Udostępnij

Krzywaczka obok Krakowa. „Nie dam rady ani żyć, ani pracować, ani nawet spać”

23.02.2022

Prowadzimy gospodarstwo rolne i nie możemy użytkować naszych terenów. Ten drażniący dym i smród nie pozwalają nam funkcjonować. Nie możemy wypasać krów, nie możemy hodować ziemniaków, bo nie wiadomo co to dymi. Nerwy i strach o nowotwory – alarmują redakcję SmogLabu mieszkańcy podkrakowskiej Krzywaczki. Pojechałem na miejsce, aby sprawdzić sytuację u źródła.

– Trzy razy wzywaliśmy Policję. Pierwszy raz przyjechali nad ranem, powiedzieli, że się tym zajmą – nie wiemy czy byli w środku. Drugi raz to było około północy – mówi pan Andrzej, który od kilku lat, razem z rodziną i sąsiadami walczy o czyste powietrze w swojej okolicy. – To było wtedy co taki smog wielki był w Krakowie – dopowiada pani Bożena, mama pana Andrzeja. – Powiedzieli, że widzą, że się dymi i że podejmą interwencję. Wtedy tylko stali przy bramie, nie wjechali na teren zakładu. Za trzecim razem, gdy chcieliśmy wezwać Policję – odmówiono nam przyjazdu – rozkłada ręce pan Andrzej.

Malownicze położenie i dbałość o naturę

Spotykamy się w ich rodzinnym gospodarstwie. Zwykły dom, kury, krowy i kawałek pola. Dokładnie 2 hektary. W budynku obok mieszka 95-letnia babcia pana Andrzeja. Z gospodarstwem graniczy zakład produkcyjny. To pozostałość po dawnej fabryce mebli „Ryś”. Zakład kupiła inna firma z branży meblowej – Made of Wood Group Mateusz Surmiak z siedzibą w Świnnej Porębie. To zaledwie 30 kilometrów od Krzywaczki. W Internecie firma występuje pod nazwą „Woodica”. Posiada kilka oddziałów i fabryk.

Jesteśmy świadomi, że stan środowiska naturalnego zależy od nas wszystkich. Malownicze położenie naszej Firmy wśród wzniesień Beskidu Małego i zapory Świnna Poręba dodatkowo motywuje nas do dbałości o naturę – czytamy w zakładce „O nas”. Dalej znajduję zapewnienie, że nowoczesne technologie, na które stawia firma, ograniczają negatywny wpływ na otoczenie.

Teren fabryki w Krzywaczce podzielony jest na dwie części. Jedną z nich od właściciela wynajmuje firma zajmująca się obróbką metalu. Drugą część wykorzystuje sam właściciel. Według moich obserwacji każda z tych części posiada swój własny piec i komin.

O spalanie odpadów pytam w pierwszej firmie. Odpowiada mi Maciej Mazur, prezes HMM STEEL zapewniając, że jego pracownicy niczego nie spalają, a za ogrzewanie odpowiada właściciel nieruchomości (Woodica). – Odpadem z naszej produkcji jest złom. Wszelkie folie i kartony z opakowań przekazujemy do utylizacji firmie, która się tym zajmuje. Posiadamy karty przekazania odpadów. Śmieci komunalne odbiera od nas MPO – mówi mi prezes Mazur.

 class=
Gospodarstwo pana Andrzeja i pani Bożeny, w tle jeden z dwóch kominów przy fabryce

„Mam prawo spokojnie pracować”

– Co to jest, że taki czarny, gryzący i duszący dym? O, proszę popatrzeć, widzi Pan co tam leży? Jakieś sklejki, wełna, wata, śmieci i pozostałości – wskazuje w kierunku fabryki pan Andrzej, gdy podchodzimy do ogrodzenia. – Ostrożnie bo tu pies jest, podnosi alarm, gdy się zbliżamy – mówi Pani Bożena. Za ogrodzeniem widać trzech pracowników, jeździ wózek widłowy i rzeczywiście widać psa w typie owczarka niemieckiego. Od nowego właściciela dowiem się później, że psa porzucił poprzedni przedsiębiorca. Za ogrodzeniem stoją jeszcze beczki po oleju samochodowym znanej firmy i stos europalet. Słychać odgłos piły mechanicznej i ciętego drewna.

– Mam prawo iść na swoje pole i spokojnie pracować. A ja nie dam rady tu ani żyć, ani pracować, ani nawet spać. Wie pan ile mi włosów ze stresu wypadło? – pyta retorycznie pani Bożena. – Wie pan, dym bywa ciągły od 11 w nocy do 6 nad ranem – opisuje syn pani Bożeny. Co jakiś czas oboje wskazują na komin z którego w niewielkich odstępach czasu wydobywa się dym.

Mieszkańcy pokazują mi stare pisma, przedstawiają chronologię zdarzeń. W marcu 2019 roku, jeszcze za czasów poprzedniego właściciela, kontrola Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska (WIOŚ) wykazała spalanie odpadów na terenie zakładu. Na właścicieli nałożono karę. Jej maksymalny wymiar to całe 500 złotych.

Krzywaczka: „Zapraszamy do zamieszkania w takich warunkach”

Po wielu prośbach WIOŚ zapukał do zakładowych drzwi również wraz z początkiem 2022 roku. Wyniki oględzin potwierdzają moje obserwacje. Na terenie zakładu działają dwa, ręcznie ładowane kotły o mocy 350 kW każdy. Zostały wyprodukowane w 2016 roku i należą do 4 klasy palenisk. Data produkcji jest tutaj bardzo ważna, do tego jeszcze wrócimy.

Zgodnie z informacją otrzymaną od pracownika odpowiedzialnego za rozpalanie kotła (…) mniej więcej co godzinę dokładany jest opał (…) W kotłowniach znajdował się opał w postaci kawałków czystego drewna, oględziny kotłowni, kotła, popielnika oraz terenu wokół kotłowni pozwoliły wykluczyć podejrzenie spalania odpadów – jednoznacznie przekonuje na podstawie oględzin Barbara Żuk, p.o. Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, w odpowiedzi na nasze pytania.

W trakcie kontroli inspektorzy WIOŚ zwrócili się do pracowników o dołożenie opału do kotła. W tym momencie pojawiło się zadymienie, które ustąpiło po ok. 10 minutach, wokół zakładu wyczuwalny był charakterystyczny zapach spalanego drewna – czytamy w piśmie z WIOŚ.

– Pani Żuk napisała, że spala się drewno, a dym unosi się tylko przez 10 minut. Ja mam nagrania jak ten dym idzie przez 2 godziny, cały czas – mówi nam pan Andrzej. – Ja zapraszam tą panią, żeby przyszła choćby na chwilę i zamieszkała w takich warunkach – dodaje pani Bożena.

 class=
Jeden z dwóch kominów na terenie zakładu

WIOŚ bez pieniędzy na badania

Okoliczni mieszkańcy zwrócili się do Fundacji Frank Bold, która analizuje dostępne ścieżki prawne w tej sprawie. To właśnie prawnicy Fundacji złożyli do WIOŚ wniosek, po którym odbyła się kontrola. – Planujemy dalsze kroki, w szczególności będziemy się starali, aby starosta skorzystał z przysługujących mu kompetencji – mówi redakcji SmogLabu Miłosz Jakubowski, radca prawny z Fundacji Frank Bold. Chodzi przede wszystkim o art. 362 ustawy Prawo ochrony środowiska. Na jej podstawie starosta może wydać decyzję nakazującą przedsiębiorcy ograniczenie szkodliwego oddziaływania na środowisko.

WIOŚ kończy swoje stanowisko informacją o tym, że szczegółowa kontrola zakładu wraz z pobraniem próbki popiołu zostanie przeprowadzona w późniejszym terminie, po uruchomieniu środków finansowych i podpisaniu nowej umowy z laboratorium dokonującym badań próbek popiołu.

Pan Andrzej ocenia taką sytuację jako „absurd”. – Przecież oni to mają w swoich obowiązkach służbowych! – mówi zdenerwowany mieszkaniec.

„Śmierdząco-słodkawy smak”

Żeby sprawdzić, czy problem dotyczy także pozostałych mieszkańców okolicy udaję się do pobliskich gospodarstw. W jednym z nich otwiera mi uprzejma seniorka, pani Marianna. – Ja też byłam to zgłaszać, bo spalali tam rzeczy nawet na zewnątrz – przekonuje. – Ci nowi na zewnątrz nie palą, tylko w kominach. Syn nawet filmował, mówię: masz kamerę to sfilmuj, nagra się data i godzina. Według pani Marianny gmina nie robi nic w ich sprawie. – Jesteśmy końcówką Sułkowic – mówi rozkładając bezradnie ręce. Przy swoim domu ma kawałek pola, jednak ograniczyła uprawę ze względu na zanieczyszczenia. Czarny osad opada na jej ziemię.

– Idąc dalej spotykam panią Helenę z mężem – Teraz akurat nie widać, ale bywa czas, że jest czarno. Nie wygląda to na spalanie drewna. To jest czarny, śmierdzący dym – mówi mężczyzna. Według niego gmina nie przejmuje się problemem. Zakład zapewnia wpływy z podatków. – Czarny dym osiada wszędzie, nawet na parapetach – mówią moi rozmówcy.

– Zgłaszałem radnemu, byłem w gminie, rozmawiałem z urzędnikami. Nie wiedzieli nawet, kto prowadzi tam działalność. To, co mnie zaniepokoiło to transporty rozładowywane późnymi popołudniami, wieczorami i w sobotę. Później w nocy czuć potworny smród, taki charakterystyczny śmierdząco-słodkawy smak – mówi mi kolejny zaangażowany w sprawę mieszkaniec, pan Krzysztof. Według niego zapach przypomina utylizację odpadów medycznych. – Mam nagrania tego dymu z obu kominów, czasem to jest nawet czwarta rano – przekonuje.

 class=
Drugi z kominów na terenie zakładu

Historia zakładu

Gryzący dym budzi irytację mieszkańców tej części Krzywaczki od lat. Fabryka powstała w 2001 roku jako miejsce składania mebli. Według relacji mieszkańców miała to być jedynie montażownia. Produkcja ruszyła pełną parą wiele lat później, dopiero po uchwaleniu nowego planu miejscowego dla Krzywaczki (listopad 2014 roku). To wtedy usankcjonowano działalność fabryki mebli dopuszczając działanie zakładu produkcyjnego w akcie prawa miejscowego. Wbrew uwagom zgłaszanym przez mieszkańców. W przesyłanych formularzach mieszkańcy protestowali przeciwko zmianie kwalifikacji działek, na których położona jest fabryka. Wszystkie uwagi odrzucono, tłumacząc to faktem, że fabryka już w tym miejscu stoi.

Czytaj również: Władze Kalwarii nie wiedzą, co dzieje się z dużą częścią odpadów z produkcji mebli i butów

Jeszcze w 2001 roku ten teren oznaczony był symbolem „UC” – czyli „teren usług komercyjnych”. W 2014, głosami lokalnych radnych teren zakładów oznaczono jako „U/P” czyli „teren zabudowy produkcyjno – usługowej”. To otwarło furtkę do zwiększenia produkcji. Dzięki takiej klasyfikacji dopuszczono na przykład przedsięwzięcia mogące potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko. Ale wszystko ma swoją cenę. Z tego samego aktu prawa miejscowego dowiemy się, że nakazuje się ograniczenie ewentualnej uciążliwości wynikającej z prowadzonej w tym miejscu działalności. W szczególności zapis ten dotyczy odorów, hałasu, wibracji oraz zanieczyszczeń powietrza.

Wśród radnych, którzy w 2014 roku uchwalili kontrowersyjny plan miejscowy jest Janusz Starzec, dziś sołtys Krzywaczki. Oprócz niego w ówczesnej radzie zasiadał również, Artur Grabczyk, dzisiejszy burmistrz Sułkowic czyli gminy pod którą podlega Krzywaczka. Obu samorządowców pytam o uciążliwą sprawę zgłaszaną przez mieszkańców.

Co na to samorząd?

Sołtys Starzec mówi mi, że zna temat i podejmował już działania w urzędzie miasta i gminy Sułkowice. O wynikach oględzin WIOŚ dowiaduje się jednak dopiero ode mnie. Dziękuje za informacje i zapewnia, że poruszy temat na najbliższej Radzie Gminy. – Nie da się ukryć, że jest czas, że się kopci. Są dni co się wydostaje niedobrze z tego komina – mówi sołtys. – Poprzedni palili odpadami, teraz jest inna firma, próbowałem wejść ale nie za bardzo mnie chcieli tam wpuścić – przekonuje.

Burmistrz Sułkowic Artur Grabczyk również potwierdza w rozmowie, że zna sprawę. Twierdzi jednak, że jego rola jest w tej sytuacji ograniczona. W przeciwieństwie do zgłoszeń dotyczących osób prywatnych, te dotyczące przedsiębiorców są przekazywane do WIOŚ. Taki jest podział kompetencji. O wynikach wizyty WIOŚ burmistrz dowiaduje się ode mnie. Jest zdziwiony informacją o braku środków finansowych na badania kontrolnych popiołu przez WIOŚ, zapowiada też interwencję w tej sprawie.

Klucząc po samorządowej drabinie, która nawet dla mnie wciąż jest skomplikowana – a co dopiero dla zwykłego Kowalskiego, który z urzędem ma do czynienia od święta, trafiam do starosty myślenickiego. Józef Tomal, który piastuje to stanowisko prosi o więcej czasu na zapoznanie się z tematem. Zapewnia mnie jednak, że będzie kontaktował się w temacie z wspomnianym burmistrzem Sułkowic. Co prawda sprawa do starostwa nie trafiła, ale Tomal zapewnia, że sytuacja jest dla niego ważna. Ma analizować możliwości prawne w tej sprawie.

 class=
Tabliczka „Sołtys” w Krzywaczce

„Obawy naszych sąsiadów nieuzasadnione”

Tymczasem na moje pytania odpowiedział Mateusz Surmiak, właściciel firmy, na którą skarżą się mieszkańcy. Z przesłanego pisma dowiaduję się, że fabrykę zakupiono w połowie 2021 roku. – Niezwłocznie po zakupie nieruchomości dokonaliśmy modernizacji instalacji grzewczej. Wymieniliśmy kotły grzewcze oraz komin, który nie nadawał się do dalszego użytkowania – zapewnia Surmiak. Potwierdza też, że budynek to jeden z trzech zakładów produkcyjnych jego firmy.

W dalszej części korespondencji właściciel przyznaje, że w kotłach palą odpadami z produkcji, w celu ogrzania zakładu. Do pieca trafiają trociny drzewne czyli wióry z heblowania, pył ze szlifowania, okorki z okrajania oraz większe elementy drewniane takie jak klocki i zrzyny. – Do produkcji mebli drewnianych wykorzystujemy wyłącznie drewno surowe (niezanieczyszczone żadnymi środkami chemicznymi), które może być stosowane do celów energetycznych – podkreśla właściciel firmy. – Powstałe w wyniku obróbki mechanicznej surowe drewno przeznaczone do spalania spełnia wszelkie wymagania zawarte w tzw. Uchwale antysmogowej – zapewnia Mateusz Surmiak w korespondencji z redakcją.

W odpowiedzi na moje pytania właściciel przyznaje, że spalany w kotłach produkt uboczny z produkcji aktualnie dowożony jest także z pozostałych zakładów firmy.

Surmiak wspomina także przeprowadzone wizyty WIOŚ, które nie wykazały uchybień. – Z uwagi na powyższe obawy naszych sąsiadów o spalanie odpadów są nieuzasadnione – przekonuje w przesłanym stanowisku i dodaje: – Mając na uwadze zdrowie mieszkańców, a także eliminowanie negatywnego oddziaływania zanieczyszczeń na środowisko zapewniamy, że eksploatujemy instalacje zgodnie z obowiązującymi przepisami – kończy przedsiębiorca.

Krzywaczka: „Rażące naruszenie uchwały antysmogowej”

O komentarz do tego stanowiska proszę radcę prawnego z Fundacji Frank Bold. Miłosz Jakubowski zwraca uwagę, że te informacje rzucają nowe światło na sprawę. – Zgodnie z informacją otrzymaną od WIOŚ w zakładzie w Krzywaczce eksploatowane są dwa kotły grzewcze o mocy 350 kW każdy. WIOŚ wskazuje, ze są to kotły 4 klasy wyprodukowane w roku 2016. Z informacji od właściciela wynika, że kotły te zostały zainstalowane w zakładzie w 2021 roku. Oznacza to, że ich eksploatacja ma miejsce z rażącym naruszeniem obowiązującej w województwie małopolskim uchwały antysmogowej.

Jakubowski powołuje się na §4 pkt 1 wspomnianej uchwały. Mówi on, że od 1 lipca 2017 roku w województwie małopolskim dopuszcza się instalowanie wyłącznie kotłów zgodnych z ekoprojektem z automatycznym podawaniem paliwa (lub zgazowujących paliwo). Uchwała przewiduje co prawda okresy przejściowe, ale odnoszą się one do kotłów, których eksploatacja w miejscu obecnego użytkowania rozpoczęła się przed 1 lipca 2017 roku.

Według radcy prawnego oznacza to, że właściciel zakładu niezgodnie z prawem zainstalował w 2021 roku kotły 4 klasy z ręcznym podawaniem paliwa. W takim przypadku eksploatacja stanowi wykroczenie. Miłosz Jakubowski zapewnia, że Fundacja zgłosi ten fakt organom oraz będzie się domagała niezwłocznego podjęcia odpowiednich działań przez WIOŚ i Starostę Myślenickiego.

Czytaj także: Jak zgłosić podejrzenie spalania śmieci? – Poradnik KAS

Sąsiedzi zatruwają ci życie spalając śmieci?
Napisz do autora: maciej.fijak@smoglab.pl

 class=
Zadymione pola okolicznych mieszkańców

Autor

Maciej Fijak

Krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii. Naukowo zajmuje się m.in. międzynarodową ochroną środowiska. Uczestnik European Green Activism Training 2020, członek Akcji Ratunkowej dla Krakowa. Po godzinach przemierza Kraków wzdłuż i wszerz – pieszo lub na dwóch kółkach. Najczęściej spotykany w krakowskim Podgórzu.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partner portalu

Joanna Urbaniec

Dziennikarka, fotografik, działaczka społeczna. Od 2010 związana z grupą medialną Polska Press, publikuje m.in. w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim. Absolwentka Krakowskiej Szkoła Filmowej, laureatka nagród filmowych, dwukrotnie wyróżniona nagrodą Dziennikarz Małopolski.

Przemysław Błaszczyk

Dziennikarz i reporter z 15-letnim doświadczeniem. Obecnie reporter radia RMF MAXX specjalizujący się w tematach miejskich i lokalnych. Od kilku lat aktywnie angażujący się także w tematykę ochrony środowiska.

Hubert Bułgajewski

Ekspert ds. zmian klimatu, specjalizujący się dziedzinie problematyki regionu arktycznego. Współpracował z redakcjami „Ziemia na rozdrożu” i „Nauka o klimacie”. Autor wielu tekstów poświęconych problemom środowiskowym na świecie i globalnemu ociepleniu. Od 2013 roku prowadzi bloga pt. ” Arktyczny Lód”, na którym znajdują się raporty poświęcone zmianom zachodzącym w Arktyce.

Jacek Baraniak

Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Ochrony Środowiska jako specjalista ds. ekologii i ochrony szaty roślinnej. Członek Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i Klubu Przyrodników oraz administrator grupy facebookowej Antropogeniczne zmiany klimatu i środowiska naturalnego i prowadzący blog „Klimat Ziemi”.

Martyna Jabłońska

Koordynatorka projektu, specjalistka Google Ads. Zajmuje się administacyjną stroną organizacji, współpracą pomiędzy organizacjami, grantami, tłumaczeniami, reklamą.

Przemysław Ćwik

Dziennikarz, autor, redaktor. Pisze przede wszystkim o zdrowiu. Publikował m.in. w Onet.pl i Coolturze.

Karolina Gawlik

Dziennikarka i trenerka komunikacji, publikowała m.in. w Onecie i „Gazecie Krakowskiej”. W tekstach i filmach opowiada o Ziemi i jej mieszkańcach. Autorka krótkiego dokumentu „Świat do naprawy”, cyklu na YT „Można Inaczej” i Kręgów Pieśni „Cztery Żywioły”. Łączy naukowe i duchowe podejście do zagadnień kryzysu klimatycznego.

Jakub Jędrak

Członek Polskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. Z wykształcenia fizyk, zajmuje się przede wszystkim popularyzacją wiedzy na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie ludzkie.

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Od 2020 r. redaktor Odpowiedzialnego Inwestora, dla którego pisze głównie o energetyce, górnictwie, zielonych inwestycjach i gospodarce odpadami. Zainteresowania: szeroko pojęta ochrona przyrody; prywatnie wielbicielka Wrocławia, filmów wojennych, literatury i poezji.

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Sebastian Medoń

Z wykształcenia socjolog. Interesuje się klimatem, powietrzem i energetyką – widzianymi z różnych perspektyw. Dla SmogLabu śledzi bieżące wydarzenia, przede wszystkim ze świata nauki.

Tomasz Borejza

Zastępca redaktora naczelnego SmogLabu. Dziennikarz naukowy. Wcześniej/czasami także m.in. w: Onet.pl, Przekroju, Tygodniku Przegląd, Coolturze, prasie lokalnej oraz branżowej.