W tym roku mało kogo kłuły komary. Trudno było dostrzec te natrętne owady, które są utrapieniem ludzi wybierających się do lasu, parku czy nad jezioro. Co się stało? I czy powinniśmy się z tego cieszyć?
Wraz z końcem wiosny zaczynają nas kłuć, ale nie tym razem
Każdego roku, gdy wiosna zmierza ku końcowi i zbliża się lato, w powietrzu zaczynają latać małe, brzęczące owady. Mają one brzydki zwyczaj kłucia ludzi w skórę. Chodzi o komary, których nikt za to nie lubi. Same zaś nie robią tego z czystej złośliwości, bo muszą jakoś żyć. Komary, a dokładnie samice komarów są krwiopijcami, żywią się krwią. Samce natomiast żywią się nektarem z kwiatów. Ludzie zaś są ssakami stałocieplnymi, mają ciepłą krew tak jak zwierzęta żyjące w lesie, które komary atakują. W tym roku, zresztą i nie pierwszy raz, stała się rzecz taka, że tych natrętnych owadów nie ma, lub prawie w ogóle trudno je spotkać. „Rzeczywiście w tym roku obserwujemy zdecydowanie mniej komarów niż w ubiegłych latach”, zauważyła w rozmowie z Gazeta.pl dr Ewa Sady z Zakładu Entomologii SGGW.
Komary potrzebują dużo wody
Co się stało? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wiedzieć, jak wygląda życie takiego komara. Są to owady, które dla swojego cyklu życia wymagają określonych warunków, jakie dyktuje im środowisko. Najważniejszy jest dostęp do wody. Nie ma znaczenia, jaka to jest woda, w rzece, w jeziorze czy w stawie. Może też być po prostu bagno lub cokolwiek, gdzie na powierzchni znajduje się woda. W wodzie komary składają jaja. Robią tak wszystkie gatunki tego owada. Dlatego właśnie w lasach tropikalnych występujące chmary komarów, i nie sposób się od nich odpędzić. Ale i nas też bywają lata, kiedy jest naprawdę ciężko. Nawet w miastach.
Lubią też ciepło
Woda to nie wszystko. Oprócz tego komary wymagają temperatur. Musi być ciepło, temperatury muszą przekraczać 20 st. C., najlepiej by sięgały 27-30 st. C. Ciepłe muszą być też noce, bez przymrozków, bez temperatur typowych dla październikowych nocy. Dlatego właśnie w Polsce komary pojawiają się dopiero gdzieś pod koniec maja, przeważnie w czerwcu, kiedy jest już dostatecznie ciepło. Czasem i wcześniej, bo zależy to od przebiegu warunków pogodowych. To tłumaczy, dlaczego komary są problemem w ciepłych krajach z tropikalnym, wilgotnym klimatem. Ale komary występują też na Dalekiej Północy. Na Syberii czy w kanadyjskiej Arktyce komary były od zawsze, ale rosnące temperatury sprawiają, że ich liczebność rośnie. Kilka lat temu stwierdzono, że wzrost temperatury w regionach subarktycznych od 2 st. C. zwiększy przeżywalność komarów o 53 proc.
Ci, którzy żyją w Arktyce, mówią o tym, jak złe są komary. „W Arktyce nie ma zbyt wielu zwierząt, które komary mogą zjeść, ale kiedy je znajdą, są okrutne. Są nieustępliwe. Nie przestają. Po prostu idą za tobą”, stwierdziła Lauren Culler z Instytutu Studiów nad Arktyką w Dartmouth College. Żyjące w Arktyce komary stanowią problem nie tylko dla ludzi, ale też dla ssaków takich jak renifery, które nie mogą odpędzić się od wielkich chmar komarów. Ludzie, którzy tam żyją, prowadzą badania, mówią, że w ostatnich latach komary tworzą coś, co można przyrównać do zamieci śnieżnej.
- Czytaj także: Czy preparaty na komary są bezpieczne? Sprawdzamy, jak najlepiej chronić się przed ukąszeniami
Tak więc, co się stało u nas?
Wiemy więc, że aby komary mogły latać i nas kąsać potrzebne są odpowiednie warunki atmosferyczne. Okazuje się, że w tym roku takich warunków nie było. Maj jest miesiącem, kiedy komary zaczynają się rozwijać. Nie są jeszcze wtedy natrętne, bo to dopiero początek, ale ważne jest, by w maju były odpowiednie warunki. Czyli w miarę wysokie temperatury, a przede wszystkim deszcz. A obu tych rzeczy nie było.
Zimnica w maju
Maj był zimny. Średnia obszarowa temperatura powietrza w maju tego roku wyniosła 12,8 st. C. i była o 0,6 st. C. niższa od średniej wieloletniej dla tego miesiąca. W praktyce oznaczało to chłody. W pierwszej dekadzie maja była zimno. Przykładowo w Gorzowie Wlkp. temperatury sięgały maksymalnie 18 st. C., utrzymując się na poziomie 15-16 st. C. Bardzo zimne były noce, nawet 3-4 st. C. 4 maja w nocy było tylko 2,9 st. C., zupełnie jak w drugiej połowie października. To nie są warunki dla komarów. Druga połowa była oczywiście już cieplejsza, bo pozorny ruch słońca na niebie zrobił swoje. Dni były ciepłe, ale noce wciąż zimne. Pod koniec maja było poniżej 10 st. C.
Czerwiec też nie zwalał z nóg. Owszem, było ciepło, nawet pojawiło się parę dni upalnych, ale noce wciąż były chłodne, także i chłodnych dni nie brakowało. Nocą 3 czerwca w Gorzowie było bardzo zimno, bo jedynie 4,3 st. C. Podobnie było w lipcu. Lipiec generalnie był cieplejszy od średniej, ale minimalnie, bo tylko 0,5 st. C. więcej niż w latach 1991-2020. W praktyce nie brakowało chłodów. Reasumując, warunki termiczne w Polsce nie sprzyjały rozwojowi komarów, więc nas nie gryzły.
Brak śniegu i sucha wiosna
No i woda. Tej też nie było. Choć zima była wilgotna, grudzień był dość śnieżny, trochę było śniegu też w styczniu, to jednak za mało. Nie mieliśmy takiej zimy, jak trzeba. Wiosna też była sucha, szczególnie właśnie maj był bardzo suchy, bo spadło jedynie 36 mm deszczu. To tyle, co nic. Pamiętajmy, że w maju ekspozycja Słońca wygląda inaczej niż w marcu. Gdyby to się stało w marcu, można się specjalnie nie przejąć. Jeśli jednak taka posucha występuje w miesiącu, kiedy dzień trwa 14 godzin, to łatwo o wysuszanie gruntu. Szczególnie gdy jeszcze wieje wiatr, który proces parowania nasila. Problem suszy późną wiosną i w pierwszej połowie lata był bardzo poważny.
„Brak pokrywy śnieżnej skutkował małą liczbą zastoin wodnych na polach i łąkach, a wiosenne roztopy nie zasiliły znacząco rozlewisk rzecznych. Wspomniany deficyt wody wpłynął negatywnie na rozwój populacji komarów w początkowym okresie ich aktywności. Larwy komarów nie miały gdzie się rozwijać, a bez wody zastoinowej jest to praktycznie niemożliwe”, wyjaśnia dr. Sady.
W tym roku komarów już nie będzie, a to wcale nie powód do radości
Teraz jest za późno. W sierpniu warunki się zmieniły, zrobiło się cieplej, i więcej padało, ale cykl życia komarów niedługo się skończy. Pierwsze trzy etapy rozwoju komarów, czyli jajo, larwa i poczwarka, które przebiegają w środowisku wodnym, trwają do dwóch tygodni. Lada chwila zaczną się zimne noce. Nawet jeśli w dzień będzie powyżej 20oC, bo będzie, to noce już będą chłodne. Zmiana wysokości Słońca zrobi swoje. Zbliża się wrzesień, a wraz z nim aktywność latających owadów spada, w i końcu zanika, kiedy robi się już zimno. Ostatnią wtedy aktywnością owadzią jest tzw. babie lato.
Możemy mówić sobie, co chcemy, ale komary są potrzebne
Komary są pożywieniem dla wielu gatunków zwierząt, szczególnie dla ptaków takich jak jaskółki, jerzyki czy nietoperze. Nie ma komarów, więc innych zwierząt będzie mniej, bo braknie pokarmu. Jeśli takie sytuacje będę się powtarzać, to w miejsce komarów wejdą inne zwierzęta. Muchy mogą okazać się jeszcze bardziej uciążliwe niż komary. Szczególnie że nie dość, że mają brzydki zwyczaj latania koło nas i siadania na nas, to lubią siadać na jedzeniu. A to poważny problem, bo możemy zachorować np. na grypę żołądkową czy gruźlicę. Poza tym, w miejsce polskich komarów globalne ocieplenie może wprowadzić inne gatunki komarów, które mogą bardziej dostosować się do naszych warunków atmosferycznych. Na przykład może pojawić się Aedes albopictus, czyli komar tygrysi roznoszący takie choroby jak gorączka Zachodniego Nilu. Cieplejszy, niekoniecznie suchy klimat będzie im sprzyjał. W końcu przyjdą i do nas.
- O zanikaniu owadów przeczytasz też w książce „Odwołać katastrofę”.