Takie informacje lubię podawać najbardziej: w Beskidzie Niskim powstanie pierwsza w Polsce Strefa Wolnej Ziemi. To za sprawą wszystkich osób, które wsparły zbiórkę Mieszko i Karo Stanisławskich, apelujących o zachowanie dzikiej przyrody. Organizatorzy warsztatów „Bycie w Lesie” ze smutkiem i troską obserwowali w ostatnich latach, jak na terenie Puszczy Karpackiej znikały kolejne zielone tereny i mieszkające na nich zwierzęta. Wolny las będzie żył po swojemu – bez wycinek, polowań, zabudowy.
„Dzięki za wielkie zaangażowanie i zaufanie, jakim nas obdarowaliście, bez tego na pewno by się nie udało. W połowie grudnia jesteśmy umówieni na podpisanie umowy kupna. W roli kupującego będzie występować fundacja, która jest w trakcie zakładania” – mówi Mieszko w podziękowaniach i zapowiada, że akcja nie kończy się na pięciu hektarach, bo zgodnie z apelami, wspólnie z Karoliną planują uwalnianie kolejnych terenów.
Jak tłumaczyli Stanisławscy w rozmowie ze SmogLabem, prawie wszystkie leśne tereny są w Polsce eksploatowane albo przez Lasy Państwowe, albo przez osoby prywatne. Można więc znaleźć dzikie kawałki lasu, ale to zależy wyłącznie od dobrej woli właściciela.
Lasy gospodarcze istnieją po to, żeby móc czerpać z nich zysk, a zysk jest wtedy, kiedy ścina się drzewa, które osiągnęły wiek rębny - 120 lat. Efekt: Lasom Państwowym czy prywatnym właścicielom nie opłaca się dłużej trzymać drzew, bo przestają one przyrastać na masie. ”Poza rezerwatami i parkami narodowymi, prawie nie mamy w Polsce lasów, które byłyby starsze niż 100-120 lat. Nie opłacają się. Lepiej je wyciąć i posadzić nowe” – wyjaśniali.
Zbiórka ciesząca się takim powodzeniem pokazuje, że świadomość Polaków i chęć kształtowania świata oddolnie jest coraz większa. I o to też chodzi w projekcie Strefy Wolnej Ziemi – może nie zmienimy wszystkiego za jednym zamachem w kontekście kryzysu klimatycznego (bo się fizycznie nie da), ale gdzieś trzeba zacząć. W tym przypadku zaczyna się w Beskidzie Niskim, dokładnie w okolicy Myscowej w woj. podkarpackim, niedaleko Magurskiego Parku Narodowego.
Mieszko i Karo ruszyli ze zbiórką zmotywowani m.in. przykładem ze Słowacji, gdzie ponad 20 lat temu członkowie Stowarzyszenia “Wilk” dowiedzieli się, że stary i dziki las jest na sprzedaż. Czuli wartość starodrzewów, więc uznali, że przez wykup będą w stanie go ochronić. Zrobili zrzutkę, raty spłacali przez kilka lat, w końcu im się udało. Później wygrali batalię w sądzie, żeby tę wolną strefę uznał rząd. Istnieje tam dziś rezerwat z ochroną bierną, ale człowiekowi wolno tam wejść i doświadczać tej dzikości. Do tego doszła zbiórka na wykup Lasu w Kanadzie i akcja Mikrowypraw w celu stworzenia obywatelskiego rezerwatu nad Bugiem.
Wolny las pozostanie dziki, ale nie będzie zamknięty dla człowieka. Karo i Mieszko wierzą, że bezpośrednie doświadczanie natury jest potrzebne, by ludzie przypomnieli sobie, bądź nie zapomnieli o swoim głęboko zakorzenionym szacunku do niej. Widać to pięknie na ich warsztatach.
„Po powrocie uczestnicy często podejmują decyzję o redukcji konsumpcji, zauważają, jak niewiele jest im potrzebne, żeby być szczęśliwymi, w spokoju. W dzikim lesie mają szansę spojrzeć z dalszej perspektywy na swoje życie i uświadomić sobie, jak są zapędzeni w iluzji, że trzeba nam ciągle więcej i szybciej” – opowiada Karo.
W swoim imieniu dziękuję wszystkim Czytelnikom SmogLab, którzy przyczynili się do powodzenia pierwszego, pewnie najważniejszego etapu zbiórki!
DALSZY ROZWÓJ WOLNEGO LASU I POWSTAWANIE KOLEJNYCH MOŻECIE WESPRZEĆ TUTAJ.