Na działanie w sprawach zmian klimatu zostało coraz mniej czasu. Odpowiedzią może być mocna presja społeczna. Przykładem są działania grupy Extinction Rebellion.
15 kwietnia w wielu miejscach na świecie zaczął się „tydzień rebelii”. Za tą inicjatywą stoi międzynarodowy ruch „Extinction Rebellion” (XR), o którym na Smoglabie już coś niecoś pisaliśmy. Chodziło między innymi o ich akcję w brytyjskim parlamencie. Z najnowszych informacji: XR urządziło w tym tygodniu serię protestów na ulicach Londynu.
W Polsce XR też nie próżnuje: niedawno na targach Water Expo Poland 2019 protestowało przeciwko przekształceniu polskich rzek w kanały. (Zdjęcia z tego wydarzenia znajdziecie Państwo na profilu XR na facebooku.)
Z kolei w czwartek XR zorganizował pod warszawską elektrociepłownią Siekierki happening „Zderzenie z klimatem”:
[Więcej na temat czwartkowej akcji pod elektrociepłownią Siekierki informowaliśmy tutaj].
W swojej ulotce polska komórka XR apeluje:
Piszemy do Was w bardzo ważnej sprawie. Dążymy nieubłaganie ku katastrofie klimatycznej (pozostało nam zaledwie 11 lat żeby jej zapobiec!).
Dlaczego akurat 11 lat? Bo 2030 rok to okrągła data? Że niby co się stanie przez te jedenaście lat? Czy oni przypadkiem nie przesadzają?
Niestety, nie bardzo. Żeby się o tym przekonać, wystarczy połączyć informacje z doniesień naukowych z ostatniego roku.
Po pierwsze, te z artykułu „Trajectories of the Earth System in the Anthropocene” (pol. „Trajektorie systemu ziemskiego w antropocenie”), który ukazał się w sierpniu 2018 roku w prestiżowym Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) i zaraz po opublikowaniu odbił się bardzo szerokim echem. Więcej o tej publikacji można przeczytać na smoglabie, a także na portalu „Nauka o Klimacie”.
Autorzy pracy w PNAS ostrzegają, że jeśli nasza planeta ociepli się za bardzo, to w ziemskim systemie klimatycznym uruchomią się różne samonapędzające się procesy. Na przykład:
- Rozmarzająca wieloletnia zmarzlina (już nie nazywamy jej „wieczną”…) zacznie emitować ogromne ilości metanu, który jest silnym gazem cieplarnianym.
- Umrze amazońska dżungla i syberyjska tajga, bo dla obecnie rosnących gatunków roślin będzie tam za ciepło. A skoro nie będzie lasów, to nie będą pochłaniać dwutlenku węgla z powietrza.
- Wolna od lodu Arktyka będzie mniej odbijać, a więcej pochłaniać promieniowania słonecznego, przez co jeszcze szybciej będzie się ogrzewać.
A o tym co się stanie z oceanami, to w ogóle szkoda mówić… W dodatku jedne procesy będą napędzać inne. Taki szatański efekt domina.
Od niedawna wiemy też, że jeśli w atmosferze znajdzie się wystarczająco dużo dwutlenku węgla – czy to bezpośrednio na skutek naszych emisji, czy też z emisji naturalnych, które uruchomimy podgrzewając planetę, coś naprawdę fatalnego stanie się z chmurami. Konkretnie, z występującymi nad oceanem tzw. chmurami kłębiasto-warstwowymi. A przez to do powierzchni Ziemi będzie docierać więcej promieniowania słonecznego. W rezultacie, średnia temperatura powierzchni naszej planety może wzrosnąć o kolejne … 8°C.
W takiej sytuacji, jak już otworzymy tę klimatyczną puszkę Pandory, nawet zredukowanie naszych emisji gazów cieplarnianych do zera już nic nie pomoże.
A kiedy przekroczymy ów „punkt bez powrotu”? To nie jest pewne, ale najprawdopodobniej znajduje się on w okolicy ocieplenia o 2 °C w stosunku do sytuacji sprzed rewolucji przemysłowej.
Ale może jeszcze bliżej. Autorzy zwracają uwagę, że nawet jeśli zostanie osiągnięty cel Porozumienia Paryskiego – utrzymanie wzrostu średniej temperatury Ziemi na poziomie od 1.5 °C do 2.0 °C, to i tak nie można wykluczyć uruchomienia się wspomnianego wyżej katastrofalnego „efektu domina” – kaskady sprzężeń zwrotnych w ziemskim systemie klimatycznym. A to, jeśli się stanie, nieodwracalnie wepchnie naszą planetę do stanu o wiele mówiącej nazwie „Cieplarnianej Ziemi”. Krótko mówiąc, do piekła.
No dobrze, ale jeśli się stanie, to kiedy?
Otóż tego możemy dowiedzieć się z pracy o jakże sympatycznym i optymistycznym tytule „Global warming will happen faster than we think”, czyli „globalne ocieplenie będzie postępować szybciej, niż sądzimy”, która ukazała się w grudniu 2018 w Nature. Jej autorzy szacują, że przekroczenie progu ocieplenia o 1.5 °C nastąpi w roku 2030, a progu 2.0 °C – w 2045. (Osoby zainteresowane tym tematem odsyłam od oryginalnego artykułu, albo do portalu Nauka o Klimacie.)
Tak więc to, czy wydarzy się katastrofa klimatyczna, o której wspomina XR, z dużym prawdopodobieństwem będzie przesądzone gdzieś między tymi dwoma datami.
Ktoś może w tym miejscu protestować – dlaczego zatem XR mówi o tej najwcześniejszej, najbardziej pesymistycznej dacie? Moim zdaniem, XR postępuje jak najbardziej słusznie – przecież w tak ważnej, najważniejszej wręcz sprawie chyba lepiej być zbyt ostrożnym niż zbyt niefrasobliwym, prawda?
Czyli co? Czy w którejś chwili za te 11-26 lat świat się rozleci? Nastąpi jakaś straszna apokalipsa i wszyscy zginiemy?
Nie. Nic szczególnie specjalnego ani gwałtownego zapewne się nie zdarzy. Ale też nawet nie zauważymy, kiedy już będzie za późno. Będzie tak, jak w bardzo obrazowym przykładzie, który często przywołuje Marcin Popkiewicz.
Wyobraźcie sobie że płyniemy w jakimś czółnie czy kajaku dużą, szeroką rzeką. Przed nami wielki wodospad. Już go słyszymy, coraz głośniej. Jeszcze mamy czas by wiosłować do brzegu i ocalić życie. Jeśli jednak będziemy zwlekać za długo, przekroczymy „punkt bez powrotu”, i już nic nas nie uratuje.
Nie wiemy gdzie „punkt bez powrotu” dokładnie się znajduje. To zresztą zależy od tego, jak szybko jesteśmy w stanie wiosłować. Ale wiemy, że gdzieś jest. I gdzie mniej więcej. Mijając ten krytyczny punkt, nie zauważymy nic niezwykłego. Tylko wodospad huczy coraz głośniej i głośniej.
Jeszcze bardziej drastyczne jest porównanie którego autorem jest chyba Profesor Szymon Malinowski. Jeśli stoimy przed plutonem egzekucyjnym, to nas los jest przesądzony nie w chwili, kiedy kule nas dosięgają, ale wtedy, kiedy członkowie plutonu pociągną za spust, prawda? Przez ten ułamek sekundy, kiedy kula leci w naszą stronę, wszystko jest jeszcze ok.
XR przypomina również:
Antropocen, czyli trwająca obecnie epoka, przybiera postać szóstego masowego wymierania. To już się dzieje.
Owszem. Nie tylko z niedźwiedziami polarnymi, gepardami czy orangutanami. Nawet z owadami. A przecież bez owadów będzie nam bardzo trudno przeżyć. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o pszczoły.
Jak napisał parę dni temu w godnym polecenia artykule George Monbiot, tylko bunt, masowe akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa (na przykład takie jak ta z Londynu) mogą zapobiec środowiskowej apokalipsie. Jesteśmy skazani tylko na siebie – nie ma żadnych „ich” którzy zjawią się w odpowiedniej chwili, by nas uratować przed skutkami naszego dotychczasowego szaleństwa. Na pewno nie zrobi tego obecna klasa polityczna.
Nie zrobi też tego Extinction Rebellion, jeśli większość z nas będzie się ich działaniom po prostu biernie przyglądać.
Postscriptum
Osoby należące do polskiej komórki XR proszą też o pomoc i wsparcie:
Tydzień międzynarodowej rebelii rozpocznie się w poniedziałek 15 kwietnia. Potrzebujemy zalać całe miasto ulotkami i plakatami rebelii. Pomóż nam roznieść wieść. Jesteśmy ruchem non-profit, bez budżetu, opierającym się na dobrowolnej pracy zwykłych ludzi którym nieobojętna jest przyszłość naszej planety. Czy pomożecie nam wydrukować plakaty i naklejki?
Gdyby kogoś przestraszyły lub wręcz przeraziły, albo po prostu zniechęciły sformułowania takie jak „rebelia” lub „powstanie” obecne w manifestach i ulotkach XR, to uspokajam, że jest to ruch pokojowy. Jak pisze XR:
Działamy bez użycia przemocy, co jest najbardziej efektywnym sposobem wprowadzania zmian
Co oczywiście nie wyklucza obywatelskiego nieposłuszeństwa.