Ocieplenie klimatu w Arktyce postępuje w bezprecedensowym tempie, co w ostatnich latach zaskakuje naukowców. Przykładem jest Morze Barentsa, które doświadcza zjawiska określanego przez klimatologów mianem „atlantyfikacji”. Naukowcy ostrzegają, że dalsze zmiany klimatyczne Arktyki, związane z zanikiem czapy polarnej, będą mieć swoje konsekwencje.
Kraina lodu się kurczy
W ciągu raptem kilkudziesięciu lat Arktyka przeszła niebywałe zmiany. Prowadzone od ponad 40 lat dokładne pomiary satelitarne pokazują, że czapa polarna na biegunie północnym kurczy się w niebywałym tempie. Te dramatyczne, jak mówią naukowcy zmiany, są wynikiem postępującego od lat globalnego ocieplenia. Ilustruje to poniższy wykres:
W ciągu raptem 40 lat średni roczny zasięg lodu morskiego w Arktyce skurczył się o prawie 20 proc. Jeszcze większe zmiany zaszły w przypadku objętości – spadek o niemal 50 proc. Tak duża zmiana, jak pokazują dane z Centrum Nauk Polarnych, wykorzystujących model obliczeniowy PIOMAS, to wynik coraz mniejszej grubości czapy polarnej. Kilkadziesiąt lat temu jedną trzecią powierzchni pokrywy lodowej zajmował wieloletni pak lodowy, który liczył kilka metrów grubości. Dziś taki lód zajmuje jedynie kilka procent powierzchni. W całym Oceanie Arktycznym dominuje lód mający nie więcej jak dwa metry, a w wielu miejscach tylko metr. Jedynie wąski pas lodu, ciągnący się wzdłuż wysp Archipelagu Arktycznego i północnych brzegów Grenlandii ma 3-4 metry grubości.
Bezprecedensowe ocieplenie na Morzu Barentsa
Takie dane nie powinny w sumie dziwić, gdyż klimat Arktyki ociepla się, i to mocno. Narodowa Służba Oceaniczna i Atmosferyczna (NOAA) co roku publikuje obszerne raporty na temat sytuacji klimatycznej w Arktyce. W ostatnich latach średnia roczna temperatura jest w tym regionie ponad 1oC wyższa od średniej wieloletniej. Rekordowo ciepłe były lata 2015/16 (okres pomiaru to październik-wrzesień) i lata 2018/19. Anomalia sięgała wtedy 2oC. Dla przypomnienia globalne odchylenie wynosiło wtedy niecały jeden stopień.
Szczególnie widać to na przykładzie regionów stykających się kontynentem europejskim. Zaprezentowane w czerwcu 2022 roku na łamach czasopisma naukowego Nature wyniki badań pokazują bezprecedensowy wzrost temperatur. Morze Barentsa to obszar, gdzie zmiany są najlepiej widoczne.
Naukowcy na podstawie analizy zbieranych od lat danych stwierdzili, że Morze Barentsa i jego okolice ocieplają się w niebywałym tempie. Trend wzrostu temperatur powietrza nad akwenem i wokół wysp Svalbardu i Ziemi Franciszka Józefa wynosi 2,7oC na dekadę. To bardzo dużo. Ten dramatyczny trend jest szczególnie widoczny w okresie jesiennym – to aż 4oC na dekadę w okolicach Svalbardu i Ziemi Franciszka Józefa. Mamy do czynienia z siedmiokrotnie większym tempem zmian niż to, co obserwuje się w skali globalnej. Bez wątpienia klimat Arktyki odchodzi od stanu z XX wieku, szczególnie gdy popatrzymy też na same temperatury wód. Według badań, w niektórych miejscach Morze Barentsa ogrzewa się w tempie nawet 0,7oC na dekadę.
Stacje meteo nie kłamią
Obraz zmian klimatycznych w Arktyce pokazują dane ze stacji meteorologicznych, które od kilkudziesięciu lat mierzą codziennie temperatury. Dzięki temu wiemy, jak zmieniały się temperatury na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Ten poniższy wykres jasno pokazuje, że winę ponosi ludzkość. O ile w latach 1900-1980 wpływ miały bardziej czynniki naturalne, jak zmiany w prądach morskich, to pod koniec XX wieku uwydatnił się już wpływ globalnego ocieplenia.
W XX wieku średnia temperatura w Longyearbyen na Svalbardzie wynosiła -6oC i podlegała okresowym wahaniom. Koniec tego minionego stulecia i ostatnie 20 lat to zmieniły. Dziś na Svalbardzie średnia temperatura roczna nieubłaganie zbliża się do zera. Jeśli nic się nie zmieni, to w następnej dekadzie średnia roczna wartość przekroczy zero stopni. To pewne jak śmierć i podatki, bo co kilka lat bite są rekordy. Przykładem jest lipiec, kiedy w 2020 roku pobity został o 0,4oC rekord z 1979 roku. Temperatura wzrosła do 21,7oC. Po 2015 roku dodatnie temperatury zaczęto notować niemal każdej nocy polarnej, nawet w lutym. Przykładem jest rok 2018, kiedy pod koniec lutego nawet na biegunie północnym według oceny naukowców temperatura przekroczyła 0oC.
Temperatury w ostatnich latach bardzo szybko rosną też na sąsiednim archipelagu wysp Ziemi Franciszka Józefa. Klimat tych wysp jest surowszy niż na Svalbardzie, ale w ostatnich latach warunki klimatyczne zbliżają się do tych z XX wieku. Jeśli trend się utrzyma, to już za następnych kilka lat będą takie jak na Svalbardzie na przełomie XX i XXI wieku. Zresztą już dziś są takie warunki, że przedwieczni żeglarze nie mieliby problemów z grubą na cztery metry czapą lodową. Bo takiej już nie ma.
Morze Barentsa i „atlantyfikacja„
Wzrost temperatur powoduje wycofywanie się lodu morskiego, co napędza proces zmian. Naukowcy badający Arktykę od kilku lat mówią, że Morze Barentsa dotyka „atlantyfikacja”. Mówiąc ogólnie, akwen pod względem klimatu przypominać zaczyna północny Atlantyk. Uściślając, na Morzu Barentsa zaczynają panować takie warunki, jak np. na Morzu Norweskim.
Ale to nie tylko klimat sam w sobie. Atlantyfikacja to przede wszystkim zmiana właściwości fizycznych wody. Zawsze było tak, że północną połówkę Morza Barentsa pokrywał lód. Teraz tak nie jest. „Atlantyfikacja polega na tym, że słone, ciepłe i mieszające się wody atlantyckie, niesione przez prądy morskie i sztormy, wlewają się do słodkich, zimnych i uwarstwionych wód arktycznych”, wyjaśnił dr Ben Rabe , szef zespołu badawczego MOSAiC i naukowiec z Instytutu Alfreda Wegenera.
I tu wracamy do przewodniej tematyki tego artykułu. Rosnące temperatury sprawiają, że znika lód morski. Jego brak powoduje dalszy wzrost temperatur, a im dłużej nie ma lodu, tym bardziej zmienia się woda morska. Czapa lodowa topiąc się latem, wydziela zimną i słodką wodę, która jest lżejsza od cieplej słonej pod spodem. Dzięki temu lód zyskuje swego rodzaju bufor ochronny przed cieplejszymi wodami z południa. Jeśli lodu na Morzu Barentsa (i nie tylko) będzie ubywać, w końcu skończą się zasoby wody słodkiej. To doprowadzi do tego, że atlantyckie wody łatwiej będą mieszać się z wodami arktycznymi. Po prostu, zniknie charakterystyczne dla tego regionu uwarstwienie wód. W takiej sytuacji nie będzie możliwości, by lód morski między Svalbardem a Nową Ziemią mógł się odtwarzać.
To już teraz ma i będzie w przyszłości miało swoje konsekwencje
„Spodziewaliśmy się silnego ocieplenia w tej części Oceanu Arktycznego, ale nie o takiej wartości”, powiedział Ketil Isaksen z Norweskiego Instytutu Meteorologicznego, którego wyniki badań zostały przedstawione w czasopiśmie Nature. „Biorąc pod uwagę wszystkie pozostałe punkty pomiarowe na kuli ziemskiej, są to najwyższe współczynniki ocieplenia, jakie do tej pory zaobserwowaliśmy. Dodatnie sprzężenie zwrotne topnienia lodu morskiego ma zdecydowanie większy impet, niż wskazywały na to wcześniejsze szacunki. To, co dzieje się na dalekiej północy, wyszło poza skalę”.
Skutki tych zmian obserwujemy już dziś. Obserwujemy je od kilku lat, w miarę jak rosną temperatury nad Morzem Barentsa i w całej Arktyce. Zbyt wysokie temperatury związane z brakiem lodu morskiego sprawiają, że zwalnia prąd strumieniowy. Prąd strumieniowy (jet stream), to wiatr wiejący na wysokości około 10 km. Oddziela on masy zimnego i ciepłego powietrza, stanowiąc tym samym granicę wiru polarnego. Kiedy zaczyna zwalniać, zimne lub ciepłe powietrze utrzymuje się nad danym regionem nienaturalnie długo.
My znamy głównie tę chłodną stronę, kiedy prąd strumieniowy zsyła nam zimno i opady śniegu w maju, ale jest też druga strona. Pod koniec 2019 roku na łamach czasopisma Nature naukowcy stwierdzili, że anormalne zachowanie prądu strumieniowego może prowadzić do długotrwałych fal upałów i braku opadów. Naukowcy podkreślali, że zagrożone z tego powodu są państwa nazywane spichlerzami świata. To kraje leżące na umiarkowanych szerokościach geograficznych, gdzie panuje (jeszcze) normalny klimat. Jego cechą są łagodne temperatury i regularne opady deszczu. W przyszłości problemy z prądem strumieniowym będą się nasilać, w miarę jak arktyczne regiony będą się ocieplać. To, w połączeniu z przesuwaniem się stref klimatycznych, może doprowadzić do klęski nieurodzaju.
Dziś możemy powstrzymać wojnę w Ukrainie w kilka miesięcy. Dzięki temu Ukraina nie będzie mieć problemów z wysyłaniem żywności. Ale czy będziemy w stanie powstrzymać zmiany klimatyczne? Zwłaszcza gdy przyjdzie taki czas, że permanentny brak lodu w Arktyce zatrzyma cyrkulację termohalinową. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do tego za naszego życia, bo według Jamesa Hansena z NASA skutki będą więcej niż katastrofalne.
- Czytaj również: Świat ma pszenicę tylko na 10 tygodni. Putin to wykorzysta
–
Zdjęcie: Alexey Oblov/Shutterstock