi rzeczywiście staną na granicach Starego Kontynentu. A nie jest on niemożliwy. Więcej nawet. Jest to całkiem prawdopodobny scenariusz rozwoju sytuacji.
– To nie jest żadna science fiction. A będzie coraz gorzej. Ceny i migracje dotkną nas znacznie szybciej niż poziom morza i temperatury – mówił mi prof. Jacek Piskozub w wywiadzie, który także można przeczytać w książce „Odwołać katastrofę”.
- Co najlepsi polscy specjaliści mówią o zmianie klimatu? Na co powinniśmy być gotowi? Co jest prawdą, a co manipulacją? O tym przeczytasz w książce „Odwołać katastrofę”.
Fot. W Manili było tak gorąco, że władze zdecydowały się zamknąć szkoły. Shutterstock/MaryTraveller.