Polska Grupa Energetyczna wystartowała z nową kampanią informacyjną i chce walczyć z manipulacjami. Problem w tym, że sama nie mówi całej prawdy związanej z cenami energii. W tym samym czasie rządząca większość, dwa miesiące przed wyborami, przegłosowała kolejne dopłaty do rachunków za prąd.
W czwartek 17 sierpnia 2023 r. polski parlament przyjął działające wstecz przepisy w sprawie obniżki cen energii elektrycznej. Nowe zasady dotyczą rachunków od stycznia 2023 i zakładają 5 proc. obniżki cen prądu dla odbiorców indywidualnych. Chodzi o korzystających już wcześniej z zamrożonych cen energii w ramach działań osłonowych na 2022 r.
Obecne obniżenie cen obejmuje zużycie do limitów ustalonych w 2022 r. Te mają być także podwyższone. Ustawa m.in. w tej sprawie czeka już na podpis prezydenta. Dotychczasowy limit dla gospodarstw domowych wynosił 2000 kWh rocznie. Teraz będzie to o 1000 kWh więcej. 3600 kWh wynosi podwyższony limit dla gospodarstw z osobami z niepełnosprawnościami. Jeszcze więcej – bo aż 4000 kWh limitu przysługuje w przypadku rolników i posiadaczy Karty Dużej Rodziny.
Sejmowa komisja przeciw większym limitom dla właścicieli pomp ciepła
Dodatkowy limit miał objąć osoby, które w ogrzewaniu swoich domostw postawiły na niskoemisyjne pompy ciepła. Senatorzy w poprawkach do nowelizacji ustawy osłonowej chcieli, aby ten wyniósł 6000 kWh. Sejmowa komisja energii, klimatu i aktywów państwowych odrzuciła jednak taki pomysł. Tymczasem większy limit mógłby uratować także tych, którzy do ogrzewania czterech ścian używają prądu.
O osobach, które są w szczególnie trudnej sytuacji – pozbyły się kopciuchów i dziś grzeją prądem, pisaliśmy w zeszłym roku. – Oszczędzam. Jestem świadoma swojego zużycia prądu. Jednak są pewnie okoliczności, jak zdrowie, wiek czy temperatura na zewnątrz, które wymagają, aby mieszkanie było choć trochę ogrzane. Żeby na starość nie chodzić po domu w czapce, szaliku i pod kocem – mówiła nam w rozpaczliwej relacji pani Barbara, seniorka z Krakowa.
Komisja, w której partia rządząca posiada większość, nie zdecydowała się jednak na dodatkowe wsparcie. – Ten ruch oznacza, że osoby zużywające bardzo dużo energii elektrycznej – właściciele pomp ciepła, ale tym bardziej ogrzewania elektrycznego – będą płacić większe rachunki za energię. Unikną tego tylko ci, którzy uzupełniają ogrzewanie pompą ciepła innym źródłem (np. kominkiem). Albo ci, którzy korzystają z fotowoltaiki w starym systemie rozliczeń lub posiadają bardzo energooszczędny dom, niemalże w standardzie pasywnym. Pozostali mogą minimalizować rachunki. Na przykład przez obniżenie temperatury w domu czy uszczelnienie okien. Dzięki temu kupią mniej tej droższej energii ponad limit – mówi w rozmowie ze SmogLabem Bernard Swoczyna, główny ekspert w programie badawczym Energia & Klimat z Fundacji Instrat.
Jacek Sasin: dopłaty pochłoną 100 mld złotych
Żeby ceny dla wybranych grup odbiorców mogły być obniżone, trzeba wygospodarować środki. A te, jak przekonywał wicepremier Jacek Sasin, nie są małe. – W ciągu najbliższych dwóch lat państwo polskie wyda ok. 100 mld zł na ograniczenie podwyżek cen energii – mówił w maju 2023 r.
Wspomniany Bernard Swoczyna podkreśla, że kolejna obniżka jest ruchem nieco na wyrost. – Ceny prądu dla gospodarstw domowych i tak zostały zamrożone na dość niskim poziomie. Ten poziom nie uwzględnia wzrostu kosztów wytworzenia energii oraz wzrostu cen praktycznie wszystkiego innego. Nie jest to konieczne, bo i tak rachunki za prąd nie są istotne w budżetach domowych Polek i Polaków. W przeciwieństwie na przykład do kosztów ogrzewania domu, które zazwyczaj są znacznie wyższe – wylicza Swoczyna.
Ogromne dopłaty i obniżanie rachunków za pomocą danin pobranych wcześniej od obywateli przy różnych okazjach z pewnością przydają się podczas kampanii wyborczej. Jednak te pieniądze pochodzą z budżetu, który ma swoje limity. Dziesiątki miliardów złotych, zamiast trafiać na transformację energetyczną państwa i wzmocnienie segmentu energii odnawialnej, są pochłaniane przez dopłaty do prądu, węgla czy gazu.
Tymczasem PGE mówi… „stop manipulacji”
Polska Grupa Energetyczna postanowiła wykorzystać letnie miesiące na nową kampanię. Spółka, walcząc z manipulacją, sama dopuszcza się sporych niedomówień. – Obecnie Polacy korzystają z jednych z najniższych cen prądu w Europie – przekonuje PGE.
Haczyk jak zwykle tkwi w szczegółach. W swoich kalkulacjach i infografikach PGE podaje ceny dla odbiorców indywidualnych. Przekaz jest podsycony dodatkową informacją o średnich cenach przy rachunkach w ramach obowiązujących limitów. I rzeczywiście – takie ceny nie są najwyższe w Europie. Zawdzięczamy to nie tyle sprawnym spółkom energetycznym, czy roztropnej polityce rządu, a właśnie gigantycznym dopłatom. A te są niczym innym, jak przesypywaniem środków obywateli z jednej kupki na drugą. Albo przejadaniem pieniędzy, które powinny służyć systemowemu obniżaniu cen wytwarzania i dystrybucji energii w przyszłości.
Te ceny – na rynku hurtowym, mamy bowiem najwyższe nie tylko w Europie (na przykładzie lipca), ale niemal na całym świecie. Co więcej, to na ich podstawie ustalane są… taryfy dla odbiorców indywidualnych na kolejny rok.
Co więcej, gdy porównamy stosunek wynagrodzeń do średnich cen prądu, sytuacja jest jeszcze mniej kolorowa. – Kampania PGE dotyczy cen na rachunkach płaconych przez gospodarstwa domowe. One faktycznie są w Polsce niezbyt wysokie nominalnie. Jednak wciąż są wyższe w stosunku do zarobków niż na zachodzie i północy Europy. Znacznie wyższe są ceny energii, które dotykają pozostałych odbiorców prądu – sklepy spożywcze, duże gospodarstwa rolne, samorządy, przemysł. Widzimy to w powszechnym wzroście cen towarów. Część tych pieniędzy można efektywnie inwestować – podsumowuje Bernard Swoczyna z Instratu.
Jego zdaniem środki powinni iść na modernizację sieci elektroenergetycznej. Inna kategoria to dopłaty do ocieplania domów. Ważne są także działania, które zwiększą bezpieczeństwo energetyczne i niezależność w dłuższej perspektywie.
–
Zdjęcie: Wojciech Wrzesien/Shutterstock