Sztutowo to niewielka miejscowość położona w województwie pomorskim. Od niedawna mieszkańcy próbują walczyć z problemem zanieczyszczeń powietrza, tworząc Sztutowski Alarm Smogowy. Problemów jest jednak wiele, począwszy od bierności części mieszkańców i problemów z respektowaniem nawet dziś obowiązującego prawa.
Choć miejscowości położone blisko morza rzadziej kojarzą nam się ze smogiem, niż inne rejony Polski, problem również tam występuje. Uprzykrza życie wielu mieszkańcom, ale przede wszystkim jest zagrożeniem dla ich zdrowia. O zanieczyszczeniu powietrza w pomorskim Sztutowie, a także walce o czystsze powietrze, rozmawiamy z Piotrem Wiśniewskim, który współtworzy Sztutowski Alarm Smogowy.
Dlaczego postanowili Państwo zająć się problemem zanieczyszczenia powietrza?
Przeprowadziliśmy się do Sztutowa z Gdańska. Mieszkamy niedaleko szkoły, w centrum miejscowości. I jesteśmy zdegustowani – może to zbyt lekkie słowo – jesteśmy załamani tym, co dzieje się w naszej miejscowości, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Problem smogu oczywiście nie dotyczy tylko Sztutowa, bo podobnie jest w całym regionie.
Szczególnie jesteśmy zdegustowani tym, że obok mamy sąsiada, który posiada stary rodzaj pieca i spala w nim materiały do tego nieprzeznaczone. Czyli różnego rodzaju sklejki, czy plastikowe butelki.
Ale trzeba powiedzieć jasno, że to nie tylko on tak robi. Tutaj jest kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset domostw, w których używane są najstarsze piece i często pali się byle czym.
„Opór i oddolne działanie mają sens”
Co więc chcą Państwo z tym zrobić?
Za pierwszorzędny cel obraliśmy to, żeby ten Pan przestał spalać odpady i truć nasze rodziny. Po drugie, chcielibyśmy go zmusić do wymiany pieca, ale nie na piec zasypowy piątej klasy, tylko piec z dozownikiem lub inne urządzenie, do którego nie będzie fizycznej możliwości wrzucać rzeczy niepożądane. Po trzecie, chcieliśmy pokazać innym mieszkańcom Sztutowa i okolicznych miejscowości – tym, którzy są w podobnej sytuacji i którzy zwyczajnie są truci – że opór i oddolne działanie ma sens.
Kolejna rzecz jest taka, że chcemy pokazać gminie, że problem jest istotny, a gmina niewiele z tym robi. Proszę sobie wyobrazić, że zgłaszamy problem od stycznia zeszłego roku, a pierwsze jakieś działania zostały podjęte w czerwcu czy lipcu. I to tylko dlatego, że podjęliśmy współpracę z Fundacją 360! i Karnym Kopciuchem, które wezwały gminę do uruchomienia postępowania administracyjnego w sprawie sąsiada.
Smog na Pomorzu to poważny problem
Województwo pomorskie kojarzy nam się najczęściej z wietrzną pogodą i może nam się wydawać, że problem zanieczyszczenia powietrza tam nie występuje. A to nieprawda. Jakie jest główne źródło problemu w Pana miejscowości?
Największym problemem jest to, że przeważająca część społeczności posiada najstarsze, zasypowe rodzaje pieców, które pozwalają wkładać do nich wszystko, co się da.
Nie ma tutaj, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, dużego ruchu samochodowego. W dużych aglomeracjach miejskich udział transportu w generowaniu zanieczyszczeń pyłami zawieszonymi szacuje się maksymalnie na 40%. W naszym przypadku, w niewielkiej miejscowości, może to być najwyżej 5-10%. Większość smogu, który ma miejsce, pochodzi z niskiej emisji, czyli spalania węgla i drewna w domowych kotłach.
Czytaj także: Smog na Pomorzu. Sopot sobie poradził, Wejherowo chce pójść w jego ślady
Możemy udowodnić i pokazać, jak duży jest to problem. Mamy czujnik Airly, jest też drugie tego typu urządzenie, które znajduje się przy drodze wojewódzkiej. Bywają dni, w których mamy kilkunastokrotnie wyższe odczyty, niż w Gdańsku, z którego się tutaj przeprowadziłem. Nie kilkukrotnie, tylko kilkunastokrotnie wyższe odczyty. Skala przekroczenia norm zdrowotnych to niejednokrotnie 700%.
Jesteśmy w stanie udowodnić, że skala problemu jest poważna. Jest jednak wielu takich ludzi, którzy uważają, że nic się nie da z tym zrobić. Ponieważ nie ma absolutnie żadnej pomocy ze strony gminy w tym zakresie. Biernie poddają się więc temu truciu, wdychając rakotwórczy benzo(a)piren i inne zanieczyszczenia. Na pewno w tej chwili nie pomaga nam też sytuacja geopolityczna i gospodarcza. Koszty ogrzewania poszybowały w górę tak bardzo, że wiele osób ratuje budżet paląc odpadami. Na przykład różnego rodzaju sklejkami lakierowanymi, gumami czy plastikiem.
Służby kontra smog
Jeśli Pan mówi o spalaniu odpadów, to jest to coś, na co powinny reagować służby. Przynajmniej w teorii…
U nas nie mamy ani straży miejskiej, ani gminnej. I to jest kolejny duży problem. Ale podam przykład gminy sąsiedniej, gdzie taka jednostka działa. Po pierwsze, strażnicy gminni nie są przeszkoleni w zakresie pobierania próbek. Po drugie, pracują bodajże do godziny 15. Większość palenia odbywa się albo wcześnie rano, albo w godzinach wieczornych.
Alarm jest więc potrzebny.
Powiem tak, opieszałość czy bezczynność gminy nie może pozostać bez echa. Dlatego będziemy działać i mówić głośno o problemie. Interesuje nas to, żeby ludzie nie musieli przechodzić przez to, przez co my przechodzimy, chcąc rozwiązać problem z sąsiadem.
Problem dla zdrowia publicznego
Sztutowski Alarm Smogowy powstał nie tylko po to, żeby ludzi uświadomić o problemie. Chcemy, by każdy, kto do nas przyjdzie z problemem, otrzymał wskazówki, co może zrobić z “kopciuchami” w swojej okolicy. Mamy też kontakt z osobami z innych miejscowości z pasa nadmorskiego, z którymi chcielibyśmy stworzyć szerszą inicjatywę lokalną.
Krok po kroku chcielibyśmy próbować tłumaczyć, że jeśli człowiek truje się przez 10, 20, 30 lat, to w końcu kończy się to tak, że albo on, albo ktoś z rodziny, choruje. Dostaje raka, traci płodność, albo cierpi na choroby układu oddechowego, krążeniowego czy nerwowego. Może jestem trochę utopistą, ale wierzę, że wielokrotnie powtarzane elementy mogą w końcu powoli do tych głów trafić. Nawet jeśli ktoś ma takie podejście, że te informacje wchodzą jednym uchem, a wychodzą drugim.
I to jest dobra puenta.
_
Zdjęcie: Krzysztof Winnik / Shutterstock.com