Trwają uzgodnienia międzyresortowe w sprawie nowelizacji tzw. ustawy wiatrakowej. W ciągu dwóch miesięcy dokument może trafić pod głosowanie Sejmu. – Nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego ten proces trwa tak długo. To są bardzo proste przepisy, zgodna jest cała branża razem z samorządami – mówi nam Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Maciej Fijak, SmogLab: Panie prezesie, ile nowych wiatraków stanęło w ubiegłym roku?
Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej: Z naszych danych wynika, że zdecydowanie za mało. Wszystkie projekty, które są realizowane, to te rozpoczęte przed 2015 roku (tj. przed wprowadzeniem zasady 10h – red.).
Zbieramy żniwo tych ośmiu lat, kiedy energetyka wiatrowa była zablokowana. W zeszłym roku firmy ruszyły z procesem przygotowania inwestycji od samego początku. Począwszy od zabezpieczenia gruntów, dzierżawy tych gruntów, badań, analiz terenu, później monitoringów związanych z prędkościami wiatru. Następnie zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, bądź w ogóle jego inicjacji. W wielu miejscach w Polsce tego planu po prostu nie ma. W międzyczasie zaczynamy kwestie monitoringu środowiskowego, a potem dopiero decyzję środowiskową. Cieszy nas rekordowo niski udział węgla w produkcji energii elektrycznej, który wyniósł 57,1% proc. w 2024 r. Mamy za to rekordowy udział OZE – 29,6 proc.
Dominującym źródłem odnawialnym były farmy wiatrowe, które odpowiadały za 14,7% generacji. Jeśli taki wynik udaje się osiągnąć własnym działaniem inwestorów oraz organizacji takich jak nasza, to ile tej energii mogłoby być przy udziale i wsparciu państwa, które odblokowały realny potencjał? Każdy kolejny rok to strata dla wszystkich.
Sto konkretów na sto dni. Wśród nich ustawa wiatrakowa
“Złożymy projekt ustawy odblokowującej możliwość rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie z jasnymi i szybkimi regułami wydawania decyzji o budowie i przełączeniu”. Zna pan taką deklarację?
Znam deklarację, ale na deklaracjach się na ten moment skończyło.
To jedna ze stu obietnic Donalda Tuska na sto pierwszych dni rządzenia. Rozpoczął się drugi rok rządów, a ustawa nadal nie jest przyjęta. Chociaż była próba na początku kadencji.
Wiadomo, że ścieżka legislacyjna w Polsce nie kończy się na Radzie Ministrów. Jeszcze musi przejść przez parlament i przez prezydenta, co mnie nie napawa optymizmem. Rzeczywiście poprzednia propozycja była bez jakichkolwiek konsultacji z branżą i skończyło się po prostu nieszczęściem, falstartem i czymś co było wizerunkowo dla całej branży wydarzeniem tragicznym.
Jest pan zadowolony z dotychczasowych działań koalicji ws. energetyki wiatrowej?
Można powiedzieć, że te działania są wysoce niewystarczające, jeżeli chodzi o wsparcie tego sektora energetycznego, tego biznesu i transformacji energetycznej. Na ten moment nie widzimy jasnej, konkretnej drogi. My jako branża energetyczna jesteśmy biznesem regulowanym, więc nas tylko interesują konkretne przepisy i zmiany prawne, które mogą nam tworzyć przestrzeń inwestycyjną. Mowa tutaj o polityce energetycznej państwa, której do tej pory nie ma aktualizacji i nie widzimy jasnej drogi.
„Mówili nam, że już za miesiąc będzie ustawa. I tak minął cały rok”
Najpierw mieliśmy słynne 10H, czyli 99 proc. kraju wyłączone z nowych inwestycji wiatrowych. Potem miało być 500 metrów, które rzutem na taśmę zostało zmienione na 700 metrów. W zeszłym tygodniu pojawiła się ustawa do opinii międzyresortowych, ale co się działo przez ten rok w takim razie, skoro dopiero teraz ustawa trafiła do konsultacji?
To nie jest pytanie do nas jako branży, to jest pytanie do rządu, co się stało. Nie mam odpowiedzi na to pytanie, co się działo przez ten rok. Nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego ten proces trwa tak długo. To są bardzo proste przepisy, bardzo zgodna jest cała branża razem z samorządami, jeżeli chodzi o konieczności i kierunki, jest też zgoda ekologów. Wszyscy aktorzy tego spektaklu, który polega ostatecznie na realizacji tej inwestycji, są ze sobą zgodni.
Ale nie dopytywali się państwo strony rządowej co się dzieje? Siedzieliście z założonymi rękami przez rok czekając na rozwój wypadków?
Cały czas krzyczeliśmy chcemy więcej, chcemy szybciej, żeby ta ustawa weszła. Chcieliśmy żeby te przepisy małymi krokami udrażniać, bo to nam przyspiesza ten proces inwestycyjny. I niestety cały czas tylko otrzymywaliśmy informację, że już za miesiąc ustawa będzie, za kolejny miesiąc będzie i jeszcze za jeden miesiąc będzie. I tak minął cały rok.
W międzyczasie był problem z Obszarami Natura 2000. Udało się go rozwiązać?
Ja nie wiem czy się udało rozwiązać, bo nie mamy takiego zapewnienia. Dalej są przepisy, które mówią o odległościach jeszcze od takich obszarów jak Natura 2000, gdzie zupełnie nie widzimy uzasadnienia merytorycznego. Więc nie wiem czy ta dyskusja też została zakończona.
Ostatnio w sprawę włączyło się nawet w Ministerstwo Kultury. Co chcecie zrobić zabytkom tymi wiatrakami?
W ogóle nie mamy żadnego oddziaływania na zabytki, więc nas bardzo dziwi to stanowisko Minister Kultury. Ostatecznie ministerstwo wskazało, że wycofują się z tej propozycji i mam nadzieję, że to będzie już wystarczające na tym etapie procedowania ustawy.
Janusz Gajowiecki: w energetyce wiatrowej to rolnicy są największymi wygranymi
Niezadowolone jest też Ministerstwo Rolnictwa. Chcecie w jakiś sposób zaszkodzić rolnikom?
Z przekazów medialnych wynika, że ministerstwo chce utrzymać 700 metrów ze względu na to, że jest tutaj kolizja wiatraków z biogazowniami. Zupełnie nie widzimy tutaj powiązania i ten argument do nas nie trafia. My widzimy tutaj pełną synergię, hybrydyzację tych technologii, jedno i drugie uzupełnia się nawzajem profilami wytwarzania energii, a dodatkowo wiatraki jeszcze we wszystkich spółdzielniach czy klastrach energetycznych są gwarantem powodzenia inwestycji biogazowniczych. Obniżamy po prostu cenę całości przedsięwzięcia, więc jest wręcz przeciwnie niż to jest artykułowane przez Ministerstwo Rolnictwa.
Dzisiaj głównie to właśnie rolnicy są największymi wygranymi, jeżeli chodzi o energetykę wiatrową. Przede wszystkim oni otrzymują ogromne środki roczne z dzierżawy tych terenów, gdzie lokalizujemy wiatraki, nie eliminując ich z produkcji rolnej. Na tych wszystkich farmach wiatrowych, w przeciwieństwie do farm fotowoltaicznych, jesteśmy w stanie normalnie użytkować rolnie tą glebę. Dodatkowo budujemy jeszcze dla rolników drogi dojazdowe w taki sposób, aby oni łatwiej mogli korzystać ze swoich narzędzi w uprawie tych terenów. To jest niesamowita wartość dodana tej inwestycji.
To są przede wszystkim też podatki dla całej gminy, nie tylko dla tych rolników, którzy otrzymują bezpośrednio od nas pieniądze za dzierżawę, ale dla całej gminy, która później korzysta i może inwestować te pieniądze ponownie w infrastrukturę, chociażby wodociągi czy innego rodzaju zabezpieczenia, również pod kredyty.
Znamy jakieś konkretne przykłady?
Mówimy o niemałych przychodach. Na bazie gmin Województwa Zachodniopomorskiego. Mówimy często o 30 mln zł w ciągu roku dla jednej gminy z tytułu podatku od nieruchomości od farm wiatrowych. Dzisiaj dodatkowo jeszcze ustawa wprowadza możliwość tzw. prosumenta wirtualnego, czyli tańszą energię dla wszystkich chętnych, którzy chcą zakupić ją bezpośrednio z farmy wiatrowej. I to naprawdę bardzo konkurencyjny sposób. Wychodzi to dużo taniej niż np. inwestycja w instalację fotowoltaiczną na swoim dachu, gdzie bierzemy na siebie wszystkie ryzyka technologiczne czy serwisowe. Tutaj inwestor wiatrowy płaci za nas za wszystko, a my korzystamy z taniej energii, jaka będzie z wiatru.
Cały czas jest wiele miejsc, gdzie można realizować inwestycje wiatrowe, ale poprzez to, że nie mamy tej ustawy, no niestety ci rolnicy tylko czekają.
Kiedy ustawa wiatrakowa? „Liczymy, że w lutym trafi do prezydenta”
To są takie korzyści lokalne, a jakbyśmy mieli popatrzeć bardziej globalnie? Przez pierwsze 6 miesięcy ubiegłego roku, pierwszy raz w historii mieliśmy więcej prądu z wiatru i słońca niż z węgla. Historyczne rekordy obejmują też za cały 2024 rok.
Mamy bezpośredni wpływ na obniżanie cen energii. Im więcej wiatru, im więcej słońca, tym energia jest tańsza. Bardzo dobrze to widać, ceny energii w ostatnich dniach wietrznych, kiedy ceny rynku energii znacznie spadają, te godzinowe czy dzienne. I tu sytuacja by wyglądała zgoła inaczej, jeżeli byśmy tych źródeł mieli więcej, jeśli ustawa nie byłaby zablokowana przez tyle lat i te ceny byłyby na takich poziomach, jak w innych krajach Unii Europejskiej, albo nawet niżej.
Średnio liczymy, że każdy gigawatt mocy nowych w systemie obniża około 22 złotych za megawatogodzinę cenę odbiorcy końcowemu. Zarówno jeśli chodzi o przemysł, jak i odbiorcę indywidualnego.
Co dalej się wydarzy, pana zdaniem, z tą ustawą?
Chcemy trzymać rząd za słowo. Będziemy najwyżej rozliczać. Czyli mam nadzieję, że ustawa trafi w tym miesiącu do parlamentu, że parlament zajmie się tą ustawą w ciągu jednego, dwóch posiedzeń. Czyli realnie liczę na to, że w lutym ta ustawa trafi do podpisu do prezydenta. I mam nadzieję, że prezydent nie zrobi nic innego jak podpisze tą ustawę, ze względu na takie argumenty jak niższe ceny energii dla Polaków, jak bezpieczeństwo energetyczne i uniezależnianie się od paliw kopalnych. Mam nadzieję, że podpisze ją przez same kwestie wynikające również z tej polityki przemysłowej i rozwoju wielu gałęzi gospodarczych w naszym kraju w dziedzinie energii odnawialnej, nowych technologii, nowego przemysłu 4.0. Taki przemysł mamy szansę sprowadzić do Polski, dzięki podpisaniu tej ustawy przez pana prezydenta.