Emisje spadają, poziomy zanieczyszczeń rosną. Jak to możliwe? Wszystkiemu winne ocieplenie klimatu. Według raportu American Lung Association wzrost temperatur w latach 2014–2016 znacząco zwiększył narażenie mieszkańców miast na toksyczny ozon. W środowisku przybywa również rtęci, która uwalnia się z topniejącej wiecznej zmarzliny.
W tym roku pożary lasów – zjawisko stosunkowo normalne na gorącym południu Europy – dotarły aż na północ Szwecji. Za kołem podbiegunowym odnotowano ich aż 11. To prawdziwe zaskoczenie dla naszych sąsiadów zza Bałtyku, którzy dotychczas praktycznie nie mieli do czynienia z takimi problemami. W tym roku nietypowo wysokich temperatur Szwedzi doświadczali już od początku maja. Podobnie zresztą jak my, bo i nad Wisłą lato zaczęło się wiosną. Anomalii pogodowych przybywa na całym świecie, szczególnie tych związanych z upałami i suszą. Szkody, jakie ze sobą niosą, są wielopłaszczyznowe. Spiekota przyczynia się również do wzrostu zanieczyszczeń powietrza.
Ozonowe lato
American Lung Association (ALA), amerykańska organizacja zajmująca się przeciwdziałaniem chorobom układu oddechowego, opublikowała niedawno raport zatytułowany „State of the Air 2018”. Można w nim przeczytać, że „zmiany klimatyczne utrudniają ochronę ludzkiego zdrowia”. Jedną z bezpośrednich przyczyn tego stanu rzeczy są częstsze pożary lasów, podczas których do atmosfery trafiają duże ilości szkodliwych pyłów. Inną – wzrost stężenia ozonu troposferycznego, czyli tego, który znajduje się we wdychanym przez nas powietrzu (w odróżnieniu od tego, który w stratosferze chroni nas przed nadmiernymi dawkami promieniowania słonecznego).
Mimo że emisja spalin w większości miast Zachodu jest niższa niż raptem dziesięć temu, to jednak stężenia ozonu wyraźnie rosną. Taki trend odnotowano w latach 2014–2016, mimo niższej liczby dni z przekroczeniami norm dla pyłów zawieszonych (dane dla USA). Szczególnie duży skok nastąpił w roku 2016, który w Stanach Zjednoczonych był drugim najgorętszym od czasu, gdy rozpoczęto prowadzenie pomiarów. Wzrost natężenia promieniowania słonecznego zintensyfikował reakcje fotochemiczne prowadzące do powstawania ozonu, głównie z innych zanieczyszczeń, m.in. transportowych. O tym, jak przebiega ten proces, pisaliśmy TUTAJ. W efekcie w Stanach Zjednoczonych liczba osób narażonych na niebezpieczne stężenia tego gazu wzrosła z 125 milionów w okresie 2013–2015, opisanym w poprzednim raporcie, do 133,9 miliona w latach 2013–2016.
Podobny proces zachodzi wszędzie tam, gdzie rosną temperatury i nie spada (a przynajmniej nie spada wystarczająco szybko) poziom emisji zanieczyszczeń w sezonie ciepłym. Według danych cytowanych przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska na przekroczenie stężeń progowych ustanowionych przez prawo unijne narażonych jest niemal 30 proc. mieszkańców europejskich miast. Samemu tylko zanieczyszczeniu powietrza ozonem przypisuje się 20 tys. zgonów rocznie na terenie naszego kontynentu. Problem dotyczy jednak nie tylko miast. Ozon cechuje łatwość przemieszczania się na duże odległości: w ciągu dnia może pokonywać dystans do 500 km. Na dotarcie z Krakowa do Bieszczadów wystarczy mu więc niespełna dziesięć godzin.
Stojące powietrze, topniejąca zmarzlina
Trójcząsteczkowy tlen to nie jedyny toksyczny związek, na który jesteśmy coraz bardziej narażeni z powodu zmian klimatycznych. Z badania przeprowadzonego przez naukowców z Uniwersytetu Stanforda wynika, że wzrost temperatur nasila zjawisko stagnacji powietrza – wywołane zmianami w globalnym przepływie wiatrów i rozkładzie opadów – co sprzyja kumulacji wszelkiego typu zanieczyszczeń w atmosferze. Przy coraz szczelniej zabudowywanych korytarzach powietrznych ten proces ulega nasileniu szczególnie w dużych miastach, gdzie inwestycje budowlane mają pierwszeństwo przed zdrowiem publicznym i jakością życia.
Zmiany klimatu mają również wpływ na wzrost innego typu skażeń środowiska. Wzrost temperatur prowadzi do topnienia wiecznej zmarzliny, z której uwalniają się substancje o wysokiej toksyczności, m.in. rtęć, ale również… odpady nuklearne. Do niedawna pozostawały one uwięzione w wiecznej zmarzlinie i wydawały się niegroźne. Jednak w ostatnich latach wiosna zaczęła docierać coraz dalej na północ, roztapiając podziemne lody. Według badania opublikowanego w „Geophysical Research Letters” w latach 2003–2010 pokrywa lodowa Grenlandii topniała dwa razy szybciej niż w ciągu całego ubiegłego wieku. Tego przyspieszenia nie przewidziała armia amerykańska, która w 1959 r. na użytek działań zimnowojennych zbudowała na terenie wyspy bazę wojskową Camp Century. Placówka została porzucona w 1967 r., a wraz z nią – całe pokłady zanieczyszczeń, w tym odpadów radioaktywnych, pochodzących z pierwszego na świecie mobilnego reaktora jądrowego. Niebawem toksyny mogą one zacząć uwalniać się do środowiska.
To właśnie już dzieje się ze związkami rtęci, które coraz szerszym strumieniem wpływają do arktycznych mórz. Ich pierwotnym źródłem jest przemysł, m.in. procesy spalania węgla. Jednak część rtęci, docierającej na północ drogą powietrzną, trafia wraz z opadami do gleby i zatrzymywana jest w wiecznej zmarzlinie. Według badania opisanego na łamach „Nature” w ostatnich latach coraz więcej rtęci wypłukiwanej jest z topniejących gleb i przedostaje się do ekosystemu – w wysokotoksycznej formie metylortęci (produkt metylacji rtęci przez mikroorganizmy, zachodzącej głównie w środowisku wodnym). Problem oczywiście nie ogranicza się do strefy okołobiegunowej. Toksyczne związki z wód przedostają się do organizmów żywych – w tym ludzkich, za pośrednictwem żywności.
To kolejny w ostatnich latach sygnał, że zbyt upalne lato zamiast wprawiać nas w wakacyjny nastrój powinno nas raczej z niego wybudzić.
Fot. jetsandzeppelins/Flickr.