Grupa kilkudziesięciu naukowców łącząc dane z 50 różnych pomiarów satelitarnych, oceniła, jak bardzo topiły się w ostatnich latach lądolody na Ziemi. Badacze wyliczyli, że w ciągu ostatnich 30 lat lodowce na Ziemi straciły 7560 mld ton lodu. To odpowiednik kostki lodu, której ściany mierzą 20 kilometrów. Coraz intensywniejsze tempo topnienia w ostatnich latach budzi poważny niepokój. Szczególnie dotyczy to wielkich metropolii w Chinach, takich jak Szanghaj.
Tempo topnienia lodowców znacznie przyspieszyło
Jedną z konsekwencji postępującego antropogenicznego globalnego ocieplenia jest topnienie ogromnych mas lodu zwanych lądolodami. Zasada jest prosta: rosną temperatury, przekraczają one punkt odwilży, w wyniku czego lód (woda w stanie stałym) ulega stopieniu. Przypomnijmy, że zalegający na Ziemi lód dzieli się na dwa podstawowe rodzaje. To pływający lód morski, taki jak ten na Oceanie Arktycznym oraz lód znajdujący się na lądzie, czyli lądolód. Ten pierwszy nie wpływa na wzrost poziomu mórz, gdyż sam znajduje się w wodzie. Jest to po prostu zamarznięta powierzchnia wody tak samo, jak na jeziorze. Na wzrost poziomu oceanów i mórz wpływ ma lądolód, gdyż jego zawartość na skutek topnienia trafia do oceanu.
Według raportu Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) opublikowanego 20 kwietnia 2023 roku tempo utraty lodu na Grenlandii i Antarktydzie niepokojąco przyspieszyło.Od lat 90. XX wieku wzrosło pięciokrotnie. Zespół naukowców w ramach finansowanego przez ESA i NASA projektu IMBIE przedstawił dokładny raport pokazujący, jak lądolody na Ziemi traciły swoją masę, począwszy od początku lat 90. ubiegłego wieku. Wyniki analizy danych pokazuje powyższy wykres.
Wkład we wzrost poziomu mórz
Lodowce na Ziemi topią się w przerażającym tempie. W latach 1992-2020 te pokrywy lodowe przyczyniły się do wzrostu poziomu oceanu aż o 21 milimetrów. To wydaje się mało. Pamiętajmy jednak, że mówimy tu tak naprawdę o początkowej reakcji systemu ziemskiego na wzrost ilości gazów cieplarnianych i temperatur. Należy przy tym pamiętać, że mówimy o zmianie, które w naturalnych warunkach powinna trwać tysiące, miliony lat. Tymczasem do tej zmiany doszło w ciągu ledwie 30 lat.
Największe zmiany, jak możemy zauważyć na wykresie, są widoczne na Grenlandii. Wynoszące średnio 169 mld ton rocznie tempo utraty lodu miało ponad 50-procentowy udział we wzroście poziomu mórz na świecie – dokładnie 13,5 mm. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że Antarktyda jest chroniona zimnymi wodami Oceanu Południowego. Jest wielką masą lądową ze spadkami temperatur do -70oC. Grenlandia natomiast jest mniejszą, wystawioną na działanie ciepłego Atlantyku wyspą. Dużo mniejszą niż Antarktyda. Ponadto znajduje się blisko łatwo nagrzewającego się kontynentu amerykańskiego, znad którego łatwo mogą nad tę wyspę docierać ciepłe masy powietrza.
Niepewność co do przyszłości
Badacze zauważyli też, że lądolód Antarktydy Wschodniej pozostaje na razie stabilny, i nie traci lodu w przeciwieństwie do Antarktydy Zachodniej. W jej przypadku naukowcy z niepokojem patrzą na lodowiec Thwaites zwany też jako „Doomsday”, czyli „lodowiec zagłady”. „Na Antarktydzie mamy większą niepewność co do przyszłości”, powiedziała dla CNN główna autorka badania Inès Otosaka, badaczka z Uniwersytetu w Leeds. Tego lodowca należy się bać. Mimo iż w ostatnich latach tempo topnienia szelfu lodowego Thwaites nie jest tak szybkie jak wcześniej prognozowano, to szybko powstają za to pęknięcia. A te mogą bardzo rychło doprowadzić do destabilizacji szelfu lodowego i przyspieszyć potem topnienie całego lodowca. Naukowcy od kilku lat mówią o perspektywie destabilizacji tego lodowca. Tylko samo jego stopienie mogłoby doprowadzić do wzrostu poziomu mórz o 70 cm. Wraz z sąsiadującym z nim lodowcem Pine Island, który też może się rozpaść, mamy łącznie 120 cm.
Zagrożone chińskie metropolie
„To ogromna ilość lodu”, powiedziała Otosaka „Jest to oczywiście bardzo niepokojące, ponieważ 40 proc. światowej populacji mieszka na obszarach przybrzeżnych”, powiedziała. I to jest właśnie największe zmartwienie jeśli chodzi o topnienie lądolodów. Ostatnio poważne obawy o rosnący już w tempie ponad 4 mm rocznie wzrost poziomu morza pojawiają się w Chinach.
Wysokość lutra morza u wybrzeży Chin osiągnęła najwyższy w historii poziom drugi rok z rzędu. W tamtej czyści świata poziom mórz rośnie szybciej niż średnia światowa. Przyczyną jest to, że na całej planecie poziom oceanów i mórz rośnie w różnym tempie. Wpływa na to szereg różnych czynników fizycznych jak pływy morskie, różnice ciśnienia atmosferycznego, układy wiatrów, rozszerzalność termiczna wody czy fazy cyrkulacji oceanicznych. A nawet siła grawitacji.
W 2022 roku poziom morza u wybrzeży Chin był o 94 mm wyższy niż latach 1993-2021, co czyni go najwyższym od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1980 roku. Według chińskiego Ministerstwa Zasobów Naturalnych poziom morza wzrósł o 10 mm w stosunku do roku 2021. Jak podaje Wang Hua, szef departamentu prognoz morskich w ministerstwie, przyczyną tego stanu rzeczy są temperatury wód. Te w ostatnich latach wzrosły. „Poziom mórz w Chinach wzrastał średnio o 3,5 mm rocznie od 1980 roku i średnio o 4 mm rocznie od 1993 – więcej niż światowy wskaźnik w tych samych okresach”, powiedział na niedawnej konferencji prasowej Wang. Zwrócił też uwagę, że „W ciągu ostatnich 11 lat, od 2012 do 2022 roku, poziom mórz przybrzeżnych Chin był najwyższy od czasu zarejestrowania pierwszych obserwacji”.
Setki milionów ludzi mogą stracić domy
Biorąc pod uwagę wyniki analiz przedstawionych przez ESA i perspektywy rozpadu takich lodowców jak Thwaites Chiny stoją w obliczu poważnego kryzysu. Około 45 proc. liczącej 1,5 mld chińskiej populacji mieszkach w regionach przybrzeżnych. A to znaczy, że jeśli lodowce będą szybko się topić, to około 700 mln ludzi straci swoje domy. Ponad połowa produkcji gospodarczej Chin pochodzi właśnie z regionów przybrzeżnych.
Jednym z najbardziej zagrożonych miejsc jest Szanghaj, w którym żyje ponad 26 mln ludzi. To najbardziej rozwinięte miasto Chin. Powyższa mapa pokazuje ewentualny możliwy wzrost w czarnym scenariuszu. A więc taki, kiedy polityka klimatyczna nie ulegnie zmianie, a władze lokalne nie będą podejmowały działań zaradczych. Mapa pokazuje efekt wzrostu poziomu morza wraz ze skutkami działań pływów morskich i sztormów.
Lasy namorzynowe mogłyby pomóc
W ciągu ostatnich 40 lat podnoszący się poziom morza wzdłuż chińskiego wybrzeża doprowadził do erozji wybrzeża i zagroził lokalnym wodom gruntowym. Skalę szkód zwiększyły uderzające w wybrzeże cyklony tropikalne. To, co mogłoby pomóc do pewnego stopnia, to sadzenie i dbanie o lasy namorzynowe. Lasy te niegdyś licznie porastały chińskie wybrzeże, do czasu aż zniszczył jej rozwój cywilizacji. Od lat 50. XX wieku powierzchnia mangrowców w Chinach zmniejszyła się dwukrotnie. Lasy te, czego przykładem jest Zatoka Shenzhen i miasto Hongkong stanowią naturalną barierę przed rosnącym poziomem mórz. Mangrowce chronią wybrzeże przez pływami i jego erozją.
Niestety, globalne ocieplenie do końca tego wieku może doprowadzić do kolejnej degradacji tych formacji, nawet o 26 proc. Za przyczyny naukowcy podają zmiany w zasoleniu związane ze zmianami w opadach, a także wzrost niszczącej siły cyklonów tropikalnych. Tak więc sama ochrona i odtwarzanie tych formacji nie wystarczy.
Polska też jest zagrożona
Polska i takie miasta jak Gdańsk, w tym Żuławy Wiślane także jest zagrożona. W naszym przypadku na razie trudno jest dostrzec gołym okiem zagrożenia ze strony podnoszącego się poziomu morza. Nie tak, jak w przypadku azjatyckich wybrzeży czy amerykańskiego Miami, ale do czasu. Zresztą już teraz cofki powodują poważne problemy, których by nie było, gdyby nie wzrost poziomu morza „Wzrost poziomu morza przyspiesza, obecnie jakieś 4,5 mm rocznie, a to kiedy wzrośnie do 7-9 mm zależy głównie od destabilizowania się lądolodów. To, że dojdzie do tego w latach 30. to dość pesymistyczny scenariusz, ale niewykluczone”, powiedział zajmujący się klimatem Marcin Popkiewicz.
Czytaj również: Za 100 lat część Gdańska i Hel mogą znaleźć się pod wodą
Mapy dostarczone przez Climate Central rysują dość pesymistyczny scenariusz, do którego nie powinno dość. Nie chodzi tu tylko o niepewność prognoz. Symulacje nie uwzględniają ewentualnych działań zapobiegawczych, jak podnoszenie wybrzeża, czy budowanie wałów. Z drugiej strony, jeśli świat ociepli się o 2oC może dojść do gwałtownych wzrostów poziomu mórz. Zgodnie z prognozami IPCC do końca tego stulecia poziom wody w Bałtyku wzrośnie od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu centymetrów. Są to oczywiście dość zachowawcze prognozy, przypomniany tu jeszcze raz wkład całkowity lodowca Thwaites i Pine Island. W takiej sytuacji trudno będzie nam ochronić wybrzeże.
–
Zdjęcie: stylefoto24/Shutterstock