Tydzień temu spłonęła fabryka firmy Aksam, produkującej znane Paluszki Beskidzkie. Właściciel przedsiębiorstwa zdecydował się na nietypowy ruch i poinformował, że nie zwolni pracowników, ani nie obniży ich wynagrodzenia. Po tych słowach ruszyła lawina wsparcia. – Dlaczego ta sytuacja tak bardzo porusza polski internet i wzbudza niesamowity entuzjazm od prawa do lewa? Wygląda na to, że takiej właśnie gospodarki ludzie oczekują. Nie nastawionej na krótkookresowy pieniężny zysk, lecz solidarnej, dbającej o wspólnotę ludzi pracy, traktującej zakłady pracy jako coś więcej niż tylko miejsce robienia pieniędzy – pisze ekonomista dr Maciej Grodzicki.
13 lipca 2024 roku informacja o pożarze dużej fabryki szybko obiegła polskie media. Okazało się, że chodzi o zakład produkcyjny firmy Aksam, która odpowiada za popularne przekąski. Serca Polaków szybko chwyciła reakcja zarządu spółki. – Pracownicy będą zatrudniani w systemie dwutygodniowym. Potem będzie wymiana załogi. Chcę, żeby każdy miał pracę. Jednak dwutygodniowa praca nie oznacza zmniejszenia wynagrodzenia. Będzie ono pełne. W naszej firmie zawsze na pierwszym miejscu stawialiśmy na człowieka i to się nie zmieni. Razem musimy przetrwać tren trudny dla nasz wszystkich okres – podkreślał właściciel Aksamu w rozmowie z lokalną „Gazetą Krakowską”.
Po tych słowach ruszyło szerokie wsparcie, głos zabrali także politycy – wśród nich były premier Mateusz Morawiecki. Sprawa jednak łączy ponad partyjnymi podziałami, bo wsparcie płynie też z drugiej strony polskiej sceny politycznej.
Na ciekawy aspekt całej sprawy zwraca uwagę Maciej Grodzicki – doktor nauk ekonomicznych, pracownik naukowy Instytutu Ekonomii, Finansów i i Zarządzania Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek zarządu Polskiej Sieci Ekonomii, który jest także jednym z bohaterów książki „Odwołać Katastrofę” autorstwa Tomasza Borejzy z redakcji SmogLabu.
Pożar fabryki „Beskidzkich”: reakcja właściciela w poprzek bezdusznemu systemowi
– Decyzja Adama Klęczara, prezesa i właściciela firmy Aksam, by po pożarze fabryki nie zwalniać pracowników ani nie obniżać im płac, oczywiście bardzo się chwali. Ale zastanówmy się przez chwilę, dlaczego ta sytuacja tak bardzo porusza polski internet i wzbudza niesamowity entuzjazm od prawa do lewa. Wygląda na to, że takiej właśnie gospodarki ludzie oczekują – nie nastawionej na krótkookresowy pieniężny zysk, lecz solidarnej, dbającej o wspólnotę ludzi pracy, traktującej zakłady pracy jako coś więcej niż tylko miejsce robienia pieniędzy – zaczyna ekonomista.
Jego zdaniem fabryka z małego Osieka spod Oświęcimia zachwyca dlatego, że „w pewnym sensie zdaje się iść w poprzek bezdusznemu systemowi gospodarczego„. – Właściciel mógłby pewnie zainkasować ubezpieczenie, w ramach zwolnień grupowych pożegnać jedną trzecią załogi, a za jakiś czas po odbudowie hal zatrudnić ich na nowo. Tymczasem wypłaci pełne wynagrodzenia, mimo że część pracowników będzie pracowała przez jakiś czas de facto na pół etatu – pisze dr Grodzicki.
Ekspert zwraca uwagę na to, że decyzja ma swoją biznesową racjonalność. – Zatrudnienie za rok dziesiątek pracowników od nowa może być kosztowne, a same zwolnienia grupowe mogą być blokowane przez związki zawodowe (jeśli takie są w zakładzie). Niemniej jednak standardem korporacyjnym byłyby pewnie w takiej sytuacji zwolnienia lub cięcia płac – tego wymaga rentowność i akcjonariusze.
Zysk operacyjny: 60 mln złotych. „Wkład pracowników w tworzenie zakładu”
Maciej Grodzicki zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz, która w dzisiejszym świecie bardzo często nam umyka. – Aksam po prostu jest w stanie sobie dziś pozwolić na opłacanie zatrudnienia, gdyż pracownicy w ostatnich latach wytwarzali dla firmy niesamowite zyski. Wg. sprawozdania finansowego z KRS, w 2023 zysk operacyjny brutto przekroczył 60 mln zł, a zysk netto 53 mln zł. Daje to ok. 88 tys. zł czystego zysku na jednego pracownika, przy rentowności obrotu przekraczającej 25 proc. Dla porównania – roczny fundusz wynagrodzeń (z pochodnymi) za ubiegły rok zamknął się w kwocie 49 mln zł. W tym świetle decyzja szefa nie jest już tak wielkim „poświęceniem”, a raczej oddaje faktyczny wkład pracowników w tworzenie zakładu – pisze ekonomista.
– Dla kontrastu przywołajmy zachowanie firm zorganizowanych na zasadach spółdzielni. One również dbają o stabilność zatrudnienia i korzystają z funduszy zasobowych właśnie tak, by być odpornym na różne szoki. Przy czym w spółdzielniach takie decyzje nie zależą od dobrej woli jednego właściciela, lecz od całego kolektywu jej członków. Finanse przedsiębiorstwa, czyli odbicie wypracowanej wartości służą z założenia całej społeczności pracy, bez tak problematycznej relacji zależności „od szefa” – dodaje.
Czy zatem dzisiejsza powszechna pochwała Polek i Polaków dla producenta „Beskidzkich” wyraża nasze ukryte marzenia o modelu spółdzielczym? – zastanawia się krakowski ekonomista.