Samochody elektryczne na zachodzie Europy są coraz popularniejsze, a mieszkańcy bogatszych krajów będą powoli pozbywać się „spaliniaków”. Dlatego w Polsce może wciąż przybywać starych aut z napędem benzynowym i diesla. W rozmowie ze Smoglabem ostrzega przed tym Marcin Korolec, prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych, minister środowiska w latach 2011-2013.
Według danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych po polskich drogach porusza się 14,2 tys. pojazdów napędzanych jedynie bateriami. Dla porównania w Niemczech tylko jeden model elektrycznego samochodu sprzedał się w 2020 roku w liczbie 31 tys. egzemplarzy. Był to lider zeszłorocznej listy sprzedaży – Renault Zoe. Do zmiany samochodu na elektryczny przekonuje na Zachodzie prawo, które często utrudnia poruszanie się po miastach autami spalinowymi – również przez problemy z jakością powietrza. Dlatego, jak ostrzega Korolec, w niedalekiej przyszłości takie pojazdy mogą znacznie stanieć i zdominować polski rynek.
Samochody elektryczne to na razie niewielka część polskiego rynku
Marcel Wandas: W Polsce na razie mamy chyba „mikrorynek” aut elektrycznych?
Marcin Korolec: Pomimo rządowych deklaracji system wsparcia dla nabywców takich pojazdów dopiero się rozwija. Został uruchomiony dla osób fizycznych, które jednak kupują stosunkowo niewiele nowych samochodów. Czekamy na start wsparcia dla nabywców instytucjonalnych, firm, samorządów. Dla nich system wsparcia ma wystartować w listopadzie. Mamy więc wiele lat opóźnienia w stosunku do pozostałych krajów europejskich.
Rynek w Europie Zachodniej rozpędza się również w związku ze spadającymi cenami.
Samochody elektryczne, i to nie tylko te najdroższe, mają coraz częściej odpowiednie zasięgi – na przykład 500 i więcej kilometrów na jednym ładowaniu. To pozwala na zastąpienie takim pojazdem auta spalinowego. Technologia idzie do przodu, a ceny spadają i będą dalej spadać – tak pokazują wszystkie statystyki. Europa czeka teraz na uruchomienie 10 gigafabryk baterii w najbliższych latach. To również wpłynie na obniżenie kosztu samochodów.
Dopłaty do połączenia auta na prąd i fotowoltaiki? Dobry pomysł
Ceny paliw wpłyną na to, że firmy będą wymieniać floty na elektryczne?
Myślę, że mamy dużą niepewność na rynku. Trudno to przewidzieć, jest wiele niewiadomych dotyczących cen energii. Prąd idzie w górę, nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie.
Czytaj również: Europejczycy popierają zakaz lotów na liniach, gdzie wygodnie jeździ się pociągiem
Jest na to rada?
Wydaje mi się, że Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska powinien uruchomić system dodatkowych zachęt dla osób, które chcą łączyć używanie samochodu elektrycznego z panelami fotowoltaicznymi. Taka premia, na przykład w formie ulgi podatkowej lub dopłaty wpłynie na to, że auto będzie jeszcze bardziej ekologiczne, a koszty jego eksploatacji niższe.
Co się stanie, kiedy na Zachodzie zaczną dominować „elektryki”? Można się spodziewać, że stare samochody spalinowe zaleją Polskę?
W wielu miastach w Europie zniechęca się ludzi do poruszania się autami o konwencjonalnym napędzie. Są też dopłaty, które zachęcają do postawienia na samochody elektryczne. To wszystko przyspiesza zmianę. W związku z tym samochody spalinowe z drugiej ręki nie będą miały nabywców w krajach Europy Zachodniej, ich cena będzie spadać. W Polsce, w Ukrainie czy w krajach Maghrebu to duży problem. Powinniśmy próbować ograniczać import, inaczej zostaniemy „zamurowani” w technologii spalinowej. Do 2030 roku w Unii Europejskiej mamy przecież obniżyć emisje dwutlenku węgla o 55 proc. To nie uda się z masą starych, spalinowych samochodów. A emisje z transportu w Polsce tylko rosną. Musimy doprowadzić do tego, że zaczną dynamicznie spadać, inaczej złamiemy prawo europejskie i narazimy się na kary.
Możemy przeżyć zalew „półdarmowych” aut spalinowych
Co może ograniczyć import takich aut do Polski?
Mądra polityka podatkowa, która będzie zniechęcała do posiadania auta spalinowego i zachęcać do tych elektrycznych. Wyobrażam sobie, że na parkingach w Holandii czy pod Paryżem niedługo będą samochody z kartką, w języku polskim, wsadzoną za szybę samochodu „Proszę zabrać ten samochód za darmo, zatankowany, kluczyki w stacyjce”.
Bo nie opłaca się nim jeździć.
Bo nie mogę wjechać do centrum miasta, potrzebuję miejsca parkingowego do ładowania swojego nowego auta. Nie możemy pozwolić, by samochody spalinowe były w przyszłości półdarmowe. Zalew takich pojazdów sprawi przecież, że jakość naszego powietrza się pogorszy.
W Polsce również jazda autami spalinowymi powinna być utrudniona?
Sejm rozpoczyna też dyskusję na temat nowelizacji ustawy o elektromobilności w obszarze stref czystego transportu. Od dwóch lat mamy przepisy, ale nie mamy stref. Trudno wyobrażać sobie włodarzy miast, którzy zaproponują strefę jedynie dla samochodów elektrycznych i na CNG, czyli na gaz sprężony – co zresztą jest dziwnym miksem. Przepisy powinny oprzeć się o normy emisji spalin EURO, z centrów miast najpierw eliminować auta na przykład 20-letnie. Potem wymogi stopniowo, na przykład co 2-3 lata, mogłyby iść w górę.
Czytaj również: Jak ładować samochód elektryczny w bloku?