Jeszcze trzy lata temu powiedzielibyśmy, że polska energetyka potrzebuje zmian, bo za rogiem czeka już katastrofa klimatyczna. Potem do listy kół zamachowych doszedł kryzys wywołany pandemią. Inflacja, drożyzna, rosnące ceny energii elektrycznej. W lutym tego roku Rosja napadła na Ukrainę, a konsekwencje tej agresji odczuwamy w całej Unii Europejskiej. I na całym świecie.
Plany zmian w energetyce musiały się zmienić. Rząd chciał wykorzystać gaz, jako „paliwo pomostowe” na drodze do neutralności klimatycznej. Teraz wiemy, że na gazie polegać nie możemy – bo w całej Europie, przez przykręcanie kurka przez Moskwę, będzie go zaraz brakować. Polska jest zabezpieczona – mamy wypełnione magazyny, niedługo ruszy Baltic Pipe. Ale wiemy już, że pompowanie środków w gaz nie jest stabilną inwestycją.
W planach jest też polska elektrownia atomowa – na nią z kolei musimy poczekać przynajmniej kilkanaście lat.
Co zostaje? Odpowiedź jest prosta: odnawialne źródła energii. Z tym, że w Polsce bardzo ważne odnawialne źródło energii – wiatr – nie może być wykorzystywane w pełni. To przez wprowadzoną w 2016 roku zasadę 10H, która określiła minimalną odległość farm wiatrowych od zabudowań i która wykluczyła niemal całą powierzchnię Polski z wiatrowych inwestycji.
W SmogLabie chcemy Państwu o energii z wiatru opowiedzieć. Pokazać, co Polska mogłaby osiągnąć przy odrobinie woli politycznej. Wyjaśnić, jak z tego odnawialnego źródła korzystają inne kraje. Rozwiać wątpliwości, obalić mity i potwierdzić fakty. Porozmawiamy z ekspertami, samorządowcami, mieszkańcami. Teksty o energetyce wiatrowej, pisane z różnych perspektyw, będą ukazywać się przez całe wakacje i wczesną jesienią.
Nasz cykl nazwaliśmy „Na Lądzie”.
Bo to właśnie na lądzie czeka rozwiązanie (przynajmniej części) problemów polskiej energetyki.
Pierwszy tekst z cyklu „Na Lądzie”, „Wiatraki na lądzie wciąż zamrożone. 99,7% terenu Polski wyłączone spod inwestycji„, można już przeczytać na SmogLabie.
Zdjęcie: TLPOSCHARSKY/Flickr
Logo: Tomasz Bartkowiak