Parę dni temu dostaliśmy na adres Krakowskiego Alarmu Smogowego taki oto mail:
(Ze względu na ochronę danych piszącej do nas Osoby, ukryłem Jej imię i nazwisko. Jednak podajemy, za zgodą autorki listu, nazwy konkretnych miejsc. Rzecz ma miejsce w Krakowie, ale identyczna historia mogłaby się zresztą równie dobrze wydarzyć w każdym innym polskim mieście.)
„Dzień dobry,
Piszę do Państwa po poradę, gdyż ze względu na zanieczyszczenie powietrza mam dylemat. Mój syn chodzi do przedszkola zaraz przy rondzie Grzegórzeckim. Codzienne chodzenie z nim między spalinami aut mnie przeraża. Przedszkole jest bardzo dobre, a syn jest w nim szczęśliwy.
Mam możliwość przepisania syna do przedszkola na Dąbiu przy bulwarach wiślanych z daleka od zatłoczonej ulicy. Nie ma tam takiego smrodu.
Czy faktycznie spaliny mogą nam w dużym stopniu szkodzić? Czy mam zabrać syna z przedszkola na Grzegórzkach?
Do tej pory chodził w maseczce, ale lekarka powiedziała, że małe dzieci nie powinny chodzić w maseczkach. Czy oczyszczacze powietrza w przedszkolu by coś zmieniły? Na razie rodzice i dyrekcja nie widzi problemu.
Proszę o szybką odpowiedz.
Z poważaniem,
(imię i nazwisko znane Redakcji)”
Odpisałem co następuje:
Szanowna Pani ……,
Poniżej spróbuję odpowiedzieć na Pani pytania. Pisze Pani:
„Przedszkole jest bardzo dobre, a syn jest w nim szczęśliwy.”
Czy jest to to przedszkole? (tu zmieściłem link do mapy) Jeśli tak, to faktycznie znajduje się ono tuż przy ulicy, i narażenie na spaliny może być bardzo znaczne zarówno w samym budynku, jak i w jego pobliżu.
„Czy faktycznie spaliny mogą nam w dużym stopniu szkodzić?”
W wystarczająco dużym, by się tym przejąć. Jest wiele prac naukowych, w których pokazano negatywny wpływ spalin generowanych przez motoryzację na rozwój i funkcjonowanie układu nerwowego i układu oddechowego u dzieci, w tym prawdopodobny wpływ na rozwój astmy.
Więcej informacji znajdzie Pani np. tu: http://www.krakowskialarmsmogowy.pl/files/images/ck/14882713101616070935.pdf
W odpowiedzi nie napisałem, na czym dokładnie polega ów „negatywny wpływ na rozwój i funkcjonowanie układu nerwowego”. Warto jednak pamiętać, że dzieci narażone na wyższe stężenia zanieczyszczeń powietrza osiągają gorsze wyniki w nauce i testach psychometrycznych niż ich rówieśnicy z czystszych rejonów. Co gorsza, w mózgach dzieci (a także zwierząt laboratoryjnych) narażonych na drobne frakcje pyłu zawieszonego i inne zanieczyszczenia powietrza obserwuje się niekorzystne zmiany anatomiczne. W przypadku dzieci, zmiany takie obserwowano dzięki zastosowaniu obrazowania metodą rezonansu magnetycznego, w przypadku zwierząt dodatkowo także za pomocą badań histopatologicznych.
„Do tej pory chodził w maseczce, ale lekarka powiedziała, że małe dzieci nie powinny chodzić w maseczkach.”
To prawda, małe dzieci – powiedzmy do dziesiątego roku życia – nie powinny chodzić w maskach.
„Czy oczyszczacze powietrza w przedszkolu by coś zmieniły? Na razie rodzice i dyrekcja nie widzi problemu.”
Z pewnością by pomogły, ale nie w pełni. Standardowy oczyszczacz nie wyeliminuje wszystkich substancji szkodliwych obecnych w powietrzu, np. bardzo drobnych pyłów (o średnicy ok 100 nm i mniejszych) czy też całości zanieczyszczeń gazowych. (Ta sama uwaga dotyczy także masek) .
Dzieci będą zresztą narażone, bawiąc się na zewnątrz.
Pyta Pani: „Czy mam zabrać syna z przedszkola na Grzegórzkach?”
Nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie. Jest dość prawdopodobne, że pozytywny wpływ dobrej, stymulującej atmosfery przedszkola, i jego wysokiego poziomu na rozwój Pani dziecka (tak fizyczny, jak i intelektualny), przeważa nad negatywnym wpływem czynników środowiskowych (zanieczyszczeń powietrza). Nie mogę tu wyrokować, nie mam rzecz jasna wystarczającej wiedzy i rozeznania na temat tego konkretnego przypadku. Jak często w życiu, stajemy przed wyborem typu coś za coś, niestety.
Osobiście, przyznaję, że gdybym miał dziecko, to chyba nie posłałbym go do przedszkola tak położonego, jak to do którego uczęszcza Pani syn.
z poważaniem i wyrazami szacunku,
Kuba Jędrak
Polski Alarm Smogowy
Tyle jeśli chodzi o wymianę maili. Winien jestem jednak Państwu uzupełnienie: Negatywny wpływ zanieczyszczeń powietrza na układ nerwowy nie ogranicza się oczywiście tylko do dzieci.
W przypadku osób dorosłych, ekspozycję na zanieczyszczenia powietrza łączy się z przyspieszonym starzeniem się układu nerwowego i wyższym ryzykiem występowania chorób neurodegeneracyjnych, takich ja choroba Alzheimera (patrz TUTAJ oraz TUTAJ)
Informacje na temat wpływu zanieczyszczeń na rozwój i funkcjonowanie układu nerwowego (tak u dzieci, jak i u osób dorosłych) znajdzie też Czytelnik m. in. w cytowanej wyżej publikacji Polskiego Alarmu Smogowego, a także w artykule przeglądowym: http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0013935116300172
Oczywiście, zanieczyszczenie powietrza oddziałuje negatywnie nie tylko na układ nerwowy (znów odsyłam Czytelnika do naszej publikacji: http://www.krakowskialarmsmogowy.pl/files/images/ck/14882713101616070935.pdf)
Nie mogę także powstrzymać od komentarza do tej całej historii.
Choć prawdą jest, że najwyższe stężenia szkodliwych substancji (takich jak np. pył zawieszony) w powietrzu występują w sezonie grzewczym, to jednak zanieczyszczenia generowane przez motoryzację mają bardzo istotny wpływ na nasze zdrowie – w dodatku przez cały rok. Szczególnie narażone są osoby które mieszkają, uczą się lub pracują w pobliżu ruchliwych ulic, i przez wiele godzin dziennie narażone są na wysokie stężenia spalin samochodowych. Tak jak przedszkolaki z opisanej powyżej placówki.
W Polsce zanieczyszczenia powietrza wytwarzane przez silniki spalinowe są bardzo poważnym problemem. Ma to kilka przyczyn. W polskich miastach na 1000 mieszkańców przypada często więcej samochodów, niż w krajach zachodniej Europy.
W dodatku bardzo wiele z jeżdżących po naszych drogach pojazdów nie powinno być nigdy dopuszczonych do użytku z powodu nadmiernej emisji szkodliwych substancji (patrz tu TUTAJ i TUTAJ). A z ilu nowych pojazdów z silnikiem Diesla wycięto filtry DPF, bo właściciel chciał pozbyć się kłopotu i dodatkowych wydatków?
Podczas gdy np. Oslo (TUTAJ) i inne miasta zamykają swoje centrum dla aut osobowych, albo przynajmniej dla pojazdów z silnikiem Diesla (TUTAJ), w Polsce jakiekolwiek próby zmiany obecnego, de facto patologicznego stanu rzeczy spotykają się z gwałtowną, bardzo negatywną reakcją dużej części użytkowników samochodów osobowych. Padają zarzuty o „dyskryminację kierowców”. Taką „dyskryminacją” może być np. próba odzyskania jednego z dwóch lub nawet z trzech pasów jezdni na buspas, uspokajanie ruchu czy poszerzenie strefy płatnego (a i tak zbyt taniego) parkowania. Tego typu pomysły traktowane są jak świętokradztwo, zamach na niezbywalne prawa i wolności kierowców.
Warto popatrzyć na tę sytuację poprzez pewne analogie. Czy „dyskryminujemy” palaczy tytoniu, nie pozwalając im palić w miejscach publicznych, w szczególności przy dzieciach lub przy ciężarnych matkach? Czy dyskryminacją jest zakaz poruszania się w terenie zabudowanym powyżej 50 km/h? Chyba wszyscy zgodzimy się, że w obu tych przypadkach chodzi o ochronę życia i zdrowia ludzkiego. Ochronę przed działaniami osób, którym cudzego (a często i własnego) życia i zdrowia po prostu nie szanują.
Niestety, wielu kierowców nie ma zamiaru rezygnować z „wygody i wolności” jaką daje jazda po mieście własnym samochodem. Wygody i wolności, polegającej na staniu w korku? Czy też może na uciążliwym szukaniu miejsca do parkowania?
Oczywiście, każdy ma prawo organizować sobie życie jak lubi (np. stać codziennie w korku) byle jednak nie szkodził innym. Wciąż jednak niestety trzeba powtarzać słynny, setki już razy w różnych okolicznościach przytaczany cytat, którego autorem jest Alexis de Tocqueville: „Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.”
Wolność jeżdżenia gdzie chcę (np. tuż koło przedszkola, o którym pisze do nas w liście Mama przedszkolaka), kiedy chcę i czym chcę (np. samochodem nie spełniającym nawet najłagodniejszych norm emisyjnych) bardzo przypomina sarmacką „złotą wolność szlachecką” z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej.
Jest to w istocie szkodliwa dla społeczeństwa anarchia, podobnie jak nieskrępowana „wolność” palenia czym dusza zapragnie (np. śmieciami, mułem węglowym) i w jakim się chce piecu czy kotle. W jednym i drugim przypadku za prawo do tak rozumianej wolności wszyscy płacimy wysoką cenę. W szczególności, słono płacą za to nasze dzieci: zdrowiem, słabszym rozwojem fizycznym i umysłowym, jak i późniejszymi osiągnięciami w szkole, na studiach i w pracy zawodowej.
Fot. Fotolia.