Niecały miesiąc po ugaszeniu największego w historii pożaru w Dolnie Biebrzy, minister środowiska Michał Woś odwołał dyrektora tamtejszego Parku Narodowego, Andrzeja Grygoruka. – Mamy po raz kolejny dowód, że bez względu na, to kto rządzi, dyrektor parku narodowego jest funkcją stricte polityczną – komentuje Paweł Średziński z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Jego zdaniem, parki należy odpolitycznić i zmienić system wybierania dyrektorów.
Andrzej Grygoruk w środę (13.05) został wezwany do ministerstwa środowiska. Jak donoszą media, nie spodziewał się, że rozmowa w resorcie będzie dotyczyć jego odwołania. Dyrektorem Biebrzańskiego Parku Narodowego (BPN) został 3,5 roku temu – jeszcze kiedy szefem resortu środowiska był Jan Szyszko. Grygoruk wcześniej pracował w Narwiańskim PN, a od 2000 roku jest związany z BPN.
Zaledwie kilka tygodni temu mogliśmy zobaczyć wspólną konferencję Andrzeja Grygoruka i ministra Wosia, podczas której mówili o stratach spowodowanych przez największy w historii pożar.
W rozmowie z „Wyborczą” były już dyrektor mówił: – Naprawdę nie wiem, jaka jest przyczyna mojego odwołania: czy może chodziło o coś, co było związane z niedawnym pożarem w biebrzańskim parku, czy o coś innego. Park od dłuższego czasu ma kłopoty finansowe i kadrowe.
Dopiero w środę późnym wieczorem rzecznik resortu środowiska podał, że „decyzja o odwołaniu Pana Andrzeja Grygoruka ze stanowiska Dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego została podjęta po szczegółowej analizie wyników kontroli i audytu przeciwpożarowego zleconego przez Ministerstwo Środowiska oraz przekrojowej ocenie działalności zarządczej”. Wysłaliśmy do ministerstwa środowiska pytania o szczegóły tej decyzji. Na odpowiedź czekamy.
Czytaj także: Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym opanowany
Obowiązki dyrektora tymczasowo przejął pracownik BPN Mariusz Siłakowski.
Zbiórka pieniędzy „języczkiem uwagi”?
– Mamy po raz kolejny dowód, że bez względu na, to kto rządzi, dyrektor parku narodowego jest funkcją stricte polityczną – komentuje Paweł Średziński z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. – Absurdalne wydaje się mówienie o bezpieczeństwie pożarowym jako o przyczynie zwolnienia dyrektora Grygoruka. Pożar, szczególnie że jego powodem było celowe podpalenie traw, pokazał przecież niezdolność państwa do ochrony przyrody i do radzenia sobie z sytuacją kryzysową. To, że dyrektor apeluje o darowizny, pokazuje nie jego słabość, a słabość całego systemu. Dyrektor wykazał się właściwą postawą. Apelował o mobilizację wobec braku przygotowania państwa na takie pożary. Zbiórka na wyposażenie ochotniczych staży pożarnych, którą prowadził Biebrzański Park Narodowy, mogła stać się języczkiem uwagi rządzących – tłumaczy.
Czytaj także: Co dalej z Magurskim Parkiem Narodowym? Droga powstaje, a dyrektorem został myśliwy
Przypomnijmy: kiedy okazało się, że ogień jest bardzo trudny do ugaszenia, a do akcji ratunkowej włączyły się jednostki ochotniczej straży pożarnej, dyrektor Parku apelował o pomoc finansową. “Przejmowaliśmy się niedawno i płakaliśmy nad Australią… Dziś płonie największy polski park narodowy, jeden z najlepiej zachowanych torfowisk w Europie” – napisał wtedy Andrzej Grygoruk w oficjalnym oświadczeniu. Zachęcając do zbiórki, zaznaczał, że gaszenie pożaru finansują ministerstwo środowiska i Lasy Państwowe. Pieniądze miały trafić wyłącznie do jednostek OSP.
Zebrano w sumie ponad 3,5 miliona złotych. Pieniądze wpłaciło prawie 38 tys. osób.
Dyrektorzy tracą pracę
To kolejna zmiana na stanowisku dyrektora parku narodowego, która wywołuje kontrowersje.
Rok temu w lutym ministerstwo odwołało ze stanowiska dyrektora Wigierskiego Parku Narodowego, Jarosława Borejszo. W konkursie ubiegał się o ponowne objęcie funkcji, dostał nawet najwięcej punktów. Mimo tego nie wygrał. Wobec tej decyzji protestowali członkowie Rady Naukowej WPN, pracownicy Parku, Wigierskie Stowarzyszenie Mieszkańców Wsi i Krajowa Sekcja Pracowników Parków Narodowych NSZZ “Solidarność”.
We wrześniu 2019 roku dyrektorem Magurskiego Parku Narodowego został Norbert Kieć, zapalony myśliwy i przewodniczący koła łowieckiego. Internet obiegły jego zdjęcia z upolowanym głuszcem – rzadkim, chronionym ptakiem.
Z kolei trzy lata temu została zwolniona Olimpia Pabian, dyrektorka Białowieskiego Parku Narodowego. Była zdecydowaną przeciwniczką komercyjnego odstrzału żubrów i wycinki drzew w Białowieży. Popierała natomiast inicjatywę powiększenia Parku. Nieoficjalnie mówi się, że jej poglądy mogły być przyczyną odwołania.
Zaraz po zwolnieniu Andrzeja Grygoruka również pojawiły się różne domysły dotyczące prawdziwych powodów decyzji ministra Wosia. Przyczyną mógł być film z konferencji premiera w Biebrzy. Mateusz Morawiecki najpierw pomylił Lasy Państwowe z parkami narodowymi, a później mówił o „radzeniu sobie z wilkami”. Chodziło o odstrzał zwierząt, które w Polsce są pod ochroną. Stojący za Morawieckim Grygoruk otwierał ze zdziwieniem oczy, co szybko stało się internetowym memem.
– Nie chcę oceniać kompetencji dyrektora. Poznałem go już dawno temu, kiedy wspólnie byliśmy na kursie przewodnickim. I znam go z tamtego okresu. Wiem, że od wielu lat pracował w parkach narodowych, więc na pewno zna się na rzeczy. Poświęcił tej pracy większą część swojego życia. Stawał też w obronie łosi, kiedy ówczesny minister Jan Szyszko chciał przywrócić polowania na ten gatunek – mówi Paweł Średziński. – Pytanie, kto będzie następny? Kto odważy się skrytykować jakąś inwestycję, która będzie niekorzystna dla przyrody albo sprzeciwi się polowaniom?
1 procent Polski
Zdaniem Pawła Średzińskiego, dyrektor nie powinien być wybierany przez ministra środowiska. Uważa, że powinna wybierać go rada naukowa, w której są naukowcy, przedstawiciele lokalnej społeczności i przyrodnicy.
– Parki należy odpolitycznić i przywrócić im ich właściwą rangę. Od dwóch dekad są konsekwentnie pozbawiane prestiżu. Rządzący powinni z troską spojrzeć na to, co dzieje się wewnątrz nich. Na to, jak wynagradzani są pracownicy, jak system nie przyciąga odpowiedniej liczby specjalistów ze względu na marne pensje. Powinni też wspierać lokalną społeczność, zamieszkującą w sąsiedztwie parków, aby pokazać im korzyści z funkcjonowania obszaru chronionego. Wobec prawnej blokady i weta znaleźliśmy się w patowej sytuacji. Nie powstają kolejne parki, bo nie są atrakcyjną alternatywą. Oznaczają utratę lepszych płac i uposażenia, zapewnianych przez pracę w nadleśnictwach, na których terenie miałyby powstać – tłumaczy Średziński.
Jak podkreśla, parki narodowe zajmują zaledwie 1 proc. powierzchni kraju. To jeden z najniższych wyników w Europie.
– Jednocześnie, kiedy tylko pojawiają się plany utworzenia nowego parku, jak na przykład Turnickiego, pojawia się tłum oponentów, którym wmawia się, że park narodowy oznacza klęską na miarę końca świata. To pokazuje podejście do ochrony przyrody w Polsce – mówi Średziński. Jego zdaniem potrzeba jest systemowa zmiana. Dodaje: – Do tego jednak potrzeba ludzi, którzy to rozumieją. Resort środowiska niestety nie ma szczęścia do takich ludzi. Mamy kolejną dekadę, kiedy państwo traktuje parki po macoszemu, a zmienia się tylko macocha sprawująca nadzór nad parkami. Każdy ma szanse to naprawić. Zjednoczone Prawica miała taką szansę i nadal ją ma. Pytanie, czy będzie ją chciała wykorzystać
Zdjęcie: Jarosław Stepaniuk/Biebrzański Park Narodowy