O likwidację ostatnich bloków jądrowych w Niemczech, o rolę energetyki jądrowej i o to, czy strategia 100% OZE może współgrać z rozwojem atomu pytamy Dominika Bieczyńskiego, prowadzącego stronę „Zielony Atom”.
W dniu publikacji tego wywiadu zostały zamknięte ostatnie 3 niemieckie elektrownie jądrowe. Było to planowane od dawna, o czym pisaliśmy nie raz na SmogLabie. A jak ty oceniasz tą decyzję rządu RFN?
Decyzja Niemiec o likwidacji energetyki jądrowej to całkowita porażka – porażka nauki, porażka gospodarcza, porażka ekologiczna.
To zacznijmy od nauki
Niemcy byli pionierami technologii jądrowych. To właśnie Niemiec, Otto Hahn, w 1938 roku po raz pierwszy dokonał rozszczepienia jądra uranu, za co został odznaczony Nagrodą Nobla. To Niemcy dokonali odkrycia, dzięki któremu elektrownie jądrowe stały się możliwe.
W późniejszych latach Niemcy mieli kolejne świetne osiągnięcia. Niemcy są jednym z zaledwie czterech krajów, które wybudowały cywilny statek napędzany reaktorem jądrowym. Mowa tu o statku “Otto Hahn”, nazwanym na cześć odkrywcy rozszczepienia uranu. Podczas swojej służby przepłynął on aż 1 200 000 km zużywając zaledwie 57 kg uranu. Nie 57 ton, nie 57 tysięcy ton, tylko 57 kilogramów. Trzy worki cementu ważą więcej!
Potężny przemysł i osiągnięcia inżynierów
Tak, to przemawia do wyobraźni. Podobnie jak porównanie ilości paliwa jądrowego zużywanego w ciągu roku przez elektrownię jądrową z ilością węgla potrzebnego do zasilenia elektrowni węglowej o tej samej mocy.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak ogromna jest różnica między ilością energii uwalnianej w typowej reakcji chemicznej – na przykład przy spaleniu grama metanu, a energią która uwalnia się przy rozszczepieniu jądra atomowego.
Wróćmy do RFN. Jakie jeszcze osiągnięcia miał ten kraj w atomistyce?
Niemcy potrafili także projektować swoje własne reaktory jądrowe. I to nie byle jakie! Niemieckie reaktory cechują się świetnym poziomem niezawodności. Te reaktory pracują przez ponad 90% dostępnego czasu – wyłącza się je tylko na wymianę paliwa.
Mało tego, Niemcy potrafili nawet budować reaktory, które dziś nazywamy reaktorami 4 generacji. Przykładem jest reaktor SNR-300, który był reaktorem powielającym i miał wykorzystywać zużyte paliwo atomowe z reaktorów starszego typu. Został zbudowany, ale niestety nigdy nie został uruchomiony. Dzięki temu dziś przeciwnicy energetyki jądrowej mogą mówić “nie wiadomo, co robić z odpadami”.
Oprócz tego ciekawym reaktorem był THTR-300, który zamiast prętów uranowych wykorzystywał kulki zawierające tor.
Powrót do spalania węgla i gazu
A paliwo jądrowe? Czy Niemcy sami je produkowali?
Tak, Niemcy mają zakłady produkcji paliwa atomowego. Mają też własną produkcję pojemników na zużyte paliwo. Przemysł atomowy w Niemczech był potężny i przez całe lata niemieccy naukowcy i inżynierowie mieli w tej dziedzinie fenomenalne osiągnięcia.
Niemcy opanowali absolutnie wszystkie technologie, jakie są potrzebne w energetyce jądrowej. Wszystkie swoje niesamowite osiągnięcia wyrzucają do śmieci. To jest kuriozalne! Jak można dopuścić do tak gigantycznego marnotrawstwa?
- Czytaj także: Niemcy wyłączają ostatnie reaktory jądrowe. Zabiegają też o brak atomu w innych krajach
Co teraz Niemcom pozostaje? Powrót do czasów przedatomowch – czyli do spalania węgla i gazu. Co gorsza, zmuszeni są do tego, by te paliwa importować z innych krajów.
Zostawmy na chwilę naukę i technikę. Co myślisz, gdy kolejny raz dowiadujesz się, że wielu niemieckich polityków jest bardzo przeciwnych powstaniu elektrowni jądrowych w naszym kraju, a nawet próbuje blokować ich budowę?
Niemcy od lat chcieli zarabiać na sprzedaży rosyjskiego gazu. Właśnie po to powstawał gazociąg Nord Stream II. Wszystko wskazuje na to, że Niemcy wciąż mają nadzieję, że te gazociągi zostaną ponownie otwarte po zakończeniu wojny na Ukrainie. Może je nazwą gazociągiem pokoju…
- Czytaj także: Tak Europa założyła sobie na szyję energetyczną pętlę
W każdym kraju potrzebne jest źródło zasilania niezależne od pogody. Jeżeli nie atom i nie węgiel to pozostaje gaz. I właśnie o to chodzi, by blokując energetykę jądrową stworzyć większe zapotrzebowanie na gaz.
Skąd ten gaz byśmy mieli wziąć? Niemcy by go bardzo chętnie sprzedali.
Każde źródło energii ma ślad węglowy
Jak wytłumaczyłbyś osobom nie interesującym się energetyką i środowiskiem że „atom” może być „zielony”? Dla wielu ludzi brzmi to jak oksymoron, sprzeczność.
Różni ludzie wbijają nam do głowy, że zielona energia powstaje tylko i wyłącznie z wiatraków oraz paneli fotowoltaicznych. Te źródła rzeczywiście produkują zieloną energię, jednak kolor zielony nie jest zarezerwowany wyłącznie dla nich. Jeśli porównamy emisyjność poszczególnych źródeł energii, obliczoną przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu, okazuje się, że energetyka jądrowa jest prawie czterokrotnie mniej emisyjna niż panele fotowoltaiczne i prawie dwudziestokrotnie lepsza niż spalanie “odnawialnej” biomasy.
- Czytaj także: Czy energetyka jądrowa jest ekonomicznie opłacalna?
Każde źródło energii ma swój “ślad węglowy”, więc mniej lub bardziej wpływa na klimat. Każde ma swoje wady i zalety. Zielona energia to taka, która nie działa dewastująco na środowisko i szkody przez nią spowodowane są pomijalnie małe. Dlatego za zieloną energię uważam panele fotowoltaiczne, wiatraki, elektrownie wodne, geotermalne. I z całą stanowczością mogę stwierdzić, że energetyka jądrowa również jest zielona.
Wszystkie te źródła są nam potrzebne, jeżeli myślimy poważnie o rezygnacji z węgla i gazu. Ponieważ obecnie lwią część energii pozyskujemy z paliw kopalnych, nie możemy wybrzydzać i odrzucać jakieś źródło energii, bo się komuś nie podoba.
Uwaga: uran nie jest paliwem kopalnym!
Tak, polskie tłumaczenie angielskiego terminu fossil fuels jest mylące. A dlaczego założyłeś „Zielony Atom„?
Parę lat temu HBO wyemitowało serial Czarnobyl, który stał się bardzo popularny. Jednocześnie rząd odkopał pomysł budowy elektrowni atomowych w Polsce. Widziałem duże zainteresowanie tym tematem wśród znajomych, a także na różnych grupach internetowych. Niestety wielu ludzi powtarzało (raczej nieświadomie) oklepane mity, utwierdzając innych w przekonaniu, że są one prawdziwe.
Widziałem, że ludzie chcą się dowiedzieć czegoś prawdziwego na ten temat. Zweryfikować swoje informacje. Jednak brakowało rzetelnych źródeł informacji o fizyce jądrowej i energetyce. Miejsc, gdzie te zagadnienia byłyby wyjaśnione w sposób zrozumiały dla zwykłego człowieka. Postanowiłem tę lukę uzupełnić.
Okazało się, że założenie Zielonego Atomu na Facebooku było strzałem w dziesiątkę. W bardzo krótkim czasie profil zdobył ponad 20 tysięcy fanów.
Im więcej OZE i atomu tym lepiej
Pod twoim adresem padają czasem oskarżenia o zwalczanie odnawialnych źródeł energii (OZE), takich jak energetyka wiatrowa i słoneczna. Jakbyś na te zarzuty odpowiedział?
Oczywiście (śmiech)… Mówią o mnie też, że jestem także lobbystą przekupionym przez wielkie korporacje i jednocześnie jestem także rosyjskim agentem.
Wielokrotnie mówiłem, że jedyna skuteczna droga do dekarbonizacji energetyki to budowa elektrowni atomowych i OZE jednocześnie. I to nie jest nic odkrywczego. Tak pokazują fakty. Im więcej atomu i OZE razem – tym lepiej dla środowiska.
- Czytaj także: Pięć sposobów, jak zaszkodzić Putinowi
Nie jestem przeciwny OZE, ale sprzeciwiam się hasłu “100% OZE”. To jest kluczowa różnica. W retoryce 100% OZE wiatraki i fotowoltaika stały się narzędziem do zwalczania energetyki jądrowej. Elektrowni atomowych mamy nie budować, bo przecież wystarczy postawić las wiatraków, potem ktoś wymyśli technologię gigantycznych akumulatorów i jakoś to będzie. Takie podejście to zwyczajne mydlenie oczu i wciskanie kitu.
100% OZE? Nie jesteśmy Norwegią
Wiele osób i organizacji zajmujących się środowiskiem, transformacją energetyczną czy aktywizmem klimatycznym by się tu z Tobą zdecydowanie nie zgodziło…
Promowany przez niektórych ludzi model 100% OZE to utopia. Takie coś możliwe jest jedynie w nielicznych krajach, które mają wysokie góry i rwące rzeki – jak np. Norwegia. Ten kraj jest prawie w całości zasilany elektrowniami wodnymi. Jednak takie rozwiązanie nie jest możliwe w Polsce. Przecież my jesteśmy wielką równiną, a w dodatku całkiem suchą.
Proszę prześledzić wypowiedzi osób, które promują model 100% OZE. Okazuje się, że bardzo intensywnie hejtują energetykę jądrową, a elektrownie na węgiel czy gaz jakoś nie zajmują zbytnio ich uwagi. Niektórzy nawet twierdzą, że budowanie nowych elektrowni na gaz jest okej, bo przecież te elektrownie się przerobi na “wodór z OZE” i będzie fajnie. Na pewno tak będzie!
A co z magazynowaniem energii z wiatru i słońca?
Obietnice gigantycznych akumulatorów słyszę już od lat. Miały już być także magazyny energii w postaci dźwigów, podnoszących gigantyczne ciężary. Ostatnio na topie jest magazyn energii w postaci “wodoru z OZE”. Jakoś mnie to nie przekonuje, bo obecnie głównym źródłem wodoru jest gaz ziemny. Przemysł paliwowy kocha ten pomysł.
- Czytaj także: Niemcy w temacie energii popełnili poważne błędy. Po ataku Rosji na Ukrainę lepiej je widać [KOMENTARZ]
Elektrownie atomowe – w przeciwieństwie do bajkowych akumulatorów zasilających całe państwa – istnieją. Nie musimy czekać, aż ktoś “na pewno” opracuje jakąś nową technologię, która będzie świętym graalem energetyki. Elektrownie atomowe wiemy jak budować. Mamy więc wszystko, co jest potrzebne. Potrzeba tylko chęci, by wreszcie rozpocząć budowę.
To dlaczego miks atom plus OZE, a nie wyłącznie atom?
Otóż dlatego, że nierozsądnie jest stawiać wszystko na jedną kartę. Każde źródło ma swoje wady i zalety, a mając tylko jedno z nich, nie będziemy mogli kompensować jego wad niczym innym. Dlatego potrzebujemy atomu, który zastąpi starzejące się elektrownie węglowe, a także wiatraków, fotowoltaiki, hydroelektrowni, geotermii, jako źródła uzupełniające.
Jak twoim zdaniem powinna wyglądać w przyszłości polska energetyka?
Zapotrzebowanie na moc elektryczną w Polsce waha się między 15000 a 25000 MW. Rzadko kiedy są przekraczane te granice. Oznacza to, że gdybyśmy wybudowali nawet 15 reaktorów o mocy 1000 MW każdy to wszystkie by pracowały non stop na pełnej mocy! Tak wielkie mamy potrzeby. Polska jest przecież dużym uprzemysłowionym krajem, w którym mieszka prawie 40 milionów ludzi.
Czym pokryć resztę zapotrzebowania? Tutaj potrzebne jest OZE i magazyny energii (które mam nadzieję wreszcie będą miały taką pojemność, by odegrać istotną rolę w systemie elektroenergetycznym).
A czemu by nie zrobić na przykład tak 1000 MW w atomie i 24000 MW w OZE?
Ponieważ zmienność OZE jest tutaj kluczowym problemem. A magazyny, które są wciąż w powijakach, tego problemu nie rozwiązują. Obecnie zmienność OZE jest kompensowana elektrowniami gazowymi. Kiedy słońce nie świeci lub wiatr nie wieje to energia produkowana jest ze spalania gazu. A przecież tego mamy unikać, ze względu na emisję gazów cieplarnianych!
Należy dążyć do tego, by mieć dużo jednostek wytwórczych, które są dyspozycyjne i mogą pokrywać nasze zapotrzebowanie niezależnie od tego, czy słońce świeci i czy wiatr wieje.
Będzie potrzebne coraz więcej energii
Takich właśnie jak bloki jądrowe?
Praca elektrowni atomowych w systemie elektroenergetycznym jest prosta. Elektrownia wytwarza prąd, sieć go przesyła do odbiorców, a odbiorcy go zużywają. Proste!
W przypadku układu OZE sprawa się komplikuje. Zapotrzebowanie odbiorców musimy pokryć jednostkami wytwórczymi, które są zdolne do pracy w aktualnych warunkach pogodowych. Jeżeli takie są to super. Jeżeli nie, to musimy czerpać energię z tzw. backupu – obecnie są to głównie elektrownie gazowe, a w przyszłości mają to być magazyny energii.
Jednak energia w tych magazynach nie bierze się znikąd, lecz z jednostek wytwórczych, które są zależne od pogody. Musimy je naładować wtedy, kiedy są dobre warunki pogodowe i produkujemy więcej energii, niż potrzebują odbiorcy. Wtedy ten nadmiar magazynujemy, ale proces ładowania i rozładowania obarczony jest stratami.
Zatem w warunkach dobrej pogody OZE musi pokryć nie tylko aktualne zapotrzebowanie, ale także ładować magazyny i skompensować straty ładowania-rozładowania. Oznacza to, że trzeba wyprodukować wielokrotnie więcej energii niż zużywają odbiorcy. Musimy wielokrotnie więcej energii wytworzyć, przesłać i zmagazynować. Fani tak zwanej “efektywności energetycznej” powinni to przemyśleć.
- Czytaj także: Prof. Marek Brzeżański: Elektromobilność w dzisiejszym wydaniu to ścieżka donikąd. Paliwem przyszłości jest wodór
Pamiętajmy, że to zapotrzebowanie na energię ciągle rośnie. Elektryfikacja wszystkiego co się da, a przede wszystkim elektryfikacja transportu, zwiększy to zapotrzebowanie na moc elektryczną jeszcze bardziej.
Czy zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że wrogość, a przynajmniej negatywny stosunek do energetyki jądrowej dużej części osób zajmujących się klimatem i środowiskiem bardzo szkodzi całemu ruchowi ekologicznemu? Że dodatkowo podważa i tak mocno nadwątlone zaufanie społeczne do „ekologów” i wszystkich ich działań, w tym też do działań jak najbardziej sensownych i potrzebnych?
Bez wątpienia jest to prawda. Istnieje cały szereg przykładów, gdzie “zwycięstwo” ruchów antyatomowych (uważających się za ekologów) było jednocześnie zwycięstwem przemysłu węgla i gazu.
Zatrzymanie budowy elektrowni jądrowej Zwentendorf w Austrii poskutkowało koniecznością wybudowania elektrowni węglowej Dürnrohr. Zatrzymanie budowy naszego Żarnowca uzależniło Polską energetykę od węgla.
Mogliśmy się obyć bez Bełchatowa, Turowa i Kozienic
No ona chyba była już wtedy prawie w 100% uzależniona od węgla, prawda? Ale rozumiem, że gdyby nie przerwano budowy tej elektrowni, i nie porzucono planów budowy innych elektrowni jądrowych, dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu, tak?
W planach z lat 80-tych było wybudowanie nawet pięciu elektrowni jądrowych w Polsce. Pierwszy miał być Żarnowiec, dalej Warta, Kujawy oraz dwie inne lokalizacje. Plany te, co prawda, wielokrotnie się zmieniały, ale władze PRL chciały zbudować elektrownie jądrowe o łącznej mocy około 10000 MW. Gdyby ten plan został zrealizowany, to teraz mielibyśmy 10000 MW elektrowni węglowych mniej.
Dla porównania – elektrownia Bełchatów ma moc 5100 MW, elektrownia Kozienice to 3000 MW, a Turów to 2000 MW. Czyli moglibyśmy uniknąć trzech wielkich elektrowni węglowych. Dodatkowo, w sąsiedztwie Bełchatowa i Turowa znajdują się monstrualnie wielkie kopalnie odkrywkowe.
Są jakieś jeszcze podobne przykłady?
Wyłączenie elektrowni jądrowej Indian Point w USA spowodowało zwiększenie spalania gazu, aby pokryć moc wyłączonej atomówki. Takich przykładów jest bardzo dużo.
Czy wierzysz że osoby i organizacje walczące dziś z energetyką jądrową w końcu zmienią swoje zdanie w tej kwestii?
Jasne! Znam wielu ludzi, którzy byli przeciwko budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu, a dziś żałują, że wtedy brali udział w protestach. Wielu z nich przyznaje, że nie miało odpowiedniej wiedzy na ten temat. Wierzyli w mity. Kiedy dowiedzieli się, jak jest naprawdę, zmienili zdanie. Niektórzy mówią nawet, że zostali po prostu oszukani.
Wiedza jest największym wrogiem ruchu antyatomowego, który wykorzystuje strach przed nieznanym. To naturalne, że ludzie boją się tego, czego nie znają. Antyatomowa retoryka wykorzystuje niewiedzę, by wzbudzać strach. Klasycznym przykładem jest straszenie tymi złymi odpadami z elektrowni atomowych.
Z tego powodu należy edukować, edukować i jeszcze raz edukować.
Czarnobyl nie jest radioaktywną pustynią
Według danych z końca zeszłego roku, obecnie energetykę jądrową w Polsce popiera aż 86% mieszkańców naszego kraju. A jeszcze w 2019 roku głosy za i przeciw rozkładały się mniej więcej po równo. Co twoim zdaniem sprawiło że tak wiele osób relatywnie krótkim czasie zmieniło swoje zdanie?
Zielony Atom powstał w 2019 roku (śmiech). A tak na poważnie… Powodów jest kilka.
Po pierwsze serial Czarnobyl pozwolił ludziom przypomnieć tę historię i przemyśleć na nowo. Ten serial świetnie pokazał, że katastrofa była spowodowana przez cały szereg patologii, jakie były skutkiem systemu komunistycznego i mogły mieć miejsce w Związku Radzieckim. Od tego czasu minęło już prawie 40 lat! Żyjemy w zupełnie innym świecie, gdzie jest zupełnie inna kultura bezpieczeństwa.
Kiedyś na hasło “elektrownia atomowa” ludzie od razu myśleli “Czarnobyl” i czuli obrzydliwy smak płynu Lugola. Te czasy już minęły. Strach zastąpiła ciekawość – w szczególności wśród młodego pokolenia, które z Czarnobyla zrobiło sobie miejsce wycieczek. Powstały nawet biura turystyczne, które przed wojną i epidemią regularnie organizowały wyjazdy do Czarnobyla nawet dla tysięcy ludzi. Mnóstwo ludzi zobaczyło na własne oczy, że Czarnobyl nie jest radioaktywną pustynią, a dookoła elektrowni dwugłowe mutanty jakoś nie biegają.
Po drugie Polacy zaakceptowali fakt, że era węgla się kończy. Przez całe dziesięciolecia dopłacaliśmy do nierentownych kopalń. I co nam to dało? Mamy w Polsce kilkanaście starzejących się elektrowni węglowych, które prędzej czy później trzeba będzie zamknąć. Wybudowanie elektrowni jądrowej to świetna opcja, w szczególności w Pątnowie czy Bełchatowie. Tamtejsi mieszkańcy są przyzwyczajeni do sąsiedztwa dużej elektrowni. Istnieje gotowa infrastruktura i jest tam dużo specjalistów. Wybudowanie atomówek w tych miejscach sprawi, że pracownicy przejdą ze starej elektrowni do nowej i dalej będą pracować w energetyce.
Po trzecie – rośnie świadomość ekologiczna. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że energetyka jądrowa jest wyjątkowo korzystna dla środowiska. Elektrownia atomowa nie dymi, nie śmierdzi, nie hałasuje, nie wypuszcza ścieków do wody, nie zatruwa środowiska w żaden sposób. Wszystkie odpady z takiej elektrowni są pod kontrolą i są bezpieczne.
Jednocześnie konieczność szybkiego ograniczania emisji gazów cieplarnianych działa na korzyść energetyki atomowej. Jest ona sprawdzonym i skutecznym sposobem dekarbonizacji. Francja ma mniejsze emisje gazów cieplarnianych niż Niemcy – i to o każdej porze dnia i nocy. Rzeczywistość pokazuje, że kraje, które postawiły na energetykę jądrową, mają zdecydowanie mniejsze emisje gazów cieplarnianych niż te, które z atomem walczą.
Zostało dużo pracy
Jeśli obecnie poparcie dla budowy elektrowni jądrowych w Polsce jest tak rekordowo wysokie, to może ta „wojna o atom” została już wygrana przez jego zwolenników, a ludzie tacy jak ty nie mają więcej nic do roboty?
Wyszliśmy na prowadzenie, ale nie wolno spoczywać na laurach. Wciąż jeszcze jest dużo pracy do zrobienia. Wciąż jest mnóstwo ludzi, którzy myślą, że nie wiadomo co robić z odpadami z elektrowni atomowych. Greenpeace już zapowiedział, że będzie się sprzeciwiał budowie elektrowni jądrowych w Polsce. Partia Zieloni tak samo. Jest cała masa innych organizacji, które wciąż rozsiewają fałszywe informacje o elektrowniach jądrowych. Tacy ludzie są zaskakująco aktywni w gminie Choczewo, gdzie ma powstać pierwsza polska elektrownia jądrowa.
mgr inż. Dominik Bieczyński, absolwent elektrotechniki i mechatroniki na Politechnice Poznańskiej. Autor strony Zielony Atom, gdzie popularyzuje wiedzę o energetyce, fizyce jądrowej, promieniotwórczości i komentuje wydarzenia związane z energetyką w Polsce i na świecie.
–
Zdjęcie: Jokue-photography/Shutterstock