Powszechnie słyszy się, że w dzisiejszych czasach sprzęty elektroniczne, w tym telefony, psują się znacznie częściej, niż dawniej. Z badań Kantar z grudnia 2021 r. wynika, że 31 proc. Polaków wymienia smartfona po 2 latach. Z kolei 24 proc. ankietowanych robi to jeszcze szybciej. Oznacza to, że większość z nas korzysta z telefonów w kilkuletnich cyklach.
O tym, jak często zmiana modelu jest spowodowana jakością sprzętu, a jak często wina jest po naszej stronie, rozmawiamy z Mariuszem Kalinowskim, właścicielem serwisu telefonów komórkowych „Telefony u Kaliego” działającego w Wałbrzychu od 20 lat.
Jeden telefon, różne oczekiwania
Klaudia Urban, SmogLab: Często mówi się, że w dzisiejszych czasach sprzęty takie jak np. telefony psują się znacznie częściej, niż kiedyś. Czy to prawda?
Mariusz Kalinowski: Ja zawsze powtarzam klientom, że telefon to jedyny sprzęt, którego używamy bez przerwy. Dzień i noc. Dziś telefony mają w sobie tyle funkcji, narzędzi i aplikacji, że wypierają wszystko inne. Jeszcze niedawno wszyscy zachłysnęli się mp3 – kto dziś ich używa? Odtwarzacze mp3 i mp4 gdzieś zginęły, ich żywot był bardzo krótki. Pojawiły się kilkanaście lat temu, bawiły i cieszyły ludzi jedynie kilka lat. Nagle okazało się, że w zupełności wystarcza nam telefon.
Najbardziej awaryjne są upadki, czyli gdy telefon nam spada, gnieciemy go, wpada nam do basenu czy toalety. To ostatnie bardzo często zdarza się kobietom. Z kolei mężczyźni, jak wynika z mojego doświadczenia, szczególnie ci trenujący, wybierają raczej modele wstrząsoodporne. Po prostu sugerują się tym, że telefon będzie pracował w ciężkich warunkach, więc wybierają takie modele. A dla kobiet najczęściej liczy się jego wygląd, niezależnie od miejsca pracy.
Czy wymagania klientów są zróżnicowane ze względu na ich płeć, czy też wiek?
Wiadomo, im młodsze pokolenie, tym większe wymagania. Seniorów do posiadania smartfonów nakłaniają dzieci i wnuki, żeby móc przesyłać między sobą zdjęcia, obrazki. Wygrywa potrzeba bycia w ciągłym kontakcie z bliskimi. Jednak im starszy klient, tym wymagania wobec telefonu są mniejsze.
Co z dzisiejszą wytrzymałością telefonów?
Co prawda producenci robią wszystko, żeby baterie były coraz większe, a sprzęty więcej wytrzymywały. Niestety my co 2 minuty sprawdzamy, czy ktoś napisał, mimo że nie dostaliśmy żadnego powiadomienia. Patrzymy w telefon choćby z nudów. Mamy taki odruch jak z patrzeniem na zegarek. A co do wytrzymałości sprzętów. Proszę zapytać swojej mamy, jak często kiedyś robiło się pranie. Na pewno nie codziennie, a dziś to normalne. Teraz zapanował konsumpcjonizm. Mamy mnóstwo rzeczy, potrafimy się przebierać kilka razy dziennie.
Telefon i nieodpowiednie ładowanie
W takim razie psucie się sprzętów, w tym telefonów, wynika raczej z ich nadmiernego, nieprzerwanego użytkowania?
Sprzęty psujemy my. Jak za komuny były stare polonezy, maluchy, fiaty i nagle ludzie zaczęli przywozić VW, stare BMW, mówiono: „Nie kupuj poloneza! One stoją w każdym warsztacie, a VW spotkasz rzadko”. No rzeczywiście, była to prawda. A dlaczego? Bo polonezów jeździło milion, a VW 10 tysięcy. Tak samo teraz jest z każdą rzeczą. Kiedyś pralkę automatyczną miała jedna osoba na pięć, kolorowy telewizor jedna na dziesięć. My mamy w domach ogrom rzeczy i chcąc nie chcąc one się psują. Czy same? Myślę, że im trochę pomagamy.
Jak?
Na pewno miała pani nieraz taką sytuację, że przyszło powiadomienie o aktualizacji. I bach! Odruchowo aktualizujemy. I nagle, już w trakcie procesu, okazuje się, że mamy 15 proc. baterii, co nie wystarczyło na całą aktualizację. Ta w połowie się przerwała. I telefon po prostu „umarł”. Nie z winy producenta, a dlatego, że to pani nie dopilnowała naładowania telefonu w momencie rozpoczęcia aktualizacji. To pobiera dużo energii, więc bateria powinna być w większości naładowana. Po drugie, to trwa. A trzeba pamiętać o tym, że producenci wszelkich aplikacji cały czas uciekają przed hakerami chcącymi nas okraść. Należy sobie uzmysłowić, że żyjemy w XXI w. Często dochodzi do podszywania się pod pewne aplikacje i wyłudzania od nas pieniędzy. Dlatego tych aktualizacji jest tak dużo. Jeśli nie robimy ich na bieżąco, nagle okazuje się, że mamy ich do zrobienia kilkadziesiąt.
Nie ma mowy o ochronie środowiska
Aktualizacje na nienaładowanej baterii to jedno. Co jeszcze sprawia, że dokładamy cegiełkę do psucia naszych sprzętów?
W tej chwili producenci telefonów przestali dokładać do zestawu ładowarki. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Chyba tylko oszczędnością, bo mówienie o środowisku jest nie na miejscu, gdy wszystkie ładowarki, których teraz potrzebujemy, mają większą moc i z zupełnie inną wtyczkę. I tak trzeba je więc kupić. Kiedyś z zakupioną wtyczką nie było żadnych zbędnych dodatków. A teraz chcąc kupić wtyczkę, otrzymujemy folię, pudełko, papierek, instrukcję obsługi. Jaka to ochrona środowiska? Poza tym producent pomyślał o tym, że konkretna ładowarka o konkretnej mocy będzie najlepsza. Gdyby np. trener nakazał wszystkim piłkarzom na boisku biegać w jednym tempie, to połowa nie dałaby rady i nie przyszłaby na mecz. Dlaczego? Bo każdy ma inną wydolność i inne zadania. Tak samo jest z ładowarkami.
Laikom wydaje się, że wszystko będzie dobrze, jeśli podłączają jakąkolwiek ładowarkę. To nieprawda. Proszę sobie wyobrazić, że większość ludzi, choć powinna zakupić nową ładowarkę, z oszczędności jej nie kupuje. Oryginalna wtyczka kosztuje najmniej 80 zł. Przy dłuższym użytkowaniu ładowarka uszkadza więc nasz sprzęt. Inna ładowarka oczywiście naładuje telefon, ale nie możemy mieć później pretensji do producenta, że coś nam się dzieje ze smartfonem. Przecież ten producent założył, że mamy używać takiej, a nie innej ładowarki. To tak samo, jak tankowanie auta innym, tańszym paliwem, niż zalecił producent samochodu. Nasz naród przoduje w kombinowaniu, ale inni też to robią.
To my psujemy telefony
Czy coś jeszcze szkodzi telefonom?
Tak, niektórzy też kombinują w drugą stronę. Mają np. ładowarkę, która powinna ładować telefon ok. 4 godzin. A przychodzi do mnie klient i mówi: „Wie pan, mój brat, mama i tata ładują telefon w 1,5 godziny”. Producenci prześcigają się, żebyśmy wybrali ich telefon. Dobry aparat, ładowanie w 40 min. Telefon jest taki sobie, ale producent chwali się, że można szybko naładować. To zapewnia mu lepszą sprzedaż. My, widząc telefon, który ładuje się w 40 min, myślimy, że jak kupimy podobną ładowarkę, to nasz też będzie się krótko ładował. Oczywiście, że tak – przez pierwszy miesiąc. A później będzie trzeba wymienić baterię. I wtedy ten klient mówi: „Ale bubel produkują!”. My po prostu tacy jesteśmy. Wracając do sedna:
Ja, wbrew pozorom sądzę, że to my psujemy telefony. I to dotyczy każdego sprzętu. Oczywiście, jest dużo wad w samej produkcji. Sam transport telefonów też przebiega różnie. Jednak uważam, że jak nie ma ingerencji człowieka, to sprzęt się raczej nie psuje.
Zdjęcie tytułowe: Mariusz Kalinowski, fot. K. Urban