A jak jest naprawdę?
Czyli jakie wyniki dostałby dr Bogacz, gdyby przeprowadził rzetelną analizę danych WIOŚ? Gdyby w przypadku pyłu PM 10 brał pod uwagę te dane, co trzeba (czyli ze stacji tła miejskiego, a nie ze stacji komunikacyjnej na al. Krasińskiego). I gdyby użył prawdziwych danych dla B(a)P?
W przypadku pyłu PM10 porównanie Krakowa i reszty Małopolski wygląda tak:
Wykres powyżej pokazuje porównanie średniej ze stężenia pyłu PM 10 na wszystkich krakowskich stacjach tła miejskiego ze średnią stężeń PM 10 na wszystkich pozostałych stacjach tła miejskiego w Małopolsce. Ponieważ chcemy zobaczyć, jaki wpływ na jakość powietrza miała likwidacja palenisk w Krakowie, brane są pod uwagę dane tylko dla sezonów grzewczych, czyli od 1 października do 31 marca.
Tak, Izba ma rację, mówiąc, że stężenia PM 10 z roku na rok spadają i w Krakowie, i w reszcie Małopolski (z wyjątkiem rokiem 2017, kiedy w styczniu i lutym mieliśmy rekordowy epizod smogowy). Dlaczego tak się dzieje? Poza Krakowem to przede wszystkim „zasługa” zmiany klimatu – coraz łagodniejsze, cieplejsze i bardziej wietrzne zimy. Choć w całym województwie małopolskim obowiązuje uchwała antysmogowa, która obliguje mieszkańców do wymiany kotłów, to realizacja jej postanowień i zapisów pozostawia wciąż wiele do życzenia.
Oczywiście, zmiana klimatu dotyczy też Krakowa. Ale widać, że w tym mieście jakość powietrza względem reszty województwa systematycznie się poprawia, wbrew temu, co twierdzi Izba!
A jak naprawdę wygląda porównanie Kraków kontra inne małopolskie miasta w przypadku benzoapirenu? Najnowsze dostępne dane dwunastomiesięczne dotyczą oczywiście 2019 roku. Oto one:
Pytanie, gdzie na tym wykresie byłby Kraków, gdyby nie podjęto w tym mieście żadnych działań antysmogowych?
Dlaczego powietrze w Krakowie wciąż jest zanieczyszczone?
No, ale może Izba ma jednak trochę racji? Wydano 300 milionów złotych i proszę: nie zlikwidowano smogu zupełnie. O czym to świadczy?
Oczywiście o tym, że w Krakowie, a tym bardziej w okolicznych gminach, nie zlikwidowano wszystkich źródeł zanieczyszczeń powietrza.
Po pierwsze, nie zrobiono praktycznie nic emisjami z motoryzacji.
Po drugie, część Krakowa „obrywa” od zakładów przemysłowych, które emitują m. in. właśnie pył. Nie jest przypadkiem, że Kraków ma aż 2 stacje przemysłowe, umiejscowione po przeciwnych stronach obszaru zajmowanego przez hutę.
Po trzecie, na terenie Krakowa wciąż dymi od ok. 2,5 do 3 tysięcy domowych kominów, bo niektórych pieców i kotłów nie udało się zlikwidować z powodów prawnych lub technicznych.
Wreszcie, last but not least, w miejscowościach otaczających kotlinę, w której leży Kraków, wciąż mamy kilkadziesiąt tysięcy przestarzałych palenisk. Tak, w sezonie grzewczym zanieczyszczenia wciąż napływają do miasta z „krakowskiego obwarzanka” – czyli miejscowości takich jak np. Zabierzów.
Prezes Horbacz ma w tej ostatniej kwestii odmienne zdanie:
„Analizy przeprowadzone przez profesora Bogacza podważają naszym zdaniem także bardzo często lansowaną teorię o bardzo istotnym napływie zanieczyszczeń do miasta z tzw. krakowskiego obwarzanka – podkreśla Horbacz. Okazuje się bowiem, że największe średnioroczne i średniomiesięczne spadki stężeń pyłów PM10 i PM2,5 były notowane w stacjach pomiarowych ulokowanych w peryferyjnych częściach Krakowa oraz na jego rubieżach, a najmniejsze w tych znajdujących się w jego centrum. Gdyby zanieczyszczenia te napływały z obwarzanka, zostałyby w pierwszej kolejności i największym stopniu odnotowane na stacjach pomiarowych znajdujących się bliżej źródeł emisji zanieczyszczeń, a jest dokładnie odwrotnie – zaznacza Horbacz.”
Tyle że akurat w opracowaniu autorstwa dr Bogacza raporcie nie ma ani słowa o innych stacjach w Krakowie, niż stacja na Al. Krasińskiego.
A różnice między poziomem zanieczyszczeń w „obwarzanku” i w centrum Krakowa dobrze pokazują mapy takie jak te, które znajdziecie Państwo w tekście Tomka Borejzy:
Oczywiście, proste, tanie (tzw. niskokosztowe) czujniki pyłu nie mogą się równać z urządzeniami znajdującymi się na stacjach GIOŚ. Ale wystarczą, by pokazać względne różnice w jakości powietrza w różnych miejscach. Pokazują po prostu, gdzie zanieczyszczenia są małe, gdzie średnie, gdzie wysokie, a gdzie bardzo wysokie. Zresztą, jeden obraz mówi często więcej niż tysiąc słów.
Jaki był cel tego raportu?
Dlaczego ten raport w ogóle powstał? Pewnie każdy z Państwa ma już swoją opinię na ten temat. Oddajmy jednak głos Autorowi raportu:
„Materiałem wyjściowym dla przygotowania niniejszego projektu stały się decyzje i prace Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla, dotyczące podjęcia budowy, wdrożenia i realizacji systemu badań, a dalej komunikacji ich wyników, służących kompleksowej, wielowątkowej analizie wpływu węgla kamiennego na powstawanie zjawiska smogu, związanych z nim zmian prawnych, a dalej wynikowo wpływu powyższych czynników na jakość życia mieszkańców Polski, tak w aspekcie zdrowotnym, jak i ekonomicznym. Niniejszy materiał stanowi jeden z elementów powyższego systemu.”
Izba ma święte prawo zlecanie zewnętrznym ekspertom badania na interesujące ją tematy. Szkoda tylko, że „wdrożenie i realizacja systemu badań” wiąże się w praktyce z pogwałceniem podstawowych zasad rzetelności i uczciwości naukowej.
To zresztą nie jest pierwszy raz, kiedy Izba podpiera się raportami i analizami o wątpliwej wartości merytorycznej. Rok temu Przedstawiciele Izby powoływali się z kolei na raport „Ubóstwo energetyczne – śmiertelność i jej koszt. Szacunki na podstawie dostępnych danych”, autorstwa dr Grzegorza Libora z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego.
(Krytyczną analizę tego raportu znajdą Państwo w tekście „Nierzetelne i wprowadzające w błąd informacje rozpowszechniane przez Izbę Gospodarczą Sprzedawców Węgla”).
Co ma wspólnego walka ze smogiem, koronawirus i węgiel?
Zostawmy jednak raporty, na które powołuje się Izba, i zobaczmy, co jeszcze mówili ostatnio jej przedstawiciele. W tekście opublikowanym na portalu wnp.pl Łukasz Horbacz nawiązuje bowiem do problemu, którym wszyscy dziś żyjemy:
„To pytanie nabiera dzisiaj szczególnego znaczenia- podkreśla Horbacz. – W Krakowie kilka dni temu zabił Dzwon Zygmunta, a miasto podobnie jak reszta kraju i świata zmaga się z walką z groźnym koronawirusem. Krakowski szpital leczący pacjentów chorych na COVID-19 desperacko potrzebuje pomocy finansowej, a środki, którymi można go było dofinansować, przepadły bezpowrotnie i bez odpowiednio widocznego efektu dla poprawy jakości powietrza w Krakowie – wskazuje Horbacz”.
Czyli, jeśli dobrze rozumiem sens wypowiedzi Horbacza – nie ma pieniędzy na walkę z wirusem, bo pochłonęły je niepotrzebne wydatki na walkę ze smogiem, a zła sytuacja finansowa służby zdrowia to między innym wina działań antysmogowych.
Jest to, oględnie mówiąc, dość kontrowersyjna teza. Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że – wbrew temu, co twierdzi Izba – działania antysmogowe wyraźnie poprawiły jakość powietrza w Krakowie w porównaniu zresztą Małopolski (patrz nasz Rys. 1 kawałek wyżej). Powietrze stanowi więc dziś trochę mniejsze zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców miasta niż jeszcze parę lat temu. A warto przypomnieć, że lepsza jakość powietrza wiąże się między innymi z mniejszym ryzykiem zachorowania i zgonu z powodu infekcji dróg oddechowych. Najprawdopodobniej także w przypadku koronawirusa.
Może warto też dodać, że Kraków sfinansował wymianę kotłów z głównie z pieniędzy Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska (NFOŚ i WFOŚ). Pieniędzy przeznaczonych na ten konkretny cel – likwidację niskiej emisji. I Kraków skorzystał z tych środków w dużej mierze właśnie dlatego, że miał plan na likwidację palenisk.
Po drugie, może jednak szeroko rozumiana branża węglowa szukanie dodatkowych źródeł finansowania służby zdrowia powinna zacząć od siebie? 300 milionów złotych wydane przez Kraków na likwidację palenisk to naprawdę niewiele przy pochodzących z naszych podatków miliardach, jakie kolejne rządy dosypują do górnictwa węgla kamiennego. Tylko po to, by uratować ten sektor przed totalną zapaścią i bankructwem. Może to raczej ten strumień pieniędzy należałoby choć częściowo przekierować na dofinansowanie służby zdrowia?
Więcej, jak tylko było wiadomo, że w Chinach szerzy się już koronawirus, Agencja Rezerw Materiałowych powinna kupować na potęgę maski antysmogowe i inne środki ochrony osobistej. Zamiast tego skupowała … węgiel, którego zapasy chwilowo nie są nam do niczego potrzebne. Jaka jest motywacja dla takich działań decyzja ARM? Rzecz jasna jest nią ratowanie górnictwa.
Ale wróćmy do wypowiedzi przedstawicieli Izby Sprzedawców Węgla.
„Zagranie koronawirusem” w wykonaniu Prezesa Horbacza przypomina wcześniejsze próby „grania ubóstwem energetycznym”, które według Izby miało być bardzo nasilone czy pogłębione przez działania antysmogowe. Ubóstwo energetyczne było na przykład przewodnim wątkiem we wspomnianym raporcie dr Grzegorza Libora.
Nieznajdujące oparcia w faktach stwierdzenia na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie czy na ta temat ubóstwa energetycznego padały też w wypowiedziach Łukasza Horbacza, na przykład w trakcie dość burzliwej dyskusji na antenie radia ToK FM w której miałem okazję uczestniczyć.
Zdjęcie: Patty Chan/Shutterstock