Jestem królową second handu
Powody, dla których rezygnujemy z kupowania nowych ubrań, są różne: jednym zależy na bardziej ekologicznym życiu, inni robią w ten sposób miejsce na inne zajęcia, kolejni znajdują w tym po prostu frajdę. Kasia przyznaje wprost, że lubi ciuchy, ale prawie całą jej szafę stanowią rzeczy właśnie z drugiego obiegu. Chwali się, że można ją nazwać “królową szmat” – ostatnio dorwała bluzkę za 1,60 zł.
“Cena to jedno. Po drugie, w lumpeksach można znaleźć cudowne perełki, unikatowe wzory, kolory, fasony. Po trzecie, jeśli ktoś wyrzucił sukienkę, a jest w bardzo dobrym stanie, to cieszę się, że mogę jakiejś rzeczy nadać drugie życie. Gdy ubranie mi się znudzi, sama wystawiam je na sprzedaż lub wymianę na OLX, gumtree i vinted lub oddaje osobom potrzebującym. Jeśli czegoś faktycznie potrzebuję, a nie mogę znaleźć w lumpeksie, sprawdzam najpierw internet w poszukiwaniu tej rzeczy, a dopiero na koniec idę do galerii. Gdybym umiała pięknie szyć, to bym na pewno poszła w tym kierunku, bo dobra krawcowa w dzisiejszych czasach to skarb. Dawniej spotykałam się z koleżankami i wymieniałyśmy się ciuchami – już nawet zapomniałam, jaka to była frajda, odnowić swoją szafę w ten sposób.”
Szkoda pieniędzy na nowe rzeczy
Grupy sharingowe na Facebooku zdobywają coraz większą popularność, podobnie jak miejsca, w których można wymieniać się ubraniami. Ale taką wymiankę można zorganizować samemu – wystarczy do tego czyjeś mieszkanie i kilkunastu znajomych. Przyznaję, że gdyby nie przyjaciółka, która stale oddaje mi swoje nieużywane buty, moja decyzja o rezygnacji z kupowania na pewno nie byłaby taka łatwa. Podobnie jest u Moniki:
“Szkoda mi też wydawać pieniędzy na rzeczy nowe, nawet z sieciówek – głównie dlatego, że są powtarzalne. Pieniądze, które zarabiam, wolę wydać na ważniejsze rzeczy, niż nowe spodnie. Kupuję w second handach, jeśli jest taka konieczność, a przeważnie wymieniamy się ciuchami ze znajomymi – parę razy do roku, bez żadnego harmonogramu. Taki szafing dla wtajemniczonych. Czasami dostaję dwa worki ubrań do przejrzenia, a potem sama w eter puszczam trzy„.
Żyłam rok bez zakupów
U Agaty zaczęło się od pakowania na miesięczny wyjazd. Zauważyła, że walizka już pełna, ale szafa też, więc postanowiła zużyć wszystkie swoje stare ubrania. Przeżyła cały 2018 rok bez zakupów. Jak zdarła dwie pary jeansów, wór ubrań przyniosła jej koleżanka. Przez ten rok odkryła w głębi szafy mnóstwo zapomnianych ubrań, na przykład bluzkę z liceum, choć maturę zdawała w 2001 roku.
“W tej chwili mam na sobie spodenki, które kupiłam w 2011 roku. Przy okazji tego roku bez zakupów odkryłam, że mam też mnóstwo ubrań aspiracyjnych: jakbym schudła, przytyła, została zaproszona na bankiet u królowej albo została baleriną. One wszystkie poszły na wymiany. Na grupach wymianowych lub sprzedażowych widać rozpaczliwe próby pozbycia się ubrań, w które ludzie utopili pieniądze. Zauważyłam, że to właśnie była moja bariera: nie chciałam pozbyć się balastu z szafy, bo utopiłam w nim tyle pieniędzy! To odkrycie mnie wyzwoliło i pozwoliło oddać bez winy tak zwane koszty utopione” – opowiada.
Jestem świadoma swoich nawyków
Agata minimalizuje swój odcisk węglowy na wiele sposobów: od pięciu lat nie produkuje śmieci, pracuje z domu, ma wspólnie z mężem jeden samochód hybrydowy, zamontowała panele fotowoltaiczne. To wszystko działo się jednak stopniowo, więc jeśli nie czujesz się na siłach, żeby zrezygnować z kupowania nowych ubrań w galeriach, ale jednocześnie chcesz coś zrobić dla planety, wystarczy, że zaczniesz zwracać większą uwagę na swoją szafę.
“Zajrzyj do szafy i jeśli naprawdę nie masz się w co ubrać na daną okazję, zrób listę zakupów – tak jak robisz, zaglądając do lodówki. Zanotuj, w co się ubierasz, a czego nie nosisz, żeby zrozumieć swoje nawyki i upodobania. Wypisz, czego potrzebujesz, a nawet lepiej – co już masz” – radzi Julia z Ethy.
“Ja nie muszę kupować sukienki na specjalny wieczór, bo mam takie trzy i zawsze wybieram spośród nich. Nie chodzi mi o minimalizm i posiadanie 33 rzeczy w szafie, a raczej o porządek. Skrajne wyrzucanie też nie jest dobre, bo jak wyrzucisz połowę ubrań, to potem znowu zacznie się chodzenie po sklepach. I tu kolejna rzecz: wyrzucanie; naprawiaj swoje ubrania, bo to nie zawsze jest takie trudne. Jeśli naprawdę się nie da, przerób je na szmatkę, opaskę na głowę czy kwietnik. Pełno inspiracji znajdziesz w internecie” – dodaje.
Jestem szczęśliwsza
Szycia na maszynie Iza zaczęła się uczyć sześć lat temu. To wtedy jej uwagę zwróciły składy tkanin i ich jakość. Maszyna pozwoliła jej przerabiać rzeczy kupione w „szmateksach”, więc mniej kupowała w sieciówkach. Później trafiła na książkę „Życie na miarę”. Traktuje ona o ciemnej stronie branży modowej. Za jej sprawą jeszcze bardziej zaczęła przywiązywać wagę do tego, co kupuje i zakłada na swoje ciało. Nagle dowiedziała się skąd pochodzą tkaniny i z czego są robione.
“Ciucholandy stały się miejscem, gdzie głównie kupowałam ubrania i jest tak do dziś. Szukałam sposobu, żeby jakoś się wyróżnić z tłumu i mieć na sobie coś, czego nie będzie miał nikt inny. Jednak najważniejszą kwestią jest jakość ubrań z lumpeksów, które biją na głowę rzeczy z sieciówek. W swojej szafie mam ciuchy z wiskozy, bawełny, wełny, jedwabiu…. mają po parę dobrych lat, ktoś już ich używał, były prane wielokrotnie, więc i ja mam pewność, że pochodzę w nich długo. Umiem szyć, więc nie jest dla mnie problemem przerobić spódnicę rozmiar 52 z dobrej wełny na spodenki dla siebie. Szyję też ubrania dla siebie od podstaw” – opowiada.
Odległość od galerii ma znaczenie
Ważnym momentem u Izy była zmiana pracy. Dotąd pracowała w sklepach w galeriach handlowych w centrum miasta. Miała więc więcej okazji do tego, żeby wstąpić do sieciówki “tylko popatrzeć”. Teraz pracuje z dala od handlowego centrum, nie pcha się w miasto, siłą rzeczy kupuje mniej. Do tego dochodzą zmiany w światopoglądzie:
„Od tamtej pory mam zupełnie inne priorytety w życiu, więc konsumpcjonizm zszedł na dalszy plan. Przez to, że chcę żyć i doświadczać a nie posiadać, kupowanie czegokolwiek nie zajmuje moich myśli. Przestałam mieć potrzebę kupowania nowych rzeczy – to, co mam w zupełności mi wystarcza. Swoją garderobę mam skompletowaną od jakiś trzech lat, co roku chodzę w tych samych ubraniach. Mam na przykład Vansy, w których chodzę piąty rok. Nie ulegam sezonowym modom, szałom wyprzedaży, reklamom, inspiracjom w mediach społecznościowych, bo mnie to po prostu nie interesuje” – wyjaśnia.
Poznałam też osoby, dla których kupowanie nie było tylko przyjemnością, ale już nałogiem. Wtedy rezygnacja z nowych ubrań to przede wszystkim wielka decyzja podjęta dla samego siebie, nie tylko środowiska:
“Powinnam zacząć od: Cześć jestem Aja i byłam zakupoholiczką. Odkąd tylko pamiętam wszystkie pieniądze, które miałam, wydawałam na ubrania i buty. Od stycznia nie kupuję ich w ogóle, bo zaczęło do mnie docierać, jak bardzo sami siebie zawalamy niepotrzebnymi rzeczami. U zakupoholika chęć kupienia nowej rzeczy i radość z tego jest naprawdę ogromna.Teraz jestem szczęśliwa, że za zaoszczędzone pieniądze mogę zwiedzać świat. Czy zamierzam kupować kiedyś ubrania? Pewnie tak, ale na razie cieszę się, że nie żyję już z myślą, że chciałabym mieć coś nowego. Nie łażę już po galeriach, nie szukam wybranego ubrania po całej Polsce”.
Mam czas na to, co ważne
Drogi są dwie. Można zauważyć zmiany w życiu dzięki ograniczeniu kupowania ubrań. Niekiedy też zmiany w życiu i sposobie myślenia powodują, że kupujemy ich mniej. Dobrze pamiętam to, co napisała mi ten temat Iza:
“Wydaje mi się, że to wszystko wynika od znajomości samego siebie, od tego czy znamy swoją wartość, jakie wartości w ogóle są dla nas ważne. Bo jeśli akceptujemy siebie w pełni, nie zależy nam na tym jak widzą nas inni i co o nas pomyślą mając takie a nie inne ubranie na sobie. Dzięki takiemu myśleniu zyskuje się wolność i niezależność. Jeśli przestaje się myśleć o konsumpcjonizmie, zyskuje się miejsce w głowie na wiele innych ważniejszych kwestii. Do tego dochodzi też kwestia kasy, bo jeśli nie wydaję na ubrania, to mogę przeznaczyć je np. na częstsze wyjazdy w góry. Jestem wdzięczna, że znalazłam swoje sposoby na zaspokajanie pragnień i odczuwania przyjemności, które niewiele kosztują i nie szkodzą innym istotom”.
Izie wtóruje Agata: “Tak naprawdę stać mnie na wszystko, tyle że tego wszystkiego nie potrzebuję. Dzięki zdjęciu z głowy zakupów i wszystkich stresów z nimi związanych, mam wystarczająco dużo czasu na to, co naprawdę dla nas ważne.”