Pierwsza w Polsce Strefa Czystego Transportu, którą dwa miesiące temu utworzono na krakowskim Kazimierzu, została wczoraj „wykastrowana” przez miejskich radnych. Ci bali się ją zlikwidować, ale jednocześnie bali się ją zostawić.
W związku z czym wprowadzili do niej modyfikacje, które powodują, że realnie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Zmieniono nie tylko czas, w którym można dokonywać dostaw do strefy, ale też wpuszczono do niej klientów znajdujących się tam lokali oraz sklepów. A ponieważ nie da się zweryfikować tego, kto klientem jest, a kto nim nie jest – strefa przestaje działać całkowicie.
Doskonale podsumował to tytuł artykułu w Gazecie Krakowskiej:
„Strefa czystego Schrödingera. Radni nie wiedzą, co uchwalili. Strefa czystego transportu na Kazimierzu jest, ale jej nie ma.”
Decyzja została podjęta na skutek nacisków ze strony przedsiębiorców, którzy twierdzili, że z powodu wprowadzenia strefy spadły im obroty. Ci cieszyli się z wprowadzenia nowych rozwiązań.
Jednak nie wszyscy podzielali ich zdanie.
Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego, pisał na FB: „Każda decyzja jest do przyjęcia. Przerażające jest to, że radni nie mają jaj i zamiast zlikwidować strefę uchwalili poprawki, które ośmieszają jej sens. Z pełną świadomością. Jak w piaskownicy.”
Parking przed urzędem miasta [na ten wjazd mają tylko radni oraz wysocy rangą urzędnicy] wyglądał w czasie nadzwyczajnej sesji rady tak: