Agrihood to pojęcie, które warto zapamiętać. Odnosi się ono do jednego z najnowszych trendów w urbanistyce: projektowania osiedli skupionych wokół farm. Cel jest prosty: zaspokojeni potrzeb żywnościowych okolicznych mieszkańców i pielęgnowanie dzielnicowej samowystarczalności.
Agrihood to zbitka wyrazowa, powstała z połączenia członu „agri-”, odnoszącego się do uprawy roli, ze skróconą wersją „neighbourhood”, czyli angielskiej „dzielnicy”. Nazwa trafnie oddaje istotę rzeczy, bo w przedsięwzięciach spod znaku agrihood chodzi właśnie o połączenie rolnictwa z mieszkalnictwem, stworzenie hybrydy farmy i osiedla. To element szerszego trendu, związanego z projektowaniem samowystarczalnych, zrównoważonych przestrzeni miejskich (Sustainable Urban Neighbourhood). Mają one stanowić odpowiedź na wyzwania współczesności, m.in. potrzebę ograniczenia emisji zanieczyszczeń i bardziej oszczędnego gospodarowania zasobami naturalnymi.
Czytaj również: Zielone dachy w Bazylei
Rolnictwo wspierane przez społeczność
W styczniu tego roku rada kalifornijskiego miasta Santa Clara wydała pozwolenie na budowę osiedla złożonego z 361 mieszkań i farmy o powierzchni 0,7 hektara. Nie będzie to jednak dzielnica luksusu. 181 mieszkań zostanie zaoferowanych po niższej cenie, z czego 161 ma trafić do osób starszych o niskich dochodach. Z decyzji zadowoleni są nie tylko deweloperzy. Spór o zagospodarowanie państwowej działki ciągnął się przez dziesięć lat. Wcześniej zarządzał nią Uniwersytet Kalifornijski, który prowadził tam uprawy eksperymentalne. Część okolicznych mieszkańców chciała, by teren zachował rolny charakter, część domagała się stworzenia zabudowy mieszkalnej. Rozwiązanie w duchu agrihood pozwoliło pogodzić sprzeczne interesy.
Podobne przedsięwzięcie kroi się w stanie Iowa. Projekt o wartości 260 milionów dolarów czeka na akceptację rady Cumming. Agrihood ma powstać nieopodal tej miejscowości na obszarze o powierzchni 160 hektarów. W centrum osiedla znajdzie się farma warzywna i ogrody. Zgodnie z wizją Steve’a Buere’a, prezesa Dilligent Development, spółki odpowiedzialnej za projekt, mieszkańcy będą mogli uczestniczyć w uprawie warzyw i owoców oraz w opiece nad zwierzętami hodowlanymi. Żywność będzie można kupić u lokalnych rolników, np. na placach targowych, lub w modelu RWS, czyli rolnictwa wspieranego przez społeczność (community-supported agriculture). To forma współpracy konsumencko-producenckiej, w której kluczową rolę odgrywają bezpośrednie relacje i zaufanie między obiema stronami wymiany handlowej. W ramach RWS nabywcy płacą rolnikom z góry, zabezpieczając ich w ten sposób finansowo na wypadek nieurodzaju lub wahań cen. Dzięki temu gospodarstwa mają środki na bieżące płatności oraz rozwój, nie muszą też zadłużać się w bankach.
Farma w środku miasta
Zakupy spożywcze bezpośrednio u rolników i wzrost zainteresowania żywnością produkowaną lokalnie to rosnący trend w Stanach Zjednoczonych. Przedkłada się on na wzrost popularności projektów spod znaku agrihood. Obecnie na terenie USA działa ich już ponad dwieście. Nie są to „hippisowskie” wioski, ale przedsięwzięcia realizowane często nakładem wielu milionów dolarów. Większość z nich zlokalizowanych jest w pewnej odległości od miast, ale agrihoody zaczynają wyrastać również w obrębie obszarów zurbanizowanych. W 2016 r. w Detroit ruszył projekt koordynowany przez Michigan Urban Farming Initiative. Przedsięwzięcie określane jako „pierwszy samowystarczalny miejski agrihood” zajmuje skromną powierzchnię 1,2 hektara. Większość tego terenu przypada na ogród z trzystoma gatunkami warzyw i sad z dwustoma drzewkami owocowymi. Dodatkową atrakcję stanowi „ogród sensoryczny”, pełniący funkcję miejsca rekreacji, edukacji, a także hortiterapii, czyli ogrodolecznictwa. To forma zajęć obejmujących prace przy utrzymaniu ogrodu, pomocna w rekonwalescencji, a także łagodzeniu objawów wielu dolegliwości psychosomatycznych.
Zdrowa żywność, czyste środowisko
Przykłady agrihoodów można mnożyć. Niektóre z nich osiągają naprawdę imponujące rozmiary, jak Willowsford w stanie Virginia. To kompleks łączący cztery wsie i zajmujący powierzchnię 1,6 tys. hektarów. Obejmuje on zarówno uprawy warzyw, owoców, ziół i kwiatów, jak i gospodarstwa hodowlane z kilkoma gatunkami zwierząt. Żywność wytwarzana w ten sposób rozprowadzana jest wśród lokalnej społeczności w modelu RWS oraz sprzedawana na placach targowych. Oczywistą korzyścią związaną z tym sposobem produkcji i dystrybucji żywności jest jej wysoka jakość. Tym bardziej że uprawy w ramach agrihoodów prowadzone są w warunkach ekologicznych. Mieszkańcy agro-wspólnot zyskują również pod względem ekonomicznym – żywność wytwarzana własnym nakładem pracy lub we współpracy z rolnikami jest tańsza. Tego typu kooperatywa zacieśnia też więzi sąsiedzkie, pobudza wymianę handlową i współpracę gospodarczą w ramach lokalnych społeczności.
Agro-osiedla niosą ze sobą również korzyści dla środowiska. Lokalna produkcja żywności w ramach wspólnot osiedlowych lub wioskowych to rewers rolnictwa przemysłowego, opartego na monokulturach i „ciężkiej chemii”, prowadzącej do wyjaławiania gleby i destabilizacji ekosystemów. Nie bez znaczenia jest również ograniczenie potrzeby transportu żywności w ramach agrihoodów. W USA artykuły spożywcze pokonują obecnie dystans o 25 proc. większy niż 20 lat temu. To z kolei przekłada się na większą emisję spalin i zanieczyszczenie środowiska. Skupienie produkcji w ramach społeczności lokalnych pozwala zmniejszyć skalę problemu. W dodatku „polityka” agrihoodów nie ogranicza się do produkcji własnej żywności w warunkach ekologicznych. Wiele osiedli tego typu wdraża także rozwiązania z zakresu zielonej energii, np. ogniwa fotowoltaiczne lub farmy wiatrowe, a także bardziej oryginalne pomysły, jak… toalety kompostujące.
Agrihood to Tesla branży ekowiosek
Agro-osiedlowe projekty z największym rozmachem realizowane są za oceanem, ale podobne przedsięwzięcia kwitną też w Europie. W Belgradzie po Dunaju pływa ekobarka – szklarnia wyposażona w panele słoneczne i turbiny wiatrowe. Powierzchnia uprawna jest co prawda skromna, ale barka pełni przede wszystkim funkcje edukacyjne. Pływająca farma działa również w Antwerpii. Podobne przedsięwzięcie planowane jest również u wybrzeży Rotterdamu – poza uprawami warzyw ma ono obejmować również hodowlę… rogacizny. O wiele bardziej zaawansowany projekt ma powstać w Almere, najmłodszym mieście Holandii, sąsiadującym z Amsterdamem. Jego architektem jest James Ehrlich, założyciel ReGen Villages, który swoją markę postrzega jako „Teslę ekowiosek”.
Grafika: RegenVillages.com
Brzmi buńczucznie, ale wizja zaprezentowana po raz pierwszy w 2016 r. imponuje rozmachem. Projekt przewiduje stworzenie całkowicie samowystarczalnej eko-społeczności zamieszkującej futurystyczne domy wzniesione we wnętrzach szklarni (sic!). Ekowioska ma być, rzecz jasna, zasilana przez odnawialne źródła energii, posiadać własną oczyszczalnię wody i infrastrukturę do samodzielnego gospodarowania odpadami. Osiedle ma być zlokalizowane niedaleko centrum miasta, co kwalifikuje je do statusu agrihoodu. Wcielanie wizji Ehrlicha w życie ma rozpocząć się jeszcze w tym roku. Jeśli prace będą przebiegać pomyślnie, projekt zostanie sfinalizowany do 2025 r. Spółka ReGen Villages podpisała już wstępne umowy na realizację podobnych przedsięwzięć m.in. Danii, Szwecji, Norwegii i Stanach Zjednoczonych.
Foto: Wikimedia Commons