W sierpniu, kiedy żar lał się z nieba, a ludzie szukali ochłody nad wodą, trzeba było regularnie zamykać polskie kąpieliska. Winne były zakwity sinic oraz bakterie coli. – Ale tak naprawdę winny jest człowiek, który zanieczyszcza wody powierzchniowe, których stan jest fatalny – przekonują naukowcy oraz ekolodzy.
Tylko w ostatnich dniach w całym naszym kraju zamkniętych było ok. 30 kąpielisk. Nad morzem przyczyną był zakwit sinic, do którego doszło w Gdańsku oraz w Gdyni. Nie są to jednak jedyne nadmorskie kąpieliska, z których korzystanie może być niebezpieczne. W Łebie plażowicze nie mogli wejść do wody z powodu stwierdzenia w nich bakterii Escherichia coli.
– Do wód powierzchniowych, w tym do rzek, które uchodzą do jezior oraz morza, bakterie dostają się wraz ze ściekami komunalnymi – podkreśla w rozmowie ze Smoglabem dr Mariusz Czop z Katedry Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
– To ich zrzuty, zarówno te legalne, jak i nielegalne sprawiają, że polskie wody powierzchniowe są bardzo zanieczyszczone. Jeżeli nie rozwiążemy tego problemu, z roku na rok będziemy mieli coraz mniej miejsc, gdzie będzie się można bezpiecznie kąpać – zwraca uwagę naukowiec.
– Woda w Polsce nie jest traktowana priorytetowo. A to przecież podstawa życia – wskazuje z kolei Paweł Chodkiewicz, strażnik rzek organizacji ekologicznej WWF. – Na porządku dziennym są sytuacje, gdzie mieszkańcy nieskanalizowanych miejscowości wylewają z premedytacją ścieki z szamba do rowów i rzek pod domami, a także bardzo często na pola – dodaje.
Dlaczego? Chodkiewicz twierdzi, że m.in. z powodu braku wyobraźni oraz wiedzy. Kolejną przyczyną są wysokie ceny wywozu szamba. – To jednak nie powinno być żadne usprawiedliwienie – podkreśla.
– Trzeba bowiem pamiętać, że spuszczane w taki sposób nieoczyszczone ścieki skażają ujęcia wody pitnej oraz kąpieliska, z których korzystają również ci truciciele i ich rodziny. Jest to bardzo lekkomyślne – zauważa Paweł Chodkiewicz.
Fatalna jakość wód
W najnowszym raporcie Europejska Agencja Środowiska zbadała kąpieliska w 27 krajach członkowskich UE, Szwajcarii oraz Albanii. Z raportu wynika, że z blisko 22 tys. kąpielisk ponad 85 proc. spełnia najbardziej rygorystyczne unijne wymogi. Oznacza to, że woda w nich jest doskonałej jakości.
Najczystszymi akwenami mogą pochwalić się m.in. Austria, Grecja, Chorwacja, Dania, Malta, Bułgaria oraz Cypr (dane dotyczą 2022 roku). Szczególnie ostatni z krajów ma powody do dumy. Wodę doskonałej jakości ma tam ponad 99 proc. kąpielisk. Taki wynik klasyfikuje Cypr na pierwszym miejscu zestawienia Europejskiej Agencji Środowiska.
Na podium są jeszcze Austria oraz Grecja, gdzie znajduje się ponad 96 proc. kąpielisk z wodą doskonałej jakości. Na szarym końcu zestawienia znalazła się Polska. Tylko 55,9 proc. naszych kąpielisk ma wodę doskonałej jakości. W rankingu Polskę wyprzedzają m.in. Słowacja, Węgry oraz Estonia. Identyczna sytuacja miała miejsce rok wcześniej.
Nie mamy pojęcia, w czym się kąpiemy
Małgorzata Słowińska ze Stowarzyszenia „Rodzice dla Klimatu” zauważa jednak, że ocenie jakościowej zostało poddanych tylko 78 proc. polskich kąpielisk.
– Oczywiście nie mamy pewności, że tych 22 proc. akwenów ma wodę doskonałej jakości, ale zapewne ich przebadanie i sklasyfikowanie mogłoby poprawić nasz ogólny wynik – zauważa Słowińska. – Zastrzeżenie Europejskiej Agencji Środowiska nie oznacza również, że stan polskich kąpielisk można uznać jako zadowalający – dodaje nasza rozmówczyni.
Zauważa jednocześnie, że są badane przede wszystkim pod kątem bakterii Escherichia coli lub zakwitu sinic. Czy w kąpieliskach występują szkodliwe dla człowieka metale ciężkie, sprawdza się jedynie w sytuacjach, gdy zostanie stwierdzone pogorszenie się jakości wody.
– To oznacza, że tak naprawdę nie mamy pojęcia, w czym się kąpiemy. Jako rodzic co roku mam ogromny dylemat, które kąpielisko wybrać, by można było tam spędzić bezpiecznie czas z dziećmi. Co więcej mam świadomość, że nie jest to wiedza powszechna. Podróżując latem po kraju często biwakujemy, spływamy kajakami i żeglujemy także w miejscach, gdzie nie ma monitorowanych kąpielisk. Tam już w ogóle nie mamy żadnych publicznie dostępnych informacji, co „siedzi” w wodzie – dodaje Słowińska.
Mniej kąpielisk, gorsze wyniki
Zauważa, że Polska w porównaniu do państw o podobnych rozmiarach ma nawet trzykrotnie mniej wyznaczonych i monitorowanych kąpielisk. Zgodnie z raportem Europejskiej Agencji Środowiska jest ich w naszym kraju 708, zaś we Francji 3370, a w Hiszpanii 2268.
Małym, ale jednak pocieszeniem jest fakt, że jak zauważa Słowińska, rokrocznie w Polsce przybywa kąpielisk z wodą dobrej jakości. Wskazują na to raporty EEA.
Dr Mariusz Czop z AGH twierdzi, że nie będziemy mieć czystych kąpielisk w sytuacji, w której jakość większości wód powierzchniowych w Polsce jest fatalna.
– Tylko niewiele ponad jeden procent wód powierzchniowych w naszym kraju jest w dobrym stanie. To znaczy, że można do nich bezpiecznie wejść, nie narażając się na wysypkę, jak również problemy z przewodem pokarmowym, gdybyśmy takiej wody się napili – wynika z analiz dr Czopa.
Bakterie w wodzie, kąpieliska zamknięte
Naukowiec zauważa, że przyczyną zamykania kąpielisk śródlądowych (m.in. na południu kraju) są najczęściej bakterie Escherichia coli oraz paciorkowce kałowe. Z kolei w przypadku nadmorskich – sinice.
Te ostatnie wyglądają jak rozlana farba lub galaretka. Nazywane również cyjanobakteriami zaliczane są do najstarszych organizmów, które występują na Ziemi. Sinicowym zakwitom wody sprzyjają: temperatura wody powyżej 16-20 stopni Celsjusza, słaby wiatr i brak opadów. Z takimi warunkami mieliśmy do czynienia nad morzem np. w niedzielę 20 sierpnia. Choć żar lał się z nieba, zakazano korzystania z kąpielisk w Gdańsku oraz w Gdyni. Ich zamknięcie było konieczne, bo niektóre sinice produkują toksyny, które mogą wywołać u ludzi wysypkę. Z kolei, gdy ktoś napije się wody, w której doszło do zakwitu, może się to dla niego skończyć biegunką czy wymiotami.
– Sinice najlepiej rozwijają się w wodach o umiarkowanym zasoleniu (do około 10 g/l), a jednocześnie w takich, które mocno się nagrzewają – podkreśla dr Mariusz Czop. – Morze Bałtyckie spełnia oba te warunki: jest czterokrotnie mniej zasolone (7-8 g/l) niż wynosi średnia dla mórz oraz oceanów (35 g/l). To również zbiornik stosunkowo płytki, więc dość szybko się nagrzewa – zauważa naukowiec.
Dodatkowo do Morza Bałtyckiego dostają się, wraz ze ściekami komunalnymi z rzek, związki azotu oraz fosforu, które są doskonałą pożywką dla sinic i wzmagają ich zakwit.
– Jeżeli woda byłaby uboga w te substancje, cyjanobakterie nie miałyby możliwości tak intensywnego rozwoju, jaki obserwujemy w ostatnich tygodniach w polskim morzu – dodaje dr Czop z krakowskiego AGH.
Odwołane alerty
Podobnie jak sinice do zatrucia pokarmowego mogą też doprowadzić bakterie Escherichia coli, z których przyczyny ostatnio trzeba było zamknąć kąpielisko w Łebie.
Sporego zamieszania narobiły również na południu kraju: w podkrakowskim Budzyniu, gdzie z ich powodu trzeba było zamknąć popularne kąpielisko Kryspinów – w czasie upałów, w środku długiego weekendu. Decyzję wydał sanepid: na podstawie badań, które zlecił zarządca strzeżonej części akwenu. Wykazały skażenie wody Escherichia coli.
Później okazało się jednak, że prawdopodobnie doszło do pomyłki i próbki pobrano w zupełnie innej części jeziora: tam, gdzie zakaz kąpieli obowiązuje na co dzień. Kolejne badania, przeprowadzone już we właściwym miejscu wykazały, że co prawda bakterie są w wodzie, ale w stężeniu nieprzekraczającym normy, którą przewidują przepisy, dotyczące kąpielisk.
Natomiast początkiem sierpnia w Jeziorze Czorsztyńskim stwierdzono paciorkowce kałowe – tam wyników badań nikt nie podważa.
W tym sztucznym zbiorniku w powiecie nowotarskim nie wyznaczono w tym roku oficjalnego kąpieliska. Nie przeszkadzało to jednak ludziom, którzy i tak się tam kąpią: na dziko. Tymczasem jak wskazuje sanepid, paciorkowce mogą wywoływać m.in. problemy skórne.
Przekonały się o tym osoby, które po kąpieli w Jeziorze Czorsztyńskim zgłaszały się do lekarzy pierwszego kontaktu z wysypką. Informacje o tych przypadkach dotarły następnie do sanepidu, który postanowił przebadać wodę w popularnym akwenie.
Okazało się, że jest pełen paciorkowców kałowych. Sanepid ostrzegał, by nie kąpać się w jeziorze. 24 sierpnia podał natomiast, że ma już nowe wyniki badań i normy paciorkowców kałowych nie są przekroczone. Podkreślił jednocześnie, że to wciąż dzikie kąpielisko, gdzie nie ma ratowników wodnych.
Ścieki to chemia i pasożyty
Paweł Chodkiewicz zauważa, że bardzo często w małych miejscowościach pojawiają się alerty. Ostrzega się w nich mieszkańców, że woda w ujęciach wody pitnej bądź kąpieliskach jest skażona. Na co dzień widać, jak ludzie wylewają ścieki do rzek.
– Być może nie robiliby tego, gdyby odpowiednie służby częściej prowadziły kontrole. Obecnie wykrywalność takich czynów jest mała. Jeśli kogoś uda się złapać na gorącym uczynku, to kary są bardzo niskie. Nie odstraszą ludzi od zatruwania wody – dodaje ekolog.
Jego zdaniem potrzebna jest również edukacja społeczeństwa. – Trzeba mówić ludziom wprost. Spuszczasz ścieki do rzek, a w efekcie pijesz i kąpiesz się w fekaliach – twierdzi Chodkiewicz.
Przypomina, że w ściekach znajdują się m.in. chemia, pasożyty, bakterie i wirusy.
***
Sprawdzamy serwis kąpielowy, który prowadzi Główny Inspektorat Sanitarny. Kąpieliska w Gdańsku i Gdyni świecą się już na zielono (stan na 24 sierpnia). Podobnie w Kryspinowie. To oznacza, że można się bezpiecznie kąpać.
Pytanie tylko, jak długo taka sytuacja potrwa? Kiedy znów z powodu zakwitu sinic bądź wykrycia bakterii Escherichia coli kąpieliska trzeba będzie zamknąć?
–
Zdjęcie: Shevchenko Andrey/Shutterstock