Czy Warszawa zasłużyła na wycofanie pozwu o smog? „Ratusz nie radzi sobie nawet ze swoimi kotłami”

3542
2
Podziel się:

Jakiś czas temu grupa artystów pozwała „za smog” zarówno Skarb Państwa, jak i Miasto Stołeczne Warszawa. Jednak niedawno jedna z pozywających osób, Pani Grażyna Wolszczak wycofała pozew przeciwko władzom Warszawy, ale nie wycofała pozwu przeciwko Skarbowi Państwa.

Dlaczego? Zacytuję za Gazeta.pl wypowiedź Pani Wolszczak (podkreślenia moje):

Miasto już za poprzedniej ekipy wdrożyło mnóstwo dobrych projektów jeśli chodzi o walkę ze smogiem. Chodzi m.in. o transport miejski – nie tylko metro ale i np. autobusy elektryczne. W planach jest budowa 2 linii tramwajowych, przyłączanie do sieci miejskiej kolejnych budynków, dopłaty w wysokości 12 tys. zł. za pozbywanie się tzw. kopciuchów. Plany są fantastyczne i to, co do tej pory zrobiono również – zaznaczyła. Dodała także, że liczy na realizację wszystkich ambitnych planów władz Warszawy.

Przyznaję, że jestem tym trochę zaskoczony. Osobiście nie widzę bowiem powodu by „odpuścić” miastu. Od ponad pięciu lat jestem warszawiakiem, ale naprawdę nie potrafię wymienić żadnych skutecznych antysmogowych działań Miasta. Nic. Tym bardziej nie widzę działań, które zasługiwałyby na przymiotnik „fantastyczne”. Ale jako że mało ostatnio angażuję się w sprawy lokalne, warszawskie, więc pomyślałem że być może coś mi umknęło.

Postanowiłem więc zapytać o opinię na ten temat Monikę Daniluk, koleżankę z naszego lokalnego alarmu – Warszawy bez Smogu. A także Łukasza Gmurczyka, bezkompromisowego antysmogowego aktywistę, prowadzącego profil o jakże wdzięcznej nazwie Smog Wawerski.

Oboje angażują się mocno w walkę ze smogiem w stolicy, ślą pisma, wraz z innymi osobami organizują happeningi i chodzą na poświęcone kwestiom środowiskowym sesje rady miasta. Ba, Łukasz był nawet na rozprawie Pani Wolszczak! Oboje mieszkają w dzielnicy Wawer (jak zresztą łatwo można się domyślić w przypadku Łukasza).

Wawer to taka Warszawa, której raczej nie zobaczycie w telewizji. Dla niewtajemniczonych: zdecydowanie nie przypomina okolic placu Zbawiciela. Zimą możemy poczuć się tam trochę jak na Górnym Śląsku albo w Małopolsce, przynajmniej stopień nasycenia powietrza dymem jest podobny.

——————

Jakub Jędrak: Jak wiecie, Pani Grażyna Wolszczak wycofała niedawno pozew przeciwko miastu, argumentując, że robi ono dużo w kwestii walki ze smogiem. Znacie jej wypowiedzi. Jak je skomentujecie?

Monika Daniluk: Popatrzmy lepiej na twarde dane: każdego dnia do naszego miasta wjeżdża pół miliona samochodów. Co gorsza, choć nadal większość mieszkańców na co dzień korzysta z komunikacji miejskiej, jej udział w codziennych podróżach spada. I to pomimo tego, że transport publiczny jest ciągle rozwijany.

Co pokazuje, że działania miasta wymieniane przez panią Wolszczak mogą nie wystarczyć…

MD: Unowocześnianie taboru czy rozwój linii tramwajowych i metra są bardzo potrzebne, ale z pewnością nie wystarczą, by poprawić jakość powietrza. A ta się pogarsza.

Co masz konkretnie na myśli?

MD: W 2018 roku stacja komunikacyjna przy al. Niepodległości (jedna z większych i bardziej ruchliwych arterii w stolicy – przyp. JJ) pokazywała przekroczenia norm dla pyłu PM10 aż przez 132 dni w roku. A zgodnie z prawem takich dni może być 35. To najgorszy wynik od 2010 roku. A średnioroczne stężenia dwutlenku azotu na tej stacji od lat przekraczają dopuszczalne normy. I właśnie dlatego obok marchewki potrzebujemy i kija: skutecznych działań ograniczających ruch samochodów osobowych.

Jakich?

MD: Nie powiem niczego odkrywczego, wszyscy dobrze wiemy, co jest potrzebne. Po pierwsze, rozwój sieci buspasów…

O, przypomniałaś mi nasze apele o buspasy. Kiedy to było? Już nie pamiętam, w każdym razie dawno! Lata szybko lecą, a choć nowych buspasów przybywa, to jednak niestety dość powoli. Długo poczekamy zwłaszcza na buspas na Puławskiej.

Łukasz Gmurczyk: No niestety… O ten buspas różne osoby i organizacje walczą już od wielu lat.

Po drugie?

MD: Po drugie podwyższenie opłat za parkowanie wraz z rozszerzeniem strefy płatnego parkowania.

Tak, ponoć to bardzo skuteczne rozwiązanie. I obecnie, po zmianach w prawie krajowym już chyba wreszcie możliwe. A czemu Twoim zdaniem w stolicy nie korzysta się z tego narzędzia?

MD: Wygląda na to, że ze względu na rok wyborczy prezydent Warszawy boi się podjęcia trudnego tematu – trudnego ze względów politycznych (niezadowolenie kierowców).

ŁG: A przecież takie działania zwiększyłyby udział podróży komunikacją miejską, czyli równocześnie zmniejszyłyby korki i upłynniły ruch. I łatwiej byłoby znaleźć miejsce parkingowe tym, którzy rzeczywiście muszą korzystać z samochodu.

MD: W tym roku może doczekamy się dopiero konsultacji na temat systemu parkowania i większych opłat – pytanie, co dalej. Będziemy naciskać. Uważam, że najwyższy czas działać – wszyscy, w tym nasze dzieci, wdychamy zanieczyszczenia każdego dnia, a władze kolejny rok wykonują działania pozorne.

Jeśli już o tym wspomniałaś – wiem, że jako mama dziecka w wieku wczesnoszkolnym jesteś poruszona tym, co się dzieje wokół szkół.

MD: Tak, ale nie tylko ja. Tym, co ostatnio elektryzuje ludzi w mediach społecznościowych, jest sposób podwożenia dzieci do szkół. Chaos i korki pod szkolnymi bramami, dochodzenie przez dzieci do szkoły w spalinach wśród mnóstwa aut. Na szczęście ten problem zaczyna być coraz szerzej zauważany. Za nami pilotaż zakazu podjeżdżania pod szkoły w Wiedniu, zakazy wprowadzane są w Wielkiej Brytanii, jest też przykład z jednej ze szkół w Gdańsku.

Wprowadzenie takich zakazów zaczyna być analizowane m. in. w Krakowie i Poznaniu.

A co na to Warszawa?

MD: Jak pisało ostatnio Zielone Mazowsze, w warszawskiej dzielnicy Ursus miał niedawno miejsce wypadek pod szkołą – dziecko wysiadło z samochodu i wpadło pod samochód innego rodzica. Ostatecznie nic poważniejszego się nie stało, ale od tamtej pory nie zmieniło się w tej szkole nic – tylko dzieci zostały ostrzeżone, żeby na terenie szkoły nie chodziły wewnętrzną ulicą, tylko chodnikami i uważnie się rozglądały!

A co by się stało, gdyby rodzice parkowali dalej (jeśli już muszą przyjechać samochodem) i ostatnie kilkanaście, kilkadziesiąt metrów przeszli pieszo? Dzieci, które dojeżdżają komunikacją miejską, nie szłyby wśród spalin i krążących samochodów, a rodzice podjeżdżający samochodami przeszliby się – może to tylko wyjść wszystkim na zdrowie. Dyskusja i rozwiązania są do przeprowadzenia w tym roku.

Może więc faktycznie ten rok będzie jakościowo inny niż poprzednie. No dobra, a co z „niską emisją”? Może likwidacja dymiących kominów wychodzi władzom Warszawy lepiej niż zwalczanie zanieczyszczeń komunikacyjnych?

MD: Nie bardzo. Dopłaty do wymiany „kopciuchów”, o co ubiegaliśmy się już 3 lata temu, zostały wprowadzone. Niestety nasz głos nie został wysłuchany i zamiast wziąć przykład z bardzo skutecznego systemu z Krakowa (ponad 20 tys. zlikwidowanych pieców w kilka lat), Warszawa postanowiła opracować system po swojemu.

Z jakimi efektami?

ŁG: Z takimi, że Ratusz z zadowoleniem ogłasza, że wymienia … 350, może 400 pieców rocznie. A w dodatku nie radzi sobie nawet z własnymi, czyli tymi, które dymią w budynkach należących do miasta.

350-400 to nie za wiele, jeśli przypomnimy sobie, że w Warszawie jest jakieś 20 tysięcy kotłów i pieców.

MD: No i nie zapominajmy o kominkach na drewno – tych jest kilkanaście, a może ponad 20 tysięcy.

A ile jest tych „miejskich” kopciuchów? Sporo ponad tysiąc, prawda?

ŁG: W całej Warszawie jakieś 1500, z czego wiele na moim osiedlu. W bezpośrednim sąsiedztwie mojego domu dymi kilkadziesiąt kominów.

Tak, wiem, i bardzo Ci współczuję – żyjesz na innej planecie niż np. mieszkańcy Ursynowa. Od jesieni do wiosny macie tam sytuację typową dla wielu polskich miejscowości: wietrzenie gdy tylko jest okazja – co nie zdarza się często, oczyszczacz włączony non stop… Trudno się w takiej sytuacji nie wkurzać na zbyt wolne działania polityków i urzędników.

ŁG: Tak, powietrze jest tu dużo, dużo gorsze niż w centrum Warszawy. Powiesz, że tanie czujniki nie są dokładne, ale takie same w centrum pokazują np. pięciokrotnie niższe stężenia pyłu niż u mnie czy na sąsiedniej ulicy. I jak wiesz, nie o siebie się z żoną martwimy, tylko o dzieci. Starsze ma dopiero 2,5 roku, a młodsze kilka miesięcy.

Coś mi się wydaje, że Pani Wolszczak zupełnie nie zna takiej Warszawy, a przynajmniej nie mieszka w miejscu takim jak wy.

ŁG: Pani Wolszczak mieszka w centrum. Tak jak powiedziałeś, w porównaniu z warszawskimi blokowiskami, jeśli chodzi o jakość powietrza Wawer to jest inna planeta. To znaczy, przez pół roku – w sezonie grzewczym.

To wszystko jest dość załamujące, jeśli człowiek uświadomi sobie że Warszawa ma do wymiany z grubsza tyle pieców i kotłów co na przykład 140-tysięczny Rybnik, a dysponuje kilkunastokrotnie większym budżetem.

Poszukajmy jednak na koniec jakichś pozytywów, jakkolwiek może to być trudne. A co z dopłatami do różnicy w kosztach ogrzewania dla najuboższych? Wydaje mi się, że zostały wprowadzone?

MD: Tak, też są, ale w przeciwieństwie do Krakowa przyznawane są … tylko na rok, więc nic dziwnego, że skorzystało z nich tylko kilka osób.

Może jednak widzicie jakieś światełko nadziei w tym zadymionym tunelu?

MD: Liczymy na nową osobę w ratuszu – Justynę Glusman. Musi ona jak najszybciej skonstruować system od nowa, mamy nadzieję że tym razem już na podstawie doświadczeń z Krakowa. To nie jest łatwe zadanie – system musi zacząć działać najpóźniej w marcu. Jeśli nie, to 2019-ty będzie kolejnym zmarnowanym rokiem w walce ze smogiem.

ŁG: A pamiętajmy, że zegar tyka – na Mazowszu obowiązuje uchwała antysmogowa, i wszystkie pozaklasowe piece, kotły i kominki na terenie całego województwa trzeba wymienić do końca 2022 roku. Te dymiące w Warszawie też.

Bardzo Wam dziękuję za rozmowę

***

Fot. Flickr/Greenpeace Polska. Licencja CC.

Podziel się: