David Attenborough ma 95 lat. Jest najlepszym świadkiem tego, co zrobiliśmy, ze światem, w którym żyjemy. Zmiany widział bowiem na własne oczy. Obserwował je z bliska, okiem przyrodnika.Dziś mówi: Jesteśmy jak ludzie w Czarnobylu, którzy idą w kierunku katastrofy.
Attenborough trafił do BBC na początku lat 50. ubiegłego wieku. Pierwsza szefowa uważała, że nie nadaje się na wizję. Mówiła, że ma… za duże zęby. Przed kamerę trafił przez przypadek. Nadawano na żywo. Kolega się rozchorował i ktoś musiał go zastąpić. Zrobił to David Attenborough. Tak udanie, że na ekranie został już na dobre i przez kolejne 70 lat był jednym z najważniejszych dokumentalistów świata. Stworzył wiele z najgłośniejszych filmów przyrodniczych XX i XXI wieku. Pierwszym był nadawany w czerni i bieli ZOO Quest. Później przyszła monumentalna seria o „Life on Earth”. 13 odcinków „Życia na Ziemi” obejrzało 500 milionów ludzi. To z niej pochodzi znana scena, w której goryle przytulają słynnego przyrodnika.
Jest uważany za skarb narodowy, ale tego nie lubi
Sukces programu, pozwolił stworzyć następne ważne dokumenty. Między innymi Żyjącą Planetę, Życie pośród lodu, dwa sezony Błękitnej Planety, które opowiadały o zwierzętach żyjących w oceanach. David Attenborough był też narratorem kilkudziesięciu filmów przyrodniczych w BBC. Jakość jego pracy oraz ogromna wiedza, zapewniły mu status najważniejszego popularyzatora wiedzy przyrodniczej na świecie. Efektem było nie tylko szlachectwo, które przyznała mu Elżbieta II. Także to, że jako jedyny człowiek odebrał nagrody Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (znane jako BAFTA) za programy przygotowane w czerni i bieli, kolorze, oraz standardach HD, 3D i 4K. W Wielkiej Brytanii jest uważany za skarb narodowy, ale tego nie lubi.
„Miałem wspaniałe życie”
David Attenborough mówi dziś: Miałem wspaniałe życie. I podkreśla, że w jego trakcie był świadkiem tego, jak człowieka zmienia świat naturalny. Być może najlepszym, można dodać, bo przez kilkadziesiąt lat telewizyjnej kariery przemierzał cały glob, by obserwować przyrodę. Robił to świadomie obserwując zmiany. – Zespół kamerzystów przybył do miejsc, w których spodziewał się znaleźć obszary morskiego lodu, ale znajdował wodę. Do wysp, które zaledwie kilka lat wcześniej były stale otoczone lodem, można było dotrzeć łodzią. Zdjęcia satelitarne pokazywały, że zasięg letniego lądolodu w Arktyce w 30 lat zmniejszył się o 30 procent. Lodowce w wielu częściach świata wycofywały się w tempie najszybszym odkąd prowadzimy pomiary. – mówi świadek zmian.
– Boję się o ludzi, którzy doświadczą tego, co będzie się działo przez kolejne dziewięćdziesiąt lat, jeśli nie zmienimy swojego postępowania. – mówi. – Jeżeli wiedząc jakie są zagrożenia, zdecydowałbym się je zignorować, czułbym się winny. – dodaje i alarmuje tak głośno, jak potrafi.
Czytaj także: Owady. „Ich zanikanie budzi we mnie grozę i przygnębienie”
Sir David Attenborough: Zmierzamy do katastrofy!
Ostrzega więc, że znaleźliśmy się na granicy katastrofy. – Wszyscy jesteśmy mieszkańcami Prypeci. Prowadzimy wygodne życie w cieniu katastrofy, do której się przyczyniamy. U jej podstaw leżą te same rzeczy, które zapewniają nam komfort. To naturalne, że chcemy żyć po staremu, przynajmniej dopóki nie będzie naprawdę przekonujących dowodów na to, że istnieje jakaś alternatywa. – napisał w książce „Życie na naszej planecie” (jest też filmowa wersja, którą warto zobaczyć). Katastrofa, o której mówi to nie tylko kryzys klimatyczny, ale przede wszystkim wielkie wymieranie gatunków. Także nieuchronne wyczerpanie się zasobów planety, z których czerpiemy zbyt wielkimi garściami.
Przykład? Amazonia. Lasy deszczowe – kluczowe dla funkcjonowania całej planety – wycinamy znacznie szybciej, niż te mogą się odbudować. Zniszczenia kumulują się. To musi doprowadzić do punktu, w którym cały ekosystem upadnie. – Żadne środowisko, nieważne jak duże, nie jest bezpieczne. – mówi David Attenborough i podkreśla, że w tej chwili jesteśmy na najlepszej drodze do tego, by w najbliższych 20 latach zmniejszyć obszar lasów deszczowych do 75 proc. ich pierwotnego rozmiaru.
Na drodze do punktu krytycznego
Problem w tym, że gdzieś na tej drodze jest punkt, w którym przekroczymy punkt krytyczny i Amazonia zacznie obumierać sama. Wydarzy się to, kiedy powierzchnia lasów będzie zbyt mała, by „karmić” chmury i lasy deszczowe zaczną zmieniać charakter w sawannę. Gdzie jest ten punkt? Nie wiemy. Wiemy tylko, że degradacja, która przyjdzie po nim, będzie szybka i dewastująca. Stracimy nie tylko las i gatunki, które w nim żyją. Także to, co nam daje.
– Koszt dla ludzkości będzie o wiele bardziej znaczący i materialny. Stracimy usługi środowiskowe, które dziś świadczy Amazonia. Kiedy drzewa zaczną umierać i uwalniać do rzek glebę, którą wiązały ich korzenie, nieregularne powodzie staną się regułą w ich dorzeczach. Trzydzieści milionów ludzi może być zmuszonych do opuszczenia domów, w tym prawie trzy miliony rdzennych mieszkańców. Zmiana w wilgotności powietrza doprowadzi prawdopodobnie do zmniejszenia ilości opadów w Ameryce Południowej, spowoduje braki wody w jej wielkich miastach, i, o ironio, do suszy na farmach stworzonych dzięki wycinkom. To radykalnie wpłynie na produkcję żywności w Brazylii, Peru, Boliwii i Paragwaju. – tłumaczy Attenborough, dodając, że do atmosfery uwolnione zostaną miliardy ton dwutlenku węgla, co przyspieszy proces zmian klimatycznych. A to i tak nie wszystko, bo są to systemy zbyt złożone i nie potrafimy dokładnie przewidywać skali zmian. Czasami wyciągnięcie z nich jednego elementu może doprowadzić do zupełnie niespodziewanych zmian.
Czytaj również: Attenborough ostrzega przed katastrofą klimatyczną
Gdzie są owady? 75 proc. straty w Niemczech
Tak jest nie tylko w Amazonii. – Ogromna bioróżnorodność jest konieczna dla istnienia życia. Miliardy różnych organizmów muszą wykorzystywać wszystkie zasoby i możliwości, a miliony gatunków współistnieć i wspomagać się nawzajem, żeby planeta mogła funkcjonować. – mówi David Attenborough i dodaje, że nasz styl życia to największe zagrożenie dla istnienia gatunków.
Ekosystemy są bardzo złożone. Czasami usunięcie jednego elementu łańcucha pokarmowego, nawet pośredniego, prowadzi do wymierania kilku kolejnych. Aktualnie kolejne gatunki zwierząt tracimy w tempie, które w historii wydarzyło się tylko kilka razy. Wszystkie zanim pojawiliśmy się na tej Ziemi. Ignorujemy to, traktując sprawę jak coś odległego, ciekawostkę z internetu. Tymczasem wszystko dzieje się obok nas i przez nas. Ze skutkami, których do końca nie znamy.
David Attenborough: Liczba owadów, globalnie, w 30 lat spadła o 25 proc.
Przykład? Morza i oceany. – Wyławiamy z oceanów osiemdziesiąt milionów ton owoców morza rocznie. Trzydzieści procent zasobów ryb osiągnęło poziom krytyczny. Zniknęły prawie wszystkie duże ryby żyjące w oceanach. – pisze David Attenborough. Populacja słodkowodnych ryb migrujących między 1970 i 2016 rokiem zmniejszyła się o… 76 proc. (W Europie jest to ponad 90 proc.) To oznacza, że rozpadają się wodne łańcuchy pokarmowe. Ale nie jest to jedyny powód do zmartwień. Nawet 3 miliardy ludzi na Ziemi zależą od tego, co złowią. Jeżeli nie złowią nic, to ci ludzie nie będą mieli, co położyć na stole. Tymczasem na łowiskach robi się pusto.
Złożone ekosystemy
Inny przykład? Owady. – Liczba owadów, globalnie, w 30 lat spadła o 25 proc. W miejscach, gdzie używa się dużo pestycydów, jest nawet gorzej. Nowe badania pokazują, że Niemcy stracili 75 proc. masy owadów latających, a Puerto Rico straciło niemal 90 proc. masy owadów i pajęczaków żyjących w koronach drzew. Owady to najbardziej zróżnicowana grupa żyjących gatunków.Wiele z nich to zapylacze, kluczowe elementy wielu łańcuchów pokarmowych. Inne to drapieżniki, które są ważnym czynnikiem powstrzymującym populacje szkodników przed zmienianiem się w plagi. – mówi Attenborough. A co to oznacza dla nas? Na przykład to, że mniej owadów, to więcej chemii wykorzystywanej w uprawie roślin. Większa zależność od „chemii” to m.in. stopniowe wyjaławianie się gruntów do poziomu, w którym bez chemii nie da się już dłużej produkować.
Ale tak naprawdę możemy tylko zgadywać, bo ekosystemy są zbyt złożone, żeby mieć pewność, jakie to przyniesie skutki. Eksperci mówią, że będzie źle.
Czytaj również: Człowiek zniszczył niemal wszystkie rzeki na świecie
Co zrobić? David Attenborough mówi: chronić
– Nasz wpływ jest teraz naprawdę globalny. Nasza prowadzona na ślepo napaść na planetę zmienia same fundamenty żyjącego świata. – mówi David Attenborough. Naukowcy opracowali tzw. granice wytrzymałości planety. Pokazują, gdzie możemy spać spokojnie, a gdzie jesteśmy na prostej drodze do katastrofy. Przekraczamy cztery z nich. Czerwony alarm dotyczy między innymi tego, w jakim tempie tracimy żyjące na Ziemi gatunki.
Z granicami planety – mówi brytyjski przyrodnik – eksperymentujemy tak, jak zespół Anatolija Diatłowa eksperymentował z pokrętłami w pokoju kontrolnym Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. – Reaktor – napisał w „Życiu na naszej planecie” – też miał swoje słabe punkty i ograniczenia. Pracownicy elektrowni znali część z nich. Innych nie. Celowo przekręcali kontrolki, by przetestować system, ale robili to bez należnego szacunku i zrozumienia ryzyka, które podejmują. Wystarczył jeden krok za daleko, żeby przekroczyć krytyczny próg i uruchomić reakcję łańcuchową, która zdestabilizowała cały mechanizm. Od tego momentu nie mogli już zrobić nic, by zatrzymać rozwijającą się katastrofę – złożony, delikatny reaktor był już skazany na awarię.
„Trzeba chronić żywą przyrodę na ogromną skalę”
To samo – według Davida Attenborough – robimy dziś z całą planetą. Zmiany klimatu, przekonuje przyrodnik, i wielkie wymieranie można jednak zatrzymać lub co najmniej spowolnić. By zrobić to pierwsze, trzeba jak najszybciej przejść na źródła czystej energii. By uratować wymierające gatunki, trzeba przede wszystkim zacząć chronić żywą przyrodę na ogromną skalę.
Autor „Życia na Ziemi” wzywa między innymi, by ochroną objąć dużą powierzchnię oceanu. Przekonuje, że wydarzy się to z korzyścią dla wszystkich. I ma na to bardzo dobre przykłady. Jednym z nich jest Cabo Pulmo w Meksyku. To region, który tradycyjnie żył z rybactwa, ale na początku lat 90. ubiegłego wieku, zaczęło tam brakować ryb. Zdesperowane władze zwróciły się po pomoc do naukowców, którzy zaproponowali, by stworzyć duża strefę chronioną, w której nie wolno łowić. Tę otwarto w 1995 roku. Pierwsze lata były dla ludzi z Cabo Pulmo bardzo trudne, ale po około 10 latach wydarzył się prognozowany przez naukowców cud. Ryby zaczęły wracać, a w zatoce pojawiły się nawet rekiny.
Ochrona kapitału
Po 15 latach w strefie chronionej ryb było już tak dużo, jak w miejscach, gdzie nigdy ich nie łowiono. I z tego miejsca, o które zadbali Meksykanie, zaczęły „rozlewać” się na sąsiednie wody. Rybacy – pisze David Attenborough – zaczęli łowić więcej niż kiedykolwiek, a jednocześnie nie muszą martwić się o to, że ryby znikną. Odławiają bowiem jedynie, stosując porównanie z bankowością, „odsetki” od „kapitału”, który bezpiecznie zdeponowali w strefie chronionej.
Łowią, ale nie naruszają przy tym równowagi ekologicznej.
Podobnie jest z przyrodą na lądzie. Dziś niemal wszędzie, w tym do lasów deszczowych, wdziera się człowiek. Lasy są wypalane pod uprawy i zastępują je plantacje, które zapewniają zbyt mało miejsca do życia zwierzętom i roślinom innym niż te, które są tam uprawiane. Tempo, w którym kolejne ekosystemy są naruszane, powoduje, że przekraczamy granice wytrzymałości planety i musimy obawiać się o to, że uruchomimy reakcję łańcuchową, której skutków nie potrafimy przewidzieć.
Jesteśmy jak ludzie w Czarnobylu
By powstrzymać wymieranie gatunków, musimy zadbać, by znaczna powierzchnia Ziemi stała się ostoją prawdziwie dzikiej przyrody. Niektórzy mówią, że musi się tak stać na 30 procentach powierzchni planety, inni mówią o połowie lądów. Także tam, gdzie zniszczenia już się dokonały.
Jak w Czarnobylu, który z jednej strony jest symbolem tego, jak zgubny wpływ potrafimy mieć na środowisko, a z drugiej miejscem, które pokazuje, jak szybko natura odbudowuje się, kiedy przestaje jej przeszkadzać człowiek. – Bezpieczne od strzałów myśliwych wróciły nawet wilki – napisał David Attenborough o dzisiejszej Prypeci. I dodał: „Wygląda, że niezależnie od tego, jak wielkie są nasze błędy, natura poradzi sobie z nimi, jeżeli tylko dostanie szansę. Świat naturalny już kilka razy przeżył wielkie wymieranie. Ale my ludzie nie możemy zakładać, że uda nam się zrobić to samo. Doszliśmy tak daleko, ponieważ jesteśmy najsprytniejszymi stworzeniami, które kiedykolwiek żyły na Ziemi. Ale jeżeli mamy kontynuować nasze istnienie, będziemy potrzebować czegoś więcej niż inteligencja. Będziemy potrzebować mądrości.”
***
Chcesz wiedzieć o tym więcej? Jakie to ma znaczenie dla Polski? Czy stracimy wszystkie owady?
Przeczytaj książkę „Odwołać katastrofę”!
Zdjęcie w nagłówku: David Attenborough, Lev radin / Shutterstock.com.