Udostępnij

Chemikalia w wodzie, tablica Mendelejewa w powietrzu. Skutki jednego pożaru z tego lata

13.11.2023

Z wyników badań, które zostały wykonane po pożarze hali magazynowej z chemikaliami w Zielonej Górze, wyłania się przerażający obraz zanieczyszczenia środowiska. Niebezpieczne substancje dostały się do powietrza, jak również do stawów, w efekcie czego padła część ryb. – Bez wątpienia doszło do skażenia na ogromną skalę – mówią nasi rozmówcy. Co więcej, jak ustalił SmogLab, pożar w Zielonej Górze sprawił, że do Lubuskiego Centrum Pulmonologii zgłosili się strażacy i mieszkańcy. Skarżyli się na kaszel, duszność oraz ucisk w klatce piersiowej.

Do potężnego pożaru hali magazynowej z chemikaliami doszło 22 lipca 2023 roku. Wybuchł na terenie dawnych zakładów mięsnych w północno–zachodniej części Zielonej Góry. Nad budynkiem widać było ogromne kule ognia, jak również wielkie chmury czarnego dymu. Dziś już wiemy, że wraz z nim do powietrza przedostały się węglowodory aromatyczne oraz ropopochodne. Są bardzo niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia. Co więcej, badania zlecone przez Zarząd Województwa Lubuskiego poznańskiej firmie PROTE wykazały, że skażona chemikaliami woda spłynęła do stawów rybnych i cieku wodnego Gęśnik. Na podstawie wyników badań powstał ponad 140–stronicowy raport, z którego wyłania się przerażający obraz zanieczyszczenia środowiska.

Firma PROTE zajmuje się m.in. rekultywacją jezior oraz remediacją gleb. Próbki do przeprowadzonych przez nią badań laboratoryjnych pobrano w kilku lokalizacjach. Największe zanieczyszczenie eksperci stwierdzili w studni, która wieńczy kolektor, zasilający prywatne stawy rybne. Przedostała się do niej woda, której strażacy użyli do gaszenia ognia – wraz z chemikaliami. W całej sytuacji bardzo szybko, bo już dzień po tym, jak zapaliła się hala magazynowa, zorientował się właściciel stawów. Odciął dalszy dopływ zanieczyszczeń, które zatrzymały się w rurociągu.

Bagna niczym gąbka

Niebezpieczne substancje przedostały się również do cieku wodnego Gęśnik. Eksperci wskazują, że na co dzień trafia tam głównie deszczówka. Tymczasem 22 i 23 lipca, gdy trwała akcja gaśnicza, deszcz w ogóle nie padał. To oznacza, że w tych dniach do cieku przedostały się głównie wody pogaśnicze. A w nich znajdowały się niebezpieczne dla ludzi i środowiska substancje.

W odległości ok. 1,5 kilometra w linii prostej od miejsca pożaru znajduje się tzw. Dolina Bobrów, w której Gęśnik spowalnia swój bieg, tworząc liczne rozlewiska oraz silnie meandruje. To cenny przyrodniczo obszar, który w ten sposób eksperci opisali w raporcie: „Na podtopionych brzegach rozwijają się nowe zbiorowiska roślinne. Rozpoczyna się naturalnie sterowany proces odtwarzania łęgów. Na brzegach nowo powstałych oczek wodnych i stawów występuje bogata roślinność i zróżnicowane zespoły fauny. Płytka, łatwo nagrzewająca się woda stwarza idealne warunki dla rozwoju roślinności wodnej, jak również sprzyja powstawaniu zbiorowisk roślin bagiennych”.

W trakcie pożaru tzw. Dolina Bobrów stała się naturalnym buforem. Niestety, jak stanowi raport, „ze szkodą dla swojego istnienia”. Dolina zatrzymała część, jeśli nie większość zanieczyszczeń, pochodzących z pożaru chemikaliów. Bagna zadziałały niczym gąbka, pochłaniając szkodliwe związki chemiczne. Eksperci ostrzegają, że w przyszłości może dojść do niekontrolowanego uwolnienia się zanieczyszczeń. – Nie odważę się skomentować tych wyników badań, które przeczytałam na 140 stronach – one są powalające, tak wysokie są przekroczenia wszelkich norm – oświadczyła marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak na konferencji prasowej, w czasie której przedstawione zostały wyniki badań firmy PROTE.

Ekolożka: widziałam śnięte ryby

Zszokowana jest nimi również zielonogórska ekolożka Joanna Liddane. Jako pierwsza alarmowała o śniętych rybach. Zauważyła je w prywatnych stawach. – Woda, której użyli strażacy, wlała się do nich wraz z chemikaliami. Na drugi dzień po pożarze niektóre ryby zaczęły wypływać na powierzchnię brzuchami do góry. Właściciel hodował karpie, liny oraz płocie – wspomina Liddane. Potwierdza informacje zawarte w raporcie. Według nich właściciel stawów musiał samodzielnie odciąć dalszy dopływ chemikaliów do zbiorników. – Własnymi siłami zamknął kolektor, babrając się w wodzie pełnej zanieczyszczeń. Nad stawami smród chemikaliów utrzymuje się do tej pory. Przez długi czas czuć było go na dużo większym obszarze: w rejonie Gęśnika, w lesie, na bagnach. Miliony litrów wody, użytej do gaszenia pożaru, przedostały się czynnym ciekiem wodnym do środowiska. Bez wątpienia doszło do skażenia na ogromną skalę – przekonuje ekolożka.

Poprosiła herpetologa, by sprawdził, jaki jest los płazów w tzw. Dolinie Bobrów. – Po miesiącu od pożaru nadal żyły. To jednak nie oznacza, że chemikalia nie zaszkodziły płazom. Negatywny wpływ zanieczyszczeń na ich organizmy może uwidocznić się dopiero za jakiś czas. W dolinie bytują m.in. traszka zwyczajna, traszka górska, kumak, a więc płazy, które są pod ochroną. Oczywiście nie można zapominać również o bobrach, od których to miejsce wzięło swoją nazwę. Póki co nie dotarły do mnie na szczęście informacje, że ktoś znalazł martwe osobniki – zapewnia Joanna Liddane.

Smród w Dolinie Bobrów

Herpetolog, którego ekolożka poprosiła o pomoc, to Michał Szkudlarek, doktorant na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego. Twierdzi, że po pożarze nie zaobserwował martwych płazów w tzw. Dolinie Bobrów. – Możliwe, że zacząłem obserwację zbyt późno. W dolinie byłem kilka dni po pożarze. Jest prawdopodobne, że część płazów padła. Następnie martwe osobniki zostały zjedzone przez inne zwierzęta, dlatego ich nie odnalazłem – twierdzi Szkudlarek.

Potwierdza, że mowa o cennym przyrodniczo obszarze. W dolinie występują m.in. rzekotka, traszka, jaszczurka zwinka czy żaba moczarowa. Kiedy Szkudlarek prowadził obserwację w terenie, czuł smród chemikaliów. Poza tzw. Doliną Bobrów skontrolował również zbiornik wodny, znajdujący się niedaleko remizy strażackiej. W wodzie unosiły się śnięte ryby. Naukowiec twierdzi, że negatywne, długofalowe skutki zanieczyszczenia środowiska można będzie zaobserwować dopiero za jakiś czas.

Eksperci, którzy badali sprawę pożaru i jego wpływu na środowisko, nie mają wątpliwości, że aby uniknąć dalszego rozprzestrzeniania się zanieczyszczeń, trzeba usunąć pogorzelisko. Następnie należy przeprowadzić remediację terenu pod spaloną halą magazynową, jak również oczyścić sąsiednie grunty. Z publikowanych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Zielonej Górze komunikatów wynika, że odpady są poddawane badaniom laboratoryjnym, a następnie wywożone.

„Czuć palony plastik, styren, metale ciężkie”

Niebezpieczne dla człowieka i środowiska związki przedostały się również do powietrza. Udało się wykazać, że wśród nich były m.in. węglowodory aromatyczne oraz ropopochodne, co potwierdził w mediach wojewoda lubuski Władysław Dajczak. Remigiusz Krajniak z Lubuskiego Alarmu Smogowego opisywał w rozmowie ze SmogLabem, że smród palących się odpadów był niesamowity. – Czuć palony plastik, styren, metale ciężkie. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska mówi, że nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców. Trudno to skomentować. Stoję tu chwilę bez maski i muszę stąd uciekać. Jest naprawdę masakra – relacjonował Krajniak.

Mgr Krzysztof Tyrała, który na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego dokonał oceny tego, jakie zagrożenie dla ludzi i środowiska spowodował pożar, stwierdził wprost: „dym zawierał bezsprzecznie substancje toksyczne niekontrolowanego spalania odpadów, co stanowiło zagrożenie dla uczestników gaszenia pożaru”. Ale nie tylko. „Dym stanowił również potencjalne zagrożenie dla mieszkańców w obszarze jego oddziaływania”. Ekspert Polskiej Izby Ekologii w dziedzinie gospodarki odpadami zwrócił także uwagę, że w wyniku pożaru substancje chemiczne uwolniły się nie tylko do powietrza, ale również do wód oraz do gruntu. „Dodatkowo należy stwierdzić, że w dymie, oprócz substancji toksycznych, znalazły się włókna azbestowe – w wyniku całkowitego zniszczenia konstrukcji dachu azbestowego hali magazynowej”.

Najbardziej zagrożeni sąsiedzi

Naukowcy, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że tego typu pożary powodują tzw. awaryjne uwolnienia zanieczyszczeń do powietrza. Są one bardzo problematyczne do zdiagnozowania i oceny. Wynika to z faktu, że nigdy do końca nie wiadomo, co się pali i w jakich warunkach do tego spalania dochodzi. – W smugach dymu można spodziewać się dosłownie wszystkiego, niemal każdej substancji. Ich wpływ na zdrowie człowieka jest dokładnie taki sam, jak każdego zanieczyszczenia, które w nadmiarze znajduje się w atmosferze. Czyli zdecydowanie negatywny – mówi w rozmowie ze SmogLabem dr inż. Krzysztof Skotak, kierownik Ośrodka Zintegrowanych Badań Środowiska w Instytucie Ochrony Środowiska – Państwowym Instytucie Badawczym.

– Obserwowane skutki wśród ludzi zależą od tego, jakie było stężenie szkodliwych dla zdrowia związków w najbliższej okolicy pożaru, oraz jak długo człowiek je wdychał. Zagrożenie głównie dotyczy osób, które mieszkają w najbliższym sąsiedztwie palącego się obiektu. Narażeni są również ludzie, którzy znajdują się na trasie przemieszczania się smugi zanieczyszczeń, ale mowa tu z reguły o relatywnie niewielkich odległościach – dodaje naukowiec.

Z kolei Łukasz Adamkiewicz z Fundacji Europejskie Centrum Czystego Powietrza wskazuje, że wysokie stężenia substancji toksycznych mogą prowadzić do ostrego zatrucia, co z kolei grozi hospitalizacją. – W przypadku osób z przewlekłymi chorobami układu krążenia zwiększone obciążenie organizmu może zakończyć się również zasłabnięciem, zawałem, udarem itp. – dodaje Adamkiewicz.

Pożar w Zielonej Górze: strażacy z uciskiem w klatce piersiowej

Jak udało nam się dowiedzieć, do Lubuskiego Centrum Pulmonologii w Torzymiu zgłosili się strażacy, którzy brali udział w akcji gaszenia pożaru w Przylepie, jak również osoby, które mieszkają w okolicy zdarzenia. Potwierdził nam to dr Grzegorz Zioło, który jest kierownikiem LCP, jak również konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób płuc. Do Centrum zgłosiło się łącznie ok. 30 pacjentów. Skarżyli się na kaszel, duszność oraz ucisk w klatce piersiowej.

Czy dolegliwości mogły mieć związek z tym, że pacjenci zetknęli się z zanieczyszczeniami, które dostały się do powietrza w wyniku pożaru? Przedstawiciele LCP twierdzą, że zdecydowanie tak. Dopytujemy, jaki długofalowy wpływ na ludzkie zdrowie mają zanieczyszczenia, emitowane w czasie pożarów składowisk śmieci? – Wdychanie pyłów i gazów, które wydzielają się w trakcie pożarów, mogą się przyczynić do zachorowania na wiele chorób płuc, w tym między innymi astmę, POCHP i raka płuc – twierdzą w Lubuskim Centrum Pulmonologii. Lekarze nie mają wątpliwości, że skutki zdrowotne powinny być monitorowane w okresie długoletnim, nawet 15 lat.

Już 3 sierpnia SmogLab informował, że u części mieszkańców Zielonej Góry wystąpiły problemy z oddychaniem. Doskwierały im w momencie, gdy wiatr wiał w kierunku ich posesji.

W akcji gaszenia pożaru uczestniczyło łącznie 114 strażaków. Jeden doznał niewielkiego poparzenia. – Strażacy, biorący bezpośredni udział w działaniach gaśniczych, zabezpieczeni byli w środki ochrony osobistej, niezbędne do uczestnictwa w tego typu zdarzeniach – zapewnia st. kpt. Arkadiusz Kaniak, rzecznik prasowy Lubuskiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej.

Znaczna emisja skumulowana

Zdaniem dr Skotaka węglowodory aromatyczne oraz ropopochodne, które przedostały się do powietrza w trakcie pożaru w Zielonej Górze, są na co dzień stale emitowane przez zakłady przemysłowe czy gospodarstwa domowe, a ich ilość zależy od rodzaju stosowanego paliwa oraz od rodzaju urządzenia, w którym to paliwo jest spalane. – Mogą być to piece, kotły czy silniki spalinowe. Ale na co dzień zanieczyszczenia dostają się do powietrza w sposób rozproszony, co sprawia, że ich stężenia są znacznie mniejsze niż w sytuacji, gdy przedostają się one do atmosfery w efekcie pożaru – np. składowiska odpadów. Wówczas mamy do czynienia ze znaczną emisją skumulowaną, następującą w krótkim czasie – kilku godzin czy dni. Dlatego tego typu zdarzenia są bardziej niebezpieczne dla naszego zdrowia – zauważa dr Krzysztof Skotak.

Pytamy go, jak długo po pożarze związki, mogące szkodzić ludzkiemu zdrowiu, potrafią utrzymywać się w atmosferze? – Wszystko zależy od tego, z jakimi związkami mamy do czynienia, czyli od tego, co się paliło. Niektóre, jak na przykład nietrwałe związki organiczne, czy duże cząsteczki pyłu, mogą utrzymywać się w powietrzu przez kilka minut lub godzin. Inne, przykładowo wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, trwałe związki organiczne czy drobny pył zawieszony – nawet kilkadziesiąt dni. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że w miarę oddalania się od samego pożaru, który ma charakter punktowy, oraz od smugi, stężenia emitowanych zanieczyszczeń bardzo szybko spadają, a w przypadku wystąpienia opadów są one w znacznych ilościach wymywane z atmosfery. Nie oznacza to oczywiście, że ich szkodliwość nie jest istotna dla środowiska i zdrowia – kwituje dr Skotak.

Zakres badań wystarczający? „Nigdy nie będzie”

Zapoznaliśmy się z wynikami badań jakości powietrza, które Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Zielonej Górze przedstawił kilka dni po zakończeniu akcji gaśniczej. Prowadzono je od 23 lipca od godz. 13 do 25 lipca do godz. 15. Pomiary dotyczyły benzenu, etylobenzenu, ksylenu i toluenu. Wyniki pokazaliśmy dr Krzysztofowi Skotakowi. Twierdzi, że badania objęły związki z grupy węglowodorów aromatycznych. Czy ich zakres był wystarczający?

– Nigdy nie będziemy pewni, czy zakres badań był wystarczający, bo nie wiadomo dokładnie, co się paliło. Jednak biorąc pod uwagę dostępne informacje na temat tego, co było składowane w hali magazynowej, dobór związków przez WIOŚ był poprawny – twierdzi naukowiec. W kwestii stężeń tych substancji w powietrzu, to na podstawie wyników badań dr Skotak twierdzi, że były one niewielkie.

Zwrócił jednak uwagę, że w dokumentach brak jest informacji o stężeniach rutynowych, czyli tych, które dotyczą produktów spalania. Wśród nich wylicza m.in. pyły zawieszone (PM10 i PM2,5). – Nie znając stężeń rutynowo badanych zanieczyszczeń, trudno jest ocenić wpływ pożaru na ogólne pogorszenie jakości powietrza, a więc trudno jednoznacznie stwierdzić, jakie było zagrożenie dla zdrowia ludzi, jak również ilu osób to zagrożenie dotyczyło – mówi dr Skotak.

Zauważa, że wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska badają to, co jest określone prawem, a ono nie daje wielkich możliwości w zakresie oceny tzw. awaryjnych uwolnień zanieczyszczeń. – Przepisy trzeba by zmienić i powołać coś w rodzaju jednostek do usuwania skażeń, przeszkolonych i wyposażonych w mobilny system pomiarowy dla różnego typu zanieczyszczeń – kwituje naukowiec.

WIOŚ: nie było zagrożenia

Jak przekazał nam WIOŚ, badania prowadzono przy użyciu mobilnego ambulansu.

– Otrzymane wyniki pomiarów nie wykazały przekroczenia badanych wskaźników w odniesieniu do obowiązujących przepisów – twierdzi Joanna Michalik–Pietraszak, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Zielonej Górze. Zapewnia, że pomiary prowadzone są nadal w różnych lokalizacjach: nie tylko w sąsiedztwie pogorzeliska, ale również w centrum dzielnicy Przylep, na terenie której znajdowała się hala z niebezpiecznymi chemikaliami. – Wyniki pomiarów, wykonane w oddaleniu od miejsca pożaru, są niskie. Natomiast w rejonie pogorzeliska zdarzają się chwilowe wzrosty wartości stężeń lotnych związków organicznych. Sytuacja taka może mieć miejsce do momentu całkowitego uprzątnięcia pogorzeliska – dodaje przedstawicielka WIOŚ. Lotne związki organiczne wykorzystuje się m.in. do produkcji barwników oraz detergentów.

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nie był w stanie stwierdzić, jaka ilość niebezpiecznych substancji przedostała się do powietrza. – Zgodnie z oficjalnymi komunikatami, nie było zagrożenia dla zdrowia mieszkańców Przylepu, jak i okolicznych dzielnic – kwituje Michalik–Pietraszak.

Natomiast zdaniem mgr Krzysztofa Tyrały skutki zdrowotne, wynikające z ekspozycji na zanieczyszczenia, które wywołał pożar w Zielonej Górze, „mogą być zarówno krótkotrwałe, jak i długoterminowe”. „Wymagany będzie monitoring grup osób, uczestniczących bezpośrednio w gaszeniu pożaru i usuwaniu jego skutków, oraz mieszkańców w obszarze przemieszczającej się chmury dymu pożarowego”. Ekspert Polskiej Izby Ekologii nie ma wątpliwości, że najbardziej narażeni na toksyczne substancje byli strażacy, którzy walczyli z potężnym pożarem.

Póki co nie wiadomo, jaka była jego przyczyna. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura. W spalonej hali magazynowano ok. 5 tys. m3 odpadów, głównie niebezpiecznych.

Tablica Mendelejewa w powietrzu

Przykład Zielonej Góry pokazuje, że niekontrolowane spalanie odpadów niesie ze sobą wiele zagrożeń dla przyrody, ludzi, jak również powietrza. Z jakością tego ostatniego w Polsce mamy bardzo duży problem. – Pożary odpadów, czasem wywoływane celowo, gdzie spalanie pozostaje całkowicie bez kontroli, nie pomagają w poprawie stanu powietrza, a lokalnie, dla okolicznych mieszkańców, bywają śmiertelnie niebezpieczne – zwraca uwagę prof. dr hab. Piotr Skubała z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i ekspert Koalicji Klimatycznej. Zauważa, że pożary odpadów na wysypiskach, gdzie przechowywane są niebezpieczne materiały, skutkują przedostaniem się do atmosfery całej tablicy Mendelejewa.

Naukowiec podkreśla, że nie uwolnimy się szybko od zagrożenia, jakim bez wątpienia są pożary składowisk śmieci. Wszystko dlatego, że jesteśmy „cywilizacją odpadotwórczą”. – Kupujemy mnóstwo rzeczy, ale po pół roku zostaje nam zaledwie 1 proc. z nich. Aż 99 proc. tego, co przechodzi przez system gospodarczy, staje się odpadem – mówi prof. Skubała. Jego zdaniem bez wątpienia potrzebne są działania, które poprawią jakość powietrza. – Możemy to zrobić, dbając o przyrodę, lasy, tworząc zielone miasta. Niestety i na tym polu jest coraz gorzej. Deforestacja ma się dobrze, w miastach przybywa betonu, a ubywa drzew. Wiele osób próbuje temu przeciwdziałać: i to daje nadzieję. Niestety globalnie fakty pozostają nieubłagane: przyroda ma się gorzej. Dlatego powietrze wymaga wielu zintensyfikowanych, skutecznych działań naprawczych – podsumowuje naukowiec.

Z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska wynika, że tylko do końca października w całym kraju doszło do 48 pożarów odpadów. W tym ujęte jest siedem pożarów na składowiskach śmieci.

***

Według Światowej Organizacji Zdrowia każdego roku na świecie – w skutek wdychania smogu i zanieczyszczonego powietrza – umiera kilka milionów osób.

Zdjęcie tytułowe: Alicja Karapka

Autor

Bartosz Dybała

Dziennikarz. Na co dzień publikuje w „Gazecie Krakowskiej” i „Dzienniku Polskim”. Od ponad 9 lat zajmuje się sprawami Krakowa. W wolnych chwilach gra w koszykówkę.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partner portalu

Partner cyklu "Miasta Przyszłości"

Partner cyklu "Żyj wolniej"

Joanna Urbaniec

Dziennikarka, fotografik, działaczka społeczna. Od 2010 związana z grupą medialną Polska Press, publikuje m.in. w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim. Absolwentka Krakowskiej Szkoła Filmowej, laureatka nagród filmowych, dwukrotnie wyróżniona nagrodą Dziennikarz Małopolski.

Przemysław Błaszczyk

Dziennikarz i reporter z 15-letnim doświadczeniem. Obecnie reporter radia RMF MAXX specjalizujący się w tematach miejskich i lokalnych. Od kilku lat aktywnie angażujący się także w tematykę ochrony środowiska.

Hubert Bułgajewski

Ekspert ds. zmian klimatu, specjalizujący się dziedzinie problematyki regionu arktycznego. Współpracował z redakcjami „Ziemia na rozdrożu” i „Nauka o klimacie”. Autor wielu tekstów poświęconych problemom środowiskowym na świecie i globalnemu ociepleniu. Od 2013 roku prowadzi bloga pt. ” Arktyczny Lód”, na którym znajdują się raporty poświęcone zmianom zachodzącym w Arktyce.

Jacek Baraniak

Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Ochrony Środowiska jako specjalista ds. ekologii i ochrony szaty roślinnej. Członek Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i Klubu Przyrodników oraz administrator grupy facebookowej Antropogeniczne zmiany klimatu i środowiska naturalnego i prowadzący blog „Klimat Ziemi”.

Martyna Jabłońska

Koordynatorka projektu, specjalistka Google Ads. Zajmuje się administacyjną stroną organizacji, współpracą pomiędzy organizacjami, grantami, tłumaczeniami, reklamą.

Przemysław Ćwik

Dziennikarz, autor, redaktor. Pisze przede wszystkim o zdrowiu. Publikował m.in. w Onet.pl i Coolturze.

Karolina Gawlik

Dziennikarka i trenerka komunikacji, publikowała m.in. w Onecie i „Gazecie Krakowskiej”. W tekstach i filmach opowiada o Ziemi i jej mieszkańcach. Autorka krótkiego dokumentu „Świat do naprawy”, cyklu na YT „Można Inaczej” i Kręgów Pieśni „Cztery Żywioły”. Łączy naukowe i duchowe podejście do zagadnień kryzysu klimatycznego.

Jakub Jędrak

Członek Polskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. Z wykształcenia fizyk, zajmuje się przede wszystkim popularyzacją wiedzy na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie ludzkie.

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Od 2020 r. redaktor Odpowiedzialnego Inwestora, dla którego pisze głównie o energetyce, górnictwie, zielonych inwestycjach i gospodarce odpadami. Zainteresowania: szeroko pojęta ochrona przyrody; prywatnie wielbicielka Wrocławia, filmów wojennych, literatury i poezji.

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Sebastian Medoń

Z wykształcenia socjolog. Interesuje się klimatem, powietrzem i energetyką – widzianymi z różnych perspektyw. Dla SmogLabu śledzi bieżące wydarzenia, przede wszystkim ze świata nauki.

Tomasz Borejza

Zastępca redaktora naczelnego SmogLabu. Dziennikarz naukowy. Wcześniej/czasami także m.in. w: Onet.pl, Przekroju, Tygodniku Przegląd, Coolturze, prasie lokalnej oraz branżowej.