Eksperci ostrzegają przed skutkami pandemii koronawirusa, która może zaszkodzić walce ze zmianami klimatycznymi. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) przestrzega, że kryzys związany z pojawieniem się wirusa może spowolnić transformację energetyczną, w tym rozwój źródeł odnawialnych. Naukowcy zajmujący się zrównoważonym rozwojem nie wykluczają natomiast, że emisje gazów cieplarnianych wzrosną ze względu na wymuszoną przez pandemię zmianę naszych zachowań: dłuższe pozostawanie w domach czy częstsze zakupy on-line.
Świat zmaga się z pandemią koronawirusa, co zmusza nas do zmian w codziennej aktywności: wiele osób rezygnuje z planowanych wcześniej podróży, wybiera lub jest kierowana do pracy pracy zdalnej (tzw. home office), a w kolejnych krajach zamykane są szkoły i uniwersytety. Inaczej wyglądać będą najprawdopodobniej protesty klimatyczne i zapewne – ze względu na ryzyko zarażenia – stałoby się to nawet bez apelu Grety Thunberg, by w trosce o osoby najbardziej zagrożone wirusem pozostać w domu i swój protest wyrazić np. w Internecie.
Po tym, jak epidemia uderzyła z całą siłą w Chiny, odnotowano tam znaczący spadek emisji dwutlenku węgla (wywołany spowolnieniem w chińskiej gospodarce), a także poziomów zanieczyszczeń powietrza. Wśród niektórych komentatorów pojawiły się więc głosy, że kryzys związany z wirusem pokazuje nam, że skoro mniej emisyjne życie jest możliwe, to i zmiana w kierunku niższych emisji na co dzień jest możliwa.
„Optymizm”, jeśli chodzi o spadki emisji, z którymi mamy dziś do czynienia, studzi jednak Międzynarodowa Agencja Energii (IEA), Eksperci organizacji twierdzą, że wirus może zaszkodzić walce ze zmianami klimatycznymi.
Koronawirus może spowolnić transformację
Jak podaje brytyjski „Guardian”, wspomniana agencja prognozuje co prawda spadek popytu na ropę naftową w najbliższym czasie, jednak zdaniem IEA będzie to jedynie tymczasowe.
Równocześnie spowolnienie w światowej gospodarce może opóźnić lub zatrzymać wiele projektów infrastrukturalnych, wpisujących się w strategie transformacji energetycznych poszczególnych państw. IEA pozostawia jednak promyk nadziei: rządy, chcące stymulować rozwój gospodarczy po niewykluczonym kryzysie, mogą to robić z myślą o transformacji energetycznej w kierunku źródeł nieemisyjnych.
Brytyjski dziennik przytacza oceny ekspertów z Bloomberg New Energy Finance (BNEF), którzy przed kilkoma dniami obniżyli prognozy wzrostu dla energii słonecznej o 8 procent. Według BNEF niewykluczone jest tym samym, że nadchodzący rok będzie pierwszym od lat 80-tych, w którym wzrost ten istotnie przyhamuje. Oczekiwany jest także spadek sprzedaży pojazdów elektrycznych.
Dziennikarze „Forbesa” zwracają natomiast uwagę na problem dostępu do technologii umożliwiających transformacje energetyczne. Całe rozwiązania lub ich poszczególne komponenty (m.in. w przypadku fotowoltaiki) pochodzą bezpośrednio z Chin, najsilniej dotkniętych przez pandemię koronawirusa. Do tej pory komunikaty dotyczące opóźnień w realizacji zleceń wydała m.in. chińska spółka Trina Solar.
Najbliższa przyszłość transformacji energetycznej zależy więc w dużej mierze od tego, w jakim stopniu i na jak długo pandemia zachwieje handlem międzynarodowym.
Kwarantanna niekoniecznie niskoemisyjna
Ostrożny sceptycyzm wobec chwilowego spadku emisji gazów cieplarnianych wyrażają także redaktorzy „Scientific American”, najstarszego czasopisma popularno-naukowego w Stanach Zjednoczonych. Przytaczają oni wypowiedzi naukowców i niedawne wyniki badań, według których zmiany w naszym codziennym życiu, wywołane pandemią koronawirusa, mogą zwiększyć emisje, pogłębiające problem zmian klimatycznych.
Jako jeden z najistotniejszych czynników prowadzących do spadku emisji wskazują oni ograniczenia w transporcie, wynikające z ograniczeń w funkcjonowaniu szkół, uniwersytetów, a także przechodzenia w tryb pracy zdalnej. Istotny spadek ruchu kołowego odnotowano w ostatnim czasie m.in. w Seattle i Nowym Jorku, a w odniesieniu do transportu publicznego – w San Francisco.
Cytowany przez czasopismo Christopher Jones, ekspert ds. polityk klimatycznych na Uniwersytecie Kalifornijskim, zwraca jednak uwagę, że telepraca nie zawsze musi wiązać się z mniejszym wpływem na klimat. To zależy od wielu czynników, wliczając w to warunki pogodowe, położenia geograficznego, ale i stylu życia pracownika.
Z kolei według Jacqueline Klopp, badaczki zajmującej się zrównoważonym rozwojem na Uniwersytecie Columbia, w przypadku niektórych osób pozostanie w domu może prowadzić do wzrostu zużycia energii – a co za tym idzie, emisji gazów cieplarnianych – ze względu na wzmożone używanie np. urządzeń elektronicznych.
Faktyczne emisje związane z zachowaniami osób – żyjących, jak by nie patrzeć, w stresującej sytuacji kryzysu – wydają się być trudne do oszacowania.
Zakupy w sieci: bezpieczniejsze, ale nie zawsze najlepsze dla klimatu
Wiele niepewności pozostawia także emisyjność zakupów za pośrednictwem Internetu, które wielu z nas wybiera w obawie przed wirusem. W Polsce przed kilkoma dniami zakupy on-line osobom szczególnie zagrożonym (w tym w odniesieniu do ludzi starszych) poleciło Ministerstwo Cyfryzacji. „Warto im pomagać na różne sposoby. Jeden z nich – zakupy online” – możemy przeczytać w czwartkowym komunikacie.
Według niedawnych badań – opublikowanych w czasopiśmie naukowym „Environmental Science & Technology” – wiele zależy w tym przypadku od odległości między punktem wysyłki a klientem, a także sposobem transportu. Wyniki te wskazują na zalety zakupów u tych sprzedawców, którzy swoją działalność prowadzą wielokanałowo – a więc zarówno stacjonarnie, jak i poprzez stronę internetową. Co należy podkreślić, badania te przeprowadzono w Wielkiej Brytanii i dotyczyły one sprzedaży produktów szybkozbywalnych (ang. FMCG, fast-moving consumer goods), w tym m.in. żywności i środków higieny.
Z ustaleń zespołu wynika, że zakupy w ramach sklepów wykorzystujących wiele kanałów sprzedaży (tj, takich, które oferują sprzedaż zarówno za pośrednictwem Internetu, jak i tradycyjnie) w większości analizowanych przypadków generowały mniej gazów cieplarnianych od zakupów tradycyjnych. Natomiast zakupy poprzez sklepy stricte internetowe (z dostawą bezpośrednio do klienta) generowały najczęściej większe emisje niż w przypadku tradycyjnej wizyty w sklepie.
Według autorów badania czynnikiem decydującym o wysokości emisji był sposób, w jaki produkt pokona ostatni odcinek drogi do klienta. Naukowcy sugerują przy tym, że wspomnianą różnicę można zmniejszyć, jeśli kurierzy na „ostatniej prostej” korzystać będzie z pojazdów elektrycznych (rowerów lub samochodów), zamiast tradycyjnych furgonetek. Korzystniejsze wyniki można również uzyskać, jeśli towar „ostatnią milę” pokona z kurierem pieszo, zwykłym rowerem lub komunikacją zbiorową.
_
Ze szczegółami wyników badań na temat zakupów on-line można zapoznać się tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/Ververidis Vasilis