W kwietniu minister Marek Gróbarczyk zapowiedział szybkie przyjęcie ustawy zapobiegającej skutkom braku opadów. Miała ona pomóc w walce z suszą – w ocenie polityka tegoroczna będzie „najgorszą od 50 lat”. Ponad dwa tygodnie po tej deklaracji nadal nie znamy treści dokumentu kluczowego dla zmagań z wodnym kryzysem. Ekolodzy obawiają się, że ułatwi on betonowanie rzek i budowę zapór.
Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej 20 kwietnia stwierdził, że specustawa została już przygotowana. Zapowiedział tym samym przekazanie sporych środków na walkę z suszą. W pierwszym roku obowiązywania aktu prawnego skarb państwa miał wydać na to 60 milionów złotych – między innymi na modernizację urządzeń wodnych. Poza tym ministerstwo planuje uszczuplenie biurokracji, która teraz blokuje potrzebne według resortu inwestycje. Jakie dokładnie? Tu pozostają nam domysły oparte na szumnych deklaracjach Gróbarczyka.
Biuro prasowe ministerstwa jeszcze dwa tygodnie temu zapowiadało szybką publikację projektu dokumentu – w ciągu maksymalnie dwóch dni. Kilkanaście dni później wstępnej treści ustawy nie zna nawet odpowiedzialne za retencję państwowe przedsiębiorstwo Wody Polskie. Dzieje się tak mimo trwającej suszy, według Gróbarczyka najdotkliwszej w skutkach od co najmniej pół wieku. Zdaniem ministra kryzys może wpłynąć nie tylko na rolnictwo i produkcję żywności, ale także przeszkodzić w działaniu elektrowni, które przecież trzeba ochładzać wodą.
Czytaj również: Następne ognisko pandemii? Ludzie nie mają jak myć rąk
Do projektu nie zostały dopuszczone na razie organizacje ekologiczne. Aktywiści przypuszczają jednak, że specustawa ułatwi betonowanie rzek oraz stawianie zapór i uniemożliwi przeprowadzanie konsultacji społecznych w tej sprawie. Ekolodzy obawiają się również przyspieszenia budowy kanałów ułatwiających żeglugę śródlądową. „(…) zapowiadane przez ministra Gróbarczyka roboty utrzymaniowe i udrażnianie rzek to prosta droga do przyspieszenia odpływu i pozbawienia nas resztek wody. Z walką z suszą mają tyle wspólnego, co używanie benzyny w walce z pożarami.” – pisała na Facebooku Koalicja Ratujmy Rzeki.
– To są pomysły na retencjonowanie wody z zamierzchłej epoki. Lista inwestycji planowanych przez Wody Polskie zawiera odkurzone projekty sprzed kilkudziesięciu lat. To głównie wielka retencja i projekty budowlane – uważa Paweł Augustynek-Halny, członek Koalicji Ratujmy Rzeki – Absolutnym priorytetem powinna być naturalna, rozproszona mikroretencja. Wielkie zbiorniki zaporowe na rzekach nas nie uratują. Trzeba zatrzymywać wodę w każdym miejscu zlewni, gdzie pojawia się jako śnieg lub deszcz, a nie punktowo – w betonowych zaporach, które dodatkowo pogarszają jej jakość. Naturalna, meandrująca rzeka i mokradła to także bardzo skuteczne zbiorniki.
Gróbarczyk o naturalnych metodach zapobiegania skutkom suszy napisał między innymi na Twitterze. W swoim poście odniósł się do pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Dla ministra dramat cennych przyrodniczo terenów udowadnia, że należy inwestować przede wszystkim w sztuczną retencję.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym niestety udowadnia, że tereny podmokłe nie rozwiążą problemu suszy. Renaturyzacja terenów rzecznych to tylko jedno z szerokiego spektrum działań dot. walki z suszą. Przede wszystkim należy skupić się na inwestycjach retencyjnych.#StopSuszy
— Marek Gróbarczyk (@marekgrobarczyk) April 22, 2020
– Taka wypowiedź do podstawa do dymisji. Wysuszenie tych terenów to przecież efekt działań melioracyjnych. Tak zadziałał człowiek, nie natura. – krytykuje Gróbarczyka Augustynek-Halny.
Aktywiści ekologiczni przekonują, że ingerencja w bieg rzek niszczy ich ekosystemy, a wcale nie musi pomagać w walce z suszą. Jak podkreślają, zabetonowana rzeka nie nawadnia okolicznych terenów, a w przypadku większych opadów może częściej grozić zalewaniem zabudowań znajdujących się nieopodal brzegu. Receptą na to ma być przywracanie rzekom naturalnego biegu i pozostawianie wokół nich przestrzeni, na którą mogą wylewać bez szkody dla ludzi.
Źródło zdjęcia: Wojmac / Shutterstock