Udostępnij

„To jest hipokryzja”. Rolnicy nie ustępują, a decydenci popełniają błędy

25.04.2024

Rolnicy protestują już trzeci miesiąc. Z początkiem lutego wyszli na ulice. Gdy protesty stawały się agresywne, ich uczestników pacyfikowano. Obejmowały i nadal obejmują zarówno blokady dróg w całym kraju, jak i przejść granicznych. Odbyły się ogólnopolskie zjazdy do Warszawy, a także rozmowy z premierem. Farmerzy obawiają się Zielonego Ładu, napływu ukraińskich oraz rosyjskich towarów. Studzić emocji nie pomagają ogromne nadwyżki w magazynach. Protesty w dużej mierze dotyczą spadku cen płodów rolnych. Pospolite ruszenie trwa także w innych krajach Europy.

O sprawie rozmawiamy z ekspertem – dr hab. inż. Tadeuszem Pomiankiem, prof. Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie (WSIiZ). Naukowiec przedstawia szereg błędów oraz zaniedbań na poziomie krajowym i unijnym. Wskazuje też drogę, którą należy podążać.

Rolnicy blokują przejścia graniczne

Klaudia Urban, SmogLab: Dlaczego rolnicy wyszli na ulice?

Dr hab. inż. Tadeusz Pomianek, profesor WSIiZ: Bezpośrednią przyczyną protestów, zarówno w Polsce, jak i całej UE, jest spadek cen zbóż. W stosunku do 2022-23 r. jest to spadek o ok. 50 proc. Równocześnie rosły ceny paliw, środków produkcji tj. nawozy sztuczne, pestycydy. Wzrosły też płace. To rzeczywiście jest dla rolnika problem. W tym kontekście chcę zauważyć, że jeśli wydłużymy horyzont czasowy, patrząc choćby na 2021 r., to w tym okresie od 2021 r. do dziś, już tak źle to nie wygląda. Ponadto zaniepokojenie producentów unijnych wynika z faktu, że według szacunków na rynkach unijnych mamy obecnie nadmiar ok. 20 mln ton zbóż, soi i kukurydzy. W Polsce to jest aż 9 mln ton. Ł

Z czego wynika tak olbrzymi nadmiar towarów?

Tutaj przechodzimy do przyczyn widocznych gołym okiem. Nie może być tak, że z jednej strony mamy kolejne mało skuteczne sankcje wobec Rosji a z drugiej cały rynek jest otwarty na produkty rolne z tego kraju. Przede wszystkim na zboża i to po cenach dumpingowych. Pretensje można mieć do Komisji Europejskiej, ale przede wszystkim do pośredników i dużych hodowców klatkowych, którzy ściągają, jak się da, tanie pasze. I to jest absolutny skandal. To jest jedno ze źródeł nadprodukcji i spadku cen. Wiadomo, jaką destrukcję uprawia Rosja w każdej dziedzinie. Zachodzę więc w głowę i nie znajduję odpowiedzi na pytanie, dlaczego poszczególne kraje i KE do tego dopuścili.

Profesor Pomianek:„To jest hipokryzja”

To zapewne nie koniec absurdów.

To jest coś w rodzaju hipokryzji, bo z jednej strony w UE chcemy wprowadzić standardy Zielonego Ładu, a z drugiej tylko w zeszłym roku sprowadziliśmy z Brazylii płody rolne za ponad 20 mld euro, uprawiane systemem monokulturowym na polach powstałych po wycince lasów deszczowych. Wycięto już 17 proc. powierzchni lasów deszczowych, czyli 120 mln ha a 38 proc. powierzchni płuc Ziemi (270 mln ha) jest ciągle okaleczane.

Powierzchnia upraw soi odpowiada powierzchni Niemiec; jest to 35 mln ha. Zużywa się przy tym 10-11 kg/ha pestycydów – produkowanych głównie w UE. To 4 razy więcej niż średni unijna. Dewastuje się tę część świata na niebywałą skalę. Gdzie jest klasa polityczna Brazylii? Gdzie jest pan prezydent Lula, przyjaciel Putina, że nie zwraca uwagi na rabunkową gospodarkę niszczącą glebę? A przede wszystkim niszczącą warunki życia w Ameryce Południowej. Unia w tym współuczestniczy. To wszystko ma swoje konsekwencje.

O ile to są argumenty, które w jakiejś mierze pozwalają nam zrozumieć rolników, to z drugiej strony, ich ataki na Zielony Ład i jego dwie kluczowe strategie (od pola do stołu oraz bioróżnorodność), gdy one są dopiero w fazie przygotowania do wejścia w życie, jest naprawdę irytujące.

Zielony Ład jest dla rolników, ale o tym słyszy się rzadko

Czy rolnicy czują się zagrożeni widmem Zielonego Ładu?

Chodzi o to, że Zielony Ład ma im pomóc. Tyle że Komisja Europejska, zamiast poprzez dialog z rolnikami poprawić Zielony Ład (tj. przede wszystkim ograniczyć biurokrację, uwzględnić ich słuszne uwagi, iść w kierunku nagród, a nie kar), zaczyna się wycofywać.

Przejdźmy na polski grunt i popatrzmy na strukturę naszego rolnictwa. Gospodarstw rolnych jest ok. 1,3 mln. Około 800 tys. z nich nic nie produkuje. To są niby-rolnicy. Jest to tylko dzierżawa i różne zabiegi, żeby dostawać dotacje z UE. Oni nic nie stracili. Nie wiadomo dlaczego dostają pieniądze, hamując konieczne zmiany strukturalne.

Później mamy ok. 50 tys. dużych producentów zboża, kukurydzy, którzy niestety najczęściej produkują metodą monokulturową. W dużej części na pasze dla chowu klatkowego. Polska jest jednym z europejskich liderów produkcji drobiu. Oni tracą właśnie przez to, że wjechało do nas zboże po cenach dumpingowych. Także z Ukrainy. To przepraszam bardzo, szanowni hodowcy, jeśli macie okres nadzwyczajnych zysków, to może powinniście pomyśleć o swoich partnerach, którzy przez lata dostarczali Wam pasze. Hodowcy jakoś dziwnie milczą, natomiast niektórzy przyznają się, że kupują to tanie zboże. Tylko nie chcą powiedzieć od kogo.

I wreszcie mamy grupę prawie 400 tys. gospodarstw rolnych, zazwyczaj średnich, które produkują na rynek. Te rzeczywiście są w trudnej sytuacji wobec spadku cen. Im rzeczywiście należy się pomoc. Tylko popatrzmy na aspekt kukurydzy. Są decyzje dopłat do kukurydzy, szczególnie dla Polski wschodniej. Doraźnie jest to pewnie konieczne. Z drugiej strony ja jestem przerażony, na jaką skalę produkuje się w Polsce kukurydzę, zwykle metodą monokulturową – prawie 2 mln ha.

Monokultury przekleństwem dla natury. Rolnicy na to nie zważają?

A monokultury szkodzą nie tylko nam.

Ocieplenie klimatu i uprawy monokulturowe wzmacniają nawzajem jałowienie gleby i niszczenie bioróżnorodności, a także zwiększają skutki suszy. Można mnożyć konsekwencje, ale podam jeszcze jedną – migracja. Mówi się, że wskutek monokultur i chemicznych środków produkcji 1/3 światowych gleb jest zdegradowana. Ale w Nigerii to już 80 proc. gleb, a dziś żyje w niej ponad 200 mln ludzi. W 2100 r. ma ich być 800 mln. Tam również są wycinane lasy – jest mniej tlenu, panuje wyższa temperatura. Tam po prostu coraz bardziej nie da się żyć. Niech te kilkaset mln osób ruszy w naszą stronę, żeby jakoś przeżyć. Problem jest ewidentny, nie mówiąc już o relacji między ociepleniem klimatu a produkcją żywności.

Klimat i produkcja żywności to naczynia połączone

Jak wiemy, jedno znacznie wpływa na drugie.

Naukowcy apelują od lat, żeby rozstać się z przemysłowym systemem produkcji i konsumpcji żywności. Jeśli nawet wyzerujemy inne źródła emisji gazów cieplarnianych, to obecny system produkcji żywności emituje rocznie 18 mld t ekw. CO2 (35 proc. całości) i niszczy środowisko, bioróżnorodność na poziomie 2 bln USD rocznie. To wystarczy, żeby niebawem ta cywilizacja przestała istnieć.

Przypomnijmy jeszcze, jakie koszty monokultur ponosi natura.

Jest to szczególnie naganna, destrukcyjna metoda produkcji zbóż, kukurydzy i innych roślin. To jest niszczenie naszych stosunkowo przeciętnych gleb.Jak wiadomo, nie ma płodozmianu, na tym samym kawałku ziemi rolnej uprawia się to samo od lat. Powoduje to szybkie jałowienie gleby, ponieważ korzenie tej samej rośliny co roku są na tej samej głębokości i eksploatują materię organiczną. Jałowienie gleby oznacza, że płody rolne są uboższe w pewne składniki ważne dla organizmu, jak np. cynk. Tak uboga dieta szkodzi ludziom i zwierzętom i np. owadom zapylającym. Francuscy naukowcy wykazali, że jeśli gleba jałowieje, to wielokrotnie spada jej zdolność do zatrzymywania wody.

To musi mieć szczególne znaczenie w czasach, kiedy nasilają się coraz częstsze susze.

Proszę popatrzeć, jakie to sprzężenie jest fatalne w skutkach. Z jednej strony ocieplenie klimatu, coraz dłuższe okresy suszy, a później gwałtowne opady. A na to czeka coraz bardziej jałowa gleba, która nie jest w stanie tej wody zatrzymać, czyli powoduje, że ta susza jeszcze bardziej się pogłębia. Tymczasem gleba regeneruje się bardzo powoli. Dlatego uważam, że w ciągu kilku lat powinno dojść do praktycznego zakazu takiej metody upraw rolnych. Tym bardziej że wraz z degradacją gleby sypie się coraz więcej nawozów sztucznych i pestycydów, aby mieć lepsze plony, co tylko przyspiesza jej jałowienie.

Rosja prowokuje rolników

Rolnicy mają na sztandarach bunt wobec zatrzymywania w Polsce produktów rolnych z Ukrainy, które miały tylko przejeżdżać przez nasz kraj. Nie mówią przy tym o fakcie, że trafiają do nas również towary z Rosji. W związku z tym pojawiły się teorie, jakoby protesty rolników były podsycane przez stronę rosyjską.

Właśnie. Przede wszystkim dla Rosji wprowadzenie Zielonego Ładu jest bardzo groźne z punktu widzenia ich systemu produkcji żywności. Ograniczenie chemicznych środków produkcji i kontrola jakości płodów rolnych to dla nich koniec biznesu. Poza tym Rosjanie na wszelkie możliwe sposoby chcą nas skłócić, zniechęcić do Ukrainy i to jest praca na niebywałą skalę, o której Zachód dopiero zaczyna coś więcej wiedzieć. Bezdyskusyjnie tło rosyjskie ma miejsce i prowadzi do zamieszania. Pytanie o jego skalę.

Czy można wskazać produkty, które trafiają na nasz rynek z Rosji a jakie z Ukrainy?

To jest owiane tajemnicą. Przede wszystkim jest to zboże. Tym bardziej że w ubiegłym roku w Rosji był duży urodzaj. Jeśli natomiast chodzi o Ukrainę, dane są ogólnodostępne. W zeszłym roku wjechało z niej do Polski niecałe 350 tys. ton pszenicy. Cóż to jest wobec nadprodukcji 9 mln ton zboża na naszym rynku? Wjechało też ponad 70 tys. ton rzepaku, ale np. także 450 tys. ton cukru i 250 tys. ton drobiu. I to już jest pewna skala, ale to nie jest główny problem. Moim zdaniem największym problemem jest szara strefa. Jeśli chodzi o import z Ukrainy, 20 proc. to jest tzw. czarne ziarno. Ono też ląduje w Polsce.

Czarne ziarno tematem dla służb

Mowa o zbożu przemysłowym?

Tak. I to ziarno ląduje tu bezprawnie poprzez łańcuszek różnych firm, które mają [swoje] metody. Ale przede wszystkim muszą mieć po partnerów po polskiej stronie. Tu jest pole do popisu dla odpowiednich służb z Polski i Ukrainy. Powinni wspólnymi siłami rozpoznać i zablokować ten niecny proceder. Przy okazji byłoby to też uświadomienie naszym sąsiadom, co oznacza przygotowanie się do członkostwa w UE. Handel musi być przejrzysty.

Przypuszczam, że właśnie to czarne ziarno skutecznie dociera do polskich hodowców i powoduje spadek cen. Podobne machinacje są też np. z miodem. Chcę podkreślić, że Ukraina w zeszłym roku wyeksportowała płody rolne o wartości ponad 20 mld euro. W UE wylądowała z tego połowa, czyli dwa razy mniej niż z Brazylii.

Jeśli chodzi o Polskę, to jesteśmy największym eksporterem żywności na rynek ukraiński. Np. eksportujemy tam 5 razy więcej mleka i produktów mlecznych niż stamtąd importujemy. Jeśli chodzi o całą wymianę handlową z Ukrainą, to mamy potężną nadwyżkę tj. 31 mld zł w zeszłym roku. I blokować granicę? Komu to szkodzi? Przede wszystkim nam. Tymczasem władze ukraińskie oszacowały, że wskutek tych blokad budżet Ukrainy stracił po 1,5 mld zł miesięcznie w okresie grudzień-styczeń.

Przede wszystkim – dlaczego szkodzić krajowi, który ledwo sobie radzi z inwazją rosyjską? Ja byłbym bardzo rad, gdyby Polska importowała z Ukrainy przetwory warzywne, kiszonki. Mają je znakomite i bez chemicznych środków produkcji, bo nawet ich na nie stać. Z drugiej strony wątpiłbym w opowiadanie, że blokada eksportu zboża z Ukrainy godzi w jej cały wysiłek wojenny. Ponieważ eksportują je głównie oligarchowie i międzynarodowe firmy, które mają na terenie Ukrainy potężne gospodarstwa – nawet po kilkaset tys. ha. Co więcej, żeby maksymalizować plony, używają dużych ilości chemicznych środków produkcji. To barbarzyńskie niszczenie najlepszych czarnoziemów na świecie.

Rolnicy obawiają się oligarchów. „Opowiadanie bajek”

À propos oligarchów i przejętych przez nich ziem. Polscy rolnicy mówią wprost, że boją się takiej sytuacji na swoich gruntach. Czy te obawy są słuszne?

Minęło tyle lat od upadku komunizmu i średnia powierzchnia gospodarstwa rolnego w Polsce wzrosła niewiele. Teraz to jest ok. 11 ha. A 800 tys. niby-rolników nie sprzedaje ziemi, bo ma z tego profit. Tak więc to jest po prostu opowiadanie bajek.

Natomiast władzom ukraińskim pomóżmy przygotować się do członkostwa w UE, szczególnie jeśli chodzi o rolnictwo. Nie jest problemem dla Komisji Europejskiej, żeby określiła, jakie warunki muszą spełnić producenci rolni z Ukrainy, jaki powinien być system kontroli jakości ich płodów rolnych. To jest ważny, wspólny interes mieszkańców UE i społeczeństwa ukraińskiego.

A po stronie polskiej ucieczką do przodu jest zmiana systemu produkcji żywności. To jest jedyna perspektywa dla rolników, którzy chcą mieć stabilny dochód. Tym bardziej że rosnąca wiedza wśród konsumentów myślę, że szybko doprowadzi do ich protestów. Dlaczego mamy się zgadzać na stosowanie chorobotwórczych pestycydów przez rolników i ponosić tego skutki?

Na czym miałaby polegać ta perspektywa i czy byłaby receptą na protesty rolników?

Uważam, że tak. Rolnicy mają swoje powody [do protestowania – przyp. red.], ale muszą zrozumieć, że transformacja systemu produkcji żywności jest nieuchronna. Również w ich interesie, nie mówiąc o interesie społeczeństwa oraz ratowania klimatu i przyrody. Jednak nie uda się nam się wprowadzić jakże koniecznego Zielonego Ładu w obszarze rolnictwa, jeśli nie wprowadzimy tych samych standardów dla rolników unijnych, jak i eksporterów żywności na rynek UE! Ale to tylko warunek konieczny. Niezbędny jest długoletni plan (10 – 15 lat) przejścia z przemysłowego systemu produkcji i konsumpcji żywności. Najlepiej w kierunku agroekologii i suwerenności żywnościowej.

Rolnicy powinni korzystać z wiedzy o przyrodzie

Jaką rolę odegrałyby w tym sprawna komunikacja i edukacja?

Wszyscy uczestnicy tego rynku muszą wiedzieć, jakie zmiany będą miały miejsce i jak będą wyglądać kolejne etapy wdrażanego planu. Każdy powinien mieć szansę odegrania konstruktywnej roli w tej niezbędnej transformacji. Po koniecznych konsultacjach musi być sprecyzowana strona finansowa i organizacyjna całej operacji i określony system wsparcia.

Powinna temu towarzyszyć edukacja dla rolników. Zamiast intensywnych upraw i hodowli klatkowej z wykorzystaniem chemicznych środków produkcji i antybiotyków, lepszym rozwiązaniem jest stosowanie biologicznych substytutów i korzystanie z wiedzy o przyrodzie. Uważam, że bez zbędnej zwłoki w dużych miastach należy rozpocząć budowę sieci ekobazarów oraz systemu zaopatrzenia przedszkoli i szkół w zdrową, nieprzetworzoną żywność. Takie rozwiązanie funkcjonuje w wielu miastach Zachodniej Europy. W ten sposób stworzymy rynek dla ekologicznych gospodarstw rolnych. Będzie to znakomita oferta dla młodych rodziców, którzy dziś mają poważny problem z zakupem bezpiecznej żywności. Dostawcy żywności byliby certyfikowani, a jej jakość badana. Byłby to I etap, a później do sieci mogłyby dołączać kolejne miasta.

Najwyższa pora,  aby priorytetem było zdrowie człowieka. Ciągle rosną wydatki na opiekę zdrowotną i jednocześnie coraz gorzej ją oceniamy. W Polsce wydajemy już ok. 250 mld zł na leczenie. To jest o prawie 50 proc. więcej niż na żywność!! Szpitale, przychodnie są przepełnione dziećmi i osobami starszymi.  Owszem, żyją dłużej, ale z całym arsenałem różnych dolegliwości. Nie ma wątpliwości, jak powinien wyglądać system produkcji i konsumpcji żywności, który jednocześnie zadba o rolnika, konsumenta i przyrodę.

Zdjęcie tytułowe: Poppy Pix/Shutterstock

Autor

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Jej teksty ukazują się też w Onet.pl. Współpracuje również z Odpowiedzialnym Inwestorem. Pisze przede wszystkim o gospodarce odpadami, edukacji ekologicznej, zielonych inwestycjach, transformacji systemu żywności i energetycznej. Preferuje społeczne ujęcie tematu. Zainteresowania: ochrona przyrody; przede wszystkim GOZ i OZE, eco-lifestyle oraz psychologia.

Udostępnij

Zobacz także

Wspierają nas

Partnerzy portalu

Partner cyklu "Miasta Przyszłości"

Partner cyklu "Żyj wolniej"

Partner naukowy

Bartosz Kwiatkowski

Dyrektor Frank Bold, absolwent prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprezes Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu, ekspert prawny polskich i międzynarodowych organizacji pozarządowych.

Patrycja Satora

Menedżerka organizacji pozarządowych z ponad 15 letnim stażem – doświadczona koordynatorka projektów, specjalistka ds. kontaktów z kluczowymi klientami, menadżerka ds. rozwoju oraz PR i Public Affairs.

Joanna Urbaniec

Dziennikarka, fotografik, działaczka społeczna. Od 2010 związana z grupą medialną Polska Press, publikuje m.in. w Gazecie Krakowskiej i Dzienniku Polskim. Absolwentka Krakowskiej Szkoła Filmowej, laureatka nagród filmowych, dwukrotnie wyróżniona nagrodą Dziennikarz Małopolski.

Przemysław Błaszczyk

Dziennikarz i reporter z 15-letnim doświadczeniem. Obecnie reporter radia RMF MAXX specjalizujący się w tematach miejskich i lokalnych. Od kilku lat aktywnie angażujący się także w tematykę ochrony środowiska.

Hubert Bułgajewski

Ekspert ds. zmian klimatu, specjalizujący się dziedzinie problematyki regionu arktycznego. Współpracował z redakcjami „Ziemia na rozdrożu” i „Nauka o klimacie”. Autor wielu tekstów poświęconych problemom środowiskowym na świecie i globalnemu ociepleniu. Od 2013 roku prowadzi bloga pt. ” Arktyczny Lód”, na którym znajdują się raporty poświęcone zmianom zachodzącym w Arktyce.

Jacek Baraniak

Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Ochrony Środowiska jako specjalista ds. ekologii i ochrony szaty roślinnej. Członek Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i Klubu Przyrodników oraz administrator grupy facebookowej Antropogeniczne zmiany klimatu i środowiska naturalnego i prowadzący blog „Klimat Ziemi”.

Martyna Jabłońska

Koordynatorka projektu, specjalistka Google Ads. Zajmuje się administacyjną stroną organizacji, współpracą pomiędzy organizacjami, grantami, tłumaczeniami, reklamą.

Przemysław Ćwik

Dziennikarz, autor, redaktor. Pisze przede wszystkim o zdrowiu. Publikował m.in. w Onet.pl i Coolturze.

Karolina Gawlik

Dziennikarka i trenerka komunikacji, publikowała m.in. w Onecie i „Gazecie Krakowskiej”. W tekstach i filmach opowiada o Ziemi i jej mieszkańcach. Autorka krótkiego dokumentu „Świat do naprawy”, cyklu na YT „Można Inaczej” i Kręgów Pieśni „Cztery Żywioły”. Łączy naukowe i duchowe podejście do zagadnień kryzysu klimatycznego.

Jakub Jędrak

Członek Polskiego Alarmu Smogowego i Warszawy Bez Smogu. Z wykształcenia fizyk, zajmuje się przede wszystkim popularyzacją wiedzy na temat wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie ludzkie.

Klaudia Urban

Z wykształcenia mgr ochrony środowiska. Od 2020 r. redaktor Odpowiedzialnego Inwestora, dla którego pisze głównie o energetyce, górnictwie, zielonych inwestycjach i gospodarce odpadami. Zainteresowania: szeroko pojęta ochrona przyrody; prywatnie wielbicielka Wrocławia, filmów wojennych, literatury i poezji.

Maciej Fijak

Redaktor naczelny SmogLabu. Z portalem związany od 2021 r. Autor kilkuset artykułów, krakus, działacz społeczny. Pisze o zrównoważonych miastach, zaangażowanym społeczeństwie i ekologii.

Sebastian Medoń

Z wykształcenia socjolog. Interesuje się klimatem, powietrzem i energetyką – widzianymi z różnych perspektyw. Dla SmogLabu śledzi bieżące wydarzenia, przede wszystkim ze świata nauki.

Tomasz Borejza

Zastępca redaktora naczelnego SmogLabu. Dziennikarz naukowy. Wcześniej/czasami także m.in. w: Onet.pl, Przekroju, Tygodniku Przegląd, Coolturze, prasie lokalnej oraz branżowej.