W północnej Kalifornii płoną setki tysięcy hektarów terenu, a ogień wciąż się rozprzestrzenia. Przyczyn katastrofy jest kilka: utrzymująca się fala upałów, susza, burze z piorunami i wiatr. W pożarach zginęły dwie osoby, a dziesiątki tysięcy mieszkańców ewakuują się ze swoich domów.
Za katastrofę odpowiada przede wszystkim długo utrzymująca się fala ciepła w całym stanie Kalifornia. Jest bardzo gorąco – 16 sierpnia w Dolnie Śmierci zanotowano prawdopodobnie najwyższą temperaturę na świecie – 54,4°C. Zanotowano kilka regionalnych rekordów – w Oakland po raz pierwszy w sierpniu temperatura wyniosła prawie 38°C, a w Sacramento – 44,4°C. Do tych trudnych warunków dołączyła susza i rzadkie w sierpniu burze z piorunami, ale z bardzo małą ilością deszczu. Szacuje się, że w ciągu niecałych czterech dni w Kalifornii zanotowano 10 proc. średniej rocznej aktywności błyskawic.
Czytaj także: Prof. Kotowski: Pracujemy na kolejny pożar niedaleko Biebrzy. Na suszę nie pomogą tam oczka wodne
Nie pomaga także wiatr, który rozwiewa płomienie, a ogień zajmuje coraz większą powierzchnię – między środą a czwartkiem (20.08) teren pożaru zwiększył się dwukrotnie. Kłęby dymu są tak duże, że w połączeniu ze zmieniającym kierunki wiatrem tworzą tornada.
„Przez zmiany klimatu, sezon pożarowy w Kalifornii staje się powoli całoroczny, zamiast trwać kilka miesięcy – tak, jak kiedyś” – ocenia „Washington Post”.
Dwie ofiary pożarów
Jak podaje gazeta, dziesiątki tysięcy mieszkańców już zostały ewakuowane, a kolejne osoby mają być w ciągłej gotowości do opuszczenia domów. W hrabstwach San Mateo i Santa Cruz niedaleko San Francisco ewakuowano 20 tys. osób, w Solano w okolicy Sacramento – 8 tysięcy.
Przez pandemię koronawirusa, przez którą w Kalifornii zmarło już 10 tysięcy osób, pojawiają się problemy z zapewnieniem mieszkańcom miejsc do spania. Zazwyczaj ewakuowane osoby mogły spać w szkołach. Teraz, żeby zachować dystans społeczny, trzeba rozlokować je w miejscowych hotelach.
Kilka osób doznało obrażeń, dwie zginęły. Ofiarami pożarów są pracownik Pacific Gas and Electric Company, który pomagał ratownikom oraz pilot helikoptera strażackiego, który rozbił się w mieście Fresno w centralnej Kalifornii.
Fatalna jakość powietrza
W czwartkowy wieczór szacowano, że w całej Kalifornii płonie już 360 pożarów. Największe straty zanotowano w hrabstwach Sonoma, Lake, Napa i Solano, gdzie spłonęło około 50 tysięcy hektarów. W Santa Cruz i San Mateo – 16 tys. hektarów. W pozostałych częściach północnej Kalifornii ogień zajął 47,5 tysięcy hektarów.
Według prognoz jeszcze w tym tygodniu warunki nieco się poprawią – upał odpuści, wzrośnie też wilgotność. Meteorolodzy przewidują jednak, że w wielu miejscach wciąż będzie na tyle sucho, żeby pożary mogły się utrzymać. Przestrzegają też, że fatalna jakość powietrza utrzyma się przynajmniej do końca tygodnia.
Zdjęcie: N.F. Photography/Shutterstock